Strony

czwartek, 28 czerwca 2018

Golesz - stare zamczysko

Ostańce piaskowcowe poniżej zamku
Pół mili za Kołaczycami ku południowi na górze skalistej Zamczyskiem zwanej pośród jodłowego lasu stérczą gęstémi krzewy porosłe ruiny upadłego zamku z czasów jeszcze jak się zdaje Łokietka lub Kazimiérza Wielkiego. Nie można dociec ani nazwy ani założyciela jego, ale wszelkie podobieństwo domyślać się każe, że był spółczesnym równie po dziś dzień w gruzach leżącego o trzy mile ztąd oddalonego zamku Odrzykonia, że były niegdyś obadwa obronne i wspaniałe, czego dowodem są jeszcze owe siłą czasu nie tyle zniszczone odrzykońskie ruiny i że według podania niejaki czas w bliskiej familijnej styczności zostawały. W ostatnich czasach był właścicielem Nawsia Achilles Johannotte, jego zajęła wielce owa romantyczno-dzika okolica; założył tu więc miłe przechadzki wraz z domkiem porządnym dla rozrywki i wiele innych przydał ozdób, ale wszystkie te zakłady zniszczały z śmiercią założyciela, imię tylko Johannotte nie poszło w niepamięć, odtąd bowiem zowią to ustronie Żanotówką. Treść do niniejszej powieści podał mi przed pięcią laty podeszły tamtejszy wieśniak.
źródło: Okolice Galicyi Stęczyński, Bogusz Zygmunt (1814-1890)
Stare zamczysko powieść gminna przez Franciszka Xawerego Bełdowskiego 
Czas lasem okrył ostatki ruiny Zamek Kaniowski Goszczyńskiego 
Jadąc z Pilzna gościńcem węgierskim nie prędko opuści cię w tej drodze Wisłoka; to z lewej to z prawej strony toczy ona swoje śrébrzyste fale, a gdzieniegdzie nibyto leśny strumyk szeleści mile po rozległym krzemieńcu. Zielone gęstemi lasami pokryte koryto jéj otaczające góry i u podnóża ich białe dworki otoczone chatkami przyjemny widok a dźwięczny głos w zaroślach śpiewającego słowika w słodkie utuli cię marzenia. Minąwszy Kołaczyce spostrzeżesz śród gęstwin lasu olbrzymie masy a chcąc widziéć je zbliska wdarłszy się na szczyt przykréj góry zobaczysz ślady murów baszt i bram zobaczysz ponure gruzy jakiegoś zamczyska. Daremnie będziesz pytał o nazwę jego lub czyją był własnością; z ramieniem murów ugrzązło i imię w pyle niepamięci aż chyba jaki troskliwy badacz wykryje imię i dzieje tego gniazda ale udaj się pod strzechę osiwiałego rolnika, a przysłuchasz się jak w czasie długiego wieczora zimy otoczony dziećmi i wnuczkami swojemi, przy świetle smolnego łuczywa będzie im prawił dziwne powieści o starém zamczysku 
Kilka już wieków upłynęło jak w te strony przybył młodzian bardzo zajmującej postaci. Przybył on bez towarzysza, ale był ozdobnie z rycerska ubrany ciało jego pokrywała żelazna zbroja, u boku wisiał potężny miecz, ale twarz wybladła oczy głęboko zapadłe wyrażały iż go wewnątrz srogie trapiły zgryzoty. Powszechnie mówiono, iż to miał być jakiś królewicz, który zemstą uniesiony spełnił srogie zabójstwo znacznéj na dworze osoby, a dręczony wyrzutami sumienia opuścił kraj aby odłączony od świata mógł się dozgonnéj oddać pokucie 
Schody prowadzące na wierzch kamienia z otworem
Tu po nad źródłem wystawił drewnianą dosyć piękną kapliczkę, a nieco wyżéj w miejscu nieprzystępném z chrustu i gliny lepiankę i w tém to ustroniu zamyślił prowadzić życie pustelnicze. Wieśniacy z okolicy z zadziwieniem uważali jak ów młody przybysz zbroję na ostrą zamienił włosiennicę aż czasem pobożność jego u wszystkich zjednała mu głębokie uszanowanie. Często nawiedzał chaty wieśniaków uczył udzielał rady lub cieszył strapionych, a lud począł widzieć w nim człowieka wielkiej świątobliwości i w zachodzących sprawach chętnie poddawał się wyrokom jego. 
Tak upłynęło kilkanaście błogich lat dla całej okolicy. Jednego wieczora powracał Ścibor, tak go bowiem powszechnie zwano, z wioski gdzie jak zwykle nawiedzał swoich wiejskich sąsiadów nim zaś wszedł do swéj chatki udał się ku kapliczce, aby ukorzyć się przed tronem Wszechwładnego. Tu przy samem wnijściu do niéj spostrzegł jakiegoś pielgrzyma z wlepionym wzrokiem w ziemię. Myśląc, że jest w myślach nabożnych zatopiony nie chciał mu ich przerywać i szedł prosto do kaplicy, ale ów pielgrzym nagłym postąpił krokiem i stanął we drzwiach kaplicy broniąc mu do niéj wstępu. 
