Strony

wtorek, 16 lipca 2019

Na Połom za Kotulą...

Kolega oglądając niedawno moje foty zapytał " Łazisz za Kotulą? " ja na to w odpowiedzi "od 30 lat" bo tak istotnie jest. W 1988 roku odbyłem pierwszą wycieczkę "za Kotulą" na Górę Chełm klik>. Potem było tego łażenia więcej. Jakoś do tej pory nie trafiłem jednak do  jednego z najbardziej niezwykłych miejsc na Pogórzu opisywanych przez "podgórskiego łązęgę" - Góry Połom nad Wolą Jasienicką. Nadszedł więc najwyższy czas ten brak uzupełnić.
Do wycieczki zachęciła mnie także klimatyczna opowieść "Połom – góra pamięci" z sąsiedniego bloga O Pogórzu i okolicach.  Dodatkowo autor Piotr Czerwiński zamieścił piękne fotografie nowego obiektu na Połomie, który pojawił się tutaj już po śmierci Kotuli (1983 r.). Po 2000 roku (nie udało mi się ustalić precyzyjnej daty) ustawiono tu przepiękną, współczesną rzeźbę Św. Piotra. Została ona wykonana przez Tadeusza Śnieżka (czyżby potomka Anieli Śnieżek prawnuczki fundatora kapliczki słupowej z 1819 roku Stanisława  Świerka?). Miejscowy, samorodny artysta klik>  w cudowny sposób wyrzeźbił nie tyle postać świętego Klucznika, co zaklął w kamieniu pogórską legendę o cerkwi/kościele na szczycie góry. Popatrzmy więc na starą kapliczkę, nowszą figurę i posłuchajmy opowieści ziemi Franciszka Kotuli.
Kapliczka słupowa z 1819 roku za czasów Franciszka Kotuli - las dopiero rośnie
Mniej więcej w połowie wsi, kiedy wyjeżdża się z zakrętu — wciąż jadąc na zachód — po lewej ręce, więc ku południowi, uderza oko wyniosła góra. Porosła lasem, robi wrażenie ogromnej czapy. Zerknąwszy na starą mapę, można się dowiedzieć, że nazywa się Połom, ma wysokość 445 m npm, podczas kiedy droga, z której patrzymy na Połom, leży na wysokości jedynie 285 m, tam zaś, gdzie się kończy, czyli w górze — 334 m. Tedy względna wysokość góry wynosi około 150 m. To wcale dużo. 
Kiedy podróżnik, urzeczony urodą góry, zapyta kogokolwiek, co to za dziwo, usłyszy wyjaśnienie: 
- Ano, my tę górę nazywamy „Święty Pieter”,a to dlatego, że tam dawniej stała cerkiew pod wezwaniem świętego Piotra. — Naturalnie cerkwi już dawno nie ma, ale tak ludzie mówili i mówią. 
Leciwy potomek właścicieli ziemskich z tych stron z całym przekonaniem objaśnił mnie, że na Połomie miał kiedyś być klasztor, identycznie jak w Bliznem na Michałku klik>, tylko że pod wezwaniem św. Piotra. Starym zwyczajem wypytywałem o górę każdego napotkanego; okazało się, że dawniejsze rozeznanie było już nieaktualne. Jeśli kto mówił o cerkwi, to tylko starsi. Młodzież używała nazwy kościół. Rozumiałem, skąd bierze się ta różnica: względy polityczne i ambicjonalne. Przecież kościół to coś ważniejszego od cerkwi.
Dokąd stała cerkiew na górze — nikt nawet w przybliżeniu nie starał się określić. A jeśli...— 
Wie pan, jak się ludziom tam sprzykrzyło chodzić, bo to bardzo daleko i wysoko, to cerkiew-kościół rozebrali i przenieśli do Jasienicy, do parafii, a na górze postawiono kapliczkę.
— Kiedy? Ano, chyba ze sto lat temu. A kiedy i kapliczka ze starości zniszczała, na jej miejscu wystawiono kamienną figurę i ta stoi do dziś.
Ludową tradycję można kochać, rozkoszować się nią, ale obok tego trzeba być krytycznym. Zwłaszcza przy określaniu czasu. Niby owa cerkiew czy starożytny kościół, przeniesiony do Jasienicy, został zbudowany na początku drugiej połowy XVIII wieku; rozczarowanie? Raczej pobłażliwy uśmiech. Co do kapliczki, to jednak trzeba przyjąć, że była, że zniszczała. Na pewno była drewniana, a taka długo może stać? Półtora wieku. I to może za dużo. Czymś konkretnym, na czym się można oprzeć, jest figura. Jest to budowla naprawdę potężna. Zestawiono ją z dużych bloków kamiennych tak, że osiągnęła wysokość co najmniej pięciu metrów. Napis na niej brzmi: IHS FUNDATOR STANISŁAW ŚWIERK 1819”. Czyli stoi na Połomie —miejscowi mówią: na Połomi — pełne półtora wieku. Jak długo mogła stać kapliczka? Legendarna cerkiew oddala się od nas bardziej w głąb czasu. 
Pod warstwami farby napis coraz mniej czytelny
