Strony

niedziela, 27 kwietnia 2014

Lewurda na Laworcie

Nad Ustrzykami Dolnymi od strony północnej wznosi się charakterystyczny podwójny wierzchołek góry zwanej Kamienna Laworta. U jej podnóża podnóża, trzy wysmukłe wieżyce kieruje ku niebu, ciekawy architektonicznie kościół p.w. św. Józefa Robotnika.
Szczyt Laworty - 769 m n.p.m. liczący - jest najwyższym wzniesieniem Gór Słonnych i jednym najwyższych wzniesień Gór Sanocko-Turczańskich. Góra znana przede wszystkim amatorom sportów zimowych, ze względu na trasy zjazdowe i wyciąg krzesełkowy.
Pewnie niewiele osób zastanawia się nad znaczeniem drugiego członu nazwy tego wzniesienia, no bo cóż tu można wydumać skoro właściwie z niczym się nie kojarzy. Można by mniemać, że brzmienie toponimu zostało w ciągu stuleci i przemian narodowościowych tak zniekształcone, że dziś jest zupełnie nieczytelne. Również grzebanie w starych księgach i wodzenie palcem po dawnych mapach niewiele wnosi. Można tam spotkać nazwy: Kamień Ławorta i Kamena Laworda, co sytuacji wcale nie rozjaśnia. Trochę dziwne, że w najstarszych opisach rozgraniczeń wsi nazwa tego szczytu nie figuruje mimo, że wymieniane są pobliskie góry takie jak Gromadzyń czy Mały i Wielki Król.
Być może najbliżej rozwiązania zagadki nazewniczej jest historyk i regionalista Maciej Augustyn, który twierdzi, że góra otrzymała nazwę od porastającej jej zbocza rośliny - czosnku niedźwiedziego (Allium ursinum). A konkretnie od rumuńskiej nazwy rośliny czyli leurdă. Podobnie czosnek niedźwiedzi nazywają również Ukraińcy - левурда, леверда i Bułgarzy - левурда. Historyk wskazuje, że wiele nazw miejscowych w Karpatach takich jak Czerteż, Kiczera, Magura, Matragona, Przysłup początek swój bierze od fali osadnictwa wołoskiego przemieszczającego się wzdłuż łuku Karpat, od południa po północny zachód, od wieku XIII po XVI stulecie. Osadnicy ci, chociaż dość szybko mieszali się z miejscową ludnością przynosili ze sobą pastersko-koczowniczy model gospodarowania, skuteczny w trudnych warunkach górskich, oraz nazewnictwo związane z karpackim krajobrazem i codziennym życiem pasterzy. Stąd też watrę (rum.  vatra) w szałasie (rum. sălaş) palą górale od Retezatu po Tatry. Ten sposób życia został oficjalnie zaakceptowany przez możnych tego świata jako tzw. prawo wołoskie (Lex Antiqua Valachorum lub Jus Valahicum).  W Polsce na prawie tym osadzono około 500 miejscowości, w tym także wieś Czaniec, w której w 1788 roku urodził się pradziadek naszego Świętego Papieża, Bartłomiej Wojtyła. Rumuńscy badacze sugerują nawet, że nazwisko Wojtyła może pochodzić od rumuńskiego Voitilă, albo od innych podobnych n.p. Vintilă lub Voicilă.
Widok z Laworty w kierunku południowo-wschodnim skąd przywędrowali Wołosi.
Retezatu nie widać tylko nasze Bieszczady Wysokie.
Również Ustrzyki Dolne były lokowane w 1509 r. na prawie wołoskim przez pochodzącego z Siedmiogrodu Iwonię Janczowicza herbu Przestrzał. O herbie tym i protoplastach rodu jezuita Kasper Niesiecki (1682-1744) pisze w sposób następujący: Herb ten nadany od Macieja pierwszego Króla Węgierskiego w wielkich zasługach Stefanowi Janczowi z Wajnag albo z Unichowa w Siedmiogrodzkiej ziemi w hrabstwie Maramoryjskiem w powiecie Huskim leżącego w Budzie w roku 1482 o czem świadczy przywilej Zygmunta Augusta Króla Polskiego w który, oryginalny przywilej Króla Macieja o tym herbie ingrossował tenże Król w roku 1569. a do ksiąg grodzkich Przemysłkich per oblatam podany w roku 1590. Tego Stefana syn Teodoryk w wojsku Polskiem na sławę robiąc gdy pod Bukowiną za Króla Jana Olbrychta zginął brat jego rodzony Iwonia, w nagrodę zasług swoich i brata swego jako słowa przywileju świadczą od Króla Zygmunta pierwszego otrzymał przywilej na pewne daniny w ziemi Przemysłkiej w roku 1509. którego przywileju także i konfirmacyi jego przez Króla Zygmunta Augusta uczynionej 1553. jest oblata w grodzie Sanockim w roku 1595 .Tego Iwoni syn się został Kunasz Janczowicz Unichowski, którego ci synowie byli Jacko Terlecki, Jan Berezański, Paweł Ustrzycki, i Damian Stebnicki, a między sobą bracia rodzeni, ale od dóbr które się każdemu z nich dostały tak nazwani czego dowodem tenże przywilej dany 1553.
Czosnek niedźwiedzi, czyli lewurda faktycznie północne zbocza Laworty porasta obficie, co łatwo stwierdzić wędrując ścieżką spacerową. Niewątpliwie był rośliną rozpoznawalną i ważną dla miejscowych, gdyż w okresie przedwiośnia jego liście stanowiły ważne uzupełnienie ubogiej diety przednówka. Do dziś zresztą czosnek niedźwiedzi jest cenionym produktem nie tylko w rumuńskiej kuchni. Miejsca masowego występowania rośliny na pewno były skrzętnie notowane  w pamięci i przekazywane potomnym, z pewnością także jako toponimy. 

