Moje wędrówki skrajem Karpat coraz rzadziej mają charakter włóczęgi. Zawsze jest jakiś konkretny powód, cel, praca do wykonania. A związku z tym również presja czasu, a czasem pośpiech. Coraz mniej niespiesznego zachwytu nad Pogórzem. Dobrze, że zdarzają się jeszcze niespodzianki. Tak było i tym razem. Zmierzając do ściśle wyznaczonego punktu w Tyrawie Wołoskiej ujrzałem na podwórku niepozornej chałupiny taką oto ekspozycję rzeźb. Szczegółowo dopracowane postacie ludzkie, ledwie dotknięte siekierą i dłutem rosochate pnie, kilkumetrowe kolosy i małe kilkudziesięciocentymetrowe. Jedne pod wprost pod drzewami, inne przykryte specjalnym zadaszeniem.
Portret Bogusława Iwanowskiego |
Gospodarza w domu nie było, ale zachęcony przez sympatyczną starszą panią z sąsiedztwa, wszedłem na podwórko, aby z bliska zapoznać się z dziełami Bogusława Iwanowskiego. Imienia i nazwiska twórcy dowiedziałem się od sąsiada, który pod nieobecność właściciela oprowadza chętnych po tyrawskiej galerii noszącej miano "Quo Vadis". Sumitując się, że najlepiej o swych dziełach opowiada artysta, przewodnik zwrócił uwagę na tematy utrwalone w drewnie.
Dominują wątki historyczne: poczet królów polskich, dzieje polskiego godła, Józef Piłsudski i liczne upamiętnienia ofiar Golgoty Wschodu. Bogusław Iwanowski pochodzi wszak z Grodzieńszczyzny i do Polski powrócił dopiero w 1968 roku. Z rzeźbą miał do czynienia już w młodości, gdy w 1956 roku na pomniku Lenina w centrum Grodna powiesił podarty worek wypchany sianem ;-) Za ten czyn przez przez dwa lata pracował na budowie elektrowni w Kujbyszewie.
Po przyjeździe do Polski trafił do Szczecina gdzie przepracował 25 lat. Tam też odkrył w sobie rzeźbiarski talent. W Tyrawie Wołoskiej osiedlił się w 1986 r., bo przypominała mu rodzinne strony. Odtąd tutaj właśnie powstają nowe dzieła. Częstym tematem jego prac są również święci naszych czasów papież Jan Paweł II i kard. Stefan Wyszyński.
Mnie najbardziej ujęły jednak postacie zwykłych ludzi tak jak ta dziewczynka z kotkiem...
oraz ludzie i dziwostwory wyłaniające się (uwięzione) w ledwie obrobionych pniach drzewnych.
Tak jakby zupełnie inna ręka je rzeźbiła. Tam dostojność, patos, wątek "Bogoojczyźniany" (z całym szacunkiem dla tych treści). Tutaj tajemniczość, elementy bajkowe, fantastyczne, jakby wprost z pogórskiej dziadkowej gadki.
Jungowska aktywna wyobraźnia czy też wpływ biesów i czadów spod Słonnego? Zwraca uwagę powtarzający się motyw: pień-drzewiec z niby twarzą i dziupla kryjąca tajemnicze postacie. Całość wzbogacona motywami ptaków, karłów
i pajęczynami błyszczącymi w promieniach jesiennego Słońca.
7 komentarzy:
Fajna przygoda...ciekawie byłoby znaleźć takiego dziwostwora nie na podwórku-galerii lecz stojącego w lesie wśród drzew.
;-)
Tyle razy mijaliśmy drogowskaz do tej pracowni, nigdy tam nie zajrzeliśmy.
Ale te rzeźby są mi znajome; szliśmy kiedyś z Sanoka do Tyrawy Wołoskiej przez Hołuczków, tam jest wiele domów letniskowych; przy jednym z nich stało w ogrodzie wiele podobnych rzeźb, nawet zdjęcia im zrobiłam, jako natchnienie na przyszłość ...może to rzeźby pana Bogusława? chciałabym takiego dziwostwora przy ścieżce do chaty, nawet pień starej jabłoni posiadam; pozdrawiam serdecznie.
Hm... Jechałem kilka razy przez Hołuczków a nawet szedłem kawałek i nie zauważyłem. Muszę zwrócić uwagę następnym razem.Co do pozyskania rzeźby Pana Bogusława myślę że można się dogadać. Mimo pewnej sławy chyba zachował umiar cenowy ;-)
Musiałbyś odbić w Hołuczkowie w lewo z drogi, schodziliśmy tam z Lisznej, ale zupełnie na dziko; nie miałam wyobrażenia, że tam takie piękne tereny.
Uroczy,klimatyczny blog, przebogaty w "cymelia", pięknie zilustrowany. Wrócę na te strony z przyjemnością."Galicjanie" to wydarzenie niebywałe literackie, czekam na dalsze sukcesy tej tetralogii.
Dziękuję, za ciepłe słowa :-)
Prześlij komentarz