W legendach na temat Połomu i cerkwi stale występuje dzwon. Że był tam, w cerkwi. Kiedy cerkiew zniszczała — inni mówią o przeniesieniu —dzwon został zniesiony do wsi i umieszczony na potężnym dębie, który stał przy drodze w środku wsi. Prawie u stóp góry. Dzwoniono nim na ,,Anioł Pański”, zmarłemu członkowi społeczeństwa wiejskiego i w razie pożaru. Ale jednego czasu... Kiedy? O, bardzo dawno, kiedy proboszcz z Jasienicy zakupił do kościoła dzwony, jeden dzwonił za cienko i psuł całą harmonię. Jakimś tam sposobem — tradycja podaje ich kilka — dokonano zamiany, dzwon z Woli poszedł do kościoła, ksiądz dla Woli kupił inny i powieszono go na starym miejscu. Ale już nie na dębie, nowego gościa należało uczcić. Dąb ścięto, na jego miejscu wystawiono coś w rodzaju wieży z kamiennych bloków i powieszono dzwon w niszy na samej górze. Dzwoni cieniutkim głosem na ,,Anioł Pański”, dla zmarłych i w razie pożaru. 
Dzisiaj głęboki cień lasu, refleksy świetlne poruszające się w rytm wiatru kołyszącego jodłami 
Przy pomocy wysokiej drabiny, przytrzymywanej przez gospodarza —tego, któremu podrząd urodziły się trzy pary bliźniaków — wywindowałem się na sam szczyt. Omal nie spadłem z wrażenia: odczytałem ,,Naylor Vicers & Co. 1860 Sheffield Nr. 2041”. W dodatku dzwon był już dobrze przyrdzewiały, odlano go bowiem z żelaza. Nie złakomili się tedy na niego ani Austriacy, ani hitlerowcy. Można przyjęć, że proboszcz wykiwał wolan. Kupił stalowy, tani, zabrał spiżowy. Ile tamten mógł liczyć lat? Zgadywać raczej nie powinno się.
Wejście na Połom od strony Woli, więc od północnego wschodu, jest początkowo dosyć łagodne i urzekające. Ścieżka prowadzi nad głębokim i zarośniętym jarem, który wyżłobiły wody z góry spadające. Po pewnym czasie wchodzi się na duży, płaski taras-płaskowyż, pokryty polami. Na tym tarasie, na małej łączce w niewielkim wgłębieniu jest źródełko obłożone obrobionymi kamieniami. Czystą, zimną wodę chętnie piją tak pastusi, jak i bydło oraz pracujący w polu. Tak jest dziś. A dawniej? Była w nim cudowna woda lecząca różne choroby i schorzenia. Przychodzili po nią nieszczęśliwi z bardzo dalekich stron.
— Widzi pan, w źródełku jest zawsze pełno wody, po brzegi. Jakby kto wszedł na sam szczyt i kopał w głąb góry, natrafiłby na wielkie jezioro czyściutkiej wody. Stamtąd podchodzi ona do źródełka — zapewniali mnie spotkani ludzie.
Na źródło nie trafiłem za to na południowym zboczu spory ostaniec z...
Od tarasu góra spiętrza się, jakby wyrastała jej druga kondygnacja. Wcale strome stoki porosłe są lasem. Tylko od zachodu jest takie urwisko, że na nim nawet tarniny z trudem się trzymają. Wreszcie i szczyt, płaski, podłużny, o kierunku południkowym. Podłoże polany kamienne, zaledwie pokryte skąpą warstwa. ziemi. W środku, na kopczyku z drobnych kamieni, wystrzela w górę znana nam już figura. 
z niewyraźnym napisem „Tu poległ Tadeusz”.
A można powiedzieć, że się wypiętrza. Ów Stanisław Świerk, fundator figury, był miejscowym kmieciem i właścicielem góry, u której stóp mieszkał. Jego ogromna chałupa została zburzona dopiero przed kilku laty, w nowej mieszka Aniela Śnieżek, tamtego praprawnuczka. Ustawić figurę z takich bloków, przy ówczesnej technice, był to kunszt nie lada. A możliwe to było tylko dlatego, że bloki skalne wyłupano z samego szczytu; pozostały po nich pokaźne doły. Trzeba było i siły, i sposobów, żeby je odłupać, obrobić i ustawić jedne na drugich. Motorem przedsięwzięcia musiała tu być przede wszystkim nie siła fizyczna, ale moralna. Wreszcie — myśl łatwo kojarzy różne elementy — mogli to wszystko wykonać tylko wybitni fachowcy. Że tacy we wsi byli w dużej ilości, liczne przydrożne kamienne figury i piwnice. A jak mówi tradycja, miejscowi chłopi, którym ziemia niewiele dawała, szukali zarobku w kamieniu. Robili kamienie żarnowe i młyńskie, do ostrzenia siekier, toporów i kos... Doskonały twardy piaskowiec dawał Połom z tej skały, która stromą ścianą opada do nurtu strumyka. Aż prosi się, aby tę kamieniarską wieś od tej strony dokładnie przebadać. I czy górę Połomem nie dlatego zwano, że kamienie w niej łamano? 
Wyraźne ślady łamania piaskowca ze skalnego żebra na grzbiecie na zachód od kapliczki 
Kiedy patrzymy na figurę, rośnie podziw dla tych samorodnych kamieniarzy. Graniastosłupowe bloki dla estetyki przekładali szerszymi płytami, aby coś w rodzaju ozdobnych gzymsów otrzymać. Stoi ich dzieło do dziś prościutko, pionowo, mimo upływu półtora wieku. 
Najwyższy blok, trzeci od dołu został nakryty jakby czapą. Kiedyś wieńczył ją żelazny krzyż, ale odpadł. Troskliwe ręce umieściły go w jednej z dwu wnęk, które zostały wykute w najwyższym bloku. Czy odpadł? Był na czapie do czasów ostatniej wojny. We wnęce zaś, do której go wstawiono, była drewniana figura, najprawdopodobniej świętego Piotra; ostatnio gdzieś znikła. 

