Strony

sobota, 25 maja 2019

Piątkowa - dwie świątynie jednemu Bogu


W Piątkowej Ruskiej zobaczyć możemy obecnie dwie świątynie. Bardziej znana jest z pewnością zabytkowa drewniana cerkiew greckokatolicka pw. św. Dymitra z 1732 roku. Położona w zakolu potoku cerkiew wśród starych drzew i cmentarza, uważana jest za jedną z najpiękniejszych w Karpatach Wschodnich.
Rzymskokatolicki kościół pw. św. Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski został wybudowany w latach 30-tych XX wieku staraniem ks. Franciszka Stańko (1903-1941) na terenie po rozparcelowanego majątku Pracówka, zasiedlonego przez napływowych polskich osadników.  Budowę zakończono w 1939 r., jednak wybuch wojny uniemożliwił uroczyste poświęcenie świątyni. Bardzo podobny kościół  wybudowano w tym samym czasie w Ropience.
Budowa nowej świątyni w Piątkowej dała przyczynek do ostrego starcia na łamach ówczesnej prasy polskiej i ukraińskiej, którego ułomki znaleźć można w broszurze "Żyj Pracówko!" : wierszowana kronika-szopka osnuta na tle budowy kościoła i szkoły polskiej w Piątkowej-Pracówka. Cytowane są tam głosy strony ukraińskiej, wypowiada się również  sam ksiądz Franciszek Stańko:
„Ukrainskyj Beskyd“ w Nr. 47 1937 r. umieścił ciekawą notatkę o „Panbogu ukraińskim i polskim". — Słowa te są przekręcone ze zdania : „Nie ma dwóch bogów  polski i ruski, ale jest jeden Bóg, jeden Chrystus, a my wszyscy bracia w Chrystusie". Zdanie to wypowiedziałem swego czasu na akademii „Tygodnia szkoły" w Piątkowej. — Przekręcenie tego zdania i tendencja aż nadto są widoczne, że nie pochodzą ze źródeł katolickich, chociaż od katolików niby gorliwych o sprawy „Hospoda Isusa Chrysta". 
Ponieważ ta notatka dotyczy Piątkowej, obecnie nieco osławionej, więc nie od rzeczy będzie, jeśli się coś o niej napiszę. 

Piątkowa — wieś ogromna położona w górzystym powiecie dobromilskim była dawniej więcej polską niż ruską i należała do parafii Babice n. S. Czyli, że mieszkańcy Piątkowej do kościoła parafialnego mieli niedużo tylko 20 km, w dodatku jeszcze przez San, na którym czasami i mostu nie było. Do innych kościołów jak: Borownica, Dylągowa, Bircza, odległość prawie ta sama. — Taką więc drogę musieli odbyć rodzice z nowonarodzonym dzieckiem, chcąc je w kościele ochrzcić. Jeżeli to było w lecie, dzień dłuższy i drogi lepsze, wychodzili do dnia, a na wieczór w sam raz byli już z powrotem. Gorsza sprawa była w zimie. Drogi i ścieżki zawiane, a nadto nie zawsze znalazła się ciepła odzież. Ludzie jak zwyczajnie po wsiach, pobożni bardzo, byliby popadli w rozpacz, gdyby nie wielka życzliwość ruskich Jegomościów: „Odna wira, oden Boh". Istotnie trudno temu zaprzeczyć, przecież tu zachodzi tylko różnica co do obrządku. I szli Polacy do cerkwi, modlili się po polsku, bo po rusku nie umieli, a dzieci z konieczności chrzcili w cerkwi na : Wasylów, Iwanów, Osypów, Jerochtejów, Feśki, Małanki i Parańki. — Do imion musiały być dostosowane też nazwiska: Młynarskyj (Młynarski), Konarskyj (Konarski), Bodnar (Bednarz), Kril (Król), Horodeckyj (Gródecki), Sływiak (Śliwiak), Strus (Struś), Dziadyk (Dziadek), Kostyk (Kostek), liczba mnoga : Dziadyki, Kostyki, Płeczeń (Plecień) i t. p. Sokoły, Czarnoty, Perlaki, Brożyny. 
Fragment nagrobka na przycerkiewnym cmentarzu czyżby Löflerów z Pracówki?
Rodziny polskie w Piątkowej poczęły znikać z każdym rokiem i to bardzo szybko. Zaczęło się od znoszenia świąt w obrz. rzym. katol. bo to: „Odna wira". Chorzy też doznawali tej życzliwej opieki duszpasterskiej, ale jeżeli taki chory wyzdrowiał, już mu nie wolno było w kościele spowiadać się, a tym bardziej komunikować.
W takich warunkach w czasie wojny powstaje w Tarnawce rzym. kat. ekspozytura, do której prócz Piątkowej, mimo wszystko bardzo odległej, przyłączono też Iskań. Ta sprawa uratowała Tarnawkę, ale też biedny ks. administrator stał się przedmiotem różnych ataków, tak że z całym spokojem sumienia swego, mógł do siebie zastosować te słowa: „Muczenyk za wiru".  (Można powiedzieć, że wyprorokował, gdyż zginął 29 czerwca 1941 r. w Równem koło Drohobycza zamordowany przez nacjonalistów ukraińskich podczas wycofywania się wojsk rosyjskich po ataku Niemiec).
Jeżeli chodzi o liczebność dusz rzym. kat. w Piątkowej, to prócz tych „8 rodyn“, o których wspomina „Ukr. Besk." jest jeszcze 435 dusz rzym.-katol., prócz tych, których metryki nielegalne są zatrzymane w urzędach paraf. ob. gr. katol. 
Przez rozparcelowanie folwarku Pracówka, uzyskała Piątkowa nowych osadników, czystych Mazurów, nie znających języka ruskiego. Do cerkwi jednak chodzili na nabożeństwa, mimo, że w kazaniach nie wszystko rozumieli. I to może szczęściem dla nich było. Bo mogłoby się zdarzyć, że usłyszeliby coś z polityki „protyw Lachom“ , albo takie słowa : „Kosteł — to nasza maczucha; jak wy śmijte pomahaty“ ! (Chodziło o zwózkę kamienia i piasku na kościół). „Wysia Boha widrikajity" (t. zn. ci, którzy chodzą na nabożeństwa do kościoła). „Szczowy za rodyczi?! — waszi dity howoriat: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus". 

