Strony

piątek, 8 maja 2020

Wendelin kontra Stanisław

 Kościół pw. Najświętszego Imienia Jezus i św. Wendelina obecnie p.w. św. Stanisława Biskupa w Nowych Sadach
Osady kolonizacji józefińskiej mimo, że stosunkowo liczne w regionie, pozostawiły po sobie stosunkowo niewiele śladów. Ich historia zainicjowana przez Marię Teresę była sprężyście rozwijana przez jej syna Józefa II Habsburga.
Budynek który na katastrze opisano jako przynależny Ortschaft Falkenberg (tzn budynek gromadzki) 
W dobromilskich dobrach kameralnych tworzono spore, liczące nawet po 200 osób osady zasiedlane przez Niemców z obszaru Palatynatu. Ludność posługiwała się dialektem szwabskim i przynależała do różnych kościołów: luterańskiego, luterańsko-reformowanego i katolickiego. Na Pogórzu Przemyskim w 1783 roku powstały dwie osady kolonistów Makowa Kolonia (zwana Hohberg) zasiedlona przez luteran klik> oraz Falkenberg zamieszkały przez mieszaną społeczność katolicko-luterańską. Nazwa "Sokola Góra" miała nawiązywać do jednej z rodzinnych miejscowości sprowadzonych tu osadników. Jednym z kolonistów był Simon Fastnacht ze wsi Melchingen w Badenii-Wirtembergii. Był on 3x pradziadkiem polskiego historyka, badacza dziejów ziemi sanockiej Adama Romualda Fastnachta (1913 - 1987).
Już w 1784 r. biskup przemyski Antoni Wacław Betański oddał pod opiekę parafii w Kalwarii Pacławskiej niemieckich katolików z Falkenbergu. Jednak ich faktycznym duszpasterzem stał się znający język niemiecki bernardyn o. Ewaryst Gradel. W 1816 r. zbudowano w Falkenbergu murowany kościół pod wezwaniem św. Wendelina, który w 1891 r. został zastąpiony przez nieco okazalszą świątynię p.w. Najświętszego Imienia Jezus i św. Wendelina. 
W 1852 roku spis katastralny odnotował blisko 30 gospodarstw zamieszkałych przez ludzi o niemieckich nazwiskach: Fastnacht, Hilbruner, Huppenthal, Kaiser, Knott, Kórz, Kral, Kraus, Müller, Ott, Schmid, Seipel, Sonnabend, Speicher,Steinmetz, Zenger i Zigler.
W 1900 r. Falkenberg liczył 46 domów zasiedlonych przez 285 mieszkańców, w tym 140 niemieckojęzycznych, 131 polskojęzycznych i 14 rusińskojęzycznych. Pod względem wyznaniowym policzono: 250 rzymskokatolików, 18 grekokatolików, 16 Żydów, jednego wyznawcę innych religii.
W 1921 r. Falkenberg posiadał 43 domy z 247 mieszkańcami deklarującymi narodowość polską (150), rusińską (24), niemiecką (72), inną (1). Pod względem wyznaniowym policzono: 205 katolików, 30 grekokatolików, 11 Żydów i jednego chrześcijanina innego obrządku.
11 marca 1939 decyzją Ministra Spraw Wewnętrznych Falkenberg został przemianowany na Sokołów Dobromilski. 
Dzieje niemieckiego Falkenbergu ostatecznie zakończyła przeprowadzona w 1940 roku akcja przesiedlenia ludności pochodzenia niemieckiego „Heim ins Reich” z terenów zajętych przez ZSRR w 1939 roku. W Falkenbergu pozostał kościół od 1959 roku pw. św. Stanisława, biskupa i męczennika oraz dwa nagrobki z niemieckimi nazwiskami na sąsiadującym cmentarzu.
