Strony

piątek, 17 stycznia 2020

Dwa ogrody i jeden majątek w Czudcu

Dyplom pochwalny dla Karola Ferdynanda Nitsche (1802–1860) właściciela majątku czudeckiego w poł. XIX wieku
za jałownik pochodzący z krzyżowania rasy holenderskiej i berneńskiej z wystawy w Jaśle w 1858 roku
Co jakiś czas wrócić trzeba do rodzinnego gniazda, aby nie stracić kontaktu z rzeczywistością. Dziś popatrzmy na austriacką mapę katastralną miejscowości Czudec i zapoznajmy się z wrażeniami z, jakbyśmy dziś powiedzieli, wizyty studyjnej do Czudca z początku XX wieku.
Na mapie katastralnej z połowy wieku XIX zwróciły moją uwagę dwa pięknie odmalowane ogrody. Jeden ogrodowy kompleks na zachód od kościoła św. Trójcy w pobliżu dzisiejszej ulicy Kolejowej. Na trzech kwaterach zajmujących kilka działek, o łącznej powierzchni około 2 morgów, wykreślono fantazyjne kształty typowe dla renesansowych ogrodów włoskich, wspominanych w czudeckim inwentarzu z końca XVIII wieku. Zagadką pozostaje odległe o 1 kilometr położenie  od czudeckiego dworu...
Przy którym w owym czasie istniał równie pięknie odmalowany ogród w stylu angielskim, rozpowszechnionym od końca XVIII wieku. Założony przez Karola Ferdynanda Nitsche (1802–1860), który wzbogacił się na hodowli bydła i owiec, był pieczołowicie pielęgnowany przez następczynię  (wnuczkę Karola) Aleksandrę Ludwikę z Wasilewskich, primo voto Wiktorową, secundo voto Uznańską (1867-1936). Resztki tegoż parku otaczają moją licealną Alma Mater, dzisiaj Zespół Szkół w Czudcu.  Chociaż w dużej mierze w zarządzaniu majątkiem była osamotniona, to jej gospodarstwo było uznawane za jedno z najlepszych w powiecie rzeszowskim, dlatego też stało się celem wycieczki ziemian z ówczesnego zaboru rosyjskiego zrzeszonych w Sekcji Rolnej. Autorem relacji z ekspedycji odbytej w 1902 roku i drukowanej w Gazecie Rolniczej w roku 1903 jest dr Michał Natanson. Poniżej fragment artykułu dotyczący gospodarki pani Aleksandry Wiktorowej.
Pałac Grabieńskich w Czudcu  ok. 1915 roku, źródło: Polona
Wstajemy w Tarnowie bardzo wcześnie i jedziemy przez Rzeszów do Czudca. W Rzeszowie żegnamy się z miłym naszym przewodnikiem p. Bojanowskim, który nas oddaje pod opiekę p. Dąbskiego, przewodniczącego Towarzystwa Rolniczego Rzeszowskiego. W drodze z Rzeszowa do Czudca chwytam nieco szczegółów o tem Towarzystwie. Towarzystwo to jest t. zw. okręgowe w stosunku do centralnego Krakowskiego. Głównym celem jest tu hodowla, sfera działania obejmuje przeważnie drobną i średnią własność ziemską. Towarzystwo liczy członków 140, a wkładki wynoszą od 2 (dla włościan)do 12-tu złotych reńskich rocznie. Towarzystwo utrzymuje po wsiach stacje buhajów subwencjonowanych, daje premie za wyhodowane okazy, urządza próby z różnemi nasionami zbóż, z ziemniakami itd. 
W miarę przybliżania się do Czudca okolica staje się coraz ładniejszą. Pojawiają się wzgórza i doliny. Czujemy, że wjeżdżamy w kraj górzysty, zbliżając się do podnóża Karpat. Od stacji Czudec jedziemy około 2 wiorst do wsi Czudca, przy której znajduje się majątek tej samej nazwy, należący do pani Aleksandry Wiktorowej. Niebo się nieco wypogadza, więc i usposobienie lepsze. Zachwycamy się prześlicznym krajobrazem. Jesteśmy w dolinie, a wokoło na widnokręgu widzimy wzgórza lasami ciemnemi pokryte. Środkiem doliny płynie bystro górska rzeczułka, w tej chwili silnie, wskutek ulewnych deszczów, wezbrana. Drogi bogato ubrane drzewami, mnóstwo ogrodów i sadów. Wszystko to sprawia nadzwyczaj miłe wrażenie, patrzącemu lekko się robi na duszy. Ale wracam do rzeczy.
Aleksandra Ludwika  z Wasilewskich
primo voto Wiktorowa
secundo voto Uznańska
(1867-1936)
