Strony

sobota, 4 maja 2019

"Sprawiedliwi" z Leonciny

Pogórze Przemyskie jest bez wątpienia zachwycające pod względem przyrodniczym i warte odwiedzin w każdej porze roku o czym świadczy chociażby niniejszy blog. Jest jednak również ziemią obfitującą w tragiczne wątki. Nawet jeśli zauroczeni pięknym krajobrazem czy barwną roślinką, pozornie nie będziemy o tym pamiętać, sama przypomni nam o tym, artefaktem w terenie lub odnalezioną opowieścią.
Od dawna miałem smaczek na kwitnące kokoryczowe grądy pod Przemyślem. W końcu marca trafiła się okazja, ot taki mały bonus po wiosennym ogarnięciu Góry Filipa z części góry śmieci klik>. W tym miejscu jeszcze raz bardzo dziękuję Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze za organizację przedsięwzięcia i pomoc w przynajmniej częściowym uprzątnięciu tego niezwykłego i wyjątkowego miejsca. Gminie Fredropol dziękuję za udostępnienie worków i zapewnienie wywozu śmieci.
Część góry śmieci pod Górą Filipa po pożarze. Sporo uprzątnięto (plastik, szkło, gumę itd.).
Zostało jednak sporo gruzu i odpadów niebezpiecznych dla ludzi takich jak eternit i resztki chemii budowlanej
Grądy w okolicach Dybawki jeszcze sennie drzemały w przedwiosennej aurze, a więc pomyślałem że może warto zahaczyć o rezerwat florystyczny Leoncina nieopodal Krasiczyna. Pamiętałem, że Piotr od "Ciekawych roślin Przemyśla i okolic" klik> odnalazł tu bogate stanowisko ułudki leśnej – rośliny z Polskiej Czerwonej Księgi Roślin.
Owocująca ułudka leśna (Omphalodes scorpioides)
Na cieplejszych lessowych skarpach nad Sanem nieopodal rezerwatu kokorycze puste już pięknie kwitły. Niesamowita zmienność kolorów - od śnieżnej bieli, przez kość słoniową i róż, aż po fiolet. 
Sam rezerwat chociaż klimatyczny to głównie ze względu na otoczenie, ukształtowanie i bliskość doliny Sanu. Utworzony w 2001 roku na powierzchni prawie 9 ha, w celu ochrony stanowiska kłokoczki południowej w podgórskim grądzie.
Wczesnowiosenna zieleń szczyrów
Stanowisko kłokoczki owszem utrzymuje się, ale jest wyraźnie zacieniane przez zwierający się drzewostan, a wiele kłokoczkowych pędów jest ogryzionych prawdopodobnie przez jelenie. 
Charakterystyczna kora kłokoczkowej gałęzi
Po powrocie zacząłem szukać informacji na temat nieco intrygującej nazwy Leoncina i dość szybko trafiłem na wyjaśnienie sapieżyńskie. Nazwa Leoncina względnie Leonczyna pochodzi od pobliskiego folwarku należącego krasiczyńskich Sapiehów, wśród których popularne było imię Leon (m. in. x. Leon Ludwik Sapieha (1803-1878), x. Leon Aleksander Sapieha (1883-1944) ). 
W pobliżu zachowała się zresztą znana turystom pamiątka po Sapiehach w postaci głazu z granitową tablicą i napisem: "Tu leży koń Rall. Był wojnie przeciw Bolszewikom w 1920 r. pod Józefem Xsięciem Sapiehą. Zginął na przeszkodzie 8 X 1926 r.". Co ciekawe inny sapieżyński koń Ataman, uratował życie swojemu panu Leonowi Sapiesze podczas bitwy komarowskiej i również doczekał się nagrobka tyle, że w parku pałacowym w Bobrku koło Oświęcimia klik>
Autorom tablicy informacyjnej ścieżki przyrodniczo-kulturowej "Do Ralla" najwyraźniej te dwa konie jakoś się pomieszały i scalili te wątki w jedną opowieść. Zachowane kamienie w Leoncinie i w Bobrku mówią jednak przecież co innego. 
Aleja dojazdowa do dawnego folwarku
