Strony

sobota, 28 stycznia 2023

O beniowskiej kolejce z windą

Nasyp i ślad po przyczółkach mostowych kolejki na jednym z dopływów potoku Niedźwiedziego
...i wskrzeszone duchy przeszłości 
Na niniejszym blogu opisywałem już dwie trasy przedwojennych kolejek leśnych na terenie dzisiejszego Bieszczadzkiego Parku Narodowego: z Sokolik do Ustrzyk Górnych oraz z Beczkarni w Bukowcu na Potasznię w dolinie potoku Halicz. Korzystałem w tych opisach z opracowań Zygmunta Rygla, Mieczysława Darochy i Wolframa Wendelina. Dziś pora na trzecią najkrótszą łączącą Beniową i Sianki. 

Miejsce po tartaku w Beniowej, tu kolejka rozpoczynała swój bieg
Najwięcej wiadomości na jej temat znajdziemy w wywiadach zgromadzonych w pośmiertnie wydanym dziele Zygmunta Rygla „
Z dziejów bieszczadzkich kolejek leśnych” (2011). Zygmunt Rygiel (1926-2008) jest autorem około 200 artykułów naukowych i popularnonaukowych o tematyce leśnej, historycznej, przyrodniczej i społecznej. Człowiek ciekawy świata, umiejący rozmawiać z ludźmi, szerokich horyzontów i o lekkim piórze. Urodził się 25 maja 1926 r. w Peczeniżynie k. Kołomyi (Ukraina) i być może dlatego był zainteresowany bieszczadzkimi kresami. Studiował na Wydziale Leśnym w Poznaniu uzyskując w 1951 r. tytuł magistra. Całe zawodowe życie związał z leśnictwem pracując na różnych stanowiskach, w tym jako pracownik naukowy w krakowskim oddziale IBL. 22 maja 1978 na Akademii Rolniczej w Krakowie otrzymał tytuł doktora nauk leśnych za rozprawę: „Badania dotyczące przebudowy wtórnych zbiorowisk olszy szarej w Bieszczadach”. Jego promotorem był prof. dr Jerzy Fabijanowski z Instytutu Hodowli Lasu AR w Krakowie, zaś recenzentami prof. dr hab. Stanisław Szymański z AR w Poznaniu i doc. dr hab. Stanisław Bałut z AR w Krakowie. Osobiście poznałem Go zainteresowany jego eksperymentem polowym mającym na celu sprawdzenie czy i jakie gatunki drzew mogą rosnąc na bieszczadzkich połoninach. Do dziś zachowało się założone przez niego w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku liniowe doświadczalne zalesienie świerkowe na Połoninie Wetlińskiej, zwane żartobliwie "ryglem górnym". Dzięki naukowej dociekliwości dr Rygla od górnej granicy buczyn do grzbietu posadzono kilka szeregów świerka, modrzewia, olchy czarnej i limby. Do dziś pozostał dwa szpalery świerków (starszy i młodszy) i kilkanaście modrzewi. Do niedawna rosła tam jeszcze jedna limba, ale kilka lat temu uschła.
Doświadczalne zalesienie świerkowe na Połoninie Wetlińskiej założone przez dr Zygmunta Rygla
W książce „Z dziejów bieszczadzkich kolejek leśnych” Zygmunt Rygiel tak pisze o kolejce w Beniowej (tekst oryginalny kolorem czarnym, moje uzupełnienia na brązowo): 

Drugą trasą kolejki w majątku Beniowa był odcinek biegnący od tartaku, wzdłuż potoku Negrylów (lewym brzegiem) na stoki Kopoławca, gdzie torowisko dochodziło do wysokości 780 m.p.m. Trasa kolejki jest obecnie bardzo zatarta, gdyż torowisko stanowiło w latach siedemdziesiątych XX w. drogę wywozową, którą jeździły m.in. ciągniki. Jego fragmenty z dużą dokładnością opisuje m. in. Mieczysław Darocha.

Autor niniejszego opracowania odtworzył tę trasę na podstawie posiadanej mapy gospodarczej lasów majątku, opracowanej 15 lutego 1910 r. Długość torowiska wynosiła ok. 5,6 km. 