Według badań dr. Adama Fastnachta klik> niemiecki charakter wsi zacierał się jednak już w czasie półtorej wieku istnienia osady. Chociaż od początku istniała tutaj szkoła z niemieckim językiem nauczania, to od 1850 r. zaczęto uczyć także języka polskiego. Jak pisze dr Fasnacht: Od r. 1874 uczono już tylko w języku polskim, ale nauka niemieckiego dotrwała do r. 1925. Kazania i śpiewy w kościele były w języku niemieckim aż do r. 1892, od tego czasu po polsku. Ta wieś z upływem lat stopniowo się polonizowała. Jedną przyczyną tego były małżeństwa z Polkami, drugą sprzedaż gospodarstw polskim rolnikom. Była jeszcze jedna ważna przyczyna. W latach 60-tych XIX w. przywrócono w Galicji język polski jako urzędowy. Tak więc od tego czasu wszystkie urzędy stosowały już wyłącznie język polski w kontaktach z wszystkimi obywatelami. Do roku 1939 utrzymało się w Falkenbergu tylko 5 rodzin z tych pierwszych osadzonych tam jeszcze w r. 1783. 
Stary dom o konstrukcji przysłupowej - ślad niemieckiej tradycji
Klasycznym przykładem polonizacji jest właśnie rodzina Fastnachtów, jak czym tak pisze sanocki historyk: O poczuciu narodowym Fastnachtów żyjących w Polsce świadczy ich postawa w czasie II wojny światowej. Kiedy na przełomie lat 1939/40 przeprowadzane było przesiedlenie Niemców z terenów znajdujących się pod okupacją sowiecką i kiedy potomkowie kolonistów józefińskich zgłaszali się na wyjazd do Niemiec, nikt z męskich przedstawicieli rodu Fastnachtów nie zdeklarował się jako Niemiec i nie wyjechał z transportem. Jest to charakterystyczne o tyle, że wyjechali wówczas jako Niemcy polscy mieszkańcy Falkenbergu o nazwiskach Nowak czy Słabik. Nie wszyscy dobrze na tym wyszli, bo trzej z Nowaków zginęli na wojnie jako żołnierze Wehrmachtu, a troje dzieci Słabika znalazło śmierć od niewybuchu w Niemieckiej Republice Federalnej w 1950 r.
Kilku z Fastnachtów natomiast brało udział w walce przeciwko Niemcom. Major WP Mieczysław Fastnacht (z linii Fidelisa) był ranny podczas obrony Warszawy we wrześniu 1939 r. i został odznaczony krzyżem Virtuti Militari. Marian Fastnacht (z linii Johanna) z Sanoka (brat Adama) za działalność w AK został rozstrzelany przez gestapo w styczniu 44 r. Adam był poszukiwany przez gestapo w latach 42 - 44 (w Sanoku i we Lwowie) i ukrywał się pod zmienionym nazwiskiem w okolicach Sokala. Leon F. syn Gabriela (potomek Antoniego) uciekł na Węgry, brał udział w walkach Brygady Karpackiej w Afryce i później II Korpusu pod Tobrukiem i Monte Cassino. Jego brat Józef został powołany w 44 r. do II Armii WP, zginął w walkach nad Nysą i został pochowany na cmentarzu wojennym w Zgorzelcu. Wreszcie Józef F. syn Karola (z linii Fidelisa) walczył jako żołnierz radziecki pod Berlinem. Nikt z Fastnachtów nie podpisał volkslisty ani reichslisty!
Widok na Falkenberg z grodziska nad Hujskiem
Na koniec tej opowieści, w dniu św. Stanisława uczczonego w Nowych Sadach, przypomnijmy krótko św. Wendelina, którego wyeksmitowano z kościoła w Falkenbergu. Według legendy był to żyjący na przełomie VI i VII wieku pustelnik z Wogezów. Popularny niegdyś w rolniczych regionach Niemiec patron: rolników, owczarzy, hodowców bydła, pasterzy, opiekun bydła oraz pól i pastwisk. Święty na dzisiejsze czasy, bo chroniący również przed zarazą i epidemią, tak więc św. Wendelinie módl się za nami!