Ale w cerkwi nie zawsze i wszystko można powiedzieć, bo na przeszkodzie stoi: sanctitas loci. Toteż w takim wypadku używa się czasami Czytelni Proświty: „Kulą jeho“ (polskiego księdza) „jak pryjde do d’ityj“ (t. zn. do szkoły). Skoro jednak pobożni Rusini nie tylko, że nie porwali na księdza polskiego żadnej kuli, ale z tym większym szacunkiem doń poczęli się odnosić i w budowie kościoła, jako Domu Bożego, pomagać, w tedy posypały się w Czytelni Proświty pod adresem księdza polskiego potworne oszczerstwa, jakoby zagrażał życiu księżom ruskim . O tych sprawach, tak bardzo przykrych, byłbym nie pisał nigdy, ale zaczepiony muszę odpowiedzieć, bo tego domaga się opinia publiczna (Vide „Gazeta Kościelna" Nr. 47). Tak samo muszę zaznaczyć, że kłamstwem jest też i to, co podaje „Ukr. Besk .“ , jakoby cerkiew w Piątkowej miała być tak „prostora", że może też pomieścić i miejscowych rzym .-katolików. Gdyby tak było, to Rusini nie zrywaliby się już od 15 lat do budowy cerkwi. Tą nieudatną reklamą „wid swoich", „parafijany" nie bardzo się ucieszyli. Na wiosnę w ub. roku, Rusini widząc, że miejscowi Polacy naprawdę zabierają się do budowy kościoła, chcieli też budować cerkiew, nawet miejsce splantowali. Ale im powiedziano, że: „Lachom kosteł rząd buduje, a my sami takoji katedry ne wystawymo", i najspokojniej w świecie, zaczęto zwozić materiał budowlany aż na dwie Czytelnie Proświty naraz, które mają czy miały powstać dlatego: „Szczoby naszi ne perechodyły". Pogłoska o tym, jakoby rząd budował ten kościół też jest czystym wymysłem i niepotrzebnym mydleniem oczu ludziom. Nie zaprzeczam, że do władz i urzędów zwracaliśmy się o pomoc n. p. do P. Z. U. W. we Lwowie o pożyczkę 2 tys. złotych na blachę. Podanie wnieśliśmy 3. VIII. a do dzisiaj nawet odpowiedzi nie mamy mimo, że od dwu tygodni należałoby zacząć roboty blacharskie, bo mury nie nakryte niszczeją. O zatwierdzenie planów 3 razy jeździłem do Lwowa i mimo braku pieniędzy musiało się zrobić takie plany, jakie przez władze były wymagane. Na zatwierdzenie książeczki kwestarskiej, także czekaliśmy 6 miesięcy. Na razie tyle „Ukraińskiemu Beskydowi" miałbym odpowiedzieć. Gdyby natomiast zachodziła potrzeba, mogę napisać i więcej, ale radziłbym dać spokój, bo taka walka nigdy nic dobrego nie przyniesie, chyba tylko zgorszenie dla wiernych, a radość dla niekatolików i wrogów katolicyzmu. 
ur. 9 marca 1903 r. w Chałupkach Medyckich
zamordowany 29 czerwca 1941 w Równem k. Drohobycza
Piątkowa to typowa mieszana wieś pogranicza ukraińsko-polskiego. W 1785 r. liczyła 830 grekokatolików i  173 rzymokatolików. W 1939 r. według prof. Wołodymyra Kubijowicza liczyła  2750 mieszkańców: 2310 Ukraińców, 10 Polaków, 310 ukraińskojęzycznych rzymskich katolików, 120 Żydów (za stroną Apokryf Ruski klik>). Ksiądz Stańko pisze natomiast o znacznej grupie zrutenizowanych Polaków i z pewnością wiele takich przykładów można odnaleźć w regionie (polecam artykuł Macieja Augustyna "Osadnictwo polskie w Bieszczadach do 1914 r." Bieszczad nr 18). Często podaje się, że przez wiele wieków jedynym wyznacznikiem przynależności do jednej lub drugiej nacji na tym terenie była religia. Myślę, że były to kwestie dużo mniej jednoznaczne i bardziej skomplikowane. Niekiedy kreuje się również sielankowe obrazki zgodnego współżycia mieszanych społeczności na Kresach w okresie przed II wojną światową. Jak widać na przykładzie Piątkowej różnie bywało - i przed i po wojnie, kiedy w okolicznych wsiach dochodziło do zbrodni na ludności cywilnej po obu stronach  barykady.

