Strony

wtorek, 12 sierpnia 2014

Wełnianki czy pokrzywy albo kaczki versus łabędzie

Królewna zbierająca puch wełnianki (Theodor Kittelsen)
Była kiedyś królowa, która miała dwunastu zdrowych synów, ale nie miała córki. W bezrozumnym widzie stwierdziła niegdyś, że synowie niewiele ją obchodzą, gdyż ona pragnie tylko córki białej jak śnieg i czerwonej jak róże. Nieopatrzne słowa zasłyszała trollowa wiedźma, która obiecała królowej córkę, pod warunkiem, że odda jej synów, gdy tylko niemowlę zostanie ochrzczone.
Wkrótce królowa urodziła córkę i ochrzciła ją "Śnieżna i różana". Wtedy zgodnie z obietnicą wiedźmy, wszyscy jej bracia zostali przemienieni w dzikie kaczki i odlecieli. "Śnieżna i różana" była często smutna i pewnego dnia matka zapytała ją dlaczego. Usłyszała od córki, że jest tak dlatego, ze nie ma rodzeństwa. Wówczas królowa zdradziła jej smutny los dwunastu braci.

Z bajki Znikająca huldra Theodor Kittelsen 1857-1914)
Jak to w bajkach bywa, królewna udała się na poszukiwania i po trzech latach odnalazła na wełniankowych bagnach domek, gdzie mieszkali jej bracia. Domek był pusty, więc "Śnieżna i różana" chcąc zrobić niespodziankę rodzeństwu posprzątała obejście i nagotowała kolację, a potem zmęczona zasnęła w łóżku najmłodszego brata. Wieczorem nadleciało dwanaście dzikich kaczorów, które po wylądowaniu przemieniły się w dwunastu chłopców. Królewicze wcale nie ucieszyli się z wizyty, a najstarszy brat chciał nawet zabić siostrę w zemście za wszystkie cierpienia doznane z rąk wiedźmy. Na ratunek pospieszył jednak najmłodszy brat, który słusznie zauważył, że jeżeli ktoś tu jest winny to tylko ich matka. A siostra przecież szukała ich przez trzy lata, aby nieść im pomoc. Wówczas królewicze zdradzili dziewczęciu, że może ich uwolnić z zaklęcia tkając z wełniankowego puchu materiał na chustki, koszule i kurtki. Musi to robić w zupełnym milczeniu, bez płaczu lub śmiechu. "Śnieżna i różana" wzięła się do pracy, a jej bracia rankiem odlatywali jako dzikie kaczki, aby wracać wieczorem na moczary przywdziewając ludzką postać.
Dwanaście dzikich kaczek Theodor Kittelsen 1857-1914)
Pewnego dnia król przejeżdżając przez wełniankowe bagna znalazł dziewczynę i zachwycony jej urodą zawiózł ją do swego zamku, w celach matrymonialnych. Mimo obiekcji starej królowej ślub się odbył, bo przecież wełniankowa królewna nie miała nic do gadania. Król umieścił żonę na wysokiej wieży, aby odseparować od niechętnej teściowej. Tam młoda królowa kontynuowała pracę nad leczniczą konfekcją dla braci i tam też urodził się pierwszy królewski syn. Jednak stara królowa intrygantka nie próżnowała. Pewnej nocy, pod nieobecność syna, ukradła dziecko i wrzuciła do dołu z wężami. Śpiącej "Śnieżnej i różanej" pomazała usta krwią i oskarżyła o przemoc domową. Król początkowo nie uwierzył matce, jednak gdy i z kolejnym dzieckiem sytuacja się powtórzyła, wydał na żonę wyrok śmierci przez spalenie na stosie. Wełniankowa królewna miała już na szczęście ukończone ubrania dla braci. W trakcie ostatniej drogi skazanej nadleciało dwanaście kaczek i dzięki rękodziełu "Śnieżnej i różanej" bracia zostali cudownie przywróceni do ludzkiej postaci. Niedoszła ofiara płomieni miała wreszcie szansę na opowiedzenie własnej wersji wydarzeń, zaś odczarowani książęta uwolnili małych siostrzeńców, którzy cudem przeżyli pobyt w wężowej norze.
Zła teściowa otrzymała karę, którą sama zasądziła dla podobnej zbrodni – została rozdarta przez dwanaście koni.
Czytając skandynawską sagę "Dwanaście dzikich kaczek" (De tolv villender) zapisaną przez norweskich pisarzy i folklorystów Petera Christena AsbjørnsenaJørgena Moe, a ilustrowaną przez niezwykłego rysownika Theodora Kittelsena, zauważycie bez trudu wiele podobieństw do znanej bajki "Dzikie łabędzie" (De vilde Svaner) Duńczyka Hansa Christiana Andersena. Czyżby plagiat, a jeśli tak to kto od kogo zrzynał? Duńczyk od Norwegów, czy może wprost przeciwnie? A może wszyscy oni korzystali bez umiaru z opowieści braci Grimm pod tytułem "Sześć łabędzi" (Die sechs Schwäne)? Pewnie można ustalić i porównać daty pierwszych wydań, ale przecież wszyscy i tak wiedzą, że prymat należy do bezimiennego dziadusia snującego swą opowieść wnuczętom w zimowy wieczór przy ciepłym kominie gdzieś w Skandynawii, w Niemczech, Rosji. Podobne motywy w ludowej kulturze europejskiej powtarzały się na tyle często, że trafiły do systemu klasyfikacyjny bajek ludowych stworzony przez Antti Aarne'go pod numerem 451 jako typ "Siostrzyczka szuka swych braci".
Owocująca wełnianka szerokolistna
Znalazłszy w necie powyższą bajkę zwróciłem przede wszystkim uwagę nie na podobieństwa, ale różnice - te zoologiczne i botaniczne. U Norwegów 12 dzikich kaczek, u Niemców 6 łabędzi, u Duńczyka 11 łabędzi. Pewnie w opowieściach ludowych były to faktycznie kaczki, ale pisarzom białe ptaki wydawały się bardziej poetyczne, stąd zamiana. Dalej - koszulki w opowieści norweskiej miały być tkane z puchu wełnianki, w bardziej znanych wersjach z włókien pokrzyw. Teoretycznie jedna i druga opcja jest możliwa. Pokrzywowe włókna były wykorzystywane we włókiennictwie od wieków. Podczas I wojny światowej w Niemczech przy niedoborze materiałów z importu, wyrabiano z pokrzywy tkaniny i wypłacano specjalne premie pieniężne za uprawę tego gatunku. Podobno tkaniny z włókien pokrzywowych są delikatniejsze od tkanin lnianych i mocniejsze niż bawełniane, tak więc bajkowa Siostra Łabędzi, dokonała nienajgłupszego wyboru. Tylko te bąble na rękach i zdarta skóra od szorstkich włókien. Puchate owoce wełnianki są z pewnością przyjemniejsze w zbiorze, ale na tkaniny nadają się znacznie gorzej.
Ozdobiony wełnianką Bawełniany Zamek od dołu...
Ks. Krzysztof Kluk (1739-1796) w swoim dziele "Dykcyonarz roślinny, w którym podług układu Linneusza są opisane rośliny nietylko kraiowe dzikie, pożyteczne, albo szkodliwe [...] i cudzoziemskie [...], albo z ktorych mamy lekarstwa, korzenie, farby, [...] albo ktore jakowa nadzwyczaynosc w sobie maia [...] z poprzedzaiącym wykładem słów botanicznych, i kilkokrotnym na końcu reiestrem. T. 1-3. " o wełniance napisał tak:
Ma korzeń trwały. Zdźbło okrągławe. Liście płaskie. Kłoski szypułkowe, niby wiszące. 
Rośnie na błotnych mieyscach. Płonnie w Maiu i Czerwcu. Bydło i owce tey trway nie tyka, i gdy się między sianem naydnie, dla wełny nasiennej iest bardzo szkodliwe. Rdzeń z źdźbła wyięty ma bydź skutecznio przykładany na mieysca oparzone. Wełna nasienna zdatna jest do wytykania krzeseł, kanap, i.t.d. można z niey robić papier, kapelusze, i z przydatkiem owczey wełny lub jedwabiu, sukna i materye.
...i od góry (w tle na horyzoncie Kanasin)
Tak więc wychodzi na to, że pokrzywy lepiej się na koszulki nadają, a delikatny i łamliwy wełniankowy puch to tylko z przydatkiem owczey wełny lub jedwabiu. Zresztą pokrzywy to rośliny w całej Europie dość pospolite i łatwo jest zebrać sporą wiązankę, a wełnianki to wcale nie tak częste rośliny terenów podmokłych. Na Pogórzu Karpackim wełniankę pochwowatą można spotkać na bardzo rzadkich torfowiskach wysokich m. in. w rezerwacie przyrody "Broduszurki" zaś wełniankę szerokolistną i wąskolistną na nielicznych torfowiskach niskich zwanych młakami, o których wspominałem w poście Bawełniany zamek czy kamień w czajniku. Zresztą właśnie dzięki wełniankom nazwa pogórski "Bawełniany Zamek" zyskuje nowe znaczenie. Owocujące na przełomie maja i czerwcu rośliny nadają mu faktycznie bawełniany charakter. Nic tylko zbierać i robić koszulki albo przynajmniej suszyć do suchych bukietów ;-)
Prawie magiczne przeobrażenie w oczku wodnym wśród wełnianek - z wodnej larwy - imago ważki płaskobrzuchej