Tablica informacyjna wspomina jednak inne, dużo bardziej ważkie wydarzenie związane z Leonciną, zresztą również niezbyt precyzyjnie. W czasie II wojny światowej zarządcą majątku był Stanisław Kurpiel z Krasiczyna, który przez dwa lata ukrywał tu ponad trzydziestu przemyskich Żydów. Według zachowanych relacji Stanisław początkowo zatrudniony był przez księcia Leona Sapiehę, w majątku w pobliskich Korytnikach na stanowisku kierownika. 
Ruiny budynku obory
Była to forma zadośćuczynienia za niesłuszne posądzenie o włamanie do grobowca w krasiczyńskim zamku klik>. „W domu w Krasiczynie pozostała matka P. Stanisława z jednym synem, a pozostałe 5 dzieci i on sam z żoną zamieszkali w Korytnikach. Dzięki temu uniknęli zsyłki na Wołyń, ale w czasie wielkiego głodu p. Stanisław nie mógł się opędzić od kolegów i znajomych z Krasiczyna. Przychodzili i prosili "Choć garstkę zboża" W magazynie było jeszcze trochę jęczmienia. Stanisław rozdawał ten jęczmień głodującym ludziom. W tym czasie jeszcze, mimo okupacji niemieckiej, majątkiem w Korytnikach rozporządzał książę Leon Sapieha, mieszkający w Hołubli. klik>
Widok na uprawy rzepaku na madach w dolinie Sanu
Kiedy dowiedział się o poczynaniach p. Kurpiela ukarał go. Przeniósł go na Leonczynę, gdzie posiadał stado bydła, do opieki nad tym bydłem. Było to zupełne odludzie z dala od Krasiczyna i Prałkowiec, a od Korytnik oddzielone Sanem. Budynki to mały dom drewniany, obora i duża stodoła. Wokół lasy i pola. Stanisław pracowali tam z żoną, a do pomocy mieli stałego robotnika z Tarnawiec - Kochanowicza. Pewnego razu do Kurpielów przyszedł mężczyzna - może znajomy p. Stanisława i poprosił o nocleg, a następnie o schronienie. Znalazł i jedno i drugie. Warunki na przetrwanie były tu znakomite, więc poinformował o tym swoich znajomych, ci znowu członków swoich rodzin i swoich znajomych. Liczba ukrywających się wzrosła do 34 osób." Cytat z książki ”Ocalmy od zapomnienia. Obrazki z przedwojennych i wojennych dziejów Krasiczyna i wspomnienia innych osób"  Klik> 
Kryjówka znajdowała się w piwnicach wykopanych pod stodołą i pod oborą, połączonych tunelami z domem. 21 maja 1944 roku schronienie zostało odkryte, prawdopodobnie wskutek donosu. Jedynie dwóm ukrywającym się Żydom, udało się uciec, resztę rozstrzelali na miejscu ukraińscy policjanci z granatowej policji. Rodziny Rubinfeldów, Golingerów, Spieglów, Rubinów i pozostali zginęli zaledwie sześć tygodni przed wyzwoleniem Krasiczyna. Małżonków Franciszkę i Stanisława Kurpielów aresztowano i po miesięcznym forsownym śledztwie rozstrzelano w lesie w Lipowicy w czerwcu 1944 r. Szóstce sierot pomocy udzielili mieszkańcy Krasiczyna.
28 kwietnia 2013 roku Stanisław i Franciszka Kurpiel otrzymali tytuły "Sprawiedliwych wśród Narodów Świata". 
Herb Sapiehów "Lis" wśród ruiny na cegle z krasiczyńskiej cegielni
"w polu czerwonym rogacina dwa razy przekrzyżowana, srebrna."
Po wojnie zabudowania folwarku były przez pewien czas użytkowane, później popadły w ruinę i zapomnienie. Obecnie pochodzący z Tarnawiec Janusz Galiczyński stara się o upamiętnienie Sprawiedliwych z Leonciny.  Ich pamięć skłoniła mnie do ponownej majowej wizyty, której efektem są zamieszczone tutaj przemoczone deszczem fotki. Cześć Sprawiedliwym, oremus za nich i pomordowanych w tym miejscu Żydów.
Karteczka w murze ruiny na razie prowizorycznie upamiętnia Stanisława i Franciszkę Kurpielów

30 komentarzy:

Kris Beskidzki pisze...