Czegóż chcesz odemnie bracie? zapytał go łagodnie Ścibor, czas jest do wieczornéj modlitwy wejdźmy i złóżmy za doznane dobrodziejstwa podziękowanie Bogu. Widzę że jesteś strudzony podróżą; miłym mi jest każdy przychodzień; po szczupłej wieczerzy zechcesz zapewne u mnie wypocząć. 
Nie jestem bratem twoim błąkam się tylko śród ciemności.
To bardzo źle. Nie myślę czynić ci wyrzutów, ale muszę ci jednak wyznać, że tylko syn występku unika światła dziennego, cnota nie sprzyja ciemności. 
Nie wiem co znaczy cnota, ale wiém jedno słowo, które daleko większe ma znaczenie, a tém jest siła nadprzyrodzona. 
Cóż chcesz przez to powiedzieć?
Słuchaj abyś mię mógł lepiéj zrozumieć, zrucę tę maskę, która mię osłania i pokażę ci kto jestem w istocie.
A zamiast pielgrzyma stanął duch ognisty.
Owocujące obrazki alpejskie u podnóża wychodni skalnych
Zimny dreszcz przeszedł Ścibora chciał uciekać, ale nie mógł ani kroku postąpić. Najpierwszą więc było rzeczą krzyżem św odegnać nieprzyjaciela duszy, ale zły duch pochwycił go silną ręką za ramię i rzekł: Głupcze nie niszcz sam szczęścia, które ci gotuję. Jakąż odtąd odniosłeś nagrodę za wszystkie twoje poniesione przykrości. Dlaczegóż wyrzekłeś się świata i trawisz bezsennie nocy w modłach lub na kamienném łożu? Widzisz dotąd najmniejszego nie jesteś w stanie uczynić cudu, ani nawet mnie odegnać od siebie; wiédź bowiem, że już od dawna jestem towarzyszem twoim w téj chacie. Ja to jestem, który ci byłem w twoich modłach przeszkodą, ja to kusiłem zmysły twoje i pozbawiałem je spoczynku we dnie i nocy! Ale jeżeli chcesz dam ci moc przewrócenia porządku w naturze. Na twój rozkaz powstaną zmarli chorzy, będą uzdrowieni; na skinienie twoje, wichry szumieć i burze huczeć będą lub ucichną, gdy ci się podoba. Wszystkie jakie tylko świat blaski i wspaniałości posiada będą twojemi. Zamki i miasta królestwa i zwycięzkie wojska odtąd twej mają podlegać woli. A za to wszystko nic nie żądam od ciebie. Nauczyłem się szanować ciebie, jako najsroższego mego nieprzyjaciela dla tego chcę ci służyć i wynieść cię do najwyższych godności. Weź tę książkę doświadczaj ukrytych w niej tajemnic i bądź szczęśliwym!
Po tych słowach zniknął zły duch, a Ścibor znalazł jak podanie niesie przed sobą małą czerwoną książeczkę. Zrazu ani dotknąć się jej nie chciał, ale nareszcie przemogła ciekawość podniósł ją i czytał. Jak tylko przeczytał jakieś czarodziejskie słowa żywsze uczuł w sobie życie, tysiące dziwacznych postaci krążyło w blasku przed oczyma jego ukazując mu zamki, zbroje, bitwy, zwycięztwa i wspaniałe trony. A zewsząd dał się słyszeć ponury głos podziemnych duchów: Rozkazuj!,, rozkazuj służalcom twoim! każdemu skinieniu twemu będziemy posłuszni. 
Długo namyślał się Ścibor, ale zważywszy, iż bynajmniej nie miał czego lękać się o duszę swoję owszem, iż kiedyś może stać się użytecznym ludzkości postanowił zachować owę książeczkę i tak oszukać nieprzyjaciela duszy.
Wał  od strony południowej
Nawała Tatarów całą zasypała Polskę niszcząc kraj ogniem i mieczem i wlekąc dla przedłużenia cierpień tysiące ludu w haniebną niewolę. Wszystkie znaczniejsze zamki i miasta wpadły w ręce pohańców i doznały najsroższego spustoszenia. 
Król Bolesław wstydliwy uszedł do Węgier, a z nim można szlachta od zachodu wszystko szukało przytułku w pobratnim Szlązku. Rolnik tylko, którego ziemia ojczysta niegdyś pradziadów żywiła a z któréj łona i on złoty plon wydobywał, wiernym pozostał rodziméj matce, nie opuścił jej w chwili widocznej swojej zguby postanowił bronić jej i poledz chlubnie. Nieprzystępne zarośla wyłomy i pieczary, ukrywały płeć białą i dobytek i z tych to kryjówek jak sęp żarłoczny, mszcząc się poległych braci, czynił na nieprzyjaciela niespodziane wycieczki. Ileż to krwi przelał, ileż okropnych śmierci zadał nieszczęśliwym jeńcom nieprzyjaciel srogi! 
W tym smutnym stanie rzeczy porzuca Ścibor lepiankę, gromadzi lud okoliczny, staje na jego czele, uderza na nieprzyjaciela i uderza po trzykroć - po trzykroć pobity zostaje. 
Któż pomści krew przelaną nieszczęśliwych? Któż będzie bronił pozostałe siéroty i wdowy. 
Tu przychodzi Ściborowi na myśl owa czarodziejska książeczka, wyjmuje ją, czyta tajemnic pełne słowa, aliżci stają niezliczone szyki zbrojnych rycerzy, wszyscy powolni rozkazom jego wszyscy uderzyć gotowi.

