Strony

niedziela, 26 września 2021

"Kordian i cham" z Markowej

Pomnik rodziny Ulmów w Markowej

Józef Ulma z Markowej był rówieśnikiem i imiennikiem mojego dziadka Józefa i podobnie jak on był rolnikiem, pszczelarzem, sadownikiem, ludowcem, ojcem sześciorga dzieci narodzonych. Tych podobieństw być może dałoby się znaleźć więcej, jednak dotychczas publikowane życiorysy Sługi Bożego są dość skąpe. 

Autoportret Józefa Ulmy
Józef Ulma urodził 2 marca 1900 r. w Markowej w ubogiej rodzinie włościańskiej Marcina i Franciszki z domu Kluz. W 1911 r. ukończył czteroklasową szkołę powszechną. W wieku 17 lat wpłacając przypisane dwie korony, został członkiem Związku Mszalnego Diecezji Przemyskiej. Następnie zaangażował się w działalność Stowarzyszenia Młodzieży Katolickiej. W wieku dwudziestu jeden lat został powołany do służby wojskowej (mój dziadek starszy o dwa miesiące zaznał jeszcze „wojny austriackiej”). Służył w Grodnie w latach 1921-1922. 


W 1928 roku rozpoczął działalność w Związku Młodzieży Wiejskiej RP „Wici”, a w 1930 r. został przewodniczącym Komisji Wychowania Rolniczego przy powiatowym zarządzie tej organizacji. Jako trzydziestolatek ukończył z wynikiem bardzo dobrym dwa pięciomiesięczne kursy państwowej szkoły rolniczej w Pilźnie. Należał do Kółka Rolniczego i Spółdzielni Zdrowia. Okresowo był kierownikiem Spółdzielni Mleczarskiej w Markowej. 
Artykuł Józefa Ulmy w czasopiśmie "Wici"
wg art. Mateusza Szpytmy "Kaźń rodziny Ulmów"

Wiciarska działalność stała się przyczyną otwartego konfliktu między Józefem a miejscowym proboszczem ks. Władysławem Tryczyńskim, który podobnie jak większość polskiego duchowieństwa w tym czasie uznawał ruch ludowy za komunizujący i antyklerykalny. Nie wpłynęło to jednak na religijność Józefa, który pozostał wiernym synem Kościoła i pogłębiał swoją wiarę, czytając Biblię. W Piśmie Świętym należącym do Józefa znaleziono zakreśloną ołówkiem przypowieść o miłosiernym Samarytaninie i komentarz „Tak”.

Pismo Święte Józefa Ulmy otwarte na znamiennej przypowieści

Józef generalnie dużo czytał i był człowiekiem ciekawym świata. Ciągle zdobywał wiedzę z różnych czasopism („Wiedza i Życie”, „Wiadomości Rolnicze”) i broszur, interesując się zdobyczami techniki i nauki ich zastosowaniem w życiu codziennymi (radio, fotografia, elektryczność). Propagował ogrodnictwo i uprawę warzyw, m.in. jako pierwszy w Markowej stworzył szkółkę drzew owocowych. Zajmował się także pszczelarstwem i hodowlą jedwabników. Jego największą pasją była fotografia – pozostawił po sobie setki zdjęć – przy czym zapiski na niektórych świadczą, że starał się doskonalić warsztat i technikę. 

Fotografie Józefa Ulmy w markowskim muzeum

7 lipca 1935 roku poślubił Wiktorię Niemczak młodszą od niego o 12 lat (urodzona 10 grudnia 1912 r. w Markowej). Poznał ją na zebraniu ZMW „Wici” i oświadczył się na kilka miesięcy przed ceremonią ślubną. Do 1935 r. Józef mieszkał wraz z rodzicami w Markowej w domu pod numerem 727, który sąsiadował z domem Chaima Goldmana. Po ślubie, który odbył się w markowskiej parafii pw. Św. Doroty, młoda para zamieszkała w małym domku na obrzeżach wsi. 

Kościół pw. św. Doroty w Markowej

Mieli niecały hektar ziemi, a część tego areału Józef przeznaczył na szkółkę drzew owocowych. Małżonkowie doczekali się szóstki dzieci — trzech dziewczynek i trzech chłopców. W momencie  śmierci 24 marca 1944 r. oczekiwali siódmego dziecka. Jako ojciec rodziny Józef nadal udzielał się społecznie i kulturalnie. 