21 komentarzy:

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Od Makłowicza usłyszałam, jak nazywa czosnek niedźwiedzi - czeremsza, i nawet gotował gdzieś w Karpatach ukraińskich, przyrządzał potrawę bardzo podobnie jak szpinak; lewurda - ładna nazwa, u nas czosnek znalazł się również na stole wielkanocnym, przyprawiony był nim farsz do jajek; no bo jak przednówek, to przednówek; lubię te nazwy o rumuńskim rodowodzie, które przynieśli ze sobą wołoscy pasterze, obcobrzmiące, a jednak swojskie, a czosnek już kwitnie, ostatnie chwile, żeby jeszcze skorzystać z nauralnych witamin, bo potem liście twardnieją i są niesmaczne; dzięki za dokładne zgłębienie nazwy Laworta, bo sama góra jest mi bliska, troszkę katowałam ją na nartach, i trochę z buta niebieskim szlakiem do Jureczkowej; pozdrawiam.

Stanisław Kucharzyk pisze...

Zgodnie z tym co pisze Łukasz Łuczaj na Ukrainie czosnek niedźwiedzi nazywa się dwojako: "czeremsza (nazwa wspólna z jęz . rosyjskim, zbliżone formy znane też na Bałkanach) – na większości obszaru, oraz lewurda (nazwa wspólna z jęz. rumuńskim), używana w Karpatach i w pd. części obwodu sumskiego."
Tak więc jeśli Makłowicz gotował w Karpatach to pitrasił lewurdę a nie czeremszę ;-)

Zofijanna pisze...

Rósł sobie też niedaleko Odrzykonia, ale tam już po nim tylko ślady zostały, tak to miejsce dosłownie zostało zryte. Dzisiaj wszystko jest przedmiotem handlu.
Żal mi serce ściska, kiedy widzę, jak ludzie traktują rośliny, nawet te chronione, jak do rezerwatów szachownicy wjeżdżają samochodami, bo nie mogą podejść na piechotę....
Myślę, że czasem lepiej o takich miejscach i roślinach nie pisać, i nie pokazywać, bo niestety są łupem dla złodziei. Coraz częściej się za tym opowiadam- czego oczy nie widzą tego sercu nie żal....
Nasiona czosnku i sadzonki są dostępne w sklepach i bez problemu można je kupić.
Twój post, jak zawsze jest bardzo ciekawy.
Serdeczności
Na Lawortę się wybieram - niebieskim szlakiem

Lilka pisze...

