Kalina hordowina na ruinach zamku |
- Żadnej chyba fortecy - rzekł z uznaniem - z równą furią nie dobywano, ani broniono z podobnym męstwem. Jest na co popatrzyć. Pokazaliście całemu światu, że i Turkom obronić się można, cnotliwie poruczonego miejsca chroniąc. Wieki będą o waszej obronie pamiętać, na równi z Troją, ze Zbarażem i Kremlem ją stawiając.
- Najmniejsza w tym moja zasługa, miłościwy panie - zapewnił Chrzanowski. - Wszyscy nad podziw mężnie stawali, przykładem swoim mnie krzepiąc. Z taką załogą można się bronić... Gdy zaś nadszedł ciężki dzień, że wszystkim nam ducha zabrakło, podtrzymywała nas moja małżonka...
Jejmość Anna Dorota, uroczysta, w nowym czepcu, dygnęła nisko przed królem.
- Wyznam najszczerzej - ciągnął pułkownik - że był moment, iż chciałem z zamku z załogą uciekać... powiedziała mi wtedy, że jeżeli to uczynię, przebije mnie mieczem i siebie...
- Nas do boju zagrzewała, pielęgnowała jak matka! - zakrzyknęli Szczygielski i Stański.
- Bez niej nie wytrwalibyśmy! - przywtórzyli inny chórem.
- Dalibóg, chyba tylko w Polsce są podobne białogłowy - rzekł król, ujął z szacunkiem szorstką, spracowaną dłoń pułkownikowej i podniósł do ust.
Trembowla, miasto powiatowe nad Gniezną. Głośny nie gdyś zamek, siedziba starostów grodowych, w ruinach, z których znaczne sterczą resztki. Leży po stronie półn.-zachod. miasta na cyplu wydłużonego wzgórza, które z trzech stron stromą urywa się ścianą, a z czwartej tylko, od północy, do wąskiej przylega płaszczyzny. U stóp ściany zachodniej, głębokim jarem płynie niewielki potoczek Peczynija, od wschodu do podnóża góry przy- tyka część miasta Trembowli, objęta w półkole rzeką Gniezną. Mury obwodowe zamku, zbudowane z kamienia łamanego, zachowały się w dolnej swej części wraz basztami, czas jednak i ręka ludzka olbrzymie porobiły w nich szczerby. Tynki poodpadały zupełnie. Rzut poziomy muru przedstawia nieregularny wydłużony pięciobok, którego wierzchołek na cyplu góry zamyka wielki owalny rondel (tabl. XXXV). Przeciwległej mu strony broniły dwie baszty, pięcioboczna od potoku, czworoboczna od miasta, połączone wysokiemi ścianami, które, schodząc się pod kątem prostym, tworzyły naprzód wysunięty narożnik. Największa długość zamku wynosiła 107 m, największa szerokość 38 m. Grubość murów obwodowych i baszt mierzy do 4 metr. Ściany i baszty posiadały w dwóch lub trzech kondygnacjach gęste półokrągłe strzel nice o kamiennych obramieniach, urządzone tak, że z każdej można było prażyć ogniem działowym i z broni ręcznej. Brama zamkowa przy baszcie czworobocznej, obok niej furtka. Obie sklepione półkolisto, o kamiennych obramieniach, z stromym do stępem od miasta. Wnętrze zamku zupełnie zniszczone, ubikacje mieszkalne í ganki rozebrane, wchód do piwnic zawalony. Po został tylko ślad głębokiej, zasypanej studni.
O Trembowli, jako o grodzie warownym, pod którego ścianami ważne rozgrywały się zdarzenia, wspominają źródła dziejowe już w r. 1097. Właściwy gród, siedziba udzielnych książąt trembowelskich, wznosił się niewątpliwie wśród wałów i palisad tam, gdzie dziś zamkowe sterczą ruiny.
Kazimierz Wielki, zająwszy Trembowlę wraz z Rusią Czerwoną, wzniósł tu ok. r. 1360 murowany zamek, który przetrwał różne koleje losu aż do początku XVI w. W r. 1534 Jan Tęczyński, kaszt. krakowski, na miejscu tego zamku wzniósł tu ,,z pośpiechem nie do wiary” nowy zamek. W budowie jego zatrzymał częściowo stare kazimierzowskie mury, resztę uzupełnił drewnianą potężną budową, której szczegółowy opis przechowała nam lustracja z r. 1551.