Aktorzy z Markowej w środkowym rzędzie pierwszy od prawej Leon Kruczkowski

W 1937 roku kółko teatralne w Markowej wystawiło „Kordiana i chama” wg powieści Leona Kruczkowskiego, który osobiście oglądał markowską inscenizację. Józef grał w niej pańszczyźnianego chłopa Adamusa, udręczonego przez szykany dzierżawcy wsi Czartkowskiego.

Żniwa na fotografii Józefa Ulmy

Ulmowie w przededniu wojny chcieli przenieść się do Wojsławic koło Sokala, gdzie w 1938 r. zakupili 5 hektarów ziemi. Gdy wybuchła wojna, Ulma wziął udział w kampanii wrześniowej. We wrześniu 1940 roku Józef wnioskował do władz niemieckich o zezwolenia na przewóz do Markowej zboża zebranego w Wojsławicach, które były wówczas na terenie okupowanym przez Niemcy.

Odtworzona kryjówka Żydów na strychu domu Szylarów w skansenie w Markowej
Oddzielona od reszty strychu ścianką z uli i słomą

Podczas okupacji Józef Ulma zaangażował się w pomoc eksterminowanym Żydom. Prawdopodobnie w drugiej połowie 1942 roku przyjął pod swój dach ośmioro żydowskich uciekinierów. 24 marca 1944 na skutek donosu, niemieccy żandarmi z posterunku w Łańcucie rozstrzelali siedemnaście osób: całą rodzinę Ulmów i ukrywanych przez nich Żydów. Ofiary pogrzebano w dołach przy domu Ulmów.

Postulator procesu beatyfikacyjnego Ulmów ks. dr Witold Burda przy grobie rodziny

W styczniu 1945 roku, szczątki Ulmów ekshumowano i pochowano na cmentarzu parafialnym w Markowej. Zwłoki zamordowanych Żydów zostały ekshumowane w lutym 1947 roku i przeniesione na Cmentarz Ofiar Hitleryzmu w Jagielle–Niechciałkach.

Markowa w 1944 roku na zdjęciach lotniczych Wehrmachtu 

13 września 1995 Józef Ulma został wraz z żoną pośmiertnie odznaczony medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. 24 marca 2004 w Markowej odsłonięto poświęcony im pomnik. 17 września 2003 biskup pelpliński Jan Bernard Szlaga otworzył proces beatyfikacyjny 122 polskich męczenników z okresu II wojny światowej, wśród których znaleźli się Józef i Wiktoria Ulmowie z dziećmi. 
Dom i sad Józefa i Wiktorii Ulmów na zdjęciach lotniczych Wehrmachtu 
16 sierpnia 1944 r. - 5 miesięcy po śmierci rodziny Ulmów i ukrywanych przez nich Żydów

20 lutego 2017 Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych Stolicy Apostolskiej wyraziła zgodę na wyłączenie jako odrębnej sprawy Sług Bożych Józefa i Wiktorii Ulmów i ich siedmiorga dzieci oraz prowadzenie jej przez Archidiecezję Przemyską.

Zagroda Ulmów na fotografii Józefa i miejsce po niej

17 marca 2016 roku otwarto w Markowej Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II Wojny Światowej im. Rodziny Ulmów.

Sad Pamięci i muzeum w Markowej

Podczas odwiedzin w markowskim muzeum naszła mnie taka refleksja – dlaczego tak późno przypominamy o tych bohaterskich ludziach? Dlaczego niekiedy tak długo te sprawy były ukryte? Mój dziadek Józef nie ukrywał Żydów. Brał udział w wywózce Żydów z Czudca do rzeszowskiego getta w 1942 roku, na wezwanie władz okupacyjnych. W domu babcinej siostry ukrywano Żyda – uciekiniera z obozu w Bełżcu. Mimo tego, że w tej akcji brało udział kilka rodzin z mojej wioski, dowiedziałem się o tym dopiero z książki  "Zagłada i gehenna ocalenia". Autor Jan Prokopowicz  wydał ją dopiero w 2015 roku na podstawie zapisków swojej zmarłej żony Zofii z domu Bury (córki ciotecznej babci). Jej nazwisko znalazło się liście osób pomagającym Żydom przed markowskim muzeum. 