26 komentarzy:

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

I nowy element w krajobrazie okolicznym ... wielka wieża wiertnicza:-)
Ponoć podczas badań geologicznych, gdzie wywoływano podziemne wybuchy, powstało pęknięcie na tylnej ścianie kościoła, starano się o odszkodowanie od prowadzącej firmy; nie wiem, jak skończyła się ta sprawa.
Pozdrawiam serdecznie.

Stanisław Kucharzyk pisze...

No tak tych wież coraz więcej, w różnych miejscach wyrastają. Nie zwróciłem uwagi na to pęknięcie

Anonimowy pisze...

"Na koniec tej opowieści, w dniu św. Stanisława uczczonego w Nowych Sadach, przypomnijmy krótko św. Wendelina, którego wyeksmitowano z kościoła w Falkenbergu. Według legendy był to żyjący na przełomie VI i VII wieku pustelnik z Wogezów. Popularny niegdyś w rolniczych regionach Niemiec patron: rolników, owczarzy, hodowców bydła, pasterzy, opiekun bydła oraz pól i pastwisk. Święty na dzisiejsze czasy, bo chroniący również przed zarazą i epidemią, tak więc św. Wendelinie módl się za nami!"

Nie do końca rozumiem zwrot: "którego wyeksmitowano" w cytacie jak wyżej?
Bo jeżeli kryje się pod nim ukradkowa polonizacja patrona - i w zamian świętego wielce oryginalnego i swoiście egzotycznego, podrzucono patrona, którego w Polsce jest jak przysłowiowych "mrówków" - to nie mam pewności, czy święty niemiecki będzie się za "nas" modlił. A podobno "katolikos" znaczy powszechny?

Pozdrawiam,

Artur Ziaja

Stanisław Kucharzyk pisze...

W tym konkretnym kontekście słowa "wyeksmitowany" użyłem sarkastycznie w celu wyrażenia pewnej dezaprobaty do zmiany patrona. Czy była to polonizacja ukradkowa nie wiem. Wydaje mi się, że miało to związek z erygowaniem parafii pw. św. Stanisława, biskupa i męczennika 23 grudnia 1959 r. O ile wiem kościół farny powinien mieć nazwę zgodną z wezwaniem parafii. Czy można było zachować jako patrona mało znanego w Polsce Wendelina w sytuacji gdy na miejscu nie było już jego pierwotnych czcicieli? Pewnie wówczas władzom kościelnym nie wydawało się to właściwe myślę jednak, że mogli pozostawić św. Wendelina jako drugiego patrona.

Anonimowy pisze...

"Czy można było zachować jako patrona mało znanego w Polsce Wendelina w sytuacji gdy na miejscu nie było już jego pierwotnych czcicieli?"

Było to jak najbardziej wskazane - ze względu chociażby na ochronę "krajobrazu kulturowego". Przecież w tym konkretnym wypadku nie było żadnych "merytorycznych "przeszkód żeby zachować imię patrona - ślad po istnieniu oryginalnej osady na terenie Podkarpacia. Bo przecież Wendelin TO TEŻ katolicki (rzymsko) ŚWIĘTY. Jego nacja - dla prawdziwego chrześcijanina/katolika - winna nie mieć znaczenia.
"Nie jest Judowin, ani Greczyn, nie jest niewolnik, ani wolny, nie jest mężczyzna, ani żeńszczyzna. Bo wy wszytcy jeden jesteście w Christu Jesusie."


Pozdrawiam,


AZ

Maciej Majewski pisze...

Znajomy teraz wierci na Pogórzu Przemyskim, ale bliżej Dynowa. Okazało się, ze karpackie złoża (głównie gazu) są bardzo niedoszacowane i starczą na długo. Złoże Przemyśl-Jaskmanice jest właśnie takim niedoszacowanym złożem.

Maciej Majewski pisze...

Czasami udało się zachować pierwotnego i egzotycznego patrona. Świetnym przykładem jest kościół św.Kwiryna w Łapszach Niżnych na Spiszu. Prawdopodobnie jedyna parafia w Polsce pod takim wezwaniem.

Anonimowy pisze...

Otóż to.


Pozdrawiam,

AZ

Stanisław Kucharzyk pisze...

Legendy już krążą o tych poszukiwaniach nafty i gazu, że Podkarpacie będzie ceny gazu dyktować na rynkach światowych ;-)

Anonimowy pisze...

