Wędrując po Pogórzu od czasu do czasu spotykamy różnego rodzaju odsłonięcia skalne. Dawne i czynne kamieniołomy, urwiska nad potokami, strome skarpy odsłaniają przekładaniec warstw skalnych o różnej miąższości, teksturze i kolorystyce. Skały te nazywane są fliszem karpackim. Chociaż nazwa brzmi swojsko, to jest pochodzenia niemieckiego i została ukuta przez szwajcarskiego geologa Bernarda Studera (1794-1887), na określenie analogicznych warstwowych skał w Alpach.
Flisz, pomimo iż na pierwszy rzut oka wydaje się tworem dość jednolitym w całym łuku karpackim, kryje w swym wnętrzu niemałą różnorodność. Owszem, przeważają okruchowe skały osadowe utworzone z gromadzących się i sprasowanych ziaren skalnych różnej wielkości. Jak w starej dziecięcej zabawie: "piaseczek, piasek, żwirek, kamyczki, kamienie, kamory... dół".
Ale zdarzają się również inne utwory, jak na przykład skały osadowe pochodzenia chemicznego powstałe wskutek wytrącania się osadów z roztworu wodnego takie jak: trawertyn czy rogowiec. Do najrzadszych skał fliszowych należą skały genezy organicznej powstałe z wyniku nagromadzenia, sprasowania i scalenia martwych resztek organizmów kopalnych. Taką genezę mają rzadko spotykane we fliszowej części Karpat wapienie rafowe i węgle kopalne.
Dziś chciałbym przedstawić bliżej dwie skały fliszowe i dwa stanowiska dokumentacyjne "Flisz wapienny w Huwnikach" oraz "Diatomity z Leszczawki w kamieniołomie w Kuźminie". Obie skały łączy to, że ich głównym składnikiem są szkieleciki jednokomórkowych organizmów, niegdyś zaliczanych do glonów w królestwie roślin, a dziś włączonych do "śmietnikowego" królestwa Protista. Różnica pomiędzy nimi jest zasadnicza, gdyż w jednym przypadku szkieleciki zbudowane były z krzemionki (SiO2), zaś w drugim przypadku z węglanu wapnia (CaCO3).
Flisz, pomimo iż na pierwszy rzut oka wydaje się tworem dość jednolitym w całym łuku karpackim, kryje w swym wnętrzu niemałą różnorodność. Owszem, przeważają okruchowe skały osadowe utworzone z gromadzących się i sprasowanych ziaren skalnych różnej wielkości. Jak w starej dziecięcej zabawie: "piaseczek, piasek, żwirek, kamyczki, kamienie, kamory... dół".
Ale zdarzają się również inne utwory, jak na przykład skały osadowe pochodzenia chemicznego powstałe wskutek wytrącania się osadów z roztworu wodnego takie jak: trawertyn czy rogowiec. Do najrzadszych skał fliszowych należą skały genezy organicznej powstałe z wyniku nagromadzenia, sprasowania i scalenia martwych resztek organizmów kopalnych. Taką genezę mają rzadko spotykane we fliszowej części Karpat wapienie rafowe i węgle kopalne.
Dziś chciałbym przedstawić bliżej dwie skały fliszowe i dwa stanowiska dokumentacyjne "Flisz wapienny w Huwnikach" oraz "Diatomity z Leszczawki w kamieniołomie w Kuźminie". Obie skały łączy to, że ich głównym składnikiem są szkieleciki jednokomórkowych organizmów, niegdyś zaliczanych do glonów w królestwie roślin, a dziś włączonych do "śmietnikowego" królestwa Protista. Różnica pomiędzy nimi jest zasadnicza, gdyż w jednym przypadku szkieleciki zbudowane były z krzemionki (SiO2), zaś w drugim przypadku z węglanu wapnia (CaCO3).