A my z czosnkiem niedźwiedzim walczym zawzięcie. a on nic sobie robi z naszych zapędów :) Wciąż nie zdobyłam licznika Geigera- wiec i salatkowo nie wykorzystujem. aż szkoda.... zdjęcia sprzed lat dwoch, ale latoś nie inaczej to wygląda :)
za to sasanki- rozrosły sie w małą łączkę, niestety, bez dokumentacji foto.
http://ja-lilka.blogspot.de/2012/03/donosy-wiosenno-jednak-ogrodkowe.html

pozdrawiam!

Stanisław Kucharzyk pisze...

Lokalizacji prawdziwych rzadkości florystycznych raczej nie zdradzam na blogu. W Górach Słonnych i w Bieszczadach czosnek niedźwiedzi to roślina dość częsta, a niekiedy nawet występująca masowo. Generalnie co do pokazywania wartościowych przyrodniczo miejsc to masz rację ale z drugiej strony patrząc spopularyzowanie miejsc wśród osób z przyrodniczym zacięciem daje szansę, że będą one "monitorowane" a przez to w jakiś sposób pod opieką. Próbowałem kiedyś utworzyć tzw. użytek ekologiczny na cennej murawce, przygotowałem dokumentacje, zwykłe procedury urzędnicze i cóż gmina się nie zgodziła. Dzięki temu, że Filipa Góra jest opisana na blogu co jakiś czas ktoś przynajmniej przyjedzie i popatrzy czy nikomu jakieś karkołomne pomysły do głowy nie przychodzą.

Stanisław Kucharzyk pisze...

Faktycznie rośnie u Was jak chwaścisko. A czy czosnek ma jakieś szczególne właściwości jeśli chodzi o wchłanianie pierwiastków promieniotwórczych?

Lilka pisze...

to tylko fragmenty :) nie wiem, czy czosnek wchlania cez... pewnie jak kazda inna roslina i pewnie nikt tego nie badal. troche sie obawiam i troche szkoda, bo faktycznie rosnie wtedy, kiedy niczego jeszcze nie ma, a u nas to laka niezgorsza :) salatka by pyszna byla...

Stanisław Kucharzyk pisze...

Czyli w Bawarii nie jecie wcale roślin z gruntu?

Lilka pisze...

to znaczy- ja nie jem, autochtoni coś tam po ogródkach sadza, no i teren tu rolniczy.W radio podali niedawno- ze grzyby i runo leśne- zacezione. To niby dlaczego inne rośliny nie? zresztą problem dotyczy nie tylko Bawarii, ale tez sporej części Austrii. Nie wiem, jak

Stanisław Kucharzyk pisze...

Faktycznie z tymi radioaktywnymi grzybami w Niemczech i Austrii to coś słyszałem. Zresztą jest ciekawy artykuł po polsku RADIONUKLIDY W GRZYBACH Z WOJEWÓDZTWA PŁOCKIEGO NA TLE ICH SKAŻEŃ W POLSCE I ŚWIECIE
http://mazowsze.hist.pl/40/Notatki_Plockie/827/1993/1259/1_154/31183/
Pisze tam, że zawartość cezu 134 i 137 w polskich grzybach jest trzykrotnie niższa w porównaniu z Austrią i że grzyby mają jednak szczególne powinowactwo do radionuklidów.
Z drugiej strony kupując warzywa czy pieczarki w sklepie sąd masz pewność, że nie są skażone? Sprawdzasz miejsce pochodzenia? Ufasz certyfikatom unijnym?

Lilka pisze...

pieczarki kupuje polskie :) a warzywa - zakładam ze to mieszanka wielorejonowa, wiec jakoś się te nuklidy rozcieńcza --- na wszelki wypadek- zachodzę do sklepu z Frankonii (to kraj okupowany przez Bawarczyków :)) . ale może- i tak nie ma co sie bać?