"Legendy już krążą o tych poszukiwaniach nafty i gazu, że Podkarpacie będzie ceny gazu dyktować na rynkach światowych ;-)"


Te poszukiwania trwają już od kilkudziesięciu lat, od końca lat 50 - tych. Zaskutkowały, między innymi, arcyciekwym fenomenem "nafciarza" - który stał się trwałym elelemntem folkloru wielu wsi. Problem nie jest chyba wogóle opracowany etnologicznie. A warto byłoby to zrobić, bo "nafciarze" jak wyżej trochę przypominali swym statusem niegdysiejszych Romów. Tyle że pomawiano ich ( czy słusznie?) nie tyle o kradzież drobiu czy suszącej się bielizmy ale cnoty lokalnych niewiast.


Pozdrawiam,


AZ

Anonimowy pisze...

Intryguje też "dawidowa" rozetka, zresztą wcale udana. Gdyby na zdjęciu nie ukazano inskrypcji "JHS" - pewnikiem możnaby twierdzić, iż to fragment jakiejś synagogi. Takie "dawidowe" rozety często trafiały się w świątyniach chrześcijańskich kręgu kultury niemieckiej, szczególnie u protestantów - ale też i katolików. Więc owa rozeta - po eksmisji z kościoła falkenberskiego Św. Wendelina - jest chyba takim trochę zakodowanym (ale jednak) symbolem kulturowej genezy tej świątyni? Na szczęście nikt - jak do tej pory - nie wpadł nas pomysł przerobienia heksagramu z rozety na bardziej "swojski" motyw.


Pozdrawiam,


AZ

Stanisław Kucharzyk pisze...

Owszem zwróciła moją uwagę ta gwiaździsta rozeta dlatego ją sfotografowałem, ale bez wiedzy na temat dlaczego akurat taki symbol.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ten budynek gromadzki ... zawsze myślałam, że to jakaś proboszczówka; dobrze zachowany, ładna bryła, gdyby jeszcze wymienić te paskudne okna plastikowe, byłby ciekawy obiekt do wykorzystania przez wieś, a tak ... pewnie po latach rozsypie się, albo rozbiorą go.

Maciej Majewski pisze...

Dużo pozostałości po kolonizacji józefińskiej jest też na Sądecczyźnie. Sztampowym przykładem są Gołkowice Dolne z bardzo dobrze zachowaną zabudową. Ciekawe, że Niemcy relatywnie szybko się asymilowali, ale pozostało co nieco w nazwiskach. Np. występujące na Sądecczyźnie nazwisko Gołdyn, to spolszczona wersja nazwiska Golden. Dużo niemieckiego nazewnictwa zachowało się w Pieninach, ale to zapewne pamiątka po starszych kolonizacjach niemieckich (XIII-XIV w.).

Stanisław Kucharzyk pisze...

Parę lat temu dość namiętnie dyskutowaliśmy temat Głuchoniemców na Pogórzu Karpackim klik

Stanisław Kucharzyk pisze...

Co ciekawe na mapach Google ta świątynia jest błędnie oznaczona jako Cerkiew św. Jerzego Męczennika. Kościół prawosławny . Zgłosiłem błąd do Google ale nie zareagowali.

Anonimowy pisze...

"Dużo niemieckiego nazewnictwa zachowało się w Pieninach, ale to zapewne pamiątka po starszych kolonizacjach niemieckich (XIII-XIV w.)".

I na pobliskim Podhalu też. Jest tam - na przykład - miejscowość Gliczarów, pochodząca od niemieckiego "gletscher" oznaczającego lodowiec. Przypadek ów jest tym bardziej interesujący, gdyż być może oznacza, iż w tym miejscu długo zalegał w przeszłości śnieg - albo nawet był tam, w okresie małej epoki lodowej, jakiś lodowczyk. Gwara podhalańska bazuje na germanizmach (turnie, hale...), zaś kościółek - cacucho w Dębnie (na liście UNESCO) to świadectwo artyzmu bauernkultur.
Józef Szujski - wytrawny historyk, wyraził się o mieszkańcach Podhala następująco: "Podhalanie, tak nazywają się mieszkańcy galicyjskich właściwych tatrzańskich wsi w liczbie 27, są wszyscy potomkami osadników, osadzanych tu w ciągu XIII w. i XIV wieku na nowotarskiej królewszczyźnie. Byli to pierwotnie Niemcy jak świadczą liczne właściwości ich gwary (turń = thurm — szczyty gór; kierdel = heerde; pyrć = pürsche; hala = alm; frymarczyć = frei- markt). Niemcy, którzy zmieszani z ludnością słowiańską, tworzą typ wybitnie charakterystyczny, łatwy do poznania. Domy grupują się dosyć gęsto wzdłuż dróg równoległych i poprzecznych do dolin są obszerne i schludne, kryte gontem i opatrzone kominami".

