Strony

piątek, 3 lutego 2023

Jak księżniczka Luiza Belgijska lasy dźwiniackie kupowała

Louise Marie Amélie, księżniczka belgijska, księżniczka Saksonii-Coburga-Gothy
( ur. 18 lutego 1858 w Brukseli – zm.  1 marca 1924 w Wiesbaden) 

Piątego czerwca 1913 r cywilny sąd okręgowy pod przewodnictwem wyższego radnego sądu okręgowego dr Kichlera zajął się sprzedażą majątku w Dźwiniaczu Górnym księżnej Luizie z Belgii. 

W pozwie Bukowińskiej Spółki Akcyjnej w Radautz, reprezentowanej przez dr Siegfrieda Reicha, stwierdzono, że stało się to po obszernych, szczegółowych konsultacjach i przygotowaniach między generalnym przedstawicielem księżniczki Luizy, Emilem Dörflerem i jej adwokatem Hofratem doktorem Bisontai z jednej strony, a upoważnionym przedstawicielem Bukowińskiej Spółki Akcyjnej, sekretarzem Karlem Schlägerem i wojewodą dr Lupulem jako radcą prawnym z drugiej strony. Umowa została zawarta w Wiedniu 9 listopada 1912 r. i zgodnie z jej treścią księżniczka kupiła majątek Dźwiniacz Górny koło Turki o powierzchni 3.000 morgów austriackich za kwotę 1.640.000 koron.

Ustalono, że po miesiącu księżniczka będzie musiała wpłacić gotówką kwotę 160.000 koron, a także zaciągnąć zobowiązanie spłaty 400.000 koron w Kasie Selańskiej. Ponadto pozostała cena zakupu będzie musiała zostać zapłacona w ten sposób, że 230.000 koron zostanie zapłacone wekslami o terminie płatności do 9 maja 1913 r. i 850.000 koron w wekslach o tej samej dacie zapadalności - które to weksle miały być jednak dwukrotnie prolongowane co każde sześć miesięcy. Jednocześnie księżniczka zobowiązała się do natychmiastowej zapłaty 5-procentowych odsetek od kapitału 31.000 koron oraz do poniesienia opłaty transakcyjnej w wysokości 65.000 koron. Pomimo tego, że księżniczka zadeklarowała w grudniu ubiegłego roku na piśmie, że będzie dokonywać płatności i wystawiać weksle, żadne z tych zobowiązań nie zostało do tej pory spełnione. Nie przekazała też oświadczenia o cesji, w którym zobowiązała się do wykorzystania na spłatę długu wszystkich kwot pochodzących z procesu przeciwko państwu belgijskiemu, w procesie spadkowym przeciwko królowi Leopoldowi lub z innych przychodów spodziewanych z tytułu innych spadków. Pozew miał na celu nakazanie księżnej zapłaty powyższych sum i wydanie cesji. 

Pełnomocnik oskarżonej księżniczki dr Vinzenz Rabenlehner wyjaśnił, że opis zawarcia umowy był merytorycznie poprawny. Mimo to jednak sporne jest, czy księżniczka jest zobowiązana do przestrzegania zawartej umowy. Wiadomo, że księżniczka znajduje się w bardzo niepewnej sytuacji finansowej i dlatego jest zmuszona do pożyczenia pieniędzy. Transakcje tego rodzaju nie zawsze mają formę umów kupna-sprzedaży, ale często przeprowadzane są jako transakcje kredytowe. Teraz dzięki zeznaniom Hofrata Bisontai, Dörflersa i dr. Lupulsa można udowodnić, że zakup majątku Dźwiniacz był właśnie taką transakcją kredytową. Kupującemu obiecano, że w zakupionych lasach znajdzie się 300.000 metrów sześciennych drewna, co nie odpowiada stanowi faktycznemu. Tak więc umowa jest obarczona błędem, który już sam w sobie uprawnia kupującego do jej unieważnienia. Ponadto sprzedano również trzy działki, które według księgi wieczystej nie były nawet własnością Bukowińskiej Spółki Akcyjnej, ale gminy Dźwiniacz. Bukowińska Spółka Akcyjna nie jest w ogóle uprawniona do wytoczenia powództwa, gdyż cała wierzytelność 6000 koron na podstawie umowy z księżniczką została już przekazana wierzycielowi przez sąd. Rzekoma umowa sprzedaży nie była jednak niczym innym jak niewiążącą umową przedwstępną, gdyż cesja roszczenia księżnej do jej spadku po ojcu nie została wydana, chociaż była warunkiem zawarcia umowy.

Ponadto taka cesja nie jest dozwolona na mocy prawa belgijskiego; w której to sprawie zwrócono się o opinię biegłego do austriackiego Ministerstwa Sprawiedliwości. Z tych wszystkich powodów wynika, że księżniczka nie jest zobowiązana do przestrzegania tej umowy, dlatego wnosi o oddalenie pozwu. 