Bardzo ciekawy post :)

Serdecznie pozdrawiam :)

Stanisław Kucharzyk pisze...

Dziękuję za wizytę. Też uważam że miejsce niezwykłe i godne jakiegoś trwalszego upamiętnienia. Może np w postaci zadaszenia lub innego zabezpieczenia tej ruiny. Byłby to z pewnością wymowny pomnik tamtych wydarzeń

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Dopiero po jakimś czasie doszły do mnie wieści zza siódmej góry, że Staszek z grupą ludzi sprzątał Górę Filipa; a było zakrzyknąć na mnie na sąsiednią górę, przyszłabym:-) przypuszczam, że te góry śmieci z daleka nie przyjechały, barbarzyński zwyczaj mieszkańców. Wracam często do kronik krasiczyńskiej parafii, wiele tam wspomnień z wsi położonych nad Sanem, o cerkiewkach, obrazach, figurach, kapliczkach, inwentarz cmentarzy ... Czasami zastanawiam się, czy potrafiłabym zachować się tak, jak opisana rodzina, ryzykować życiem, nie tylko swoim, ale i bliskich ... przecież oni mieli sześcioro dzieci.
Czy człowiek rzeczywiście " tyle jest wart, na ile go sprawdzono"?
Dotarliśmy tylko do kirkutu na wzgórzu, potem przegoniła nas pogoda, Tobie jednak widzę, niestraszna żadna plucha:-)
Pozdrawiam serdecznie.

Stanisław Kucharzyk pisze...

Niestety śmieci nie przyjechały i nie wszystkie wyjechały w worach. Zostało sporo niebezpiecznych odpadów eternit, resztki chemii budowlanej, gruz.
Z całą pewnością tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono.

Maciej Majewski pisze...

A propos ludzkich zachowań w tak okropnych czasach, to znajomy historyk przestrzegał przed różnego rodzaju osądami. Chodzi mi tu bardziej nie o czyny szlachetne, a przypadki tchórzostwa. Okazuje się, że ocena z ciepłej kanapy jest jednak z czapy wzięta. Bardzo trudno przewidzieć jak ktoś mógłby się zachować w kryzysowej sytuacji niezależnie od charakteru czy wychowania. Piszę to tak w kontekście około-wojennym, a nie odnośnie przypadku z Leonciny. Z drugiej strony to, czasami bohaterstwo wynikało nie z oddania i poświęcenia, a z beznadziejnych sytuacji... No bo cóż można jeszcze zabrać człowiekowi, któremu zabrano już wszystko co można było zabrać?

pytu pisze...

Wszędzie rany . Na Kruhelu jest miejsce gdzie zamordowano setki osób . Ostatnie przywieziono dzieci , jak zobaczyły trupy dorosłych , rozbiegły się po lesie . Wtedy oprawcy urządzili "polowanie ". Tam przynajmniej jest macewa . Leon Sapieha ma gród na wiejskim cmentarzu w Łętowni . Burzliwością życiorysu przebija nawet Kmicica.Piotrek.

Stanisław Kucharzyk pisze...

Porażające. To wydarzenie z dziećmi na Kruhelu miało miejsce podczas pierwszej (1939 r) czy drugiej okupacji niemieckiej?

Stanisław Kucharzyk pisze...

