Skały są skupione w pięciu grupach o nazwach: "Skały Dobosza - Zamek", "Dzikie Skały", "Kamienie pod Źródłem", "Kamień na zboczu góry Pohar", "Skały nad rzeką Sukiel" klik>. Największy kompleks nosi nazwę Zamek, w którym ostańce wyraźnie kształtowane ludzką ręką (pieczary, schrony, wnęki, schody, korytarze, zbiorniki na wodę, dobudowywane sklepienia i murki) z trzech stron otaczają dziedziniec. Z czwartej strony znajdują się pozostałości rowu i wału obronnego.
Obiekt chroniony jest jako pamiątka przyrody znaczenia krajowego.
Do tej pory nie przeprowadzono tu dokładnych badań archeologicznych, stąd też różne hipotezy dotyczące genezy i historii tego szczególnego miejsca (siedlisko pradziejowe, średniowieczne zamczysko, miejsce kultowe, schronienie przed najazdami tatarskimi).
Obiekt chroniony jest jako pamiątka przyrody znaczenia krajowego.
Pewne jest jedno od wieków "Skały Dobosza" były nawiedzane przez wędrowców i turystów. Czasopismo Ziemia organ Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego w 1910 tak opisywał "Skały w Bubniszczu":
Niespełna dwie mile na południowy zachód od Bolechowa,
miasta na szlaku kolejowym Stryj Stanisławów, leży już w paśmie Beskidu mała
górska wioska Bubniszcze, z ciekawą grupą potężnych skał, zwanych tu „bołdami".
Skały te, złożone z kilkunastu olbrzymich kamieni, przypominają podobne utwory
piaskowca w czesko-saskiej Szwajcaryi.
Położone wśród pięknych milami ciągnących się lasów, przeważnie szpilkowych, wysokie przeszło 200 stóp, robią na widzu imponujące wrażenie. Największa z nich posiada dwie dość regularnie ręką ludzką wykute groty. Pochodzenie i pierwotne przeznaczenie tych grot nie jest dotąd zbadane. Jedni uważają je za świątynie pogańskie Słowian, inni znów odnoszą je do czasów znacznie późniejszych, podając, że służyły za schronienie okolicznej ludności, która w czasie napadów nieprzyjacielskich zazwyczaj chroniła.
Położone wśród pięknych milami ciągnących się lasów, przeważnie szpilkowych, wysokie przeszło 200 stóp, robią na widzu imponujące wrażenie. Największa z nich posiada dwie dość regularnie ręką ludzką wykute groty. Pochodzenie i pierwotne przeznaczenie tych grot nie jest dotąd zbadane. Jedni uważają je za świątynie pogańskie Słowian, inni znów odnoszą je do czasów znacznie późniejszych, podając, że służyły za schronienie okolicznej ludności, która w czasie napadów nieprzyjacielskich zazwyczaj chroniła.
Na szczyt tej skały prowadzi się po lasach, dość uciążliwe i
niebezpieczne wejście, w części przy pomocy — drabin i wykutych w skale
schodków; wspaniały, - rozległy krajobraz, jaki się stąd roztacza, sowicie wynagradza
poniesione trudy. Pokryte gęstym borem wzgórza opadają w kierunku
północno-wschodnim ku dolinie Sukieli, która niby nić srebrna przewija się na
tle szmaragdowej zieleni; ku południowi zaś piętrzą się coraz wyższe i wyższe
kopce gór, niknąc w sinej oddali, już gdzieś na granicy węgierskiej.
Skały bubińskie, jakkolwiek dojazd do nich jest dość utrudniony,
gdyż wymaga około 3 godzin jazdy z Bolechowa, są celem licznych wycieczek i rzeczywiście
zasługują na zwiedzenie. Piesi turyści dążąc do Bubniszcza, obierają zazwyczaj drogę
ze stacyi kolejowych Skole lub Synowodzko, jako krótszą.
Z kolei Ferdynand Antoni Ossendowski polski pisarz i podróżnik w znamienitym dziele "Karpaty i Podkarpacie" z 1928 roku klik> kreśli taki obraz
W Polanicy, dużej wsi na lewym brzegu Sukielu, znajduje się nadleśnictwo w obrębie swoim posiadające prawdziwy kaprys natury. Jest to miejsce niezwykle romantyczne i zagadkowe. Ścieżka od mostku na Sukielu prowadzi przez przełęcz pod Schłą. Na grzbiecie działu wspaniałe, potężne buki stoją w skupionym milczeniu, tajemnicę ukrywając w swym cieniu. Nagle odsłania się głęboka kotlina, a w niej — labirynt nagich skał piaskowcowych o przeróżnych najfantastyczniejszych kształtach. Jest to słynne Bubniszcze!