Anonimowy pisze...

"Nad Ustrzykami Dolnymi od strony północnej wznosi się charakterystyczny podwójny wierzchołek góry zwanej Kamienna Laworta. U jej podnóża podnóża, trzy wysmukłe wieżyce kieruje ku niebu, ciekawy architektonicznie kościół p.w. św. Józefa Robotnika".
Ciekawy ów kościół jest ale raczej ze względu na swoją - muszę tutaj posłużyć się tym dosadnym określeniem - brzydotę. Ciekawym architektonicznie obiektem sakralnym, ze względu na swoje piękno i harmonię, jest - chociażby - drewniana cerkiewka w Równii, znajdująca się u stóp sąsiedniego Gromadzynia. Rosnąca z roku na rok liczba turpistycznych kościołów - to istotny problem natury tak religijnej jak i architektoniczno - estetycznej. Przerośnięte, nieproporcjonalne, niezgrabne, nieskromne, pyszniące się kiczowatym ornamentem obiekty stają się plagą polskiego krajobrazu kulturowo - religijnego. Pogórze Przemyskie jest także nimi upstrzone wcale obficie.
Pozdrawiam i załączam link do materiału filmowego traktującego o rzeczonym problemie:

http://ninateka.pl/film/blaski-i-wrzaski-odc-8

Artur Ziaja

Stanisław Kucharzyk pisze...

Jest mi niezmiernie przykro, kościół w Ustrzykach Dolnych nie zyskał Pańskiego uznania. Osobiście mam lepsze mniemanie o jego estetyce albo inaczej mówiąc - ten kościół mi się podoba. Oczywiście w tym konkretnym miejscu - niewielkim blokowisku z epoki późnego Gierka, w które przemieniła się wołoska osada. Walory cerkwi w Równi są oczywiście poza wszelką dyskusją, ale nie wiem czy znalazłby się jakiś genialny architekt, który wykorzystując twórczo wzory miejscowe, byłby w stanie opracować na tej bazie projekt właściwy dla 10 tys. miasteczka. Architekt ustrzyckiej świątyni odszedł zupełnie od tradycyjnych wzorców i stworzył według mnie ciekawą bryłę o pewnej symbolice i wymowie. Według mnie wpisuje się nieźle w miejskie osiedle, chociaż z pewnością jest dominantą w krajobrazie dość wąskiej doliny Strwiąża. Powstanie tego akurat kościoła było realizacją potrzeby serca wywalczoną przez ówczesnych mieszkańców klik., a nie przerostem ambicji miejscowego proboszcza.

Anonimowy pisze...

"...psychologiczny - otoczenie jak i sam kościół ma być niemal organiczny, ma dawać uczucie przebywania w środowisku zbliżonym do naturalnego..."
Proszę wybaczyć ale to brzmi jak kiepski żart. Zajrzałem do "podlinkowanego" przez Pana materiału i znów się żachnąłem, bo zamieszczony tam szkic świątyni prezentuje się jeszcze gorzej niż obiekt na zdjęciu. Czy gigantyczna - 50 metrowa - betonowa wieża kościelna (po cóż tak wysoka wieża w tak naturalnym krajobrazie???) przypominajaca - jako żywo - skocznię narciarską - daje poczucie przebywania "w środowisku zbliżonym do naturalnego"? Czy stwarza sprzyjające środowisko do modlitwy i kontemplacji religijnej? Mam wątpliwości. Nadmieniam, iż wypowiadam się tylko i wyłącznie na temat aspektu estetyczno - architektonicznego budowli.

Pozdrawiam,

Artur Ziaja


Stanisław Kucharzyk pisze...

Akurat z tym, że pogląd "kościół ma być niemal organiczny, ma dawać uczucie przebywania w środowisku zbliżonym do naturalnego" jest nadinterpretacją muszę się zgodzić.

Anonimowy pisze...