24 komentarze:

Anonimowy pisze...

"Ksiądz Stańko pisze natomiast o znacznej grupie zrutenizowanych Polaków i z pewnością wiele takich przykładów...."


Tekst księdza Stańki wpisuje się w akcję repolonizacyjną na Kresach, którą władze II RP zaczęły prowdzić pod koniec lat 30 - tych, przy pomocy szlachty zagrodowej. Związek szlachty Zagrodowej powstał we Lwowie w 1938 roku. Na terenie przemyskiego dużą rolę odgrywał w nim senator Pulnarowicz - autor rozprawy pt. "Rycerstwo polskie Podkarpacia", rozprawy niezbyt rzetelnej, pisanej pod dyktando akcji repolonizacyjnej. Z punktu widzenia strony ukraińskiej była to typowo "rozbijacka" robota, która tylko dolała dużej ilości oliwy do i tak już napiętych relacji między obydwiema nacjami oraz miała pewien wpływ na dynamikę konfliktu polsko - ukraińskiego w czasie II wojny.


Pozdrawiam,


Artur Ziaja

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Przeprowadziłeś się na zachód Pogórza:-) pewnie jeszcze niejedne "smaczki" stamtąd będą; widzę, że remont cerkwi chyba już ukończony, a taka reklama na zabytkowej budowli wcale nie przydaje jej urody, można by gdzieś z boku na tablicy umieścić albo co; pozdrawiam serdecznie.

Stanisław Kucharzyk pisze...

Zgodzę się że tekst i działania ks. Stańki wpisują się akcję repolonizacyjna na Kresach, chociaż jak wskazuje tekst była to zbieżność tylko na poziomie ideowym (bo pieniążków na dach RP nie dała). Ta akcja repolonizacyjna zderzyła się z bardzo dynamiczną, zapoczątkowana zresztą wcześniej akcję budzenia ukraińskiej świadomości narodowej (Proświta itd.). Akcja repolonizacyjna usiłowała nadrobić wieki (dosłownie) zaniedbań narodowych we wschodniej części I Rzeczpospolitej. To sama szlachta i magnaci doprowadzili do tego postępując zgodnie z przysłowiem „Bóg stworzył popa dla chłopa, a plebana dla pana”. Całe wioski osadzone "Mazurami" w wiekach XV i XVI rutenizowały się bo właściciel wioski wolał mieć jeszcze jednego poddanego - popa, któremu nie musiał płacić mesznego itd. Ksiądz więcej kosztował w dodatku nie był poddanym. Taka pośpieszna akcja w II Rzeczpospolitej tylko roznieciła dodatkowo konflikt.