Głębokie groty, tarasy i stopnie, wykute rękami nieznanych olbrzymów, wreszcie studnia, której tunel przewierca potężny masyw litej skały. Na szczytach i pomiędzy skałami wiatr posiał cherlawe sosenki i krzaczastą buczynę.
Stąd rozległy odkrywa się widnokrąg, zamknięty zewsząd lesistymi górskimi grzbietami. Na dole widnieją zabudowania wsi Truchanów i Synowódzko, pola, rzadkie skupienia świerków na ogołoconych już górach; we mgle niebieskiej majaczy jak zjawa stożkowaty wierch Paraszki, która w tej okolicy Bieszczadów — od Mizuńki do Skolego i Tuchli — wznosi się jak drogowskaz, jak latarnia morska na oceanie.
Skały Bubniszcza tworzą amfiteatr, nad którym tam i sam piętrzy się to iglica „Lalki“ to skała do baszty podobna — „Wiatrak“, to „Wielki Bołd“ ze śladami mozolnej pracy ludzkiej, co tu wyrąbała potężne gzymsy, jakieś głębokie wyżłobienia i „stupaje“ w twardej skale...
Co tu było? Świątynia pogańska z ołtarzem nieznanego boga i „żegliszczem“ na szczycie? Czy nie dlatego to właśnie stare wróże przychodzą tu chętnie i coś mruczą tajemnie, a młodzież baraszkuje tu w noc Kupały i ognie pali? Schronisko wielkiej bandy zbójników ruskich czy węgierskich? Pierwotne siedlisko ludzi jaskiniowych? Fantazja nieznanego włodarza tych lasów i skał, który posłał niewolników i jeńców kuć te skały? A może w tym labiryncie był schron najpewniejszy przed najeźdźcami spoza Karpat i Nadniestrza? Może ukrywali się tu ścigani przez sądy koronne owi „latrones, violatores, incendiarii“, na których szyję kat od dawna już ostrzył miecz na wieży stanisławowskiej, przemyskiej czy samborskiej?
Gdy się zapytać o to Bojków, wzruszają ramionami. Nie wiedzą nic o swoich „bołdach“. Milczą też skały i tylko echo głosu ludzkiego tłucze się po załomach i kretowiskach labiryntu, aż umilknie gdzieś w haszczach bukowych... Cóż to za dziwy żyją śród tych skał zagadkowych?
Jedna, oglądana z daleka staje się posągiem Bogarodzicy, co pochyliła stroskane oblicze nad Boskim Dzieciątkiem, druga — niby potwornie wielka głowa dzielnego króla Sobieskiego, który częstym gościem bywał w tych stronach; tamta — to orzeł, siedzący z opuszczonymi skrzydłami na strzaskanym pionie drzewa, tam znów czyjaś głowa o ostrym, groźnym profilu...
Wielki rzeźbiarz — natura wodą, wiatrem i mrozem niby dłutem wykuła te potężne posągi! Trudno porzucić ten zagadkowy piękny zakątek w zielonym lesie bukowym, gdzie cicho dzwoniąc w gąszczu biegnie do Sukielu, a może do Oporu wartki potoczek — czysty jak kryształ i zimny, jak gdyby zrodziła go macierz lodowa.
Głębokie groty, tarasy i stopnie, wykute rękami nieznanych olbrzymów, wreszcie studnia, której tunel przewierca potężny masyw litej skały. Na szczytach i pomiędzy skałami wiatr posiał cherlawe sosenki i krzaczastą buczynę.
Stąd rozległy odkrywa się widnokrąg, zamknięty zewsząd lesistymi górskimi grzbietami. Na dole widnieją zabudowania wsi Truchanów i Synowódzko, pola, rzadkie skupienia świerków na ogołoconych już górach; we mgle niebieskiej majaczy jak zjawa stożkowaty wierch Paraszki, która w tej okolicy Bieszczadów — od Mizuńki do Skolego i Tuchli — wznosi się jak drogowskaz, jak latarnia morska na oceanie.
Skały Bubniszcza tworzą amfiteatr, nad którym tam i sam piętrzy się to iglica „Lalki“ to skała do baszty podobna — „Wiatrak“, to „Wielki Bołd“ ze śladami mozolnej pracy ludzkiej, co tu wyrąbała potężne gzymsy, jakieś głębokie wyżłobienia i „stupaje“ w twardej skale...
