Strony

czwartek, 22 listopada 2018

Połoniny - zarastają czy nie zarastają?

Przed wojną około 75% połonin było tylko wypasanych, 25% dodatkowo koszono. Według Wiktora Schramma klik> do początku XX wieku wypasano tu niewielkie, wytrzymałe bydło "tutejsze" barwy burobrunatnej, poprzez żółtą aż do jasnopłowej i siwostalowej, wypierane stopniowo przez "kulturalniejsze" czerwonołaciate bydło sanockie, typowe dla terenów niższych. Potem propagowano simentale gorzej przystosowywane do miejscowych warunków i bydło czerwone polskie.
Brązowe bydło karpackie w węgierskim ZOO (dwie sztuki z prawej),
z lewej jałówka bydła węgierskiego

Jak naukowe opisy Schramma (człowieka tutejszego) mają się do poetycko-naukowych, dziewiętnastowiecznych wywodów Wincentego Pola, który pisał z kolei: trzy rasy stepowego bydła, węgierskiego, wołoskiego i podolskiego wołu, zetknęły się na Beskidzie, a odrębny rodzaj paszy wydał tak zwane werhowyskie woły. Ani wół z kampanii rzymskiej nie jest okazalszy: rogi i kształt biorą od węgierskich wołów, ale wagę, budowę kości i ogrom biorą od podolskiego wołu. Gdy spojrzy na stado takich werchowyskich wołów, zdaje się jak gdyby z suchego lasu wychodziły, tak ogromne sterczą ponad stadem rogi, przytem ma to bydło wielkie zalety, bo z ręki przez długą zimę chowane jest łagodne, uczne, nakłada się łatwo do jarzma, jest w orce spore, bo ma krok bardzo duży, nie bodzie i nie ma narowów. 
Z pewnością werchowyskie woły Wicentego Pola w międzywojennych Bieszczadach
 były już tylko odległym wspomnieniem, ale bydła nie brakowało
Wypasano tych zwierząt wiele, stada liczone były w setkach sztuk. Intensywny wypas prowadził nie tylko do znacznego wyjałowienia pastwisk połoninowych, ale również do niszczenia przyległych lasów i stopniowego obniżania górnej granicy lasu miejscami nawet o 200-300 metrów w pionie.  Po drugiej wojnie światowej chociaż człowiek wrócił w Bieszczady z wypasem w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku klik>, to połoniny pozostały bez użytkowania.
O ile doliny i łąki bieszczadzkie po zaprzestaniu użytkowania zarastają stosunkowo szybko, o tyle górna granica lasu bukowego w Bieszczadach po zaprzestaniu wypasów po II wojnie światowej wędruje do góry bardzo wolno. Powrót lasu do maksymalnej pierwotnej wysokości ok. 1250 m n.p.m. (tak jak na płd. zboczach wielkiej Rawki), będzie trwał znacznie dłużej niż trwało odlesianie. Lasy bukowe i jaworowe zajmują dzisiaj około 12% dziewiętnastowiecznej powierzchni połonin, mozolnie wspinając się pod górę w tempie liczonym na dekady.
Jednak stosunkowo szybko (już w latach 50-tych ubiegłego wieku) czyli tuż po ustąpieniu wypasów i zaprzestaniu koszenia na połoniny weszły zarośla olszy zielonej i jarzębiny i zajmują dziś około 8% pierwotnego areału połonin (przed wojną zajmowały około 3,5%). Tych zarośli powoli przybywa, ale nie jest to już teraz proces szybki, poza tym pojawiają się prawie wyłącznie na północnych zboczach. Są to zresztą bardzo cenne pod względem ekologicznym zbiorowiska roślinne, chociaż niekiedy przysłaniają widoczki. Wszystkie bieszczadzkie zarośla połoninowe z jarzębiną i olsza zieloną wymienione są w Czerwonej Księdze Województwa Podkarpackiego klik>.
Zmienił się natomiast bardzo charakter zbiorowisk połoninowych, na których niegdyś dominowały niskie i ubogie bliźniczyska, a dziś falują bujne łany trzcinników i śmiałka darniowego.
Więcej na temat zarastania połonin w artykule "Dynamika górnej granicy lasu w Bieszczadach Zachodnich–zmiany w ciągu półtora wieku klik>"
Poniżej sami możecie sprawdzić jak to jest zarastaniem Wielkiej Rawki w ciągu 50 lat. Przesuwając suwak można przenieść się w czasie ;-)  A tutaj w większej rozdzielczości klik> 