Dr Reich odpowiedział, że wystarczy odwołać się do paragrafu czwartego zawartej umowy, który stanowi, że Bukowińska Spółka Akcyjna nie ponosi żadnej odpowiedzialności za przedmiot, wartość i cenę nieruchomości. Ze względów procesowej przyzwoitości zadeklarował jednak udowodnienie, że kupujący nie jest w niekorzystnej sytuacji, ani że nie został wprowadzony w błąd. Można to stwierdzić już po fakcie, że przedstawiciele księżniczki mieli do wglądu wszystkie zaświadczenia i dokumenty. Nie brakuje żadnej działki, a stan księgi wieczystej dokładnie odpowiada realiom opisanym w umowie sprzedaży. Bukowińska Spółka Akcyjna nigdy nie deklarowała że w sprzedawanych lasach jest 300.000 metrów sześciennych drewna i nie ponosi odpowiedzialności za jakiekolwiek informacje udzielane przez osoby postronne. Bukowińska Spółka Akcyjna dokonała sprzedaży, gdyż jest w trudnej sytuacji finansowej. Jeśli chodzi o przelew na rzecz dr Köstlera, tu chodzi o kwotę 6800 koron, nie jest to związane z kwotą 1.640.000 koron. Nawiasem mówiąc, to roszczenie zostanie natychmiast zaspokojone. W żadnym wypadku nie można z tego wnioskować, że Bukowińska Spółka Akcyjna nie jest uprawniona do wytoczenia powództwa: Przewodniczący stwierdza, że cała kwota została przekazana. Rozprawa została odroczona do dnia 19. bieżącego miesiąca.

Źródło Neues Wiener Tagblatt (Tages-Ausgabe)

c.d.n.


5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Bardzo interesujący casus. Także dla prawników, a zwłaszcza dla historyków prawa - bo niektóre z pojawiających się w tekście regulacji czy instrumentów prawnych - mają już chyba walor głównie historyczny.
Mnie bardziej frapuje kwestia etnicznego pochodzenia członków zarządu Bukowińskiej Spółki Akcyjnej. Czy coś wiadomo jest Panu na ten temat? Mówiąc bez politycznie poprawnego kodu - czy zaznaczał się w nim wyraźnie czynnik żydowski???? W "przejmowaniu" lasów na terenie "cesarsko - królewskich" Karpat, w okresie przed Wielką Wojną - rola tego czynnika była bardzo często - jak Panu zapewne wiadomo - dominująca.
Kolejna wielce intrygująca kwestia to procesy Księżnej Luizy przeciwko państwu belgijskiemu - o duże, jak domniemywam, pieniądze. W oparciu o zaprezentowany tekst trudno skonstatować co było konkretnie przedmiotem Jej roszczeń (ogólnie chodziło o spadek po ojcu ). Jednakże jest wcale prawdopodobnym - zważywszy na podmioty przeciwko którym skierowany był Jej pozew - iż geneza pieniędzy, o które walczyła po śmierci swego ojca (była Jego najstarszą córką), króla Belgii Leopolda II (niesławnej pamięci) - miały genezę afrykańską i były splamione krwią Murzyńskich zbieraczy naturalnego kauczuku ( traktowanych praktycznie jak niewolnicy) - których eksploatacja przyniosła Leopoldowi II i państwu belgijskiemu - ogromną fortunę. Jeżeli doszło ostatecznie do transakcji, o której Pan pisze - to wówczas wystąpiłby "arcysmaczny" i swoiście egzotyczny przypadek transferu kapitału wygenerowanego w dżunglach Konga (w klimacie jak z conradowskiego "Jądra Ciemności") - w karpackie knieje. Pikanterii takiemu scenariuszowi dodaje fakt, iż obszary leśne przejmowane przez podmioty jak w tekście, często były również (jak w Kongo) rabunkowo eksploatowane - z określonymi negatywnymi konsekwencjami tak dla zrównoważonej i racjonalnej gospodarki leśnej jak i dla przyrody.
Dorozumiewam, iż ciąg dalszy nastąpi i być może przynajmniej niektóre z podniesionych w komentarzu kwestii, zostaną przynajmniej częściowo wyjaśnione.

Pozdrawiam,


Artur Ziaja

Stanisław Kucharzyk pisze...

Jeśli chodzi erste Bukowinaer Pachtgenossenschaft in Radautz (Pierwsze Bukowińskie Towarzystwo/Spółkę Akcyjną w Radowcach), to nie do końca temat mam rozpoznany. Wydaje mi się, że głównymi rozgrywającymi byli tam katoliccy Austriacy. Wymieniony jako upoważniony przedstawiciel Karl Schläger był tam w zarządzie i na pewnym etapie lokalnym działaczem Austriackiej Partii Chrześcijańsko-Społecznej. Wywalono go z partii za machlojki ze sfałszowanym pismem wspierającym Bukowinaer Pachtgenossenschaft podpisanym przez posła tej partii ministra handlu Richarda Weiskirchnera .