Macieju dlatego jeszcze raz powtórzę słowa Szymborskiej "tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono." Powtórzę też to co kiedyś napisałem - istnieją czasy i sytuacje, kiedy nie można pozostać "po prostu" porządnym człowiekiem. Można wybrać jedynie między bohaterem i niegodziwcem. Wcale nie twierdzę, że osobiście stać by mnie było na takie bohaterstwo.

pytu pisze...

Podczas likwidacji przemyskiego getta , miejsce 100m od drzewa Szwejka na Wapielnicy.

Anonimowy pisze...

"Na Kruhelu jest miejsce gdzie zamordowano setki osób . Ostatnie przywieziono dzieci , jak zobaczyły trupy dorosłych , rozbiegły się po lesie . Wtedy oprawcy urządzili "polowanie ". Tam przynajmniej jest macewa ."

A na owym pomniku - macewie, pękniętej (koncepcyjnie) przez środek - prócz cytatu z księgi Hioba ("Ziemio nie kryj mojej krwi, iżby mój krzyk nie ustawał") jest niezbyt fortunny napis w dwóch językach: "Pamięci mieszkańców Przemyśla i okolic, zamordowanych w tym miejscu przez hitlerowców w 1942 r. "

Artur Ziaja

Anonimowy pisze...

"Powtórzę też to co kiedyś napisałem - istnieją czasy i sytuacje, kiedy nie można pozostać "po prostu" porządnym człowiekiem.Można wybrać jedynie między bohaterem i niegodziwcem."

Czy aby trochę nie za dużo patosu w tym stwierdzeniu? Życie potrafi pisać niesamowite scenariusza i korygować ludzkie postawy w myśl przytoczonej sentencji Szymborskiej. Jednakże - należy chyba to mocno podkreślić - nikt nie ma obowiązku bycia bohaterem w trudnych sytuacjach życiowych. A postawa jak wyżej automatycznie nie przesądza o nabyciu statusu "niegodziwca".


Problem relacji polsko - żydowskich w czasie II wojny to zagadnienie ogromnie złożone i - niestety - zdecydowanie bardziej eksploatowane przez politykę historyczną obu nacji niż przez historię.

A oto dwa cytaty z raportu osoby która ma status sui generis świętego u wielu Polaków i Żydów.

1. "Istotnie, w większości miast bolszewików witali żydzi bukietami czerwonych róż, przemówieniami, uległymi oświadczeniami itd., itd.......
Gorzej już jest np., gdy denuncjują oni Polaków, polskich narodowych studentów, polskich działaczy politycznych, gdy kierują pracą milicji bolszewickich zza biurek lub są członkami tej milicji, gdy niezgodnie z prawdą szkalują stosunki w dawnej Polsce. Niestety, trzeba stwierdzić, że wypadki te są bardzo częste, dużo częstsze niż wypadki wskazujące na ich lojalność wobec Polaków czy sentyment wobec Polski".

2. "Stosunek żydów do Polaków jest podobny do ich stosunku do Niemców. Powszechnie daje się wyczuć, że radzi byliby, aby w stosunku Polaków do nich panowało zrozumienie, iż przecież oba narody są niesprawiedliwie gnębione i to przez tego samego wroga. Tego zrozumienia wśród szerszych mas społeczeństwa polskiego nie ma. Stosunek ich do żydów jest przeważnie bezwzględny, często bezlitosny. Korzystając w dużej części z uprawnień, jakie nowa sytuacja im daje. Wykorzystują wielokroć te uprawnienia – często nadużywają je nawet. Zbliża ich to w pewnym stopniu do Niemców."


Jan Karski jest często przywoływany w takim czy innym kontekście - gdy parę sloganów na jego temat przydaje się tej czy tamtej polityce historycznej. Ale już na temat opinii zawartym w jego jakże osławionym raporcie - cicho sza!!! Bo idą boleśnie w pięty tak Polaków jak i Żydów - burząc ich narodowe ołtarzyki, wycackane i starannie udekorowane.


Pozdrawiam,


Artur Ziaja

Beskidnick pisze...

Piękny i mądry wpis.
I Szymborska ma rację i A.Z też ją ma. Jedni sprawdzili się na bohaterów inni na niegodziwców ale zdecydowana większość po prostu sprawdziła się w przetrwaniu.