22 komentarze:

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Świetny ten suwak:-) to Twoja robota?
Czy ten proces zarastania połonin jest pożądany?
Mam przed oczami rumuńskie połoninne pastwiska, gładziutkie, wyskubane do najmniejszej trawki, stada owiec, krów, koni, wiosną intensywnie zielone, pod koniec lata spłowiałe, bure, dla mnie takie połoniny są najpiękniejsze:-) pozdrawiam serdecznie.

Beskidnick pisze...

Właśnie, podpisuję się pod pytaniem Marii. Co stoi na przeszkodzie powrotu wypasu w te tereny?

Stanisław Kucharzyk pisze...

Po pierwsze bardzo Wam dziękuję za dyskusję pod postem, a nie na FB. Podkłady zdjęć lotniczych z zasobów parkowych, opracowanie moje za pomocą witryny https://juxtapose.knightlab.com/. Zdobyłem jeszcze starsze zdjęcie lotnicze z 1955 roku i to jest dopiero czad - na Rawce nie ma jeszcze widocznej ścieżki szlaku turystycznego! jest tylko stara droga. Co do połonin rumuńskich intensywnie wypasanych jeszcze teraz, to tak wyglądały ukraińskie połoniny 30 lat temu i bieszczadzkie 80 lat temu (patrz krówki na Haliczu). Widokowo pewnie ładne, przyrodniczo dość monotonne, gospodarczo fatalne zupełnie. Chociaż dziś bliźniczyska są hołubione przez EU jako siedlisko priorytetowe (przynajmniej te płaty ze storczykami) to przed wojną o tzw. walka z psiarą i szczawą (czyli wyjałowieniem ogromnych połaci a przenawożeniem punktowym) stanowiła istotny problem gospodarki pasterskiej. Walery Swederski łąkarz pisał tak w 1938 roku: Bez mała trzy czwarte całej użytkowanej powierzchni łąkowo-pastwiskowej w Karpatach Wschodnich
stanowią łąki i pastwiska skrajnie zaniedbane, silnie zachwaszczone, o glebie jałowej, porośniętej głównie przez bliźniczkę wyprostowaną, zwaną pospolicie psiarką. Łąki takie już z daleka można poznać po płowym kolorze ich runi, który nadaje im właśnie psiarka. Łąki opanowane tym dokuczliwym chwastem są jednokośne i dostarczają z 1 hektara średnio około 20 kwintali bardzo lichego siana, zawierającego do 90% psiarki. Nic więc dziwnego, że niemal każde gospodarstwo górskie cierpi stale na brak paszy zimowej. Należy zatem dążyć do otrzymania na łąkach i pastwiskach znacznie wyższych plonów siana o możliwie dużej wartości odżywczej. Osiągnąć to można stosunkowo łatwo przez odpowiednie nawożenie tych kultur. Liche łąki opanowane przez psiarkę wymagają przede wszystkim obfitego nawożenia organicznego

Stanisław Kucharzyk pisze...

Co stoi na przeszkodzie powrotu wypasu?
Na przeszkodzie powrotu wypasu generalnie w góry praktycznie w całej Europie, nie tylko w Bieszczadach, stoją uwarunkowania gospodarcze i inny model życia dzisiejszych ludzi (stąd bliźniczyska na europejskiej liście rarytasów). Jeśli tyle pastwisk, łąk, a nawet gruntów ornych w dostępniejszych terenach pogórza i nizin zarasta lasem, jeśli trawa z tylu tysięcy hektarów jest mulczowana, albo gnije w pokosach, albo gnije w balotach, to po kiego grzyba włóczyć owce i bydło po górach? To nie znaczy, że za 20, 50, xx lat, to się nie zmieni, nie odwróci, ale dziś to tylko Bóg wie. A gdyby chciał to nawet objawić to gdzie dziś znajdzie pastuszków lub pastuszki?