Stanisław Kucharzyk pisze...

Mario - zdjęcia sprzed półtorej roku więc pewnie to dzisiaj inaczej wygląda. Owszem zachodnią część Pogórza muszę nieco uzupełnić bo mam tam pustkę na mapie ;-)

Anonimowy pisze...

"Zgodzę się że tekst i działania ks. Stańki wpisują się akcję repolonizacyjna na Kresach, chociaż jak wskazuje tekst była to zbieżność tylko na poziomie ideowym (bo pieniążków na dach RP nie dała)".


Tak twierdzi ksiądz Stańko. Warto byłoby jednakże ustalić czy jednak jakiegoś wsparcia ze strony czynników państwowych nie było. Bo, generalnie rzecz ujmując, akcja (re)polonizacyjna na Wschodzie RP cieszyła się wsparciem władz, w tym - co warto podkreślić - czynników wojskowych.
Z kolei w przypadku Ukraińców - naturalną koleją rzeczy - wszelkie działania natury "budzicielskiej" miał charakter oddolnej inicjatywy społecznej realizowanej poprzez różnorakie organizacje i instytucje.

Rozprawianie o kwestiach jak wyżej jest bardzo utrudnione ze względu na brak twardej definicji pojęcia narodowości oraz skatalogowania formalnego czynników, które determinują przynależność do jednej czy drugiej nacji. Dlatego w tym przypadku element subiektywno - intuicyjny będzie zawsze odgrywał istotna rolę. Dla mnie, jeżeli ktoś mówił po ukraińsku, chodził do cerkwi grekokatolickiej, był zintegrowany z lokalną społecznością ( ukraińską), wykonywał typowe dla niej prace i zajęcia - to przynależał bardziej do tej nacji niż do polskiej, nawet jeżeli gdzieś tam w mrokach jego pamięci zachował się przekaz rodzinny, iż pradziadowie byli "lackiego" sortu. Próby reanimacji utraconej przynależności narodowej poprzez preferencyjne traktowania i zabiegi administracyjno - prawne z zakresu inżynierii społecznej - wydają się być, w takim kontekście, wcale brutalną ingerencją w naturalny proces, ze skutkami nie zawsze pożądanymi. Akcja repolonizacyjna w jakimś stopniu przypomina przecież zabiegi ze strony niemieckiej w czasie okupacji polegając na tworzeniu Volkslisty, idei goralenvolku, nacji Hatshower. Warto też dodać w tym miejscu, iż strona ukraińska na przestrzeni wieków także utracił na rzecz polskości wielu swych przedstawicieli, co więcej bardzo często byli to ludzie z kręgu ich elity społeczno - politycznej, a więc strata była tym bardziej bolesna. Repolonizacja poprzez wdrażanie w życie konceptu szlachty zagrodowej była częścią większej całości - to jest polityki osłabiania żywiołu ukraińskiego w Polsce. Warto nadmienić, iż w Beskidzie Niskim władze II RP prowadziły politykę wzmacniania irredenty religijno - etnicznej wśród tamtejszych Łemków, którzy z cała pewnością byli pochodzenia rusko - wołoskiego. A więc na tamtym terenie polityka władz była biegunowo różna.
Finalnie warto też nadmienić iż koncept szlachty zagrodowej skrytykował ruch ludowy. Nie tyle ze względów narodowych, co - przede wszystkim - polityczno - społecznych. W opinii ludowców promowanie tej idei zmierzało do restytucji "pańskiej Polski" i jako takie godziło w interes chłopa......także polskiego.



Pozdrawiam,


AZ

Stanisław Kucharzyk pisze...