Stanisław Kucharzyk pisze...

Panie Arturze - pyta Pan - Czy aby trochę nie za dużo patosu w tym stwierdzeniu? Życie potrafi pisać niesamowite scenariusza i korygować ludzkie postawy w myśl przytoczonej sentencji Szymborskiej. Jednakże - należy chyba to mocno podkreślić - nikt nie ma obowiązku bycia bohaterem w trudnych sytuacjach życiowych. A postawa jak wyżej automatycznie nie przesądza o nabyciu statusu "niegodziwca"."
To oczywiście moja opinia i zgadzam się, że jak najbardziej, dużo patosu jest w tym stwierdzeniu. Napisałem to zdanie jako osoba 20 lat młodsza, w pierwszej wersji strony o DAK tutaj tylko remake tamtego portalu . Dzisiaj jako trochę starszy, stłamszony różnymi potyczkami z losem, a może przez zwykłe wygodnictwo, może i skłonny byłbym je zweryfikować, usprawiedliwiać, stępić ostrze. Ale jednak nie - życie jest próbą. Oprócz codziennych trosk żywota, bywają próby niszczące, ostateczne, po prostu same w sobie patetyczne. Pewnie - w przypadku gdy taka próba nas przerośnie, można szukać wybaczenia, zapomnienia i usprawiedliwienia (u innych, u samego siebie, u Boga). I można takie wybaczenie, zapomnienie i usprawiedliwienie znaleźć. Mimo wszystko taki wybór, pozostaje wyborem właśnie między bohaterem, a niegodziwcem. Nie ma opcji "przyzwoity". Przyzwoity to w sytuacjach skrajnych = bohater. Nie jest to tylko moje zdanie, przypomnę tylko (bez zacytowania bo chyba każdy kojarzy) słowa JPII z 12 czerwca 1987 roku.

Stanisław Kucharzyk pisze...

Wielkie dzięki za tę informację nie dotarłem tam jeszcze.

Stanisław Kucharzyk pisze...

Może jednak trochę źle napisałem "bohater" - "niegodziwiec" to de facto ostateczna ocena osoby, a przecież osoba może się zmienić, odpokutować zbrodnie. Bardziej adekwatnie byłoby użyć oceny konkretnego czyny "bohaterstwo" - "niegodziwość".

Anonimowy pisze...

"Może jednak trochę źle napisałem "bohater" - "niegodziwiec" to de facto ostateczna ocena osoby, a przecież osoba może się zmienić, odpokutować zbrodnie. Bardziej adekwatnie byłoby użyć oceny konkretnego czyny "bohaterstwo" - "niegodziwość".


Dla mnie trochę za ostra dychotomia. Wszak jest między tymi biegunami wcale rozległa szara strefa. Przecież - nawiązując do debatowanej tematyki - jeżeli Polak nie udzielał Żydowi w potrzebie schronienia, z obawy o własne życie - nie można go klasyfikować z automatu jako "niegodziwca". Będzie nim dopiero wówczas jeżeli w jakiś aktywny sposób ( donos na przykład) przyczyni się do zatrzymania czy śmierci będącego w potrzebie.
Proszę mi wybaczyć tę próbę "zaszufladkowania" - ale wydaje mi się iż drzemie w Panu - jakże polska - predylekcja do romantycznego postrzegania otaczającej nas rzeczywistości.


Pozdrawiam serdecznie


AZ



Stanisław Kucharzyk pisze...

Przecież - nawiązując do debatowanej tematyki - jeżeli Polak nie udzielał Żydowi w potrzebie schronienia, z obawy o własne życie - nie można go klasyfikować z automatu jako "niegodziwca". Będzie nim dopiero wówczas jeżeli w jakiś aktywny sposób ( donos na przykład) przyczyni się do zatrzymania czy śmierci będącego w potrzebie. Z tym pełna zgoda
drzemie w Panu - jakże polska - predylekcja do romantycznego postrzegania otaczającej nas rzeczywistości. I z tym też zgoda

Maciej Majewski pisze...