Zamek Tęczyńskiego, o którym mówiono, ,,że na dwa szlaki patrzy», przetrwał wiek cały. Gdy zupełną zaczął grozić ruiną, Aleksander Bałaban, starosta trembowelski, na miejscu jego zaczął wznosić zamek nowy, obszerniejszy, murowany, zupełnie odmiennego typu. W r. 1631 budowa została ukończona kosztem 9.000 zł. Sejm wyznaczył rewizorów, którzy zjechawszy się w r. 1632 do Trembowli, w szczegółowem sprawozdaniu zdali sprawę, wyrażając największe uznanie staroście. Dowiadujemy się z niego, że wewnątrz zamku, w dziedzińcu, był obszerny piętrowy pałac, zbudowany z kamienia ciosowego, który mieścił ,,komnaty z piecami kolorowo polewanemi i drzwiami przedniej roboty stolarskiej, fladrem malowanemi, dalej świetlice, pokoje z oknami oprawnem w ołów i L d.” Pod gmachem było siedm obszernych lochów. Obronny z natury i sztuką, wzniósł się zamek trembowelski do rzędu najsilniejszych warowni w tych stronach. Mawiano o nim, że ,,tylko samemu Kamieńcowi pokłonić się może”. Dzięki temu w wojnach kozackich, tureckich i najazdach tatarskich niejedno krotnie ważną odegrał rolę, niejedno wytrzymał oblężenie. Wpraw dzie w r. 1648, pod wrażeniem pilawickiej klęski i ogólnej paniki, opuszczony nieoględnie, został przez czerń kozacką złupiony, lecz w latach następnych mężny stawił opór. W r. 1650 wytrzymał dziewęciotygodniowe oblężenie. To samo powtórzyło się w r. 1651, 1652 i nieraz jeszcze potem. Zamek otoczony specjalną opieką szlachty Ziemi halickiej i powiatu trembowelskiego, otoczony opieką swoich starostów, stał niewzruszony.
Lustracja z 1664 r. mówi o nim, że ,,leży na górze bardzo wysokiej. Wjazd do niego przykry. Brama ze zwodem. W dziedzińcu są piękne izby i pokoje murowane. Jest i drugi budynek drewniany i studnia murowana. Wśród zamku wieża szlachecka, druga narożna, trzecia podle bramy, w której sklepy dwa dla ksiąg grodzkich i ziemskich chowania. W około zamek obmurowany murem potężnym”. W arsenale zamkowym, prócz innej broni i zapasów, samych armat spiżowych było 13 sztuk.
W r 1672, w czasie pierwszego wkroczenia Turków na Po dole, zamknął się tu spory zastęp okolicznej szlachty z rodzinami, duchowieństwa i mieszczan Komendantem obrano Hieronima Kaweckiego, łowczego ziemi halickiej i uchwalono ,,artykuły obrony”, między któremi w pierwszym rzędzie postanowiono, by każdy, kto do zamku wejdzie ,,miał strzelbę, proch, ołów i żywność na 20 niedziel”. Artykuły te dają nam wyborny obraz, jak broniono się po zamkach, jakich ostrożności przestrzegano w chwili najazdu.
Mimo przygotowań do obrony, oblężeni przerażeni losem wszystkich innych okolicznych zamków, wobec olbrzymiej przewagi nieprzyjaciela, poddali się na pierwsze wezwanie. Turcy postąpili po rycersku. Oblężeńców wraz z komendantem odstawili do obozu sułtańskiego pod Buczaczem, poczem po złożeniu hołdu, wszystkich puścili na wolność. Zamek zajęła załoga janczarska, lecz po nie wielu dniach opuściła go w stanie nienaruszonym.
Inną zupełnie rolę odegrał on w trzy lata później, gdy na Podole wkroczyła nowa olbrzymia turecko-tatarska armja pod Ibrahimem Szyszmanem i drogą na Wołoczyska wkroczyła w głąb Polski. Na wieść o jej pochodzie już z początkiem lipca 1675 zamek napełnił się szczelnie uciekającymi. Szlachta, mieszczanie, chłopi i żydzi, księża, zakonnicy, popi i czerńcy szukali schronienia w obrębie jego warownych murów. Zaczął się sierpień, Ibrahim obozował pod Zbarażem, skąd podjazdy turecko-tatarskie coraz częściej zjawiały się pod Trembowlą, niebezpieczeństwo oblężenia zwiększało się z dniem każdym, a zamek do tej chwili nie miał żadnej załogi wojskowej. Stara, jeszcze w czerwcu została stąd wycofana gdzie indziej, o nowej nie było nic słychać. Niepokoiło to wszystkich coraz silniej, gdy dnia 16 sierpnia w murach zamkowych zjawił się kapitan z dwoma chorążymi i 80 piechurami, stanowiącymi połowę pułku dragońskiego Jana Cetnera, starosty szczurowickiego. Kapitanem tym był Jan Samuel Chrzanowski, doświadczony żołnierz, znany z męstwa i energji. Objąwszy ko mendę zamku, natychmiast bezwzględną zaprowadził w nim karność, żelazną ręką ukrócił niesforność wszystkich ,,zabieżan”.