Stanisław Kucharzyk pisze...

Czy proces zarastania połonin jest pożądany?
Wszystko zależy z jakiego punktu widzenia patrzymy:
1. Pamiętam jak zacząłem pracę w Parku to dla mnie najbardziej fascynująca w Bieszczadach była górna granica lasu, dlaczego tak nisko, dlaczego nie ma świerkowych borów górnoreglowych, o ile człowiek obniżył górną granice lasu, czy przed wypasem były połoniny, a jeśli były to jak duże. Wydawało mi się, że na te pytania odpowie czas i spontaniczne procesy renaturalizacji. Dziś myślę trochę inaczej bo chociaż wszystko płynie, to nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki (to znaczy to co się odtworzy nie będzie raczej tym samym układem, który zniszczyło wielowiekowe pasterstwo). W każdym razie z naukowego punktu widzenia śledzenie "zarastania" połonin jest nadal fascynujące (nie tylko dla mnie klik

Stanisław Kucharzyk pisze...

2. Dla miłośników różnorodności biologicznej "zarastanie" połonin to znaczny wzrost bogactwa zbiorowisk roślinnych bo takie przejściowe stadia sukcesyjne tworzą największy "patchwork"
3. Dla miłośników naturalności "zarastanie" to powolne odtworzenie naturalnych układów sprzed wypasu kiedy prawdopodobnie ponad górną granicą lasów jaworowo-bukowych sięgających 1200-1250 m n.p.m. był mniej lub bardziej szeroki pas zarośli olszy zielonej i jarzębin.

Stanisław Kucharzyk pisze...

4. Dla miłośników szerokich, otwartych widoków każde dodatkowe drzewko i krzaczek przysłaniający widok stanowi problem, ale ślimacze tempo ekspansji buczyn i ograniczona przestrzennie ekspansja zarośli jarzębinowych, jeszcze przez wiele dziesięcioleci nie przesłoni nam widoków. Zresztą najwyższe części połonin powinny pozostać bezleśne nawet za... no właśnie, a jak się zmieni klimat albo uwarunkowania gospodarcze? W skali dłuższej niż 20-30 lat nasze gdybania są raczej mało użyteczne.
5. Dla miłośników owieczek na połoninach - cóż być może uda się zrealizować w ograniczonym powierzchniowo zakresie (na części Połoniny Wetlińskiej) tzw wypas kulturowy płacąc ludziom, aby zechcieli tam wypasać. Niesie to też jednak określone konsekwencje przyrodnicze jak np. konieczność ochrony stada przed drapieżnikami (a to w końcu ich dom).
6. Jest jeszcze grupa Laudator temporis acti (w słowniku miejskim kurła, kiedyś to było), cóż dla nich każda zmiana będzie problemem.

Anonimowy pisze...

Staszku - świetnie wyjaśnione;-) A suwak - ekstra! Baśka Ć.

Kuba Grom pisze...

Coś odrasta, bo nie jest zgryzane, coś zanika bo zarasta. Naturalna kolej rzeczy. Byle tylko zachowały się najcenniejsze fragmenty zbiorowisk. Może faktycznie miejscami jeszcze się będzie wprowadzać wypas dla zachowania niezarośniętych muraw na niższych partiach.
Czytałem kiedyś o podobnym problemie w Pieninach - utworzono na łąkach rezerwat dla ochrony motyla niepylaka apollo, zaprzestano więc tam wypasu i łąki zaczęły zarastać krzewami i wysokim zielskiem. W wysokiej murawie przestał rosnąć rozchodnik olbrzymi, na którym żyły gąsienice niepylaka. I pojawiło się pytanie, czy dalej chronić przed wypasem łąki, które w zasadzie były tworem sztucznym na tej wysokości, i jaki element przyrody jest ważniejszy.