Różni ludzie, różne spojrzenia na ten sam problem. Dla mnie ważną rzeczą jest to, że są jeszcze w sieci miejsca takie jak to, gdzie można spokojnie o tym podyskutować. Niczym w kawiarni...

Anonimowy pisze...

A cóż to za formacja "ukraińscy policjanci z granatowej policji"...
Polacy i Rusini pomagali Żydom ponieważ byli to chrześcijanie, bo byli to ich bliźni.
Żaden Żyd nie naraziłby swojego życia i swojej rodziny dla ratowania goja.
Te dwa światy dzieli przepaść religijna i etyczna.
gw

Stanisław Kucharzyk pisze...

Ma Pan rację, że namieszałem z tą nazwą formacji. Czytałem kilka artykułów na temat Kurpielów - w tym materiał z IPN klik . Jest w nich mowa o policjantach ukraińskich, zapewne z Ukraińskiej Policji Pomocniczej, a nie z policji granatowej jak błędnie napisałem. Co do niesienia pomocy nie wątpię, że wśród KAŻDEJ narodowości było kilku sprawiedliwych w tej wojennej Sodomie.

Anonimowy pisze...

"A cóż to za formacja "ukraińscy policjanci z granatowej policji"...
Polacy i Rusini pomagali Żydom ponieważ byli to chrześcijanie, bo byli to ich bliźni.
Żaden Żyd nie naraziłby swojego życia i swojej rodziny dla ratowania goja.
Te dwa światy dzieli przepaść religijna i etyczna."


Pod Przemyślem w czasie drugiej wojny byli "już" raczej Ukraińcy, nie Rusini.
Co do istoty starotestamentowo - talmudycznej, trybalnej i zdublowanej etyki żydowskiej, generalnie - pełna zgoda. Przy czym nie można automatycznie założyć, iż "żaden Żyd" nie podjąłby ryzyka jak w pańskim wpisie. Od reguły są zawsze wyjątki.


Pozdrawiam,


Artur Ziaja

Anonimowy pisze...

To jest opinia o ile pamięć mnie nie myli profesor Dory Kacnelson, Żydówki z Drohobycza(a na pewno osoby żydowskiego pochodzenia). Po prostu jest to inna cywilizacja,cywilizacja żydowska.Nieraz popełniamy błąd zakładając, że innych np. żydów czy też wyznawców islamu obowiązują też nasze reguły, nasz chrześcijański świat wartości.
Większość była grekokatolikami, mówili po rusku, z tym że większość tych prostych ludzi uważała się za Ukraińców to mit. Proszę mi wierzyć...
Ponieważ szerzy się antypolonizm(jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi im o pieniądze), należy być ścisłym kto był katem i nie mieszać do tego granatowej policji.
gw

Stanisław Kucharzyk pisze...

Moja wina z tą granatową policją - wcześniej czytałem o Ulmach i utkwiło mi w pamięci, że "o fakcie ukrywania Żydów przez rodzinę Ulmów doniósł Niemcom prawdopodobnie Włodzimierz Leś – granatowy policjant z Łańcuta", o którym piszą w sposób następujący: "Był on posterunkowym granatowej policji w Łańcucie; jego rodzina pochodziła z Galicji Wschodniej, stąd był powszechnie uważany za Ukraińca". Czy faktycznie był Ukraińcem nie wiem. Grupa funkcjonariuszy polskiej granatowej policji brała udział (w tym Włodzimierz Leś) brała udział w zbrodni w Markowej w 1944 roku.

Stanisław Kucharzyk pisze...

Swoją drogą błędna informacja o udziale granatowej policji w sprawie Kurpielów zamieszczona jest na tablicy informacyjnej, przy nagrobku konia Ralla, co komentował już Pan Galiczyński klik

Anonimowy pisze...

"Większość była grekokatolikami, mówili po rusku, z tym że większość tych prostych ludzi uważała się za Ukraińców to mit. Proszę mi wierzyć..."