Ibrahim tymczasem posunął się pod Zborów i tutaj znowu czas dłuższy zatrzymał się obozem. Po klęsce Nuradyna pod Lwowem, nie próbując więcej szczęścia, armia turecko-tatarska zwróciła się na południe i zakreśliwszy ogromne półkole, przez Pomorzany, Brzeżany, Podhajce, Zawałów, dnia 20 września stanęła pod Trembowlą.
Zdobyciem trembowelskiego zamku pragnął Ibrahim zakończyć wojnę, lecz zawiódł się. Mimo że cała jego załoga zaledwie 200 liczyła ludzi, z czego 80 przypadło na dragonów Chrzanowskiego, a reszta na szlachtę i ,,zabieżan” okolicznych, stawił zamek opór niespodziewany, który po wsze czasy rozsławił nazwę Trembowli.
Ibrahim rozpoczął od wezwania oblężonych do poddania się bez oporu. Otrzymał na to odpowiedź odmowną, pełną szyderstw i drwin. Rozjątrzony zuchwałością komendanta, bezwzględną po przysiągł zamkowi zagładę. Po daremnych wstępnych szturmach, opasał go dookoła i regularne rozpoczął oblężenie ,,różnemi kunsztami”. Z bateryj, usypanych od strony dostępnej, ośm dział nieustanny rozpoczęło ogień, nie licząc mnogiej ręcznej strzelby í strzał, wypuszczanych chmurami z łuków. Najwięcej szkody i spustoszeń wyrządzały granaty. Zaraz pierwszego dnia, zniszczyły koło studni, tak, że z wielką trudnością przychodziło oblężonym zaopatrywać się we wodę. Wśród ognia rozpoczęli janczarzy podkopy. Sam Ibrahim zwiedzał je często we dnie i w nocy, zachęcał janczarów do pracy. Podkopy dotknęły murów. Cztery kroć zakładano w nich miny, ,,lecz te wylatując więcej szkodziły nieprzyjacielowi jak oblężonym”. Przerażały wszakże bardziej, niż kule i granaty, a niszczyć je kontrminami było niepodobieństwem. Właśnie kiedy w oczekiwaniu wybuchu pierwszej z tych mm, baczny na wszystko Chrzanowski, całą swą uwagę zwrócił na lada chwila mogący się otworzyć wyłom, przerażona szlachta, w liczbie około 30, opuściwszy milczkiem swe stanowiska, poczęła radzić, co czynić należy i postanowiła poddać się, by tą drogą jak w T. 1672, ocalić życie. Przypadkiem postanowienie ich podsłuchała żona Chrzanowskiego, którą potomni ochrzcili mianem Zofji, a która w istocie nazywała się Anną Dorotą, z domu Frezen. Odważna kobieta, widząc co się święci, bez względu na niebezpieczeństwo, wśród kuł pospieszyła do męża z doniesieniem o uchwale szlachty. Rozjątrzony Chrzanowski pałaszem rozpędził radzących, oświadczając im, że prędzej zamek wysadzi w powietrze, niźli go podda. Energia pożądany odniosła skutek. Mężna obrona niweczyła dalej wszelkie zabiegi Ibrahima, nawet wycieczki nocne udawały się pomyślnie oblężonym. Dzień wszakże po dniu mijał, a nieprzyjaciel ,,wszystkiemi siłami nastawał”, by swego dopiąć. Chrzanowski, choć odwaga nieopuszczała go wcale, nie taił się z obawami o przyszłość. Śmiałe zachowanie się żony, która w razie poddania zamku przyrzekła wspólną śmierć, kazała mu wytrwać do ostateczności.