Pozdrawiam,


AZ

Hanys Pudelek w podróżach pisze...

Czy jest możliwe, aby Falkenberg do 1947/48 roku był w ZSRR, podobnie jak Hujsko? Tak twierdzi ukraińska wikipedia, takie coś znalazłem na jakimś kościelnej stronie, jest też radziecki dokument z 1946 roku, mówiący o zmianie nazwy Falkenberg na Sokologirka -> https://uk.wikisource.org/wiki/%D0%A3%D0%BA%D0%B0%D0%B7_%D0%9F%D1%80%D0%B5%D0%B7%D0%B8%D0%B4%D1%96%D1%97_%D0%92%D0%B5%D1%80%D1%85%D0%BE%D0%B2%D0%BD%D0%BE%D1%97_%D0%A0%D0%B0%D0%B4%D0%B8_%D0%A3%D0%A0%D0%A1%D0%A0_%D0%B2%D1%96%D0%B4_7.5.1946_%C2%AB%D0%9F%D1%80%D0%BE_%D0%B7%D0%B1%D0%B5%D1%80%D0%B5%D0%B6%D0%B5%D0%BD%D0%BD%D1%8F_%D1%96%D1%81%D1%82%D0%BE%D1%80%D0%B8%D1%87%D0%BD%D0%B8%D1%85_%D0%BD%D0%B0%D0%B9%D0%BC%D0%B5%D0%BD%D1%83%D0%B2%D0%B0%D0%BD%D1%8C_%D1%82%D0%B0_%D1%83%D1%82%D0%BE%D1%87%D0%BD%D0%B5%D0%BD%D0%BD%D1%8F_%E2%80%A6_%D0%BD%D0%B0%D0%B7%D0%B2_%E2%80%A6_%D0%94%D1%80%D0%BE%D0%B3%D0%BE%D0%B1%D0%B8%D1%86%D1%8C%D0%BA%D0%BE%D1%97_%D0%BE%D0%B1%D0%BB%D0%B0%D1%81%D1%82%D1%96%C2%BB

Stanisław Kucharzyk pisze...

Dziękuję za odwiedziny i cenne uzupełnienie. Tak jest możliwe - ustalenia i przepychanki graniczne trwały do sierpnia 1948 roku i dotyczyły też tego regionu w tym Sierakosiec klik .

Hanys Pudelek w podróżach pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Hanys Pudelek w podróżach pisze...

Czytałem ten tekst z linka już wcześniej, ale właśnie o Sierakosicach jest mowa, ale bez szczegółów odnośnie granicy. A jeśli teren ten był przejściowo w ZSRR to zmienia nieco retorykę, bo dość często pojawia się informacja, że Ukraińców wywieziono po akcji Wisła, której w tej przypadku to by nie było (bo ZSRR oddawał ziemie bez mieszkańców).

Stanisław Kucharzyk pisze...