Co tu było? Świątynia pogańska z ołtarzem nieznanego boga i „żegliszczem“ na szczycie? Czy nie dlatego to właśnie stare wróże przychodzą tu chętnie i coś mruczą tajemnie, a młodzież baraszkuje tu w noc Kupały i ognie pali? Schronisko wielkiej bandy zbójników ruskich czy węgierskich? Pierwotne siedlisko ludzi jaskiniowych? Fantazja nieznanego włodarza tych lasów i skał, który posłał niewolników i jeńców kuć te skały? A może w tym labiryncie był schron najpewniejszy przed najeźdźcami spoza Karpat i Nadniestrza? Może ukrywali się tu ścigani przez sądy koronne owi „latrones, violatores, incendiarii“, na których szyję kat od dawna już ostrzył miecz na wieży stanisławowskiej, przemyskiej czy samborskiej?
Gdy się zapytać o to Bojków, wzruszają ramionami. Nie wiedzą nic o swoich „bołdach“. Milczą też skały i tylko echo głosu ludzkiego tłucze się po załomach i kretowiskach labiryntu, aż umilknie gdzieś w haszczach bukowych... Cóż to za dziwy żyją śród tych skał zagadkowych?
Jedna, oglądana z daleka staje się posągiem Bogarodzicy, co pochyliła stroskane oblicze nad Boskim Dzieciątkiem, druga — niby potwornie wielka głowa dzielnego króla Sobieskiego, który częstym gościem bywał w tych stronach; tamta — to orzeł, siedzący z opuszczonymi skrzydłami na strzaskanym pionie drzewa, tam znów czyjaś głowa o ostrym, groźnym profilu...
Wielki rzeźbiarz — natura wodą, wiatrem i mrozem niby dłutem wykuła te potężne posągi! Trudno porzucić ten zagadkowy piękny zakątek w zielonym lesie bukowym, gdzie cicho dzwoniąc w gąszczu biegnie do Sukielu, a może do Oporu wartki potoczek — czysty jak kryształ i zimny, jak gdyby zrodziła go macierz lodowa.
Niewiele takich skał mamy w Karpatach. Chyba jeszcze w Synowódzku, Odrzykoniu klik>, Rozhurczu, Uryczu klik> i w Busowiskach, ale one wszakże nie wywierają takiego wrażenia i nie budzą tyle niepokojących, natrętnych pytań jak w Bubniszczu.
8 komentarzy:
Bardzo lubimy to miejsce:-) kiedyś próbowaliśmy zdobyć je z drugiej strony od Truchanowa, jeszcze wtedy "czołgiem", ale nie dało się daleko wjechać do góry, a na podchodzenie nie mieliśmy czasu. Jest tam ładnie i wiosną, i jesienią, i zimą również, a wieje jak nie przyrównując "w kieleckiem":-) ładne wychodnie skalne są również w Jamielnicy, próbowaliśmy je odszukać, ale za płytko wjechaliśmy do wsi. Pisał o nich Tomasz z Karpackiego Lasu, ponoć trzeba gdzieś za cerkwią szukać, już bym tam jechała:-) pozdrawiam serdecznie.
Pamiętam Wasze piękne relacje z wypraw
zimowa w 2011 roku
i jesienna w 2012 roku
Czy były jeszcze z innych pór roku?
Nie znałem... Trzeba zakodować w pamięci i przy okazji drapnąć się także tam.
Piękne i tajemnicze miejsce warte odwiedzenia, może nie jako cel główny, ale przy okazji wyprawy do Lwowa, Truskawca lub w ukraińskie Karpaty.
Lwowa nie planuję, ale czasem są klecone ekipy na trekking w tamte strony, rozważam przyłączenie się.
Autor pierwszego, już ponad stuletniego artykułu wspomniał o podobieństwie do Czesko-Saskiej Szwajcarii. Rzeczywiście masywność ławic piaskowca w obu przypadkach jest duża, ale geneza jest zgoła odmienna. Piaskowce ze Skał Dobosza to rzecz jasna głębokomorskie turbidyty, ale piaskowce z Czesko-Saskiej Szwajcarii to osady sztormowe z zatok na płytkim szelfie.
Jak zawsze wdzięcznym wielce za fachowe uzupełnienie :-)
Szacun.
Prześlij komentarz