Stanisław Kucharzyk pisze...

Masz rację, że warto się starać o zachowanie zbiorowisk, które uznamy za wartościowe z jakichś względów tyle że czasami jest to bardzo trudne. Nie da się np. odtworzyć osuszonego torfowiska wysokiego jeśli proces murszenia torfu jest zaawansowany. Bardzo trudne jest też takie wykalibrowanie wypasu, żeby wróciły cenne bliźniczyska a połoninowych muraw już praktycznie nie ma - klik> .

Stanisław Kucharzyk pisze...

Co do Pienin - to trochę nie tak jak piszesz - znam temat bo brałem udział w badaniach nad zarastaniem tamtejszych polan jeszcze jako student klik> . Po utworzeniu Parku Pienińskiego objęto ochroną również sporo lasów i polan prywatnych, ale nikt nie zakazywał tam wypasu czy koszenia. Wprost przeciwnie Park zachęcał do utrzymywania tradycyjnych praktyk rolniczych tyle, że właściciele sami rezygnowali z powodu nieopłacalności (a zwróć uwagę, że to dużo niższe góry niż Bieszczady). Park wobec tego, że znikały cenne zbiorowiska i stanowiska gatunków związanych z terenami otwartymi wykupił albo wydzierżawił część najcenniejszych łąk i prowadzi dziś kosztowne i pracochłonne zabiegi ochrony aktywnej klik> . I pomyśleć, że kiedyś analogiczne działania po prostu wymuszała bida i głód ziemi. Jeśli chodzi o niepylaka to owszem jego zanik był związany z zarastaniem stanowisk rozchodników roślin pokarmowych gąsienic, aczkolwiek był to tylko jeden z 14 czynników odpowiedzialnych za wymieranie populacji klik> .

Maciej Majewski pisze...

Górna granica lasu to bardzo interesująca sprawa (nawet dla kogoś kto nie jest biologiem ani botanikiem). W Bieszczadach zawsze intrygowało mnie to, że często granica lasu była jakby wycięta siekierą - kończyła się na całkiem wysokich drzewach, a przecież natura nie jest od linijki i przeważnie widać tu pewną płynność. Jedyne przypadki które mogły by podchodzić pod wyjątek to stoki regularnie koszone przez lawiny co mogło by niszczyć płynne karlenie drzewostanu. Swego czasu zastanawiałem się, czy znawcy nie stosują czasem pojęcia "piętra przejściowego". bo czasem natrafiałem na miejsca gdzie trudno było stwierdzić czy to jeszcze regiel, czy piętro kosodrzewiny/krzewów górskich. Takie miejsca znalazłem min. w Beskidzie Sądeckim gdzie np. w rejonie Złomistych Wierchów rosną rzadkie zarośla złożone z wierzby śląskiej i jarzębiny. Kiedyś na Radziejowej znalazłem też spory krzew kosodrzewiny, który w późniejszych latach usechł. Ciekaw jestem czy była to pozostałość po zaroślach kosówki które zapewne jeszcze na początku holocenu porastały wiele szczytów obecnie porośniętych lasem. Bardzo "bieszczadzko" wyglądają mi też niektóre szczyty w Karpatach Zachodnich - na Kľaku w Małej Fatrze i na Strážovie znajdują się karłowate połacie buków podobne do tych z rejonu Małej Rawki i Działu. Kurcze temat rzeka... Rozgadałem się w zasadzie bez puenty :)

Stanisław Kucharzyk pisze...