Majątek Czudec ma ogólnej przestrzeni 2840 morgów. W tem ziemi ornej 1500, lasu 1300, łąk 40. Czudec słynie z wybornej obory holenderskiej. Hodowla jest prowadzona w wysokim stopniu starannie, dzięki niezwykłemu zamiłowaniu i umiejętności samej właścicielki p. Wiktorowej. Obora przedstawia się nadzwyczaj dodatnio. Typ bardzo wyrównany, prawie wszystkie sztuki wystawowo piękne. Przeciętny udój od 1 krowy w ciągu roku wynosi 3000 litrów przy wydajności u pojedynczych sztuk 4000—4200 litrów. Charakterystyczną cechą obory w Czudcu jest to, że w takim stanie, w jakim ją zastaliśmy i widzieliśmy, pochodzi od 28% sztuk pozostawionych po szczepieniu tuberkuliną. Pani Wiktorowa była, jeżeli się nie mylę, pierwszą w Galicji, która kazała masowo stosować w swej oborze diagnostyczne szczepienia tuberkuliną. Ponieważ okazało się 72% sztuk (w tem 2 buhaje importowane) reagujących, przeto usunięto je zupełnie. Było to przed kilku laty. Obecnie szczepienia odbywają się perjodycznie i obora jest zupełnie zdrowa.
Nie przesądzam kwestji, czy doraźne wyrzucenie 72% sztuk z obory było racjonalnem. Można sobie na to pozwolić, jeżeli się tak podoba. Pani Wiktorowa widocznie dużo zamiłowania kładła i kładzie w hodowlę w Czudcu, i nie chciała budować nie będąc pewną, że buduje na zdrowych podstawach. Dość, że przez wybornie prowadzoną selekcję, pani Wiktorowa doszła do 45 matek prześlicznych, na oko zupełnie podobnych do siebie o wyraźnych cechach wysokiej mleczności. Za mleko otrzymuje się 4 1/4 centa za 1 litr, co odpowiada 13,6 kop. za garniec. Przy przeciętnej wydajności 3000 litrów, daje krowa brutto przeszło 100 rubli. Żywienie zimowe składa się z wywaru (2 1/2 garnca) buraków pastewnych (35—40 funtów), otrąb (1 kg.), kuchu (1 kg.) i siana. Cielęta pojone są mlekiem słodkiem z mamki i powoli przechodzą na odtłuszczone. Mleko bywa dawane w następujących ilościach: W tygodniu 1-ym mleka słodkiego 4 litra dziennie (3 razy), w tygodniu 2-im mleka słodkiego 6 litrów dziennie, w tygodniu 3-im mleka słodkiego 9 litrów dziennie, w tygodniu 4-ym mleka słodkiego 9 litrów dziennie i mleka odtłuszczonego 3 litry dziennie, w tygodniu 5-ym mleka słodkiego 6 litrów dziennie, mleka odtłuszczonego 6 litrów dziennie, w tygodniu 6-ym mleka słodkiego 3 litry dziennie, mleka odtłuszczonego 9 litrów dziennie, w tygodniu 7-ym mleka odtłuszczonego 12 litrów dziennie i tak aż do 16-tu tygodni. Obok tego cielęta otrzymują owies gnieciony, kuch lniany lub rzepakowy i siano. 
Cielęta wogóle są bardzo piękne i to nie tylko najmłodsze, mlekiem żywione, ale i starsze, które zwykle po odstawieniu od mleka przechodzą pewien okres krytyczny dla zdrowia i zewnętrznego wyglądu. W Czudcu muszą wszystkie cielęta, starsze i młodsze, dobrze wyglądać, bo są pod nadzwyczajnie troskliwą opieką. Pani Wiktorowa zna każde cielę, wie po jakiej matce, i wie doskonale, czego się po jałówce później spodziewać można. W oborach jałowizny (folwark Nowa-Wieś) panuje wielki porządek i wzorowa czystość. Na słupie wisi tablica z wyliczeniem paszy treściwej, nad każdem cielęciem tabliczka z datą urodzenia i z podaniem pochodzenia. Żłoby u cieląt, jak zresztą wszędzie, cementowe, posadzki też cementowane; cieląt różnego wieku w Nowej-Wsi jest 27; tegoroczne cielęta, jeszcze mleko pijące, są w głównej oborze w Czudcu. 
Na tym samym folwarku znajduje się też obora krajowego bydła czerwonego. W oborze—24 krowy wraz z cielnemi jałowicami, buhaj, kilka sztuk młodzieży. Śliczne bydło. Typ podobny do Anglerów, lecz budowa nieco silniejsza. Są poszczególne sztuki o zupełnie rasowych kształtach. Średnia wydajność mleka wynosi 1,500 litrów rocznie, są jednak krowy dające do 2,400 litrów. Takich sztuk jest w oborze 3. Hodowla bydła czerwonego w Czudcu nie jest wcale zabawką zamiłowanej gospodyni. Dochówek sprzedaje się bardzo dobrze, a byczki mają stały odbyt do Rosji i Szlązka. Byczki sprzedają się w cenie 50 centów za 1 kilogram żywej wagi 15-o miesięcznej sztuki. Jałówki idą w cenie 45 centów za 1 kg. Średnia waga sprzedawanego buhajka wynosi 300 do 380 kilogramów, czyli że otrzymuje się za niego od 120 do 150 rubli. Przeszłość obory tej nie jest odległą. Przed 7-u laty p. Wiktorowa nabyła od Towarzystwa Gospodarczego Krakowskiego 6 rocznych jałowic. Do nich dokupowało się od włościan krowy, a buhaje otrzymywano za pośrednictwem tegoż Towarzystwa. Obecnie buhaj pochodzi od p. Marsa z powiatu Sądeckiego. Skupywanie krów widocznie prowadzone było z nadzwyczajną znajomością, gdyż, pomimo tak niejednolitego pochodzenia, obora przedstawia typ w wysokim stopniu wyrównany. Pomimo skupywania rozmaitych krów, od początku nie zaszła potrzeba brakowania dla maści, budowy, ukształtowania rogów, osady ogona i t. d. Jedną wielką wadę posiada bydło czerwone. Jest nią skłonność do zapasania ‘się. Skłonność ta nie pozwała absolutnie na intenzywne żywienie. W Czudcu krowy czerwone otrzymują przy rozwodnionym wywarze tylko 1 funt otrąb pszennych. Mleko, aczkolwiek nie obfite, jest nadzwyczaj tłuste, bo posiada prawie stale powyżej 4% tłuszczu.