Akcja "Wisła" dotyczy konkretnego etapu wysiedleń ludności ukraińskiej (lub uważanej za ukraińską) z terenu południowo-wschodnich województw i obejmuje około 1/3 wszystkich wysiedleń tej ludności. Prowadzona przez LWP, trwała od 28 kwietnia do końca lipca 1947 (ostatnie wysiedlenia podobno do 1950 - nie wiem czy w ramach tej właśnie akcji). Wysiedlano na Ziemie Zachodnie. Wcześniej (1944-1946) w ramach umowy z ZSSR wysiedlano na wschód siłami sowieckimi przy udziale LWP. "Epizod podprzemyski” nie mieści się ani w jednej, ani w drugiej akcji wysiedleńczej. Sporo jest na ten temat w broszurze "Леськів О. 1996. Довга дорога до Війська. Історико-культурний нарис." Pozycja (tak średnio uporządkowana) obejmuje zbiór różnych relacji dawnych mieszkańców Hujska. W jednym miejscu pojawia się tam informacja, że w latach 1946-1947 na Sybir wywieziono 17 rodzin. W innym miejscu, że wysiedlenia zaczęły się w październiku 1947 roku. Mieszkańcy trafiali do Jemanżelinska w obwodzie czelabińskim. Deportowano wówczas "za sprzyjanie bandom". Myślę, że była to część operacji sowieckiej Akcja Zachód . Według pozycji Leskiwa wysiedlenia zakończono 18 maja 1948 roku. Z Hujska wysiedlono ogółem 168 rodzin - 793 mieszkańców. Co znamienne w kilku relacjach pojawia się fraza, że działo się to w ramach "Akcji Wisła". Widać, że ta nazwa funkcjonuje w świadomości wysiedleńców jako ogólne miano wszystkich wysiedleń. Więcej na temat wysiedleń podprzemyskich z 1948 roku można znaleźć w pozycji Andrzej Zapałowskiego - Granica w ogniu , który cytuje zachowane dokumenty archiwalne. Pisz on"Kwestia włączenia niektórych wsi do Polski wiązała się z przesiedleniem dotychczasowych mieszkańców niebędących Polakami do ZSRR. I tak na terenie powiatu przemyskiego do przesiedlenia wyznaczono: w Kwaszeninie 168 rodzin liczących 827 osób z terminem przesiedlenia 14 maja 1948 r. W dwa dni później obszar ten miały przejąć oddziały WOP. Kolejnymi wioskami były Paportno (liczące 127 rodzin i 632 osoby), Hujsko (152 rodziny), Sierakośce (168 rodzin i 681 osób z terminem opuszczenia wsi 18 maja 1948 r. i wejściem żołnierzy WOP na 20 maja 1948 r.), Malhowice (171 rodzin), Rożubowice (149 rodzin), Aksmanice (268 rodzin i 826 osób), Siedliska (171 rodzin i 566 osób), Medyka (620 rodzin i 1 826 osób z datą opuszczenia miejscowości 21 maja 1948 r. i wejściem żołnierzy WOP 23 maja 1948 r.) oraz Kowaliki (16 rodzin) i Starzawa (55 rodzin z datą opuszczenia wsi 15 maja 1948 r. i wejściem żołnierzy WOP 17 maja 1948 r.)"

Hanys Pudelek w podróżach pisze...

Dzięki za dokładne rozpisanie. Właśnie to miałem na myśli, że jeśli Hujsko i Falkenberg wróciło do Polski, to już bez mieszkańców. Dokładnie tak samo było w 1951 roku, gdy Ustrzyki i Góry Sanocko-Turczańskie z powrotem znalazły się w RP - ZSRR oddawał ziemie, ale nie ludzi. Pytanie, czy mieszkali tam jeszcze jacyś Polacy, którzy najpierw znaleźli się w Związku Radzieckim i potem doczekali zmiany granicy?

Hanys Pudelek w podróżach pisze...

W podlinkowej pozycji jest mapa (strona 74), gdzie Falkenberg leży po polskiej stronie, a Hujsko po radzieckiej. Ciekawe, zwłaszcza w kontekście tego radzieckiego dokumentu o zmianie nazwy.

Stanisław Kucharzyk pisze...

Analizowałem tę mapkę i wydaje mi się schematyczna - sytacja terenowa mogła być jednak inna.

Stanisław Kucharzyk pisze...

Co do tego czy byli jacyś Polacy, którzy doczekali się zmiany granicy. W Medyce na pewno tak, w Hujsku też (pisze o tym Leskiw), na terenach wymienionych w ramach „Akcji H-T” wydaje mi się ze nie. To znaczy mieszkańcy przedwojennych Ustrzyk Dolnych, najpierw wyjechali po 1944, a potem wracali po 1951.