Istotnie temat rzeka ;-) Odpowiadając na niektóre pytania - tam gdzie w miarę wysoki las bukowy graniczy z połoniną i wygląda to jak wycięte siekierą, to zwykle jest to dzieło człowieka (ogniem i siekierą). Granica lasu tworzona przez buka na Rawce (gdzie jest uznawana za najbardziej naturalną) jest jednak bardziej stopniowa/przejściowa. Na południowej stronie złożona z szerokiego pasa karłowaciejących z wysokością n.p.m. buków. Na północnej "zaopatrzona" w dodatkową strefę przejściową z jarzębiny i olszy zielonej. Inaczej to wygląda w przypadku granicy lasu tworzonej przez świerka. Dawni ekolodzy opisujący górnoreglowe świerczyny w Alpach wyróżniali tzw. "strefę walki". W taki obrazowy sposób określali rozrzedzony pas świerków zmagających się z niekorzystnymi warunkami siedliskowymi powyżej zwartego drzewostanu świerkowego. Różnice te wynikają z innych wymagań ekologicznych buka i świerka. Świerk jako pionierski gatunek światłożądny i lekkonasienny stale "podejmuje próby" kolonizacji hal ponad górnym krańcem regli. Świerki takie, w przypadku kolejnych ciepłych lat, mogą rozsiać się na znacznym pasie, niestety jedna mroźniejsza zima kładzie kres ekspansji. W przypadku cienioznośnego i ciężkonasiennego buka szanse na zasiedlenie otwartego terenu poza okapem drzewostanu są mniejsze nawet w cieplejszych latach. Siewki tego gatunku, aby dobrze się rozwijać potrzebują osłony przed nadmiernym nasłonecznieniem, przesuszeniem, przymrozkami, itp. Znacznie bardziej efektywne jest tutaj rozmnażanie wegetatywne poprzez ukorzenianie gałęzi stykających się z podłożem, taki sposób propagacji jest jednak ograniczony tylko do bezpośredniego sąsiedztwa osobników macierzystych. Sprzyja to tworzeniu granicy sprawiającej wrażenie ostrej, a nie przejściowej. Ale też nawet po ustaniu antropopresji powrót lasu na dawne włości na tych wysokościach jest bardzo wolny. Trochę więcej pisałem o tym w kilku pracach m. in.: klik>

Beskidnick pisze...

Więc tak (proszę o poprawę gdy coś przeinaczę) - mamy góry, Karpaty, jedne wyższe (Bieszczady) inne niższe - (B. Niski). Niski zadrzewiony jest cały, w Bieszczadach występują miejsca naturalnie odsłonięte, powyżej górnej granicy lasu. Taka jest sytuacja sprzed nadejścia Wołosów. Potem zaczyna się wypas od góry, tam gdzie naturalne odsłonięcia, połączony z poszerzaniem w dół areału pastwisk. Od dołu zaś wyręby i gospodarka orna. Las ostaje się w paryjach i w innych miejscach gdzie ukształtowanie terenu nie odpowiada rolnikom, a także tam gdzie jest zbyt daleko, by zrywka była opłacalna. Tak to trwa przez kilka stuleci, z fluktuacjami - im więcej ludzi tym mniej lasu i odwrotnie.
Obecnie tereny już praktycznie rolniczo nie są użytkowane, wypas kulturowy to folklor nie gospodarka. Las znów zaczyna "migrować" na tereny mu odebrane. zawsze po najniższej linii oporu, czyli nie w górę a na boki. Przy czym B.Niski z racji swej niskości nigdzie drzewom oporu nie stawia więc zarasta po czubki.
W międzyczasie tworzą się lub nie miejsca bardzo ciekawe przyrodniczo, z racji na bogactwo występujących gatunków, albo ich nietypowy skład. Są to jednak stanowiska nietrwałe, gdyż w ten czy inny sposób wynikłe z działalności (lub jej zaprzestania) ludzkiej.
?

Stanisław Kucharzyk pisze...