Po dwutygodniowem oblężeniu, zamek podobny był do kupy gruzów. Ściany porozbijane, dachy spalone, ganki i blanki po murach kulami strzaskane, nie licząc innych, samych dragonów padło śmiercią walecznych 48 razem z chorążym. Jedynie energja Chrzanowskiego i nadzieja odsieczy wstrzymywała oblężonych od poddania się i nie zawiodła.
Sobieski, wzmocniwszy znacznie swe siły, dnia 18 września wyruszył ze Lwowa ku miejscom przez Ibrahima zagrożonym. Podhajce i Zawałów przepadły, lecz Trembowlę postanowił król uratować. Podjazdy wysłane w jej okolice miały uwiadomić oblężonych o odsieczy, lecz wcześnie przez Turków spostrzeżone, musiały się cofnąć, nie dopiąwszy celu. Również posłaniec, przekradający się z listem królewskim do zamku, został schwytany. To jednak nadspodziewany właśnie odniosło skutek. Z treści listu dowiedział się Ibrahim, o osobistem nadciąganiu pogromcy z pod Chocimia. Wdawać się w walkę nie miał ochoty, więc stwierdziwszy, że król z armją polsko-litewską jest już pod Buczaczem, skąd idąc ku Dniestrowi, może mu odciąć odwrót, nie tracąc czasu, najbliższej nocy zwinął spiesznie obóz i uszedł ku Husiatynowi.
Dzień 5 października ujrzał oblężonych wolnymi. W pierwszej chwili, patrząc na opuszczone obozowisko, nie umiano sobie zdać sprawy z nagłego ustąpienia nieprzyjaciela. Podejrzywano podstęp. Niebawem rozjaśniła się zagadka. Od strony Buczacza wychyliły się znaczne oddziały kozaków pułkownika Barabasza, zwiastujących odsiecz.
Zamek triumfował i słusznie. Obrona jego należy bez wątpienia do najzaciętszych w naszych dziejach. Około 200 ludzi przez 14 dni stawiło opór nieprzyjacielowi, który przy większej energii mógł zdobyć połowę Polski. Wprawdzie warowne położenie, potężne mury, niemożliwość wprowadzenia liczniejszych sił tureckich w akcję, ułatwiało obronę, lecz nie umniejsza to bynajmniej dzielności i wytrwałości oblężonych. Turcy wszystkich chwytali się kunsztów oblężniczych, cztery zapalali miny, czterokrotne przy puszczali szturmy, rzucili do zamku olbrzymią na owe czasy liczbę pocisków, bo 425 granatów, a z górą 4000 kul działowych, nie licząc pocisków z broni ręcznej, z tym rezultatem, że straciwszy przeszło 2000 ludzi, musieli ustąpić, bez dopięcia upragnionego celu.
Obrona Trembowli ogólny wzbudziła podziw i zachwyt. ,,Żadnej pono fortecy, mówiono, z większą furją nie dobywano, bo kiedy i łagodne namowy nie uszły, całe dwie niedziele, nie mieli ludzie owi godziny do odpoczynku. Pokazała przeto Trembowla, że i Turkom obronić się można, kto cnotliwie miejsca poruczonego broni. Ćwiczenie pułku zwyciężyło dotychczasowych zwycięzców.”
Rolę, jaką odegrał zamek trembowelski umiał ocenić król i sejm najbliższy. Osoba Chrzanowskiego, dotąd ledwie komu znana, szerokiego nabrała rozgłosu. Sobieski przyjął go z wielką łaskawością razem z pozostałym chorążym w obozie pod Bucza czem i nie szczędząc pochwał, na miejscu mianował go ,,oberst leutnantem” chorążego kapitanem, a wszystkim innym żołnierzom dał w darze 100 dukatów. Sejm 1676 r. uchwalił ,,mieć zamek jako w najlepszej konserwacji, ponieważ mężnie oblężenie Ibrahimpaszy wytrzymał i pokazał jak wiele zależy na pogranicznych dobrze utrzymanych twierdzach”, Chrzanowskiego zaś obdarzył klejnotem szlacheckim i kwotą 5000 zł.
W myśl sejmowej uchwały zniszczony przez oblężenie zamek został na nowo starannie zrestaurowany i odtąd jeszcze baczniej zaczęto nań zwracać uwagę, jako na jedną z najważniejszych placówek od pogranicza tureckiego zaboru. Stąd też aż do odzyskania Kamieńca dbano zawsze, żeby komendantem zamku był człowiek rycerski i doświadczony. Sam Chrzanowski był tu nim raz jeszcze krótko w r. 1685.