Droga dojazdowa od strony północnej
Ałła! wrzasła dzicz tatarska; Hura! krzyknęło wojsko, aż powietrze zajękło tym okrzykiem. Nie długo trwała bitwa. Tatarzy pobici; garstka ich tylko uszła z pobojowiska, ale aby tylko donieść braci o strasznej klęsce jaką im niespodzianie zebrane hufce zadały. Teraz był Ścibor mocniejszym niż książęta lub królowie. Wnet rozeszła się wieść po całym kraju o potędze Ścibora, a odtąd pycha i żądza sławy zamieszkały w sercu jego. Zamiast owéj chatki pustelniczej, stanął na rozkaz jego zamek potężny otoczył się blaskiem i świetnością, jaka ledwie trony wschodnie zdobi i od tej chwili życie jego było pasmem okropnych zbrodni; puściwszy bowiem wolne cugle swoim namiętnościom, nie myślał więcéj o poskromieniu swych pożądliwości, owszem ustawicznie używał owéj książeczki do ich zaspokojenia.
W kilka lat potém pojął żonę. Piękna Helena, wzór pobożności i dobroczynności, możnego Włodka, dziedzica Odrzykonia nadobna córa, nie wiedząc w jakiej potwory ręce wpadła, z tęsknotą wprawdzie opuściła rodzinne progi, ale pełna nadziei że miłość tkliwa Ścibora, osłodzi jej wspomnienia ojczystej dziedziny.
Lecz kilka ledwie miesięcy wiernym jéj pozostał Ścibor i mimo przymileń i najtkliwszych pieszczot, któremi cnotliwa Helena życie swego małżonka osładzać starała się, najpodlejszą okazał jej wzgardę. Zamknięta w swojej komnacie skarżyła murom nieczułość męża i lała łzy gorzkie na zimne głazy.
Wiész gdzie Ropa wpada do Wisłoki? na jéj to rozkosznym brzegu gęstą wikliną w któréj czule słowik wabił kochankę swoję stała szczupła, ale schludna chatka w niéj to mieszkała piękna Anusia. Można powiedzieć piękna, bo była ze wszystkich dziéwcząt całéj okolicy. Ośmnastą liczyła wiosnę, ale serce jéj wolne było dotąd od owej tęsknoty, która mimowolnie w tym wieku płci pięknéj spokojność zatruwa. Nie jeden młodzian rzucił czule na nią okiem i nie jeden podał pęk dzikich róż lub niezapominajek ale żaden nie doznał wzajemności. Niewinna jak anioł, śliczna jak róża, była chlubą całéj wioski i urokiem dla młodzieży, któréj namiętne ku niej zapały jak burzliwe fale o skały, łamały  się o jej niewinne serce.
Dzień był jesienny; zaledwie słoneczny zarumienił widnokrąg, a już na zamku Ścibora dał się słyszeć ruch głośny, wrzawa, szczekanie i rzenie koni; to Ścibor wyjeżdża łowy. Stary Kulesza, wierny dworzanin, trzyma karego rumaka; rumak pieni się rzé, i niecierpliwie grzebie nogą, radby jak najprędziéj niéść pana.
Nagle zawarczały wrzeciądze z trzaskiem spuszczono mosty, a Ścibor wyjechał  z orszakiem myśliwych z zamku. Biédna Heleno! ty pewnie spisz spokojnie, ani myślisz jaki cios dzień dzisiejszy dla ciebie gotuje. Spij jeszcze, niechaj sen kołysze cię w miłych marzeniach, zapomnij na chwilę zgryzot, które tak tkliwie dotykają twoję duszę. 
Wązką drożyną biegła dźiéwczyna, a widząc nadjeżdżający orszak chciała zboczyć, ale jeden ż orszaku jak strzała sunął się ku niej, reszta tuż za nim. 
A dokąd tak spiesznie moja luba? zagadnął pierwszy. 
Szczerość zawsze obok niewinności chodzi a więc dziéwczyna odrzekła: Jestem Anusia z pobliskiej wioski a w téj tam chacie leży ciotka moja już na śmiertelnéj pościeli; chciałabym ją pożegnać i prosić na miejsce matki której niezapamiętam, o błogosławieństwo. Tu zalała się łzami. Dziś o północy pojednała się z panem Bogiem a teraz radaby pożegnać swoich krewnych, zanim przejdzie do lepszego życia. 