Czytelny nasyp kolejki leśnej niedaleko ostatniej wiaty turystycznej przy szlaku do Grobu Hrabiny

Krótszą długość trasy (4,8 km, 730-820 m n.p.m.) na podstawie eksploracji terenowej prowadzonej na początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku podaje Mieczysław Darocha. Dzięki współczesnym lidarowym NMT ocenić można, że przynajmniej w pewnym okresie tory kolejki sięgały aż w dolinę potoku Niedźwiedzi (6,74 km). Był to teren sąsiednich Sianek, własność rodu Stroińskich, więc ewentualne użytkowanie tamtejszych lasów przez właścicieli Beniowej, musiało być odpłatne, na określony czas. Taką możliwość potwierdza zgoda austriackiego Ministerstwa Kolei z 1904 roku na budowę linii kolejowej Beniowa-Sianki o długości 6,730 km. Na mapie WIG-owskiej z 1937 r. trasa dawnej kolejki zaznaczona jest jako lokalna droga gruntowa.

Potwierdza to też zestawienie z 1908 roku, gdzie dla tartaku w Beniowej jako źródło pochodzenia drewna podano lasy dworskie majątku Sianki i Beniowa, udostępnione przez kolejkę leśną o długości 7 km i ryzy wodne o długości łącznej 4 km. Ślady nasypów i przyczółków mostowych kolejki w dolinie potoku Niedźwiedziego są czytelne do tej pory w terenie.

Wszystkie mostki i przepusty były wykonane z drewna. Co ciekawe eksploracja przeprowadzona przez Mieczysława Darochę na początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku wykazała w dwóch przypadkach zachowane przez ponad pół wieku drewniane przyczółki mostowe bite na zrąb. Jak dla mnie jest to coś niesamowitego, aby drewno przetrwało tak długo niczym nie chronione! Do dziś niestety śladu nie zostało po tych budowlach.

Kolejka kursowała nieregularnie. dostosowana była do potrzeb tartaku w Beniowej i beczkarni w Sokolikach, należącej do Rubinsteinów. Torowisko majątku Beniowa nie miało połączenia z główną trasą kolejki. Drewno po przetarciu było dowożone końmi do stacji bądź do „beczkarni” w Sokolikach Górskich na od1egłoć do 1,5 km. 

Tu zaczynał się nasyp Aufzugu

Na NMT widoczny jest do dziś nasyp do transportu drewna z tartaku do bocznicy linii normalnotorowej

Nasyp Afzugu (windy) widoczny na NMT
Pamięć o tym interesującym urządzeniu tartacznym zwanym z niemiecka Aufzug (winda – elektryczny wyciąg szynowy) zachowała się w pamięci mieszkańców Beniowej do czasów powojennych (patrz planik na końcu tekstu). Zachowana rampa windy od Sanu do bocznicy ma 220 metrów długości, przy maksymalnej wysokości od gruntu 5 m i średnim nachyleniu około 6°, czyli jest dwukrotnie krótsza niż nasyp bremsbergu z Mucznego (530 m), ale i tak jest imponującą budowlą ziemną. Mimo znakomitej widoczności na NMT, w terenie z perspektywy polskiej strony widać niewiele z powodu gęstego zadrzewienia młodą olszyną.

Profil wysokościowy rampy wyciągu szynowego
Majątek dysponował prawdopodobnie jednym parowozem opalanym drewnem oraz kilkoma wagonikami odkrytymi (lorami) i zestawem wózków kłonicowych.

Na skutek kryzysu gospodarczego lat trzydziestych XX w. kolejka została zlikwidowana. Stefania Rubinsteinowa, żona Rafała, wspomina, że po jej wyjściu za mąż i przyjeździe do Beniowej w 1930 r. kolejki już nie było. Zaprzecza temu siostrzenica Stefanii Rubinsteinowej — Janina Melzer, która w 1939 r. miała 19 lat (była po maturze) i przebywała w tym czasie w Beniowej (po wojnie zamieszkała w Hajfie — Izrael). Można przypuszczać, że kolejka była czasowo unieruchomiona. 

Tu po nasypie kolejki przebiega ścieżka przyrodniczo-historyczna z Bukowca na Sianki 