Jest w Czudcu i hodowla koni pół krwi angielskiej, obliczona na sprzedaż 3 do 3 1/2 letnich sztuk dla armji. Na folwarku Zaborów widzieliśmy stadninę, a właściwie tylko jej część, gdyż do głównego jej siedliska nie mogliśmy się z powodu wylewu dostać. Ale to, co widzieliśmy, przekonało nas, że i w tej hodowli kierunek racjonalny i praktyczny jest dominującym. Proszę bowiem zauważyć. Źrebięta po matkach swego chowu (silna domieszka krwi arabskiej) i po wydzierżawionym ogierze rządowym pełnej krwi dostają w 1-ym roku 1— 2 1/2 kg. owsu, w 2-im 1. kg. bobiku i marchew, w 3-cim żywione ekstenzywnie (wyborne siano, a w ostatniem półroczu znowu owies), zostają po 3-ch latach skończonych sprzedane za 325 guldenów, czyli 260 rubli. Te trzylatki idą na tak zw. Vollhof, to znaczy na swobodne przetrzymanie jeszcze przez I rok przed wzięciem ich do kawalerji. Kto nie chce dostać po 3-ch latach 325 guldenów, ten trzyma jeszcze rok i dostaje 475, czyli 380 rubli. Czudec sprzedaje rocznie 15 do 18 sztuk. Przy obfitości pastwisk łąkowych, a w zimie siana, hodowla ta ma, mojem zdaniem, rację bytu. Konie fornalskie żywione są w lecie kuchem konopnym, sprowadzanym z Bukowiny przy cenie rubli 2.50 za 100 funt. na swojej stacji. Jest to drogo w porównaniu z tern, co my za ten kuch płacimy. Konie robią wrażenie bardzo silnych i zdrowych, i są wybornie utrzymane. Wogóle w Czudcu samym i na folwarkach panuje wzorowy ład i porządek. Proszę zobaczyć wozownie fornali. Każdy fornal ma swoje wozy, sanie, brony, pług Sacka, drabiny, radła it.d. Wszystko to w zamkniętych wozowniach, po dwóch w jednej. A gorzelnia, w której ziemniaki obliczają się po przerobie na rubli 1.50 za 240 funtów, a chmielnik i suszarnia do chmielu. Wszystko to mi się nadzwyczaj podobało, bo widać tu było wszędzie silną dłoń i dobrą głowę, utrzymującą ład i porządek z ołówkiem w ręku.
Żałowałem, że nie jestem chociażby amatorem fotografem, bobym zebrał ładną kolekcją ciekawych widoków. Staroświecka budowa stodół w Nowej-Wsi, a szczególniej w Zaborowie nadawałaby się do uwiecznienia na kliszy. Za to główna stodoła w Czudcu, jakkolwiek wielka, wygodną ani obszerną nie jest. Mnóstwo słupów, belek, poprzecznic, ściągaczy. Dziwaczne wiązanie, zajmujące za wiele miejsca, a przestrzeni wolnej dla zboża stosunkowo mało. Zdjąłbym dalej prześliczny widok parku Czudeckiego na tle gór, lasami pokrytych. Ale nie mam aparatu fotograficznego. W oku sobie tylko widoki te odbiłem i w pamięci zatrzymuję... Jedziemy z Czudca na folwark i przejeżdżamy przez wieś Czudec. Wstępujemy do mleczarni, a właściwie maślarni. Początkowo należała ona do spółki włościańskiej, obecnie właścicielem jest gospodarz Piotr Ciebiera. Maszyny i przyrządy sprawiło Towarzystwo Gospodarcze. Ciebiera skupuje mleko od włościan czudeckich, na Alfie przerabia i masło sprzedaje za 1 guldena kilogram, a mleko odtłuszczone po 2 centy. Mleko słodkie kupuje po 4 do 4- centa za 1 litr. Przerób dzienny 400 do 500 litrów. Ciebiera przeszedł kursa mleczarskie w Czernichowie i na aparacie Gerbera kontroluje swoich dostawców. Średnio mleko zawiera 3—3 1/2% tłuszczu. Ciekawy obrazek. 
Program podróży wskazywał nam wyjazd tegoż samego dnia o 8-ej wieczorem z Czudca. Atoli inaczej się stało. Wezbrane potoki górskie przerwały plant kolejowy gdzieś pod Chabówką. Nie sposób było więc jechać na całą noc do Kóz, aby po południu dnia następnego stanąć w Cieszynie. Musieliśmy w Czudcu nocować, a nazajutrz wracać tą samą drogą to jest na Kraków, aby się dostać do Cieszyna.
Widok na dzisiejszy Czudec