Jeśli chodzi o ten konkretny kościół w Piątkowej myślę, że była to oddolna inicjatywa chociaż istotnie wsparta jednak przez czynniki rządowe dotacjami, które wyszczególniono w cytowanej broszurze m.in. i podziękowania Ministerstwu Wyznań Religijnych i Oświeć. Publicz, Ministerstwu Opieki Społecznej, Ministrowi Spraw Zagranicznych P. Beckowi Józefowi, Gabinetowi Ministerstwa Spraw Wojskowych,
Sekretariatowi Ministerstwa Skarbu.
Co do kryteriów przynależności do narodu czy nacji to statystycznie te kryteria o których pan pisze język, religia dla uproszczenia na potrzeb prac historycznych czy analiz naukowych można stosować. Robi to zresztą Maciej Augustyn w swojej znakomitej moim zdaniem pracy w Bieszczadzie nr 18 (jeszcze raz polecam). Ten sam autor zaznacza jednak: Poruszenie takiego tematu siłą rzeczy prowadzi do opisywania kwestii politycznych, a – co za tym idzie – wzbudzania silnych emocji, a także stwarzania poważnego problemu z zachowaniem obiektywizmu procesu badawczego. Wypada więc zacząć od deklaracji, że celem autora nie jest próba „polonizacji historycznej” regionu, który zawsze miała charakter wielokulturowy i był zróżnicowany narodowościowo. Chodzi mi wyłącznie o pokazanie pewnego procesu, który spowodował zmiany przynależności etnicznej i religijnej znacznych mas mieszkańców, niezależnie od woli ich samych, jak tez ówczesnych decydentów.
Autor uznaje wolną wolę każdego człowieka w kwestii wyboru nacji, wyznania czy tez innej opcji, lokującej w otaczającym go świecie, pozostawiając sobie taką samą wolność oceny tego zjawiska, niezależnie o tego, czy zgadza się to normami, zwanymi poprawnością polityczną czy tez racjami narodowościowymi. Maciej Augustyn, Osadnictwo polskie w Bieszczadach do 1914 r. Bieszczad nr 18.

Co do inżynierii społecznej to czy w ogóle można budować państwo narodowe bez mniej lub bardziej nachalnej inżynierii społecznej, którą można eufemistycznie nazywać wychowaniem patriotycznym? No chyba że Korczakiem pojedziemy „Nic wam nie dajemy. Nie dajemy Boga, bo Go sami odszukać musicie we własnej duszy, w samotnym wysiłku. Nie dajemy Ojczyzny, bo ją odnaleźć musicie własną pracą serca i myśli.

Nie dajemy miłości człowieka, bo nie ma miłości bez przebaczenia, a przebaczać - to mozół, to trud, który każdy sam musi podjąć. Dajemy wam jedno: tęsknotę za lepszym życiem, którego nie ma, ale kiedyś będzie, za życiem Prawdy i Sprawiedliwości. Może ta tęsknota zaprowadzi was do Boga, Ojczyzny i Miłości
.

Anonimowy pisze...

"Co do kryteriów przynależności do narodu czy nacji to statystycznie te kryteria o których pan pisze język, religia dla uproszczenia na potrzeb prac historycznych czy analiz naukowych można stosować."


Teoretycznie, dominującą przesłanką winna być świadomość narodowa przejawiająca się w deklaracji przynależności do takiego czy innego narodu. Ale to piękna teoria. Bo w praktyce stosuje się - jakże często - twarde kryteria. Jeżeli osoba podająca się za Polaka mieszka w Rosji, wyznaje prawosławie, mówi po rosyjsku, nie zna polskiego, ma słabe albo zerowe pojęcie o kulturze polskiej, której pradziadek, "chyba", był Polakiem- i te wszystkie "braki" równoważy deklaracją o przynależności do narodu polskiego - to każdy przecież widzi, iż sprawa jest co najmniej wielce kontrowersyjna i bardzo możliwe iż chodzi tutaj o możliwość emigracji ekonomicznej. Stąd przecież często wymóg swoistego "egzaminu" przed przyznaniem określonych przywilejów związanych z przynależnością do określonej nacji.

Co do akcji (re)polonizacji na Wschodzie RP - warto nadmienić, iż w okresie II RP zachodził wyraźny proces rutenizacji niektórych polskich wsi w woj. tarnopolskim. Związane to było z bardzo silnym nasyceniem wartościowym elementem inteligenckim okolicznych wsi ukraińskich - co skutkowało znaczącym podniesieniem się poziomu życia zamieszkujących je Ukraińców. Fakt ów był najlepszym czynnikiem sprzyjającym rutenizacji okolicznych Polaków. Fakt zaś, że tylu ukraińskich inteligentów było po owych wsiach - wynikał z wytycznych polskiej polityki, która w praktyce sprowadzała się do tego, iż nie mogli oni znaleźć pracy w administracji państwa polskiego. Wracali więc na wieś i tam podnosili jej poziom cywilizacyjny - co, z kolei, przyciągało miejscowy element polski.