Bardzo to zgrabnie streściłeś. Drobne korekty - w holocenie po ustąpieniu lodowca w ciągu kilkunastu tysięcy lat wraz ze zmianami klimatu strefy roślinności w Karpatach nie były czymś stałym tylko też się zmieniały. Górna granica lasu raz szła do góry (w holoceńskim optimum klimatycznym), a jak było zimniej to spadała. Gatunki drzew po kolei sobie przychodziły, miały swój okres świetności, potem były wypierane przez inne. Często wypierane właśnie w te najwyższe partie gór. Np po ustąpieniu lodowca z przedpola Karpat jakieś 9-7 tys, lat p.n.e. w Bieszczadach rządziła sosna, limba i modrzew, potem przyszedł świerk i rządził do 2,5 tys. lat p.n.e. (przy okazji wypchnął poprzednie gatunki do góry), potem wkroczył buk i panuje aż do teraz, ustępując miejscami jodle, która przybyła najpóźniej, bo dopiero jakiś tys. lat p.n.e. I tak jedne gatunki o większej "sile konkurencyjnej", ale też o większych wymaganiach siedliskowych, przybywały później i wypychały pionierów w gorsze i wyższe siedliska. Jak góry były odpowiednio wysokie to ta np. limba miała gdzie uciekać, a jak góry były niskie to ginęła, trochę na skutek zmiany klimatu, ale bardziej przez konkurencję innych drzew. Podobnie z wysokogórskimi terenami otwartymi (halami, połoninami) i gatunkami typowymi. Po ustąpieniu lodowca całe Karpaty były bezleśne czyli były takimi "halami", potem te hale zostały tam gdzie klimat był dla drzew za ostry albo podłoże zbyt skaliste. Z uwagi na to, że na bieszczadzkich połoninach jest kilkadziesiąt gatunków roślin, które nie przetrwałyby okresowego zalesienia uznaje się, że w ciągu Holocenu las nigdy nie sięgnął bieszczadzkich wierzchołków. Te wysokogórskie gatunki (obecne także wśród bezkręgowców) uznawane są za bardzo cenne i godne ochrony.
Do tych naturalnych procesów swoje dołożył człowiek, który od wieków był pasterzem. Być może nie tylko Wołosi, ale już ludzie neolitu i wczesnej epoki brązu (jakieś 2 tys. lat p.n.e.) wypasali tu swoje bydło i poszerzali połoniny? klik>

Maciej Majewski pisze...

Przeczytałem artykuł i jestem pod wrażeniem ogromu pracy przy analizie tak sporego obszaru. Długo, długo sądziłem (aż do wczoraj :) ), że rozciągnięcie strefy krzywulców bukowych jest znacznie większe. No ale osąd na oko to nie pomiar i można się nieźle rozminąć z prawdą. Dobrze, że kiedyś trafiłem w ten zakątek internetu. Dzięki za niezłą porcję wiedzy!

Stanisław Kucharzyk pisze...

Dziękuję za miłe słowo :-)

Anonimowy pisze...

niby wszystko fajnie, połoniny sobie zarastają itp... ale czy ktoś myślał nad tym co to w zasadzie oznacza jakby zarosły całkiem ? czyż nie dla widoków tam jeździmy ? a ile jest górek całkowicie porośniętych lasem na które nigdy nikt nie jeździ, cały urok połonin jest właśnie w tym, że są ponad lasem, tworząc unikatowy klimat

Stanisław Kucharzyk pisze...

Nawet jeśli las podniósłby się do maksymalnej wysokości 1250 m npm, co może nastąpić w bardzo długom czasie może 500 lat, to i tak najwyższe części połonin pozostałyby odkryte. Tyle, że przy obecnej destablizacji klimatu takie prognozy są raczej mało wartościowe

Anonimowy pisze...

Bardzo dobrze niech zarasta. Na pierwszy rzut oka widać że to nienaturalne zjawisko te połoniny. Krowy i owce nasrali to roślinnośc obumarła. Koło mojej miejscowości jest mały pagórek 365 metrów wysokości, intensywne wypasy krów zaprzestano minimum 25 lat temu a drzewostan dalej nie powrócił z powodu skażenia gleby kupami. Dokładnie takie samo zjawisko ma miejsce w UK gdzie kiedyś masowo wypasano owce a teraz drzewa nie chcą rosnąć mimo że owiec nie ma.

tcheslav pisze...

Najpiękniejsze góry do wędrówek dla niewprawionych piechurów. Polecam z całego serca

Beskidnick pisze...

Tcheslawie - był bym szalenie ostrożny z posyłaniem "niewprawnych piechurów" w Bieszczady...