Zasygnalizowany problem nie ogranicza się - niestety - do jednego typu obiektów - tj. obiektów sakralnych. Jest to zagadnienie kompleksowe, którego istotą jest brutalne wypieranie krajobrazu kulturowo - przyrodniczego polskiej wsi ( i miast - nota bene - też) przez nową, wulgarną, turpistyczną jakość Skalę problemu i zakres już poczynionych spustoszeń uświadamiamy sobie w pełni gdy nagle przeniesiemy się w inną rzeczywistość, gdzie ciągle jeszcze wiejski krajobraz kulturowy trwa w nienajgorszym kształcie (np Karpaty Marmaroskie w Rumunii). Za zaistniałą sytuację odpowiada ułomny stan prawny, bardzo niska świadomość kulturowo - środowiskowa mieszkańców oraz ich określony zmysł estetyczny.
Polecam rozprawkę autorstwa Barbary Wycichowskiej pt : OPTYMALIZACJA DZIAŁAŃ PREWENCYJNYCH
NA RZECZ OCHRONY OGRANICZONYCH ZASOBÓW KRAJOBRAZU POLSKIEJ WSI (do znalezienia poprzez google), w którym autorka obszerniej analizuje debatowaną kwestię. Dla zachęcenia zamieszczam fragment rzeczonego tekstu: "Rola edukacji nie jest do przecenienia, ponieważ w coraz mniej zakorzenionym społeczeństwie zanika umiejętność czytania, dokonywania ocen i rozumienia roli
tradycyjnego krajobrazu wiejskiego jako składnika (nośnika) narodowej kultury
(Dąbrowska-Budziło, 2002). Ta sytuacji wymaga rozbudzania zainteresowania młodego
pokolenia rodzimą (lokalną) historią (zabytki regionu, zwyczaje, folklor), uczenia
wrażliwości estetycznej (nauka podstaw architektury i sztuki), wypracowywania
mechanizmu samodyscyplinującego i nadzorującego indywidualne zachowania
przestrzenne, aktywnego zaangażowania społeczności lokalnej w niwelowanie istniejących
konfliktów przestrzennych i zapobieganie potencjalnym, wspierania inicjatyw
środowiskowych i społecznych na rzecz ochrony wiejskich krajobrazów przyrodniczo-
kulturowych, a więc reasumując, kształtowania społeczeństwa obywatelskiego".

Pozdrawiam,

Artur Ziaja

Lilka pisze...

oj, niestety, muszę zgodzić sie z Panem Arturem. Bardzo, bardzo niestety.
Polski folklor, tak niezwykle piękny, jest zarzynany niemalże.
Ale - chyba coś sie w dobra stronę dzieje. szkoda ze tak późno.
Pozdrawiam

Lilka pisze...

Te nowo postajace koscioly czy tez inne budynki- moga nawet byc interesujace srchitektonicznie, Kosciol w Ustrzykach - jest calkiem interesujacy, on nawet w tapia sie w krajobraz - niczym swierki z lasu wystaja wieze, ale jest mimo wszystko grzechem na pieknym krajobrazie historyczno- architektonicznym tych terenow. z tym ze wina- wg mnie lezy po stronie architektow. to ich zadaniem - jest - przynajmniej powinno byc- poznanie kultury i tradycji regionu i zadbac i piekno przestrzeni. trudno oczekiwac od miejscowym, ktorym wmowiono ze ich kultura jest nie warta - bo nadchodzi nowe, dziadzie - by nie chcieli odwracac sie od swoich tradycji, uwazac ich za niemodne.... to juz mija (na szczescie) Architekci w zamian - przerzucja sie na oryginalnosci i tworza czesto - lub z reguly jakies koszmarki. za kare - powinni byc przywiazywani przed swym dzielem, ceem permamentnego podziwiani :)

Stanisław Kucharzyk pisze...