Stanisław Kucharzyk pisze...

Kontynuując książęcy wątek to Łomną w powiecie turczańskim (nie tę z przemyskiego) w spadku po Henryku, hrabim Chambord w 1883 r otrzymał książę Robert I Parmeński. W 1888 r Francuzi zakładają wielkim kosztem(500.000złr.) parową fabrykę cellulozy, w której przerabiano klocki jodłowe i świerkowe 1 metrowej długości, z drzew młodszych, bo 40-50 letnich i to nie sękatych.
Trudności komunikacyjne i zmiana dziedziców, spowodowały, że piękna ta fabryka po niedługim okresie istnienia, t.j .po latach 4, w r.1892 została zwiniętą. Pozostały tylko murowane budynki fabryczne i gospodarcze, oraz piękna kaplica. Ś.p. arcybiskup warszawski, ks. Feliński, przebywając na letniem mieszkaniu, podał projekt założenia instytutu wychowawczego dla dziewcząt. Projekt ten znalazł życzliwe poparcie u wpływowych osobistości. Sprowadzono w r.1895 zakonnice Rodziny Maryi Panny i powstała z korzyścią dla powiatu szkoła wydziałowa ośmioklasowa, instytut wychowawczy dla okolicznych panienek, zwłaszcza z biedniejszej klasy

Anonimowy pisze...

"Ś.p. arcybiskup warszawski, ks. Feliński, przebywając na letniem mieszkaniu, podał projekt założenia instytutu wychowawczego dla dziewcząt. Projekt ten znalazł życzliwe poparcie u wpływowych osobistości. Sprowadzono w r.1895 zakonnice Rodziny Maryi Panny i powstała z korzyścią dla powiatu szkoła wydziałowa ośmioklasowa, instytut wychowawczy dla okolicznych panienek, zwłaszcza z biedniejszej klasy."

Jakie były jego losy? Nota bene zdaje się, że te podgórskie okolice "obfitowały" w placówki o charakterze oświatowo - wychowawczym/poprawczym. Żeby chociażby wspomnieć o zakładzie jezuickim w Bąkowicach/Chyrowie czy też stosunkowo mało znanym Państwowym Zakładzie Wychowawczo - Poprawczym w podniżankowickiej Przedzielnicy. Zasyłam link do zeskanowanych archiwaliów dot. tego wzorcowego "poprawczaka" II RP. Proszę zwrócić uwagę na bilety kolejowe z 1929 roku. Pamiętam z dzieciństwa identyczne w kształcie, układzie graficznym i materiale, z którego zostały wykonane. A było to przecież pół wieku później.
https://www.przemysl.ap.gov.pl/index.php?c=article&id=362&print=1

Pozdrawiam,


AZ

Stanisław Kucharzyk pisze...

Zakład funkcjonował do II wojny światowej. Siostry prowadziły szkoły różnych stopni (ludową, wydziałową, powszechną 7-klasową, gimnazjum, prywatne Seminarium Nauczycielskie, szkołę gospodarczą, kursy dokształcające i krawieckie) z internatem dla dziewcząt obrządku łacińskiego i greckiego.
Wg artykułu "Losy świątyń rzymskokatolickich w Beskidach Wschodnich po 1939 r." Wojenne dzieje Instytutu są znane stosunkowo dobrze dzięki materiałom archiwalnym przechowywanym w Archiwum Głównym Zgromadzenia ss. Franciszkanek Rodziny Marii w Warszawie. Wiadomo, że poważne zagrożenie wisiało nad nim już 17 września 1939 r., kiedy miał stać się obiektem ataku bojówki ukraińskiej. Dnia 30 września Instytut został jednak zajęty przez wojsko sowieckie, a jego budynki upaństwowiono. Mimo to siostry prowadziły wówczas kursy tajnego nauczania, zaś budynki zakonne nie uległy poważniejszym uszkodzeniom. Pod okupacją niemiecką, która rozpoczęła się 27 czerwca 1941 r., własność zakładu przywrócono ponownie zakonowi. Poza wznowioną działalnością pedagogiczną siostry podjęły się przechowywania żydowskich dzieci z Warszawy. Na 120 dzieci przebywających w instytucie ich liczba sięgnęła 24. 14 września 1943 r. doszło do napadu na klasztor i rabunku zakładu przez oddział UPA, co spowodowało wyjazd większości zakonnic i dzieci z Łomnej. Zabrano wówczas także część wyposażenia kościoła. Wycofujący się w 1944 r. Niemcy podłożyli pod zakład miny zapalające, powodując jego pożar. Pozostałe jeszcze na miejscu zakonnice ewakuowały się w 1945 r. do Polski. Wiadomo, że ruiny kościoła i zakładu były jeszcze widoczne w latach 60. XX w., gdy do Łomnej dotarła potajemnie jedna z sióstr. Zapewne w latach 70. zostały one rozebrane w nieznanych bliżej okolicznościach.