Cóż to za anioł rzekł jeden na stronie coś podobnego; nie zdało mi się widzieć ktoby myślał, że pod strzechą może zajaśnieć taka piękność!
Dziéwczyna skłoniła się nisko i chciała postąpić dalej, ale Ścibor wstrzymał ją mówiąc: Daremnie idziesz Anusiu, ciotka twoja już zakończyła, nie będziesz jej więcej oglądać. Niebo dostatecznie cię pobłogosławiło; jesteś piękna, udaj się na dwór mój, a tam może cię największe spotkać szczęście.
Chociażby już i umarła ciotka moja miłościwy panie winnam jej przecie uczynić ostatnią przynajmniej usługę, rzucić garść ziemi na jej ciało. Ona była prawie matką moją, gdy Tatarzyn srogi spalił wioskę naszę jednych zamordował, a drugich pognał w ohydną niewolę, i matka moja zhańbiona poległa śmiercią okrutną; ja byłam jeszcze niemowlę i nikt nie był ktoby ulitował się mojéj doli. Ciotka moja obarczona siedmiorgiem dzieci walcząc z niedostatkiem i najsroższym głodem przyjęła mię pod swoję strzechę, pielęgnowała jak własne dziecko, uczyła paciérza i wpajała cnoty; mogłażby w tej ostatniej chwili tak być dla niéj niewdzięczną.
Próby rekonstrukcji murów
Chwalebnie Anusiu! jesteś sierotą odtąd więc chcę być ojcem twoim. Co, przystajesz na to? 
Dzięki twojemu litościwemu sercu miłościwy panie, ale ja mam jeszcze ojca starca podeszłego, kalekę; ja jestem jedyną podporą, gdybym go opuściła któżby mu potém pokarm podawał, któż pot z czoła ścierał, rany jego opatrywał. Znajdziecie dosyć wysłużnych dzieweczek dla waszéj miłościwej pani, chciejcież mię puścić.
A gdy i ojca twojego na zamek zabiorę i wszelkie zabezpieczę mu wygody? Odtąd nie będziecie potrzebowali troskać się o życie. Wiek jego podeszły potrzebuje wielkiego starania a w nędznéj waszéj chacie gdzie wam na wszystkiem zbywa jakież przykre wieść musicie życie! 
Jeżeli raczycie miłościwie wesprzéć chudobę naszę, Bóg wam zapłaci Ale opuszczać domek ojców naszych o tém ani myśleć. Często podziwiam bogactwa i stroje panów, wygodne pałace i piękne kolasy i często wspominam o ich wygodach, ale ojciec mój ani słyszéć tego nie chce zawsze powiada że spokojność i dobre sumienie są największém szczęściem, są jedynym skarbem człowieka 
Na te słowa zbladł Ścibor, sumienie chciało przemówić do niego, ale on stał się już nieczułym na wszelkie przestrogi. 
Ha! Ha! nie chce wspominać o szczęściu bo widzi, żeby to były próźne marzenia, ale gdyby mu gwiazda zabłysła pewnieby inaczej mówił. Zresztą wiédz Anusiu, że jesteś moja. O nie prędko wyłomie się kto z mojéj mocy, upór na nic się tu nie przyda. Jedziesz ze mną i dosyć na tém. Hola chłopcy!
Dziura w kamieniu według Franciszka Kotuli tu miał być osadzony maszt sygnalizacyjny
Próźno rzewnym głosem zapłakała Anusia i zaklinała na miłość Boga, aby jej nie wstrzymywano, ale Ścibor skinął na służalców, a ci chwyciwszy dziewczynę, wsadzili na konia i śród śmiéchów i mów bezecnych, wracali na zamek Ścibora.
W ciemnej komnacie na łożu pod pawilonem leżała chora kobieta. Ciężko była chora bo jęki jéj rozlegały się po całym zamku i dochodziły uszów Ścibora, ale sprawca tych mąk piekielnych głuchym był na nie.