W r. 1688, w czasie niespodzianego napadu Tatarów na Trembowlę, zamek nowym rycerskim odznaczył się czynem. Kulami swych dział i broni ręcznej uratował zajęte już miasto od większej katastrofy, zmuszając nieprzyjaciela do szybkiego odwrotu. Z odzyskaniem Kamieńca Podolskiego (1699) stracił swe znaczenie strategiczne, więc naprawiano go tylko o tyle, o ile był jeszcze potrzebnym do pomieszczenia kancelaryj grodzkich i ziemskich. Ostatnia lustracja z r 1765 stwierdziła, że ,,zamczysko na górze wielkiej, zupełnie spustoszałe, uznajemy więc za konieczne wystawić dla sądów ziemskich i grodzkich rezydencje w znieście, które i tak tam się sądzić zwykły”.
Z końcem XVIII wieku zamek posiadał jeszcze częściowe dachy, niebawem jednak zaczęto rozbierać jego wewnętrze ubikacje i ściany, a z uzyskanego materjału wybudowano koszary. Aureolą sławy otoczona warownia zamieniła się w ruinę, będącą dziś własnością miasta, które, założywszy przy niej piękny park z wygodnym dostępem, czuwa nad jej ochroną.
źródło tekstu: Przeszłość i zabytki województwa tarnopolskiego – Janusz, Bohdan
Kazimierz Wielki, zająwszy Trembowlę wraz z Rusią Czerwoną, wzniósł tu ok. r. 1360 murowany zamek, który przetrwał różne koleje losu aż do początku XVI w. W r. 1534 Jan Tęczyński, kaszt. krakowski, na miejscu tego zamku wzniósł tu ,,z pośpiechem nie do wiary” nowy zamek. W budowie jego zatrzymał częściowo stare kazimierzowskie mury, resztę uzupełnił drewnianą potężną budową, której szczegółowy opis przechowała nam lustracja z r. 1551.
Zamek Tęczyńskiego, o którym mówiono, ,,że na dwa szlaki patrzy», przetrwał wiek cały. Gdy zupełną zaczął grozić ruiną, Aleksander Bałaban, starosta trembowelski, na miejscu jego zaczął wznosić zamek nowy, obszerniejszy, murowany, zupełnie odmiennego typu. W r. 1631 budowa została ukończona kosztem 9.000 zł. Sejm wyznaczył rewizorów, którzy zjechawszy się w r. 1632 do Trembowli, w szczegółowem sprawozdaniu zdali sprawę, wyrażając największe uznanie staroście. Dowiadujemy się z niego, że wewnątrz zamku, w dziedzińcu, był obszerny piętrowy pałac, zbudowany z kamienia ciosowego, który mieścił ,,komnaty z piecami kolorowo polewanemi i drzwiami przedniej roboty stolarskiej, fladrem malowanemi, dalej świetlice, pokoje z oknami oprawnem w ołów i L d.” Pod gmachem było siedm obszernych lochów. Obronny z natury i sztuką, wzniósł się zamek trembowelski do rzędu najsilniejszych warowni w tych stronach. Mawiano o nim, że ,,tylko samemu Kamieńcowi pokłonić się może”. Dzięki temu w wojnach kozackich, tureckich i najazdach tatarskich niejedno krotnie ważną odegrał rolę, niejedno wytrzymał oblężenie. Wpraw dzie w r. 1648, pod wrażeniem pilawickiej klęski i ogólnej paniki, opuszczony nieoględnie, został przez czerń kozacką złupiony, lecz w latach następnych mężny stawił opór. W r. 1650 wytrzymał dziewęciotygodniowe oblężenie. To samo powtórzyło się w r. 1651, 1652 i nieraz jeszcze potem. Zamek otoczony specjalną opieką szlachty Ziemi halickiej i powiatu trembowelskiego, otoczony opieką swoich starostów, stał niewzruszony.
Lustracja z 1664 r. mówi o nim, że ,,leży na górze bardzo wysokiej. Wjazd do niego przykry. Brama ze zwodem. W dziedzińcu są piękne izby i pokoje murowane. Jest i drugi budynek drewniany i studnia murowana. Wśród zamku wieża szlachecka, druga narożna, trzecia podle bramy, w której sklepy dwa dla ksiąg grodzkich i ziemskich chowania. W około zamek obmurowany murem potężnym”. W arsenale zamkowym, prócz innej broni i zapasów, samych armat spiżowych było 13 sztuk.