Większość "tych ludzi" - pod Przemyślem - w czasie II wojny uważała się już za Ukraińców. Została narodowo uświadomiona w okresie "Cekani" i II RP przez kler grekokatolicki oraz różnorakie organizacje społeczne typu "Proświta" "Płast", "Masłosojuz"..... Nie uznawanie tego faktu to nie tylko....mit. To błąd historyczny. Sytuacja o której Pan pisze mogła - jak najbardziej - mieć miejsce na innych obszarach - na przykład w Beskidzie Niskim wśród Łemków. I jeszcze jedna uwaga. Rzecz charakterystyczna, że w literaturze przedmiotu nie pisze się o "rusińskich" ekscesach antyżydowskich czy antypolskich w okresie II wojny. Zawsze podkreśla się ich "ukraińskość" ( i słusznie). Natomiast jak przychodzi do uznania Ich podmiotowości narodowej - pojawiają się ciągle, wcale często, takie opinie jak Pana.


Pozdrawiam,


AZ

Anonimowy pisze...

"Był on posterunkowym granatowej policji w Łańcucie; jego rodzina pochodziła z Galicji Wschodniej, stąd był powszechnie uważany za Ukraińca". Czy faktycznie był Ukraińcem nie wiem. Grupa funkcjonariuszy polskiej granatowej policji brała udział (w tym Włodzimierz Leś) brała udział w zbrodni w Markowej w 1944 roku."

Nie ma więc pewności, że był Ukraińcem. Ale co charakterystyczne - nie uchodził ( i nie uchodzi)za "Rusina".


Pozdrawiam,


AZ

Anonimowy pisze...

Gdyby faktycznie uważali się masowo za Ukraińców to pod Przemyślem byłoby już za Niemca silne podziemie ukraińskie i czystki etniczne. A tego tutaj nie było... Faktycznie później (1946/1947)na tym terenie były najsilniejsze odziały całej UPA, silniejsze niż na Ukrainie po wielkiej blokadzie. Do powstania tak silnej UPA paradoksalnie przyczyniła się głównie strona polska - akcje odwetowe w 1945 podziemia polskiego i milicji (odziały UPA zostały tu rozwiązane późną jesienią 1944),następnie wysiedlenia na Ukrainę i pacyfikacje wsi przez LWP, brak dla nich amnestii.
A kiedy powstała ta literatura, już po wojnie i Akcji Wisła gdy przeciwnik był już jasno określony - Ukraińcy z UPA. Inteligencja, głownie rodziny duchownych faktycznie określali się jako Ukraińcy ale nie prości ludzie. Używano określeń ruski język,ruskie święta a nie ukraińskie. Ponadto dużo było rodzin mieszanych, jak ich zakwalifikować. Nie przenośmy dzisiejszych uproszczonych określeń do tych skomplikowanych wówczas czasów.
Ale Pan się zawziął na granatową policję,szkoda że nie na policję żydowską. Może dlatego, że żaden z jej funkcjonariuszy nie został ukarany w Izraelu za swoje zbrodnie. Ponieważ nie naruszyli oni ich prawa...
gw

Anonimowy pisze...

"Gdyby faktycznie uważali się masowo za Ukraińców to pod Przemyślem byłoby już za Niemca silne podziemie ukraińskie i czystki etniczne. A tego tutaj nie było..."


Rozmawiamy stopniu uświadomienia narodowego, nie politycznego i to sprowadzającego się do tylko jednej opcji. Na terenie przemyskiego w 1939 roku stopień uświadomienia narodowego wśród Ukraińców był bardzo wysoki. A w ciągu paru następnych lat okupacji niemieckiej jeszcze bardziej się powiększył - ze względu na uprzywilejowane traktowanie Ukraińców przez okupacyjne władze niemieckie. Dlatego też mówienie o "Rusinach" w przemyskiem w okresie wojny - jest zniekształcaniem faktu historycznego, bo sugeruje, iż większość ludności ukraińskiej na tym terenie nie miała jeszcze wykształconej świadomości narodowej. Oni sami uważali się już w miażdżącej większości za Ukraińców.