Upamiętnienie Zofii Bury Prokopowicz i jej ojca Władysława
(druga i trzecia tabliczka od prawej u góry)

W przypadku Ulmów inicjatorem wniosku do Yad Vashem był bratanek Wiktorii – Stanisław Niemczak. 28 kwietnia 1993 r. napisał z prośbą o informację co do wymaganych procedur do Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie. Po rozpoznaniu jego informacji 25 maja 1994 r. Główna Komisja Badania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu IPN skierowała do Instytutu Yad Vashem wniosek o pośmiertne uhonorowanie Medalem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata śp. Józefa i Wiktorię Ulmów. Medal został przyznany 13 września 1995 r. 

Dom Szylarów w skansenie w Markowej — tutaj też ukrywano Żydów
Konstrukcja przysłupowa typowa dla domów Głuchoniemców

Trzy lata wcześniej - 11 lutego 1992 roku tytuł Sprawiedliwych otrzymała rodzina Szylarów z Markowej ukrywająca siedmioosobową rodzinę Weltzów.

Korzystałem z materiałów:
"Sprawiedliwi i ich świat. Markowa w fotografii Józefa Ulmy" autorstwa  Mateusza Szpytmy
"Rodzina Ulmów" autorstwa  Jarosława Szarka i Mateusza Szpytmy
Dodatku do Tygodnika Powszechnego DODATEK: ULMOWIE – POLSCY SPRAWIEDLIWI
Jak ktoś woli to tu jest wersja PDF na stronie IPN

9 komentarzy:

Anonimowy pisze...

"W 1937 roku kółko teatralne w Markowej wystawiło „Kordiana i chama” wg powieści Leona Kruczkowskiego, który osobiście oglądał markowską inscenizację. Józef grał w niej pańszczyźnianego chłopa Adamusa, udręczonego przez szykany dzierżawcy wsi Czartkowskiego."


Jakże symptomatyczne. Markowa i okoliczne wsie były matecznikiem ruchu ludowego, prześladowanego przez władze i kościół. Fakt, że wystawiano tam właśnie tę sztukę - będącą polemiką z arkadyjskim, "podromantyzowanym" i całkowicie zmanipulowanym obrazem polskiej wsi, nie jest przypadkiem. Intrygującym wielce jawi się obecność Kruczkowskiego na próbach tej sztuki(bardzo interesujące zdjęcie). Pikanterii sytuacji dodaje fakt, iż nazwisko "Ulm" jest jednoznacznie proweniencji niemieckiej, podobnie zresztą jak nazwy wsi typu Markowa, Albigowa... To z kolei pozostałość po osadnictwie głuchoniemieckim.
Ciekawym czy w Muzeum o tych sprawach jest jakaś wzmianka, czy też wszystko jest "podrasowane" pod nutę jednolicie patriotyczną, beż żadnych światłocieni?


Pozdrawiam,


Artur Ziaja

Stanisław Kucharzyk pisze...

Odpowiedź na Pańskie pytanie jest dość złożona i w zależności od tego co i jak szybko Pan ogląda może być różna.
Na Markową trzeba by poświęcić kilka godzin, oglądając zarówno skansen i muzeum, ale też zaglądając na cmentarz (chociażby po to aby zobaczyć porażającą ilość niemieckobrzmiących nazwisk na nagrobkach). Wszystkie te obiekty są po sąsiedzku, dobrze skomunikowane – spacerkiem po 5 minut jeden od drugiego i od dużego parkingu. Ja niestety nie miałem tego komfortu, bo byłem z grupą, co miało też swoje dobre strony, bo byliśmy ekstra obsłużeni przez przewodnika w skansenie. Ale za to na muzeum było za mało czasu. W skansenie – bardzo pięknym chociaż małym, można się dowiedzieć bardzo dużo o historii Markowej, Głuchoniemcach i o ruchu ludowym też. Trochę też o rodzinie Szylarów – chyba nic o Ulmach. Może kiedyś zrobię osobny wpis o tym obiekcie bo warto. Skansen prowadzony jest zresztą głównie społecznie (albo i wyłącznie społecznie) przez zaangażowanych Markowian (czyli tradycje wiejskiej wspólnoty kwitną).
Muzeum moim zdaniem jest trochę „przegadane” – chciano tam poruszyć na małej przestrzeni zbyt wiele wątków na raz, przez to chyba trochę ginie główne przesłanie. Przesłanie dość dobrze wyrażone przez metaforę bryły budynku. Przemieszczamy się od domu - archetypu schronienia, rodziny, bezpieczeństwa, do wąskiej szczeliny ostatecznego wyboru, niewiadomego, śmierci, a może ocalenia, bohaterstwa lub zdrady. Ten, pod względem estetycznym, brzydki budynek, istotnie mówi. Wnętrze tylko „zagaduje człowieka” wielogłosem jak dzisiejsze media. Jest tam też głos o szmalcownikach, o osobach współpracujących z Niemcami w zagładzie, także tych z Markowej. Bardzo podobał mi się prezentowany tam materiał filmowy o Szylarach (link powyżej). O rozterkach, którą ta rodzina przeżyła po śmierci Ulmów. Chociaż jest to trochę spłycone bo w innych materiałach możemy się doczytać że matka Helena tuż po zabójstwie Ulmów zażądała, aby Weltzowie wynosili się z ich domu i w końcu przypłaciła wojnę i okupację chorobą psychiczną. Jeśli będę miał kiedyś szansę to odwiedzę muzeum raz jeszcze i przenalizuję poszczególne wątki. Ale tak jak piszę – jak dla mnie jest tam za dużo materiałów – prezentowanych niekiedy „drobną czcionką”. Na pewno muzeum nie sili się na podsumowanie statystyczne – ile Żydów uratowano, ilu Polaków było szmalcownikami, ilu było obojętnych, ilu pomagało. Zaskakujące (dla mnie) jak mało wiadomo na ten temat jeśli analizuje się prace historyków. Podobnie jak większość popularnych prezentacji na ten temat muzeum operuje symbolem, przykładem – owszem niejednoznacznym, nienachalnym, ale uciekającym od uogólnień czy „rozliczeniowych podsumowań”