W r 1672, w czasie pierwszego wkroczenia Turków na Po dole, zamknął się tu spory zastęp okolicznej szlachty z rodzinami, duchowieństwa i mieszczan Komendantem obrano Hieronima Kaweckiego, łowczego ziemi halickiej i uchwalono ,,artykuły obrony”, między któremi w pierwszym rzędzie postanowiono, by każdy, kto do zamku wejdzie ,,miał strzelbę, proch, ołów i żywność na 20 niedziel”. Artykuły te dają nam wyborny obraz, jak broniono się po zamkach, jakich ostrożności przestrzegano w chwili najazdu.
Mimo przygotowań do obrony, oblężeni przerażeni losem wszystkich innych okolicznych zamków, wobec olbrzymiej przewagi nieprzyjaciela, poddali się na pierwsze wezwanie. Turcy postąpili po rycersku. Oblężeńców wraz z komendantem odstawili do obozu sułtańskiego pod Buczaczem, poczem po złożeniu hołdu, wszystkich puścili na wolność. Zamek zajęła załoga janczarska, lecz po nie wielu dniach opuściła go w stanie nienaruszonym.
Inną zupełnie rolę odegrał on w trzy lata później, gdy na Podole wkroczyła nowa olbrzymia turecko-tatarska armja pod Ibrahimem Szyszmanem i drogą na Wołoczyska wkroczyła w głąb Polski. Na wieść o jej pochodzie już z początkiem lipca 1675 zamek napełnił się szczelnie uciekającymi. Szlachta, mieszczanie, chłopi i żydzi, księża, zakonnicy, popi i czerńcy szukali schronienia w obrębie jego warownych murów. Zaczął się sierpień, Ibrahim obozował pod Zbarażem, skąd podjazdy turecko-tatarskie coraz częściej zjawiały się pod Trembowlą, niebezpieczeństwo oblężenia zwiększało się z dniem każdym, a zamek do tej chwili nie miał żadnej załogi wojskowej. Stara, jeszcze w czerwcu została stąd wycofana gdzie indziej, o nowej nie było nic słychać. Niepokoiło to wszystkich coraz silniej, gdy dnia 16 sierpnia w murach zamkowych zjawił się kapitan z dwoma chorążymi i 80 piechurami, stanowiącymi połowę pułku dragońskiego Jana Cetnera, starosty szczurowickiego. Kapitanem tym był Jan Samuel Chrzanowski, doświadczony żołnierz, znany z męstwa i energji. Objąwszy ko mendę zamku, natychmiast bezwzględną zaprowadził w nim karność, żelazną ręką ukrócił niesforność wszystkich ,,zabieżan”.
Ibrahim tymczasem posunął się pod Zborów i tutaj znowu czas dłuższy zatrzymał się obozem. Po klęsce Nuradyna pod Lwowem, nie próbując więcej szczęścia, armia turecko-tatarska zwróciła się na południe i zakreśliwszy ogromne półkole, przez Pomorzany, Brzeżany, Podhajce, Zawałów, dnia 20 września stanęła pod Trembowlą.
Zdobyciem trembowelskiego zamku pragnął Ibrahim zakończyć wojnę, lecz zawiódł się. Mimo że cała jego załoga zaledwie 200 liczyła ludzi, z czego 80 przypadło na dragonów Chrzanowskiego, a reszta na szlachtę i ,,zabieżan” okolicznych, stawił zamek opór niespodziewany, który po wsze czasy rozsławił nazwę Trembowli.