Przed II wojną światową studenci Politechniki Lwowskiej odbywający praktyki wakacyjne u Rubinsteinów w Beniowej, jeździli kolejką na zręby na stokach góry Kopoławiec. Tartak, który zaopatrywała kolejka w Beniowej, powstał około 1900 roku lub kilka lat wcześniej i nosił nazwę Dampfsägewerke Beniowa. Tutaj informacja nieścisła gdyż tartak parowy w Beniowej był założony jako jeden z pierwszych w regionie i funkcjonował znacznie wcześniej. Według badań Macieja Augustyna tartak parowy w Beniowej powstał, gdyż pierwotnie wybudowany tartak wodny z solidną tamą i dużym zbiornikiem retencyjnym, nie zdał egzaminu z powodu zbyt niskich przepływów wody na Sanie. Ówczesny właściciel Jakub Barberowski przed rokiem 1884 zdecydował się na budowę sporego tartaku parowego. Budową oraz pierwszą fazą produkcji kierował Czech inż. Jan Ternka. W 1886 r. tartak wydzierżawiono firmie drzewnej Edwarda Wohla, która przerabiała ok 14 tys. m³  surowca najwyższej jakości rocznie, z lasów najdogodniej położonych (ok. 40 m³ surowca dziennie). Wyposażenie tartaku stanoowiły: maszyna parowa o mocy 45 KM, kocioł i gater firmy „Topham”, gatry 42” i 36” firmy „Twerdy”, 3 cyrkularki oraz tokarka do metalu. Istniał wówczas także dość długi tor przemysłowy, którym transportowano wózkami drewno do przetarcia. Można więc uznać, że już na początku lat osiemdziesiątych XIX w. funkcjonował tu zalążek kolejki leśnej.

Pierwszy parowy tartak w Beniowej był  450 metrów na SE od cerkwi  
W 1904 r należał do firmy Rubinstein & Frommer. Według Stanisława Krycińskiego dość często zmieniał on właścicieli. Prawdopodobnie były to zmiany głównie nominalne i z uwagi na zmieniające się przepisy celne i podatkowe. W 1908 r trzygatrowy tartak był nominalną własnością firmy Bihály, Neumann & Co z Budapesztu (spółka z Frommerem) i przerabiał rocznie 7 tys. m³ drewna iglastego na tarcicę, 3 tys.  m³ drewna bukowego jako surowiec (deski i fryzy, styliska do mioteł, pale do winnic i galanteria drewniana) i 6 tys. drewna bukowego na opał. Produkcja szła głównie na eksport do Węgier i Niemiec. Jakość materiału iglastego oceniano wówczas jako średnią, z tego powodu, że pochodził z przestarzałych jodeł i świerków o grubych słojach. Nadto jodły bywały zbyt sękate, wskutek czego nie mogły być z nich wyrabiane gonty, a deski bywały pośledniej jakości, z powodu wypadających sęków. Buczyna w tartaku beniowskim była przecierana na deski i fryzy, które później były poddawane na 24 do 36 godzin działaniu parą wodną, wskutek czego nabierały trwałego koloru czerwonego. Następnie taką buczynę suszono w suszarni przez 48 do 72 godzin. Deski bukowe wysyłano do norweskich fabryk giętych mebli.

Po Hipolicie Frommerze w 1912 r. jako jedyni właściciele figurują Zygfryd i Rafał Rubinsteinowie. W 1914 r tartak przeszedł na własność Galicyjskiego Towarzystwa Kredytowego z siedzibą we Lwowie. Sprzedano go za kwotę 160 tys. koron (akt notarialny z 2 maja 1914 r) tuż przed wybuchem I wojny światowej. Podczas wojny tartak był nieczynny. Posiadał cztery traki, silnik parowy o mocy 100 KM i zatrudniał około 50 robotników. W 1918 r, ponownie właścicielami byli Firma Frommer i spółka. Po kilku latach tartak znów przeszedł w ręce Rubinsteinów. W 1903 r. majątek Beniowa obejmował 1596 ha ziemi, w tym 1255 ha lasów. 

Nie natrafiłem niestety na fotografię tartaku w Beniowej - tutaj Sianki

W 1910 r. w sąsiednim Bukowcu, po drugiej stronie Sanu, został zbudowany zakład produkcji beczek wspominana wcześniej beczkarnia, która w szczytowym okresie swojej działalności zatrudniała około 500 pracowników. Wyposażona była w cztery lokomobile o łącznej mocy 500 KM (tutaj informacje o zatrudnieniu i mocy silników błędnie przypisane, w istocie dotyczące tartaku w Sokolikach). Brak jest danych co do ilości dowożonego drewna do obu zakładów drzewnych, jak również zdolności transportowych kolejki (w 1908 r. tartak w Bukowcu – przerabiał ok. 14 tys. m³ drewna rocznie łącznie z opałem, tartak w Beniowej – przerabiał ok. 16 tys. m³ drewna rocznie  łącznie z opałem). 