Istotnie on był ich sprawcę. Obawiając się bowiem, aby zbrodnie jego, jako téż nieludzkie obejście się z nią nie doszły wiedzy możnego teścia i nie pobudziły go do zemsty, umyślił trucizną zgon jéj przyspieszyć.nTeraz nieszczęśliwa uczuła w sobie jad morderczy; wiła się po łożu, wydawała okropne jęki i wzywała ratunku, ale na próźno. Chwil kilka upłynęło, konwulsyjnie skrzywiła twarz, błagalnie wzniosła ręce do góry prosząc niby niebios o przebaczenie mordercy swemu, zwinęła się znowu rzuciła sobą i wydała krzyk boleśny; był to już ostatni; skończyła się jej męczarnia, bo już żyć przestała. Przytomny zakonnik kazał służebnym uklęknąć i wspomnieć duszę zmarłej. Wieczorem wystawiono zmarłej ciało w zamkowej Sali. Służalcy gromadnie ścisnęli się do zwłok swojej pani lejąc obficie łzy nad jej zawczesną utratą.
Cały zamek ogarnął smutek głęboki tylko w léwém skrzydle słychać śmiéchy i okrzyki radośne; pewnie nie wiedzą o zgonie nieszczęśliwej pani. Tam Ścibor przewodniczy uczcie, którą wyprawił dla przybyłéj Anusi; kazał jej przywdziać lite suknie, brylantami ozdobić jéj krucze włosy, a na szyję założyć kilka sznurów pereł. Ale dziéwczyna coś smutna, wzbrania się przyjąć tych wszystkich błyskotek w twarzy jéj maluje się widocznie rozpacz, jakoś nie dzieli z biesiadnikami radości, coś od rzeczy mówi, staje, namyśla się, wlepiła oczy w otwarte okno, to on! On! jak ręce ku mnie wyciąga, jak wzywa mojéj pomocy, słyszysz złorzeczy mnie, wzywa zemsty na swoje nieszczęśliwe dziecko! drogi rodzicu niewinna córka twoją i rzuca się w obłędzie w przepaść niezmierną.
Ściborze! tyś zgubił nieszczęśliwą dziéwczynę i pozbawiłeś jej starego ojca podpory! Widzisz rozpacz jego nad stratą jedynego dziecka, słyszysz jego przekleństwa, które jak skała przywalają duszę twoję? są to podwójne przekleństwa dwóch nieszczęśliwych ojców!
Dwadzieścia lat minęło od spotkania pielgrzyma. Niebo okryło się czarnemi chmurami, a wicher świstał i huczał niby piosenka złych duchów. Z każdą chwilą wzmagała się burza, a huk jéj przeraźliwy, strachem przejmował wszystko żyjące i myślałbyś, że walka burzliwych żywiołów grozi zniszczeniem ziemi. Kur zapiał, otóż i północ; okropna chwila! Z straszliwym rykiem grom uderzył, smród siarczany całe napełnił powietrze, a komnata Ścibora stanęła jak w ogniu. Wtém dał się słyszeć głos okropny. Nędzniku, zgubiłeś twoję duszę, jesteś już moim! Był to ów duch ognisty i stanął przed Ściborem chcąc go pochwycić w swoje silne szpony. Twoim? odrzekł przerażony Ścibor nigdy wszak nie czyniłem z tobą żadnych układów. 
To prawda, ale dzięki owej książeczce, ona mi cię zabezpieczyła. Skalałeś duszę twoję bezecnemi występkami i wiecznieś mi ją zaprzedał. Szalony chciałeś posiadać moc złych duchów, a nie należeć w ich grono. Miara zbrodni twoich już przepełniona. Duch twój opiekuńczy ustąpił od ciebie avw miejscu jego ja biorę cię na zawsze w moję opiekę; odtąd jesteś już synem ognistych płomieni. 
Daremnie zalał się Ścibor łzami, rzucił się na ziemię i jak robak nędzny wił się u nóg złego ducha, ale szatan głuchym był na te jego jęki; pochwycił go w silne swe szpony i z hukiem, i z trzaskiem uniósł go do swojej ojczyzny. 
W tej właśnie chwili grom uderzył w zamek, a miejsce zbrodni Ściborowych stanęło całkiem w płomieniach i runęło w gruzy. 
Z za chmury spojrzał księżyc na posępne zwaliska, a na widok takiego spustoszenia zakrył się czarnym obłokiem.