Ibrahim rozpoczął od wezwania oblężonych do poddania się bez oporu. Otrzymał na to odpowiedź odmowną, pełną szyderstw i drwin. Rozjątrzony zuchwałością komendanta, bezwzględną po przysiągł zamkowi zagładę. Po daremnych wstępnych szturmach, opasał go dookoła i regularne rozpoczął oblężenie ,,różnemi kunsztami”. Z bateryj, usypanych od strony dostępnej, ośm dział nieustanny rozpoczęło ogień, nie licząc mnogiej ręcznej strzelby í strzał, wypuszczanych chmurami z łuków. Najwięcej szkody i spustoszeń wyrządzały granaty. Zaraz pierwszego dnia, zniszczyły koło studni, tak, że z wielką trudnością przychodziło oblężonym zaopatrywać się we wodę. Wśród ognia rozpoczęli janczarzy podkopy. Sam Ibrahim zwiedzał je często we dnie i w nocy, zachęcał janczarów do pracy. Podkopy dotknęły murów. Cztery kroć zakładano w nich miny, ,,lecz te wylatując więcej szkodziły nieprzyjacielowi jak oblężonym”. Przerażały wszakże bardziej, niż kule i granaty, a niszczyć je kontrminami było niepodobieństwem. Właśnie kiedy w oczekiwaniu wybuchu pierwszej z tych mm, baczny na wszystko Chrzanowski, całą swą uwagę zwrócił na lada chwila mogący się otworzyć wyłom, przerażona szlachta, w liczbie około 30, opuściwszy milczkiem swe stanowiska, poczęła radzić, co czynić należy i postanowiła poddać się, by tą drogą jak w T. 1672, ocalić życie. Przypadkiem postanowienie ich podsłuchała żona Chrzanowskiego, którą potomni ochrzcili mianem Zofji, a która w istocie nazywała się Anną Dorotą, z domu Frezen. Odważna kobieta, widząc co się święci, bez względu na niebezpieczeństwo, wśród kuł pospieszyła do męża z doniesieniem o uchwale szlachty. Rozjątrzony Chrzanowski pałaszem rozpędził radzących, oświadczając im, że prędzej zamek wysadzi w powietrze, niźli go podda. Energia pożądany odniosła skutek. Mężna obrona niweczyła dalej wszelkie zabiegi Ibrahima, nawet wycieczki nocne udawały się pomyślnie oblężonym. Dzień wszakże po dniu mijał, a nieprzyjaciel ,,wszystkiemi siłami nastawał”, by swego dopiąć. Chrzanowski, choć odwaga nieopuszczała go wcale, nie taił się z obawami o przyszłość. Śmiałe zachowanie się żony, która w razie poddania zamku przyrzekła wspólną śmierć, kazała mu wytrwać do ostateczności.
Po dwutygodniowem oblężeniu, zamek podobny był do kupy gruzów. Ściany porozbijane, dachy spalone, ganki i blanki po murach kulami strzaskane, nie licząc innych, samych dragonów padło śmiercią walecznych 48 razem z chorążym. Jedynie energja Chrzanowskiego i nadzieja odsieczy wstrzymywała oblężonych od poddania się i nie zawiodła.
Sobieski, wzmocniwszy znacznie swe siły, dnia 18 września wyruszył ze Lwowa ku miejscom przez Ibrahima zagrożonym. Podhajce i Zawałów przepadły, lecz Trembowlę postanowił król uratować. Podjazdy wysłane w jej okolice miały uwiadomić oblężonych o odsieczy, lecz wcześnie przez Turków spostrzeżone, musiały się cofnąć, nie dopiąwszy celu. Również posłaniec, przekradający się z listem królewskim do zamku, został schwytany. To jednak nadspodziewany właśnie odniosło skutek. Z treści listu dowiedział się Ibrahim, o osobistem nadciąganiu pogromcy z pod Chocimia. Wdawać się w walkę nie miał ochoty, więc stwierdziwszy, że król z armją polsko-litewską jest już pod Buczaczem, skąd idąc ku Dniestrowi, może mu odciąć odwrót, nie tracąc czasu, najbliższej nocy zwinął spiesznie obóz i uszedł ku Husiatynowi.
Dzień 5 października ujrzał oblężonych wolnymi. W pierwszej chwili, patrząc na opuszczone obozowisko, nie umiano sobie zdać sprawy z nagłego ustąpienia nieprzyjaciela. Podejrzywano podstęp. Niebawem rozjaśniła się zagadka. Od strony Buczacza wychyliły się znaczne oddziały kozaków pułkownika Barabasza, zwiastujących odsiecz.
Zamek triumfował i słusznie. Obrona jego należy bez wątpienia do najzaciętszych w naszych dziejach. Około 200 ludzi przez 14 dni stawiło opór nieprzyjacielowi, który przy większej energii mógł zdobyć połowę Polski. Wprawdzie warowne położenie, potężne mury, niemożliwość wprowadzenia liczniejszych sił tureckich w akcję, ułatwiało obronę, lecz nie umniejsza to bynajmniej dzielności i wytrwałości oblężonych. Turcy wszystkich chwytali się kunsztów oblężniczych, cztery zapalali miny, czterokrotne przy puszczali szturmy, rzucili do zamku olbrzymią na owe czasy liczbę pocisków, bo 425 granatów, a z górą 4000 kul działowych, nie licząc pocisków z broni ręcznej, z tym rezultatem, że straciwszy przeszło 2000 ludzi, musieli ustąpić, bez dopięcia upragnionego celu.