Ślad po beniowskim tartaku - resztki śrub mocujących trak, w tle beniowski cmentarz

Należy wspomnieć, że przed II wojną światową majątek leśny Rubinsteinów był profesjonalnie prowadzony przez leśników. Inż. Rubinstein był z wykształcenia właśnie leśnikiem. Z jego upoważnienia gospodarką kierował inż. Wilhelm Karpierz, również leśnik absolwent Politechniki Lwowskiej. Według informacji Janiny Melzer wnuczki Rubinsteina, drewno do tartaku w Beniowej z poręb na stokach Kopoławca dowoziła jedna lokomotywa parowa, ciągnąca 7-8 platform. 

Wózek kłonicowy do przewozu drewna z Sokolik, dzięki uprzejmości Wolframa Wendelina

Dwie lory posiadały zamocowane uchylne ławki do przewożenia robotników i nielicznych turystów. Korzystali z nich równacz studenci leśnictwa Politechniki Lwowskiej, którzy co roku odbywali w majątku Rubinsteinów miesięczne praktyki wakacyjne. Przyjeżdżało tu 8-12 osób w 3 turnusach. Kolejka kursowała nieregularnie, według potrzeb tartaku, przewoziła dłużyce oraz drewno stosowe (sągowe). Tartak w Beniowej przecierał przed II wojną ok. 350-400 m na dwóch trakach. Do 1 września 1939 r. tartakiem kierował N.N Rauch, który wraz a rodziną mieszkał obok tartaku, w starej willi Rubinsteinów. Nowa willa Rubinsteinów znajdowała ssę na prawym brzegu Sanu, w odległości 40-50 m za torem normalnotorowym, na stoku góry Byczek (obecnie teren Ukrainy). 

Elektriczka na trasie w Beniowej widok z Polski na stronę  ukraińską

Niestety nie mam pewności, gdzie w okresie międzywojennym funkcjonował tartak parowy majątku Bukowiec-Beniowa. Na pewno był, ale mniejszy niż ten sprzed pierwszej wojny światowej bo dwugatrowy co potwierdza reklama majątku Rubinsteinów z 1938 roku. 

Na tzw. mapie WIG-owskiej z 1937 r. zaznaczono tylko jeden nieczynny tartak w Bukowcu przy folwarku Beczkarnia. Tartaku w  Beniowej na WIGówce nie ma. Plan Beniowej publikowany w 1981 roku w „Litopysie Bojkiwszczyny” wskazuje, że w miejscu dawnego tartaku przy cerkwi w Beniowej pozostała tylko ruina (chodzi tu o stan sprzed wysiedleń z 1946 roku). Może więc spłonął lub został zniszczony w okresie drugiej wojny światowej?

Plan Beniowej z 1946 roku.
165 - Aufzug - winda – elektryczny wyciąg szynowy do transportu tarcicy z tartaku na bocznicę
109 - ruiny pierwszego tartaku

12 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Rewelacja! Podziwiam Pańska dociekliwość i skuteczność w docieraniu do informacji. Pozdrawiam. Stanisław Kryciński

Stanisław Kucharzyk pisze...

Dziękuję bardzo. Taka pochwała ma dla mnie szczególną wartość :-)

Anonimowy pisze...

Ciekawe. Są uzupełnieniem tego co zrobiłem. Cieszy mnie to bo każdy coś jeszcze dodaje pomimo upływu lat. Są coraz nowsze metody chociażby lidar. W terenie nie zawsze wszystko widać no i znajdują się stare materiały. Pozdrawiam

Stanisław Kucharzyk pisze...

Tym bardziej szacun dla ekipy, która prowadziła tak dokładne inwentaryzacje terenowe w latach 90-tych.

Beskidnick pisze...

pozostaje uchylić czoła. świetna praca!

Anonimowy pisze...

Z reklamy majątku Rubinsteinów wynika, iż w dolinie górnego Sanu, z powodzeniem w okresie przedwojennym prowadzono gospodarkę pastersko - hodowlaną. Nie jest wykluczone, iż - jak to w reklamie bywa - sytuacja nie jawiła się w aż tak bardzo różowych barwach. Tym niemniej jednak jeżeli przynajmniej część opisu zamieszczonego w reklamie odpowiada prawdzie - to pojawia się nurtujące pytanie, dlaczego podobne przedsięwzięcie z lata 70/80 ubiegłego wieku ( prowadzone początkowo pod egidą wojska a potem osławionego Iglopolu), okazało się kompletnym niewypałem? Kwestia skali? Fachowej gospodarki? PRl - owskiego bardaku? A może sekret fiaska "rancha" Doskoczyńskiego tkwi w detalach nieznanych laikowi? Jakie jest Pana zdanie na ten temat?