Przeciwległa, zachodnia wnęka jest znacznie płytsza, nawet bardzo płytka. Wciśnięto w nią obraz na blasze malowany. Malowidło przedstawia dwóch świętych; jeden z nich to najprawdopodobniej św. Mikołaj, z pastorałem, a był on kiedyś w tych stronach świętym bardzo popularnym. Czyżby to był jednak św. Wojciech? Gdyby tak, to byłaby to rewelacja. Ale obraz jest wysoko i dobrze przyczerniały. Druga postać nie budzi wątpliwości, w ręce trzyma klucze — więc św. Piotr. Postaci są malowane poprawnie. 
Źródło ( także czarno-białej ryciny ryciny): Kotula F. : Po Rzeszowskim Podgórzu błądząc : reportaż historyczny  – Kraków, 1974 
Na koniec trzeba zwrócić uwagę, że dzięki szerszemu udostępnieniu austriackich map wojskowych z końca XVIII wieku (tzw mapa Miega) legendarna świątynia z Woli Jasienickiej uzyskała kartograficzne potwierdzenie, gdyż na górze Połom widzimy wyraźną sygnaturę kościoła z podpisem "St. Peter", o czym pisze Witold Grodzki klik>

5 komentarzy:

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ależ lubię takie opowieści, o starych cerkwiach, kościołach, czasami zapadłych w ziemię, o dzwonach dzwoniących z głębi, diabłach zrzucających kamienie:-) rzeźba klucznika niebieskiego doskonale wpisała się w otoczenie, zupełnie jakby stała tu od czasów powstania kapliczki; nostalgią przepełniła mnie data reportażu p. Kotuli, szykowałam się wtedy do opuszczenia domu rodzinnego, aby pójść do szkół w mieście i zamieszkać w internacie, mój Boże, kiedy to było? dzięki wielkie za ten wpis, pozdrawiam serdecznie.

Stanisław Kucharzyk pisze...

Cieszę się, że legenda spisana prze Kotulę przypadła Ci do gustu. Polecam jego książki gdyż jest to istna kopalnia podobnych wątków. A ten św. Piotr jest po prostu genialny - jak można coś takiego z piaskowca wywieść nie mogą wyjść z podziwu.

Beskidnick pisze...

Kopalnia ciekawostek i pięknym językiem pisana!

Stanisław Kucharzyk pisze...

Warto przeczytać jego książki chociaż gdzie je teraz dostać chyba tylko w bibliotekach

Piotr Czerwiński - www.karpacko.pl pisze...

Pięknie opisane. Kotula niezmiennie inspiruje. Pan Śnieżek niestety zmarł jakiś czas temu. PS: Od jakiegoś czasu studiuję te austriackie mapy, ale tego detalu nie dostrzegłem.