Pozdrawiam,


AZ



pytu pisze...

Byłem w Piątkowej w tamtym tygodniu ale na łąkach od strony Słonnego.Cerkiewka rzeczywiście super.

Stanisław Kucharzyk pisze...

Teoretycznie statystyki jako narzędzie obrazowania zjawisk masowych w tym dotyczących ludności, zaczęto stosować już starożytnym Rzymie, ale pytania o religię, język czy narodowość to chyba dopiero wiek XIX. Owszem pewnym odwiecznym źródłem statystyk są księgi parafialne, ale te dotyczą tylko wyznania. Dzisiaj podczas spisów powszechnych pytamy o różne rzeczy, ale czy udzielane odpowiedzi są zawsze w pełni szczere i świadome? Statystycznie się to jakoś wszystko wyrównuje, uśrednia bo na tym polega badanie zjawisk masowych, a do takich zaliczyć trzeba cechy o których mówimy. Jednak jeśli bierzemy pod lupę pojedynczego człowieka to może się okazać, że czuje się/jest np w 2/3 Ukraińcem, a w 1/3 Polakiem. Przykład z lokalnego podwórka Katarzyna Fedyczkanycz z domu Hładysz z Sianek klik . Ogłoszona ostatnia Polską w Siankach, faktycznie dobrze mówiła po polsku, chętnie przyjmowała gości z Polski, którzy wspomagali biedną kobietę i jej chorą córkę jak mogli (głównie darami rzeczowymi w postaci konserw itp.) Tworzyła wokół siebie częściowo mityczne romantyczne historie (przynajmniej ja to tak oceniam). Słuchała polskiego radia, kibicowała polskim drużynom. Oczywiście ukraiński był jej językiem podstawowym, w którym pisała rymowanki i udzielała wywiadów ukraińskim gazetom i na ich potrzeby o swej polskości nie wspominała. Tam była z kolei traktowana jako świadek ginącej kultury bojkowskiej. Czy z jej strony był to tylko koniunkturalizm na zasadzie "pokorne ciele dwie matki ssie?" Możliwe ale nie mnie to oceniać. Myślę, że był tu niezły melanż przez wiele wieków, aż na przełomie XIX i XX wieku, ktoś wpadł na pomysł rafinacji...

Stanisław Kucharzyk pisze...

Widzisz depczemy po tych samych ścieżkach. W niedzielę idąc na Wzgórza Łuczyckie przez to samo "lawowe" zachwaszczone pole, patrzyłem na twoją skarpę z pięciornikiem, myśląc czy nie zahaczyć popatrzeć co to jest. Odpuściłem, bo wydała mi się mało atrakcyjna, a chciałem zobaczyć niezalesione grzbieciki, które wystawały znad krzaków kilk i owszem były atrakcyjne ale pięciornika białego tam nie było ;-)

pytu pisze...

To właśnie te łyse pagórki mnie zwabiły , też na nich bylem. Dobrze ,że nie trzeba było forsować siatki . Na skarpie można jeszcze poszukać tego podejżrzona , chociaż W.Paul go chyba tam nie znalazł. To nie wiadomo czy jeszcze rośnie.

pytu pisze...

Dorzucę jeszcze ciekawy temat dla zainteresowanych , o którym niedawno się dowiedziałem czyli Zakopiańscy Górale w Kupiatyczach.

Anonimowy pisze...

>Przykład z lokalnego podwórka Katarzyna Fedyczkanycz…..


To ciekawy fenomen kultury pogranicza. Taka obrotowa tożsamość. W przypadku takich osób - deklaracja o przynależności do tej czy innej nacji nabiera znaczenia. Możliwa jest też opcja "beznarodowości" czy też "tutejszości".


Pozdrawiam,


AZ

Beskidnick pisze...

Dużo do przemyśleń...

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Byliśmy dzisiaj pod cerkiewką, w drodze do chatki:-) baner zdjęty, remont chyba ukończony, belki podwalinowe robią wrażenie ogromem; teren niewykoszony, kwitną chabry, na których dużo pszczół, głośno szumi potok, bardzo naturalistycznie:-)

pytu pisze...