Obrona Trembowli ogólny wzbudziła podziw i zachwyt. ,,Żadnej pono fortecy, mówiono, z większą furją nie dobywano, bo kiedy i łagodne namowy nie uszły, całe dwie niedziele, nie mieli ludzie owi godziny do odpoczynku. Pokazała przeto Trembowla, że i Turkom obronić się można, kto cnotliwie miejsca poruczonego broni. Ćwiczenie pułku zwyciężyło dotychczasowych zwycięzców.”
Rolę, jaką odegrał zamek trembowelski umiał ocenić król i sejm najbliższy. Osoba Chrzanowskiego, dotąd ledwie komu znana, szerokiego nabrała rozgłosu. Sobieski przyjął go z wielką łaskawością razem z pozostałym chorążym w obozie pod Bucza czem i nie szczędząc pochwał, na miejscu mianował go ,,oberst leutnantem” chorążego kapitanem, a wszystkim innym żołnierzom dał w darze 100 dukatów. Sejm 1676 r. uchwalił ,,mieć zamek jako w najlepszej konserwacji, ponieważ mężnie oblężenie Ibrahimpaszy wytrzymał i pokazał jak wiele zależy na pogranicznych dobrze utrzymanych twierdzach”, Chrzanowskiego zaś obdarzył klejnotem szlacheckim i kwotą 5000 zł.
W myśl sejmowej uchwały zniszczony przez oblężenie zamek został na nowo starannie zrestaurowany i odtąd jeszcze baczniej zaczęto nań zwracać uwagę, jako na jedną z najważniejszych placówek od pogranicza tureckiego zaboru. Stąd też aż do odzyskania Kamieńca dbano zawsze, żeby komendantem zamku był człowiek rycerski i doświadczony. Sam Chrzanowski był tu nim raz jeszcze krótko w r. 1685.
W r. 1688, w czasie niespodzianego napadu Tatarów na Trembowlę, zamek nowym rycerskim odznaczył się czynem. Kulami swych dział i broni ręcznej uratował zajęte już miasto od większej katastrofy, zmuszając nieprzyjaciela do szybkiego odwrotu. Z odzyskaniem Kamieńca Podolskiego (1699) stracił swe znaczenie strategiczne, więc naprawiano go tylko o tyle, o ile był jeszcze potrzebnym do pomieszczenia kancelaryj grodzkich i ziemskich. Ostatnia lustracja z r 1765 stwierdziła, że ,,zamczysko na górze wielkiej, zupełnie spustoszałe, uznajemy więc za konieczne wystawić dla sądów ziemskich i grodzkich rezydencje w znieście, które i tak tam się sądzić zwykły”.
Z końcem XVIII wieku zamek posiadał jeszcze częściowe dachy, niebawem jednak zaczęto rozbierać jego wewnętrze ubikacje i ściany, a z uzyskanego materjału wybudowano koszary. Aureolą sławy otoczona warownia zamieniła się w ruinę, będącą dziś własnością miasta, które, założywszy przy niej piękny park z wygodnym dostępem, czuwa nad jej ochroną.
źródło tekstu: Przeszłość i zabytki województwa tarnopolskiego – Janusz, Bohdan
4 komentarze:
Ależ Cię nosi po zaginionych światach! :D Dzięki. Lubimy z Tobą podróżować.
Pzdr.
Raczej nosiło ;-) Widoczki z Podola to jedna wycieczka jakiś czas temu. Ale trochę szkoda aby gniły w archiwum. W kolejce czeka jeszcze parę miejsc m. in. Jazłowiec. Ale Pogórze for ever...
Ja tylko w związku z hordowiną; bo jakoś tak po odwiedzinach w arboretum bolestraszyckim jesienią znalazłam w kieszonce nasionko, i wyrosła z niego moja własna, teraz już wysoka kalina, ma takie mszyste liście; pozdrawiam niezłomnego wędrowca.
Mario u hordowiny najbardziej podoba mi się stadium niepełnej dojrzałości owoców, kiedy część jest czerwona, a część czarna. Bardzo to efektowne.
Prześlij komentarz