"Wszystkie te zdobycze, jakie posiadała ludność ukraińska w Polsce, zachowała ona po krótkotrwałym panowaniu radzieckim. W okresie okupacji niemieckiej. Niemcy traktowali Ukraińców jako uprzywilejowaną kategorię ludności, co wyraziło się m.in. w szybkim zwolnieniu jeńców narodowości ukraińskiej, w przyznaniu lepszych kartek żywnościowych. Niemcy zezwolili Ukraińcom na posiadanie odbiorników radiowych, za co Polakom wymierzali karę śmierci, a także nie wysiedlali ich z terenów włączonych do Rzeszy, np. pozostawili w pełnym składzie skupiska emigrantów ukraińskich w Łodzi i Kaliszu. W Generalnej Guberni szybko rozwijało się szkolnictwo ukraińskie - w 1940 r. w 60% wsi ukraińskich funkcjonowały towarzystwa szkolne, a liczba szkół z 2 150 w końcu 1939 r. wzrosła do 4 173 w 1942 r. Odrodził się po okupacji radzieckiej ruch wydawniczy, spółdzielczy, co najlepiej dokumentuje istnienie w 1940 r. na terytorium Generalnej Guberni 500 spółdzielni ukraińskich. Niemcy pozwolili na otwarcie wielu cerkwi, a nawet na wprowadzenie języka ukraińskiego do sądów grodzkich"
http://bazhum.muzhp.pl/media//files/Piotrkowskie_Zeszyty_Historyczne/Piotrkowskie_Zeszyty_Historyczne-r1998-t1/Piotrkowskie_Zeszyty_Historyczne-r1998-t1-s113-127/Piotrkowskie_Zeszyty_Historyczne-r1998-t1-s113-127.pdf


Pozdrawiam,


AZ

Anonimowy pisze...

"Ale Pan się zawziął na granatową policję,szkoda że nie na policję żydowską. Może dlatego, że żaden z jej funkcjonariuszy nie został ukarany w Izraelu za swoje zbrodnie. Ponieważ nie naruszyli oni ich prawa..."


Nie wiem czy do mnie kieruje Pan te słowa??? Jeżeli tak, zgadzam się z Panem. Współodpowiedzialność strony żydowskiej za holokaust bywa zamiatana pod dywan z powodu statusu ofiary i "religii holokaustu" - jakie ją cechują. Policja żydowska, żydowscy szmalcownicy, judenraty, Rumkowski, syjoniści, którzy nie chcieli z bardzo ratować - jeżeli ratowani mieliby trafić nie do Palestyny.... Sporo było tego. A część z tego wytknęła Żydom Hanna Arendt - i do tej pory jest w Izraelu sui generis czarną owcą.


Pozdrawiam,


AZ

Anonimowy pisze...

Za kogo się uważali wówczas grekokatolicy tego dziś już nie rozstrzygniemy.Zgoda,że Moskale a później Niemcy faworyzowali grekokatolików-Rusinów,Ukraińców. Znana stara zasada - dziel i rządź. Nie zmienia to faktu, że tu czystki etnicznej nie było. Podział wówczas nie był raczej narodowy ale religijny- rzym-kat, grek-kat i żydzi. Między katolikami nie było do wojny raczej jakiś waśni, wszyscy opowiadali o zgodnym życiu i wzajemnym szacunku. Wojna to popsuła. Rodzina pochodzi znad Sanu i Wiaru (dosłownie tak mieszkali)i taki mam obraz z ich wspomnień. Oczywiście może mieć Pan inny pogląd na te sprawy.
O granatowej policji oczywiście zaczepiłem Pana Stanisława. Dziękuję jednak za podobne spojrzenie na sprawę trudnych relacji ze stroną żydowską. Ze względu na odmienną cywilizację, rozmowy z nimi nie mają niestety większego sensu...