Kochani (wybaczcie familiaryzm)! Ja będę się jednak upierał, że ten konkretny kościół niczego nie zepsuł w krajobrazie, ani w architekturze miasteczka zwanego Ustrzyki Dolne z początku lat 80-tych ubiegłego wieku. Spróbuję swoje zdanie krótko uzasadnić. Najpierw popatrzcie na zdjęcie klik. Co widzicie? Miasteczko z epoki realnego socjalizmu. Dostrzegacie kościół w tym blokowisku? Gdyby był skromniejszy całkiem by się zgubił w tej powodzi klocków. "Ustrzyki Dolne od 1951 r. stało się miastem powiatowym... Pod koniec roku miasto liczyło niespełna 1000 mieszkańców." "W 1972 roku Rada Państwa podjęła decyzję o budowie dużego zakładu - kombinatu drzewnego przetwarzającego drewno z Bieszczadów i Podkarpacia." "Następuje napływ mieszkańców z różnych części Polski. Natomiast w nowej części miasta powstawało pracownicze osiedle PCK. W 1978 r Ustrzyki Dolne liczyły ok. 6 tyś. mieszkańców." I to w tym momencie faktycznie było posprzątane - powstało blokowisko takich jak tysiące w Polsce. Krajobraz i architektura zostały głęboko przekształcone. Dopiero potem następują starania mieszkańców o budowę kościoła, bo jedna niewielka neogotycka świątyńka z pocz. XX wieku była mocno niewystarczająca. Dlatego podtrzymuję tezę - dla tego blokowiska na pograniczu Bieszczadów Niskich i Gór Słonnych, ta konkretna bryła kościoła bardzo pasuje. Absolutnie nie jest to obiekt "niemal organiczny, i nie daje uczucia "przebywania w środowisku zbliżonym do naturalnego" tak jak nie może dawać takiego uczucia ustrzyckie osiedle PCK. Uważam jednak, że jest udaną próbą wprowadzenia sacrum w środek wielkiej budowy bieszczadzkiego socjalizmu. Lepszą niż Arka Pana w Nowej Hucie. Czy dałoby się zaprojektować coś lepszego, pasującego, a przy tym nawiązującego do lokalnych wzorców cerkiewek czy drewnianych kościołów Podkarpacia? Pewnie tak, ale genialnych architektów jest niewielu, a kościół ten był dość pospiesznym zaspokojeniem potrzeb duchowych nowej, bardzo licznej społeczności osób przyjezdnych, w ogóle nie związanych z regionem. Poza tym przez długi czas jeszcze wzory lokalnego budownictwa cerkiewnego i związane z tym kwestie kulturowe były traktowane podejrzliwe (wiadome powojenne ukraińskie konotacje). Co nie zmienia faktu, że sporo cerkiewek zostało uratowanych przed zupełną ruiną dlatego, że przejęły je w użytkowanie parafie kościoła R.K.

Anonimowy pisze...

"Co nie zmienia faktu, że sporo cerkiewek zostało uratowanych przed zupełną ruiną dlatego, że przejęły je w użytkowanie parafie kościoła R.K."
Dotyka Pan tutaj kolejnego, kapitalnego problemu - złożonego, kontrowersyjnego i delikatnego. Podzielam w zupełności Pana pogląd jednakże mam nieodprate wrażenie, iż na Podkarpaciu - wśród autochtonicznej ludności - panuje w tym względzie spora hipokryzja. Bo jeżeli w Polsce z cerkiewką stało się tak jak Pan to napisał, a ja zacytowałem - to jest wszystko w absolutnym porządku i jest nawet powód do chwały (uratowano cerkiewkę). Jeżeli natomiast tuż za granicą, na Ukrainie, mamy dawny polski kościół zamieniony na cerkiew (uratowany kościółek per analogiam) - to wielu naszych rodaków żachnie się mocno i oskarży stronę ukraińską o zamach na polskie dobro narodowe.

Pozdrawiam,

Artur Ziaja

Stanisław Kucharzyk pisze...

Ja nie oskarżam. Jeśli nie ma już miejscowych rzymo-katolików to niech obecne społeczności chrześcijańskie użytkują na chwałę Bożą. Sława Isusu Christu! Gorzej jak niszczeje i popada w ruinę.