Anonimowy pisze...

Jak rozumiem niektórzy zaczną niedługo twierdzić, że to niemiecki fotograf amator ratował Żydów przed nazistami... A kim byli naziści? Wiadomo Polacy, przecież obozy zagłady są polskie...
gw

Stanisław Kucharzyk pisze...

Myślę, że absolutnie nikt nie będzie tak mówił o Józefie Ulmie. To że był z pochodzenia Głuchoniemcem to fakt. To, że był Polakiem i katolikiem to też fakt. Natomiast już pojawiły się mniej lub bardziej rzetelne, lecz mocno krytyczne głosy u Muzeum w Markowej np. taki -klik czy taki

Beskidnick pisze...

Nazwisko panieńskie mojej Mamy to Pyrda, zakładam ze od niemieckiego pferd. W czasie okupacji dziadek był świadkiem likwidacji tarnowskiego getta (przed wojną jako młody chłopak pracował u Zydów). Takie losy. Pamiętam jak miał łzy w oczach na wspomnienie pewnej żydowskiej dziewczyny która ewidentnie wpadła mu w oko, a którą zamordowano na ulicach Tarnowa.

A co do ruchu ludowego... Warto też wspomnieć o niechlubnej roli wójta Gręboszowa w powstaniu dramatu "Klątwa" a po szczegóły odsyłam do książki Franciszka Ziejki.

Anonimowy pisze...

Gra idzie o 300 miliardów dolarów, więc nie dziwią głosy krytyczne o Muzeum w Markowej,które zaburza odpowiednią, jedynie słuszną narrację. Niech Pan nie będzie zaskoczony, gdy zostanie przywołany w którymś z takich artykułów Pański Dziadek jako współsprawca Zagłady...
gw

Anonimowy pisze...

"Warto też wspomnieć o niechlubnej roli wójta Gręboszowa w powstaniu dramatu "Klątwa"...."


A na czym ona polegała?

Pozdrawiam,


AZ

Stanisław Kucharzyk pisze...

Co ciekawe pierwsze publikowane informacje o ofierze rodziny Ulmów pojawiały się w artykułach i książkach dotyczących ludowego ruchu oporu podczas II wojny światowej np.:
Władysława Fołty "Ruch ludowy w Przeworskiem." z 1975 roku
Kazimierza Przybysza K. (1983). Chłopi polscy wobec okupacji hitlerowskiej 1939-1945: zachowania i postawy polityczne na terenach Generalnego Gubernatorstwa.
Kazimierza Przybysza i Andrzeja Wojtasa "Bataliony Chłopskie "z 1985 r:

Stanisław Kucharzyk pisze...

I chyba najwcześniejsza wzmianka (pod błędnym imieniem Jan Ulma) - "Roczniki dziejów ruchu ludowego" z 1970 roku