5 komentarzy:

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Rozczytywałam się w baśniach w dzieciństwie, były też takie o koszulkach dla braci, jednej nie zdążyła królewna skończyć i zamiast ręki było skrzydło, ale dziś już nie pamiętam, czyje to baśnie; i tak od krajów skandynawskich zawędrowaliśmy na Pogórze, jakże zgrabnie powiązane bajkowe treści z rzeczywistością, wełnianki, pokrzywy, ich wykorzystanie, nawet nie pomyślałabym ... ale cóż, dociekliwa natura botanicznego pasjonata "rozkmini" nawet baśnie; podziwiam, Krzyśku, i cenię; pozdrawiam serdecznie.

Stanisław Kucharzyk pisze...

Ten motyw, ze skrzydłem zamiast ręki to z Andersena. A co do botanicznego widu to cóż jak mówiła moja mama "każdy ma swojego chowania" (w sensie nie ma ludzi bez jakiegoś dziwactwa, które sami sobie hodują :-)

Maks pisze...

Piękne obrazy i zdjęcia. Nie znałem wełnianek od tej strony... :) Zapraszam na swojego bloga: www.kochamptaki.blogspot.com

Stanisław Kucharzyk pisze...

Dziękuję za wizytę. Będę zaglądał na Twojego bloga.

Anonimowy pisze...

Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.