Pozdrawiam,


Artur Ziaja

Stanisław Kucharzyk pisze...

Macieju dziękuję za wierne czytelnictwo :-)

Stanisław Kucharzyk pisze...

Panie Arturze - trudna ta analiza. Reklama, której mówimy pojawiła się w wydawnictwie "Miejscowości letniskowo-turystyczne okręgu turczańskiego" czyli typowym prospekcie reklamującym turystykę w regionie. Co znamienne to ogłoszenie nie ma ściśle ofertowo-handlowego charakteru. Może to świadczyć, że właściciel dość dobrze stał jeśli miał pieniądze na wspieranie tego typu wydawnictw (bo pewnie taki charakter miała ta notka). Sam Rubinstein nie prowadził działalności w sektorze turystycznym (może jedynie zapraszał gości na polowania). Jego gospodarstwo było wielotowarowe, wspomagane gospodarką tartaczną, która większe znaczenie miała prze pierwszą wojną światową w tym majątku. Prawdopodobnie po 1937 r rozparcelowano mu 140 hektarów gruntów rolnych (za odszkodowaniem). On mimo wszystko jakoś radził zapewne dzięki szerokim kontaktom, umożliwiającym zbyt produktów i talentowi przedsiębiorcy. Niebagatelne znaczenie wciąż miała bliskość kolei i możliwość relatywnie taniego transportu kolejowego. Z pewnością sprzyjały mu stosunkowo niskie koszty pracy licznych miejscowych robotników, ale też Bojkowie podobno do super pracowitych nie należeli.
Jak to się ma do działalności wojska i Igloopolu? Za czasów Doskoczyńskiego kosztów nikt nie liczył - to gospodarstwo było żywą konserwą mięsną dla wojsk Układu Warszawskiego. Za czasów Igloopolu koszty już liczono, ale funkcjonowanie podrażały koszty transportu (linia kolejowa amputowana przez granicę), koszty pracowników, którym trzeba było zapewnić mieszkania itd., brak na miejscu zdolniejszego zarządzającego takiego jak Brzostowski. No i skala też miała znaczenie ponad 2000 tys. ha samych łąk i pastwisk.

Anonimowy pisze...

Dzięki za komentarz. Ciekawi mnie jaki wpływ na ekologię Sanu miała hodowla bydła w jego górnym biegu - w erze Doskoczyńskiego i Iglopolu? Przypuszczam, iż kwestie ochrony środowiska w ogóle nie były wówczas brane pod uwagę? I nie chodzi mi tylko o dewastację ciężkim sprzętem cennych przyrodniczo obszarów, czy też spływ składników nawozów sztucznych dla Sanu i jego dopływów ( bo chyba nawozy były wówczas używane?) ale także o zanieczyszczenie natury biologicznej - czyli duże ilości gnojowicy trafiające do niewielkiej ciągle jeszcze rzeki? Czy z "tamtego okresu" dysponujemy jakimiś danymi na ten temat?

Pozdrawiam,

AZ

Stanisław Kucharzyk pisze...

Najwięcej wiadomo o szerokich działaniach melioracyjnych Iglopoolu i wojska klik . Ciężki sprzęt do karczunku i plantowania terenu to była norma. Gnojowica była jak najbardziej znacznym problemem, w końcu to były tysiące sztuk zwierząt. Pryzmy nawozów straszą do dzisiaj klik

Anonimowy pisze...

Słowem, mocno napaskudzono. Z tych pryzm nawozów najpewniej do dzisiaj ściekają do wód nieciekawe substancje? Dlaczego nie zdecydowano się na ich usunięcie? Dzięki za podlinkowane materiały.


Pozdrawiam,


AZ

Stanisław Kucharzyk pisze...

Składowiska nawozów w Beniowej, Wołosatym i Wetlinie były dwadzieścia lat temu utylizowane. To opisywane w artykule składowisko w Tarnawie pozostało długi czas zapomniane, bo porosło wokół wysoką roślinnością. To znaczy - kartując roślinność tego terenu wraz z zespołem (lata 2006-2008) nie zauważyłem tej lokalizacji. Gleboznawcy którzy znaleźli to miejsce potraktowali to trochę jak "zabytek archeologii najnowszej" Z ekspertyzy gleboznawców sprzed 10 lat wynikało, że oddziaływanie resztek pryzmy jest punktowe i że nie ma zagrożenia dla wód powierzchniowych. Pewnie dlatego nie wskazano wówczas konieczności utylizacji tych pozostałości. Muszę podpytać prof. Drewnika czy nie warto wrócić do tematu.