6 komentarzy:

Beskidnick pisze...

Serce rośnie na myśl o takich gospodarzach, a potem diabli biorą na myśl o tym jak zostało to zaprzepaszczone przez lata PRLu!!!

Stanisław Kucharzyk pisze...

Akurat na przykładzie czudeckiego dworu powiedzieć można jedno - dziwnie plączą się ludzkie losy. Tak jak pisałem Pani Aleksandra gospodarowała sama bo jej światowy mąż poseł do Sejmu Krajowego Galicji nie miał na to czasu, a w końcu długów narobił i w łeb sobie palnął klik . Jej drugim mężem był Witold Uznański też niespecjalny gospodarz co "nie wypłacał on nigdy na czas fornalom i robotnikom sezonowym należnych im zarobków”. Niektórzy twierdzą, że był potomkiem frankistów (tych z Ksiąg Jakubowych Olgi Tokarczuk). Jakby się potoczyły losy majątku gdyby nie nie dzielna niewiasta? A wnuczka Pani Aleksandry Maria Jarochowska lewicująca (raczej z przekonania, nie z koniunktury) pisarka tak podsumowała parcelację rodzinnych majątków klik .

Beskidnick pisze...

Pisałem ogólnie o tych towarzystwach ziemiańskich, stowarzyszeniach, krzewicielach postępu i rozumnej gospodarki rolnej. To niesamowita akcja była. Przecież na niej wyrósł choćby Pilecki.

Anonimowy pisze...

"Chociaż w dużej mierze w zarządzaniu majątkiem była osamotniona, to jej gospodarstwo było uznawane za jedno z najlepszych w powiecie rzeszowskim, dlatego też stało się celem wycieczki ziemian z ówczesnego zaboru rosyjskiego zrzeszonych w Sekcji Rolnej. Autorem relacji z ekspedycji odbytej w 1902 roku i drukowanej w Gazecie Rolniczej w roku 1903 jest dr Michał Natanson. Poniżej fragment artykułu dotyczący gospodarki pani Aleksandry Wiktorowej".

