Strony

piątek, 12 września 2014

Dwaj wyzwoliciele Wiednia

Jan III Sobieski herbu Janina
Od 21 maja 1674 roku siódmy elekcyjny król Polski. Urodzony  17 sierpnia 1629 w Olesku, zmarły 17 czerwca 1696 w Wilanowie. Zwycięski wódz bitwy pod Wiedniem, zwany przez wiernych Obrońca Chrześcijaństwa a przez niewiernych Lwem Lechistanu. Bitwa stoczona 12 września 1683 roku między 70 tys. wojskami polsko-austriacko-niemieckimi, a 300 tys. armią Imperium osmańskiego zakończyła się klęską Kara Mustafy i uwolnieniem Wiednia z pierścienia kilkumiesięcznego oblężenia.
Tuż po zwycięstwie król pisał do królowej Marysieńki: "Prowiantów żadnych nie dają. Chorzy nasi na gnojach leżą i niebożęta postrzelani, których bardzo siła, a już dla nich uprosić nie mogę szkuty [płaskodennego statku] jednej ... Ciał zmarłych na tej wojnie znaczniejszych żołnierzy w kościele w mieście chować nie chcą, pokazując pole albo spalone przedmieście i pełne trupów pogańskich cmentarze ... Pazia za mną o cztery ludzi jadącego uderzył okrutnie dragon [austriacki] fuzją w nos i twarz srogo rozkrwawił. Stoimy tu nad brzegami dunajskimi jako kiedyś lud izraelski nad babilońską wodą, płacząc nad ludźmi naszymi, nad niewdzięcznością, tak nigdy nie słychaną." Zwycięskie wojska żywiły się tym co znalazły w obozie Turków, a trochę tego było. Odprawiono do Polski 400 wozów zdobycznego dobra w tym: broni, tkanin, ubiorów i naczyń. Po wiktorii wiedeńskiej 18 -września wojska sprzymierzonych ruszyły za Turkami i stoczyły dwie kolejne bitwy pod Parkanami.
Bohaterskiego króla upamiętnia taka oto skromna tablica w kościele na Kahlenbergu zainstalowana z okazji wizyty papieża Jana Pawła II w  trzechsetną rocznicę zwycięskiej bitwy.
Józef Stalin 
(Iosif Wissarionowicz Dżugaszwili)
Od 3 kwietnia 1922 roku Pierwszy Sekretarz Generalny KPZR. Urodzony 18 grudnia 1878 w Gori, zmarły 5 marca 1953 w Kuncewie. Jeden z największych tyranów i ludobójców w dziejach świata. Odpowiada za śmierć kilkudziesięciu milionów ludzi. W propagandzie radzieckiej i rosyjskiej genialny strateg - twórca wszystkich zwycięskich bitew Armii Czerwonej. 
Także operacji wiedeńskiej, trwającej od 2 do 13 kwietnia 1945 roku. Wzięło w niej udział około 760 tys. żołnierzy radzieckich i bułgarskich, którzy mieli przeciw sobie 400. tysięczną armię niemiecką. W czasie kilkudniowej bitwy dochodziło do zaciętych walk ulicznych, w których zginęło ponad 41 tys. Rosjan i 19 tys. Niemców.
Po zdobyciu miasta zaczęła działać armia trofiejczyków - wydzielona do ograbienia podbijanych terenów. Liczące około 100 tys. osób oddziały masowo wywoziły z zajętych terenów wszelkie dobra w tym: 
-z Węgier - 2800 wagonów,
-z Czechosłowacji - 6500 wagonów,
-z Austrii - 31200 wagonów,
z Polski - 280 tys, wagonów (w tym 210 tys. z Ziem Odzyskanych).
Zwycięzcy sami zadbali o upamiętnienie swoich przewag i już w 1945 rękami niemieckich i austriackich jeńców postawili monumentalny pomnik, zwany przez Wiedeńczyków Pomnikiem Nieznanego Szabrownika.
19 października 1955 Austrię opuścił przedostatni żołnierz radziecki. Ostatni stoi na pomniku do tej pory.

Niedawno było mi dane spędzić dwa dni w Wiedniu. Okazało się, że do odjazdu pociągu pozostało parę wolnych godzin, które trzeba jakoś zagospodarować. 
Czasu niewiele się, ale skusiła mnie wystawa obrazów Gustava Klimta i ogród botaniczny przy wiedeńskim Belwederze. W końcu secesyjne malarstwo to moja niegdysiejsza pasja.
Wędrowałem niespiesznie przez piękny park z licznymi pomnikami i pomniczkami. 
Nad pięknym modrym Dunajem podziwiałem figurę Johanna Straussa II autorstwa secesyjnego rzeźbiarza Edmunda von Hellmera. 
Pod sakurą (wiśnią japońską Cerasus serrulata) dostrzegłem dwujęzyczną tablicę upamiętniającą przyjaźń między japońskim miastem Gilu, a wiedeńską dzielnicą Meidling.
Idąc w kierunku wzgórza na rozległym placu z daleka ujrzałem wysoką kolumnę zwieńczoną postacią z tarczą i gwiazdą. Chociaż znam przecież podobne pomniki z rodzimego podwórka, to w Wiedniu czegoś takiego się nie spodziewałem. 
Pierwsza myśl - co tu robi Kapitan Ameryka (Captain America)?. Dopiero po chwili refleksja, że ich przecież także wyzwalali Sowieci. A druga myśl - Stalin w Wiedniu pomnik ma, a Sobieski nie. Szkoda.
Dziś  12 września - święto Imienia Maryi ustanowione przez papieża Innocentego XI, dla uczczenia zwycięskiej bitwy opisanej przez króla Sobieskiego słowami Venimus, vidimus et Deus vicit. Wspomnijmy tych, którym pamięć się należy, nawet jeśli inni pamiętać nie chcą.
Jan III Sobieski wysyła wiadomość o zwycięstwie papieżowi Innocentemu XI – Jan Matejko