3 komentarze:

Beskidnick pisze...

Legendy nie znałem. Ciekawa, kilka wątków archetypicznych, ale całość stosunkowo oryginalna. Zwłaszcza ten watek przemiany - rycerz - pustelnik - rycerz/złoczyńca. Myślę że może mieć jakieś źródło w prawdziwym życiorysie.

Tereny oczywiście ciekawe - truizm.

Szukaliśmy tego zamku z Marzenką ale bezskutecznie - teraz chyba prowadzi doń czerwony szlak? Jeśli tak, to zapewne z jakiś czas tam powrócę, bo okolice Jasła mam stosunkowo mało złażone.

Stanisław Kucharzyk pisze...

30 lat temu podczas wycieczki przez Wzgórza na Warzycami z Lubli do Krajowic też bezskutecznie szukałem Zamku Golesz. Teraz cóż - lepsze mapy i GPS. Jest tam wyznakowany szlak spacerowy Święcany - Przybówka - ale oznakowanie 20 lat nie poprawiane tutaj fragment mapy i fajny opis . Lepiej i szybciej powędrować dróżką odbijająca na północ od ulicy Podzamcze tutaj wlot tej dróżki

Beskidnick pisze...

I już wiem co było nie tak - startowaliśmy spod Zajazdu Pod Goleszem, a potem ścieżka się rozwidlała i gubiliśmy szlak.