Intrygujacy wątek się tu pojawił. Bo mamy grupę ziemian z zaboru rosyjskiego wizytującą majątek rolny w zaborze austraickim. Pierwsze skojarzenie jest takie, że przyjechali tu czerpać wzorce i uczyć się od lepiej i nowocześniej gospodarujących. Ale to może być powierzchowne założenie. Dawno temu miałem okazję być na spotkaniu z Adamem Bieniem, znanym działaczem ruchu ludowego, jednym z osądzonych w tzw. "procesie szesnastu". Urodził się on przed pierwszą wojną światową na Sandomierszczyźnie w dawnym zaborze rosyjskim, w rodzinie zamożnego chłopa. Twierdził, iż jego ojciec gospodarując umiejętnie był w stanie uzyskiwać taki dochód, że wykształcił kilkoro dzieci. Był to, w jego mniemaniu, czas wielkiej prosperity. Polemizował z tezą, że Sandomierskie rolnictwo ustępowało galicyjskiemu, przeciwnie, dowodził, iż chłopi w zaborze rosyjskim byli w sytuacji nie gorszej niż w Galicji, a może nawet lepszej. Zwrócił też uwagę na fakt, iż do postępu rolniczego w Rosji i na terenie zaboru rosyjskiego w bardzo dużym stopniu przyczyniali się koloniści niemieccy - co jest zresztą potwierdzone przez samego Sołżenicyna w " Sierpniu 1914".
Temat jest do gruntownego zabdania i wyciągnięcia wniosków.


Pozdrawiam,

Artur Ziaja

Stanisław Kucharzyk pisze...

Cytowany wyżej fragment jest tylko ułomkiem większej pracy, z której wynika, że majątek czudecki nie był głównym celem ekspedycji. Niestety mam tylko skan nadbitki i nie umiem wskazać linku do odpowiedniego numeru w bibliotece cyfrowej. Ze wstępu -"Prezydjum Sekcji Rolnej, za przykładem lat poprzednich, zorganizowało i w roku bieżącym wycieczkę w celach rolniczych. Grono ziemian z różnych okolic wyjechało do krajów słowiańskich Austrji. Zwiedzono kawał Szlązka Dolnego, potrącono o Galicję, choć właściwem celem podróży było zwiedzenie gospodarstw Czeskich i Morawskich. Może przy układaniu projektu wycieczki miano na względzie myśl przewodnią przekonania się o możności zaspakajania potrzeb gospodarstw naszych w krajach nieniemieckich. Mówię może, bo prawdziwych intencji nie znam. Wiem tylko to, że jeżeli powyższy cel istniał, to w znacznej mierze został osiągnięty. Ale o tem potem. Tymczasem obowiązek kronikarza każe mi obrazować dzieje wycieczki od początku, nie wdając się dochodzenie ukrytych myśli lub pragnień. Przystępując do opisu wycieczki, muszę uprzedzić czytelnika, że wobec olbrzymiego materjału obserwacyjnego, jaki zgromadziliśmy, niesposób wchodzić w szczegóły i drobiazgi." Zresztą czudecki majątek postawił na nogi "zniemczały Czecha" Karola Nitsche klik . Pani Aleksandra była krewną jego zięcia.

Anonimowy pisze...

"Zresztą czudecki majątek postawił na nogi "zniemczały Czecha" Karola Nitsche klik . Pani Aleksandra była krewną jego zięcia".

Czyli się potwierdza. Na Pogórzu Przemyskim było parę kolonii niemieckich, np. Falkenberg Koło Huwnik czy Obersdorf pod Krościenkiem. Ciekawym czy są jakieś bezpośrednie dowody/relacje na przejmowanie określonych praktyk z zakresu uprawy roli, budownictwa czy ogólnie gospodarowania - od owych kolonistów przez autochtonów.
Kiedyś zdarzyło mi się być w muzeum etnograficznych, już nie pamiętam czy w Odessie czy Izmaile. Była tam cała izba poświęcona kolonistom niemieckim w Besarabii i ich wpływowi na otoczenie. Porównanie wystroju i urządzenie izby kolonistów z izbą autochtonów - robiło wrażenie. W tej kolonistów była np. maszyna do szycia Singera, szklanki, filiżanki z porcelany miśnieńskiej, szwarcwaldzki zegar z kukułką.


Pozdrawiam,


AZ


AZ