11 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Lepiej mieć pomnik niż ich samych, takie zdanie kiedyś usłyszałem w Wiedniu.
Antek Płaj

Stanisław Kucharzyk pisze...

Owszem

Anonimowy pisze...

Jest zgoda na pomnik Jana III Sobieskiego w Wiedniu.
http://www.rp.pl/artykul/25,1122282.html
Antek Płaj

Stanisław Kucharzyk pisze...

Rychło w czas ;-)

Stanisław Kucharzyk pisze...

Jest nawet konto na twarzoksiążce Budujemy-pomnik-króla-Jana-III-Sobieskiego-w-Wiedniu

Anonimowy pisze...

"Bitwa stoczona 12 września 1683 roku między 70 tys. wojskami polsko-austriacko-niemieckimi, a 300 tys. armią Imperium osmańskiego..."

300 tysięcy Turków pod Wiedniem to najbardziej maksymalne oszacowanie liczebności osmańskiej armii. Bardziej prawdopodobna jest liczba 150 - 200 tysięcy. Najistotniejsze jednakże jest to, iż w samej bitwie liczebność wojska tureckiego szacowana jest na 60 - 70 tysięcy ( a więc odrobinę mniej niż siły koalicji). Pozostali Turcy oblegali szańce Wiednia - i jako tacy nie mogą być traktowani na równi z walczącymi na polu bitwy.
Gorzka pikanteria victorii wiedeńskiej i późniejszych wtórnych bitew pod Parkanami (w Sturovo na Słowacji - dawne Parkany - jest okazały, konny pomnik Sobieskiego, do obejrzenia w wikipedii pod hasłem: Sturovo) polega na tym, iż owym triumfem z 1683 r. Rzeczpospolita wniosła krytyczny wkład w przetrącenie kręgosłupa państwu, z którym - przy należycie sfinalizowanych zabiegach dyplomatycznych oraz potraktowaniu spraw natury religijno - ideologicznych jako drugorzędnych - mogła postawić tamę rosyjskiemu ekspansjonizmowi. Historia alternatywna to nie moja bajka ale gdyby tak się właśnie stało - być może nie miałby Pan okazji oglądać owego sowieckiego pomnika w stolicy Austrii.

Artur Ziaja

Stanisław Kucharzyk pisze...

"potraktowaniu spraw natury religijno - ideologicznych jako drugorzędnych" zaiste bardzo alternatywna musiałaby być ta historia ;-)

Anonimowy pisze...

"potraktowaniu spraw natury religijno - ideologicznych jako drugorzędnych" - zaiste bardzo alternatywna musiałaby być ta historia".
Aż tak bardzo to chyba nie. Są przykłady takich właśnie - zdawałoby się - egoztycznych aliansów i to - nota bene - także z Turcją. W pierwszej połowie 16 wieku król Francji Franciszek I - po przegranej z Habsburgami bitwie pod Pawią - wszedł w alians tak polityczny jak i militarny z rodzącą się potęgą turecką Sulejmana Wspaniałego - w celu zneutralizowania ekspansywnych aspiracji cesarza Karola V. A więc monarcha stojący na czele Francji - "najstarszej córy kościoła" katolickiego - gdy w grę wszedł interes państwa - nie zawahał się sprzymierzyć z "pohańcami", przeciwko arcykatolickiej dynastii. Ów franko - ottomański sojusz przetrwał w zmienionych konfiguracjach aż do czasów napoleońskich, przynosząc wymierne korzyści obu stronom. Miał więc Sobieski exemplum do naśladowania (były nawet próby odwrócenia przymierzy: tajny polsko - francuski traktat w Jaworowie ), ostatecznie jednak nie okazał się być nasz król na tyle stanowczym aby przeforsować ów plan i w efekcie nie dla siebie lecz dla obcych wyciągaliśmy kasztany z ognia.

Pozdrawiam,

Artur Ziaja

Stanisław Kucharzyk pisze...