Umkną mi twój komentarz o ostrołódce i starcu polnym , nieżle ci się pofarciło gratulacje . A ten starzec to potwierdzenie po 32 latach. W Paul go już nie znalazł . To jednak przelazłeś , ja nie próbowałem bo dostałem się do tych łączek , które są przed siatką , Nie myślałem ,że za siatką też coś jest .

Stanisław Kucharzyk pisze...

Dzięki wątek ciekawy, ale koleżanka Barbara się już tym zajmuje :-)

Stanisław Kucharzyk pisze...

Dziękuję za odwiedziny - trudne tematy, wielowątkowe.

Stanisław Kucharzyk pisze...

Starzec w jednym egzemplarzu (już przekwitnięty więc trudno zauważalny) był na tych łączkach jeszcze przed siatką (niedaleko ambony). Za i między siatkami, aż do znanej ci skarpy, nie było nic ciekawego oprócz hektarów modrzewi i robinii (ale chciałem przejść cały grzbiet). Ostrołódka w kilku egzemplarzach dopiero na klasycznym miejscu od strony Łuczyc. Jak jesteś ciekaw to współrzędne na priv.

pytu pisze...

Oczywiście , że jestem . Wybiorę się jeszcze chciałbym porobić zdjęcia miłkom pod skarpą , dużo ich tam jest w jednym miejscu ale jak byłem jeszcze nie kwitły . No i za tym księżycowym się porozglądam( chociaż on chyba póżniej się rozwija) , step też zaliczę .Obok starca to pewnie przeszedłem bo na tej łączce obok ambony byłem . Pamiętam jak gdzieś w 2009 przeszedł od jednego fortu do drugiego cały czas łąkami szczytem wzgórz ale wtedy nie zajmowałem się roślinkami.

Anonimowy pisze...

>W niedzielę idąc na Wzgórza Łuczyckie przez to samo "lawowe" zachwaszczone >pole, patrzyłem na twoją skarpę z pięciornikiem......


Okolice jak wyżej to tereny "forteczne". Forty: Jaksmanice, Łuczyce, Cyków Mogiłki. A w nich i wokół nich zieleń foteczna, która ocała z pożogi wojennej i zaekspandowała. Obecnie stanowi ona istotny element szaty roslinnej Przemyśla i jego okolic. To fenomen znany ale chyba jeszcze niezbyt dokładnie opracowany??? Akacje, głogi, dzikie róże(szypszynki, tarnina - nawet niewprawne oko dostrzeże moc tych gatunków na podprzemyskich przestrzeniach. Ich nasadzeń dokonywaniu w celach kamuflażowych (akacje), przeszkodowych ( gęste zarośla tarniny jako naturalne zasieki), w celu wprowadzenia w błąd przeciwnka ( szpalery drzew sugerujące przebieg nieistniejącej drogi), dla ochrony wojska przed spiekotą, deszczem, wiatrem. W jakimś stopniu ten sam fenomen występuje w Krakowie - gdzie też była potężna twierdza. I dlatego owe forty mają obecnie wartość nie tylko historyczną ( architectura militaris) ale także ekologiczną. Przemyśl i Kraków opasane są zielonym wieńcem nisz ekologicznych - których wartości ciągle należycie chyba nie doceniamy??? Gdy dochodzi do konfliktu między kulturą (architekturą miliatrną) a naturą, z bólem - ale jednak - biorę stronę natury. Dlatego nie popieram - na dużą skalę - akcji przywracania fortom ich pierwotnego wyglądu (przykład: przemyski Fort Borek), która zazwyczaj wymusza usunięcie z terenu fortu szaty roślinnej, która tam przez ostatnie sto lat zdażyła się już mocno zadomowić.



Pozdrawiam,


AZ

Stanisław Kucharzyk pisze...

Na maila przesłałem dodatkowe dane i fotki

Stanisław Kucharzyk pisze...

Nie tak dawno niezalesione zbocza wielu fortów przemyskich stanowiły wtórne murawy kserotermiczne (np. rezerwat Jamy), dzisiaj istotnie gąszcz nieprzebyty je pokrywa i tylko w zimie albo z lidaru można odkrywać dawny ich charakter. Dla ptaków na pewno jest to raj.

Anonimowy pisze...

Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.