Panie Arturze! Wydaje mi się, że Sobieski w Turcji widział wówczas większe zagrożenie niż w Rosji. Z perspektywy czasu możemy sądzić, że nie miał racji. Ale gdyby Turcji nie podcięto wówczas skrzydeł to kto wie jaki kalifat mielibyśmy dziś w Polsce? Polecam artykuł prof. Władysława Konopczyńskiego - Obrona kultury zachodniej.:"Żaden naród nie poddał swojej przeszłości tak bezlitosnej krytyce, jak to uczynili Polacy przez swych historyków; żaden nie okazał tak dobitnie, jak my, że przy wejściu, na nową, racjonalną drogę rozwoju powinno się ściśle oszacować dorobek minionych wieków i wytropić w nich wszystko, co było winą lub błędem. "

Anonimowy pisze...

Dziękuję za tekst mistrza Konopczyńskiego - czyta się go jednym tchem. To - rzecz jasna - bardziej gawęda historyczna niż tekst naukowy, tym niemniej jednak niewątpliwie wartościowa. Jest to zarazem pomnik - panegiryk wystawiony przez Konopczyńsiego polskiemu mesjanizmowi, winkielriedyzmowi tudzież antemurale christianitatis, wzniesionemu na wschodzie i południu przez chrobrych i bogobojnych Lechitów. Podnosząc i aprobując ów mesjanistyczny wkład Rzeczpospolitej w obronę cywilizacji chrześcijańskiej na wschodzie, pozwala sobie - niejednokrotnie - nasz wielki historyk na zawoalowaną krytykę takiej postawy. Owe obiektywizujące wtręty przesądzają o tym, iż ów pomnik polskiego mesjanizmu nie jest bynajmniej z solidnego spiżu, jak również wystawiają Konopczyńskiemu dobre świadectwo jako historykowi. Czy przeczytał Pan ów tekst uważnie? Ponieżej zamieszczam jeden z jego fragmentów, który szczególnie przykuł moją uwagę, a to z tego względu, iż wcale udanie wpasowuje się w uwagi z mojego poprzedniego komentarza dotyczące układu w Jaworowie z 1675 r. W 1683 r. Sobieski ocalił Wiedeń. Niespałna sto lat później państwo, którego stolicą było owo miasto, stało się jednym z zaborców Rzeczpospolitej. Inny zaborca - Prusy - mogły wogóle zaistnieć na arenie dziejowej ze względu na to, iż w polityce polskiej końca 17 wieku stanowczo za bardzo dominowal kierunek poludniowy kosztem północnego (na tym ubolewa w przytoczonym fragmencie Konopczyński). Wreszcie - last but not least - poprzez walkę i osłabianie Turcji - naturalnego wroga Rosji - wzmacnialiśmy państwo, które stało się trzecim zaborcą. Jakże ironicznym w tym konteksćie jest fakt, iż w 18 wieku ( a później w 19 tym bardziej) Turcja zaczęla uchodzić za naszego jak najbardziej pożądanego sojusznika.



"Ale on miewał też, zdaje się, chwile prawdziwie wieszcze, i wtedy pewno zapytywał siebie, czy nie lepiej było pozostać przy pierwotnej orientacji francuskiej, i czy warto było krwawić dla takiej Rzeczypospolitej chrześcijańskiej, jakiej przedsmak czuć było już wówczas z kancelarii gabinetowych zachodnich, a jaka miała się rozpanoszyć na dobre w XVIII wieku. Bo doprawdy, gdyby stosować do owej epoki miarę jasnowidzenia, a nie tylko ludzkiej mądrości, to by wypadło dziś jednak przyznać, że wiek XVIII nie usprawiedliwił ofiar, dla niego poniesionych przez Polskę. Gdyby nawet wraz z Wiedniem upadły Kraków i Lwów, to z jednej strony, klęska taka doprowadziłaby może do opamiętania anarchiczną rzeszę szlachecką, z drugiej, mocarstwa sąsiedzkie przypuszczalnie tym dłużej wytrwałyby w poczuciu obowiązku pomocy, względem cierpiącej sojuszniczki i nie tak prędko obróciłyby swe pożądania razem z Turkami na Polskę. Dla odzyskania Wiednia musiałaby Europa odzyskać Kraków, dla zabezpieczenia Węgier musiałaby pomyśleć o Lwowie i Kamieńcu. Ani ťtrójcy przenajświętszejŤ z roku 1772, ani świętego przymierza monarchów przeciwko ludom z r. 1815 nie możemy sobie wyobrazić powstających w obliczu potężnej, grożącej całemu Zachodowi Turcji Köprülichz. Wniosek stąd jasny. Król Jan zrobił dobrze, gdy nie doznając poparcia w swojej pierwotnej polityce, obrał inną, zgodną z żywiołowym pędem narodu. Ale naród zgrzeszył sam przeciw sobie, gdy przedtem jeszcze nie poszedł z królem na północ, zamiast na południe. Błąd pozostaje błędem nawet w tym razie, jeżeli był, po ludzku biorąc, nieunikniony".

Pozdrawiam,

AZ

Stanisław Kucharzyk pisze...

Czytałem ten tekst z dużą przyjemnością. Język i erudycja świetne. Próba obiektywizacji przeczy tezie jakoby historia była li tylko "uzgodnionym zestawem kłamstw."