Diatomity w Kuźminie
Odkrywka w Kuźminie to dawny kamieniołom diatomitu, który funkcjonował tu do 2001 roku. Znajduje się 300 metrów na zachód od drogi Przemyśl – Bircza – Sanok, na grzbiecie pomiędzy Leszczawką Dolną, a Kuźminą. Złoża diatomitów w okolicach Leszczawki zostały odkryte w latach 50-tych przez prof. Janusza Kolarczyka. Skały diatomitowe występują tu prawie dokładnie na granicy dwóch parków krajobrazowych Gór Słonnych i Pogórza Przemyskiego, od Kuźminy, poprzez Leszczawkę, Brzeżawę, aż do Huty Poręby. Złoża tu występujące mają nieco niższą zawartość krzemionki (średnio 72 %) niż diatomity typowe, które cechuje zawartość SiO2 powyżej 80%. Obecnie z tego samego złoża surowiec pozyskuje odkrywkowa kopalnia w Jaworniku Ruskim (jedyna w Polsce). Pod względem geologicznym położony jest na terenie płaszczowiny skolskiej. Występują tutaj diatomity barwy jasnokremowej, białawej lub beżowej, często rdzawo wietrzejące. Spotkamy tu także inne skały takie jak rogowce i łupki brunatne. Diatomit jest cennym surowcem dość rzadko spotykanym w naszym kraju. Dzięki swym właściwościom, a to: chłonności, porowatości, szorstkości, słabemu przewodnictwu cieplnemu i względnej lekkości znajduje różne zastosowania. Wykorzystywane są między innymi w: budownictwie, przemyśle chemicznym, produkcji materiałów wybuchowych (jako stabilizator), usuwaniu zanieczyszczeń (w szczególności ropopochodnych), rolnictwie, a nawet medycynie.
Swoje właściwości diatomit zawdzięcza organicznemu pochodzeniu, gdyż jego głównym składnikiem są szkieleciki okrzemek. Przy czym 1 centymetr sześcienny skały składa się z 2,5 miliarda skorupek tych glonów. Również nazwa diatomitów wywodzi się od okrzemków, a konkretnie rodzaju Diatoma.
Niektórzy okoliczni mieszkańcy chyba słyszeli o chłonności diatomitów i zdolności do usuwania zanieczyszczeń. |
Flisz wapienny w Huwnikach
Naturalne odsłonięcie fliszu w Huwnikach powstało w wyniku podcięcia zbocza góry Ubocz, na skutek erozji rzecznej. Skarpa nad Wiarem 150 metrowej długości i dość znacznej wysokości (ok. 20) , odsłania przekładaniec ciemnych i jasnych warstw, zwanych marglami fukoidowymi z Kropiwnika. Margle to skały o pochodzeniu mieszanym, w których bardzo drobno utarty materiał skalny zwany iłem miesza się z węglanem wapnia pochodzącym głównie ze szkielecików otwornic. Kolorem i strukturą przypominają często zastygnięty cement. Obok margli twardych występują tutaj także margle miękkie, barwy szarej mniej wapniste rozpadające się na płytki podobnie jak łupki. Przydomek "fukoidowe" margle te zawdzięczają czarnym śladom w formie plam i smug. Są to ślady organizmów morskich żerujących na dnie kredowego oceanu Tetydy (ok. 80 do 70 mln lat temu). Ślady te często rozgałęziają się i przecinają dzięki czemu przypominają znany nam z Bałtyku morszczyn (Fucus) i właśnie od łacińskiej nazwy tego rodzaju glonu ukuto miano "fukoidowe".
We fliszu wapiennym w dolinie Wiaru często spotykamy liczne fragmenty skał starszych takich jak: wapienie, kwarcyty, rogowce. Geneza tych okruchów nie jest do końca wyjaśniona, najczęściej mówi się że dostały się one do warstw fliszowych na skutek podmorskich osuwisk.
Tutaj widzimy dość znaczne otoczaki wapienia jurajskiego ze śladami skamieniałych organizmów morskich.
Podstawowym budulcem margli (50–75%) są wapienne szkieleciki otwornic (najczęściej z rodzaju Globotruncana).
Zdarzają się również skamieniałe skorupy małży z rodzaju Inoceramus od których pochodzi nazwa warstw inoceramowych, tworzących główną część płaszczowiny skolskiej.
W osadach dennych i namułach Wiaru można odnaleźć także ślady współczesnych, ale także sympatycznych stworzeń.
|
19 komentarzy:
Z ciekawostek geologicznych warto dodać, iż jeszcze w 19 wieku w kamieniołomie pod Kruhelem Wielkim ekspolatowano na niewielką skalę marmury, z których - między innymi - wyrzeźbiono figury biskupów lwowskich do tamtejszej katedry.
Pod Kańczugą zaś, w Łopuszce Wielkiej, znajduje się nieczynna w chwili obecnej - jedyna w Polsce i jedna z nielicznych w Europie - kopalnia alabastru.
Dzikie wysypiska śmieci - na które zwrócił Pan uwagę - to egipska plaga tak Podkarpacia, Polski jak i całej Europy Wschodniej. Rolę naturalnego wysypiska śmieci i różnorakich odpadów (jak również niejednokrotnie kolektora, do którego odprowadza się ukradkiem ścieki z gospodarstw domowych) pełnią szczególnie łożyska rzek i potoków. Strach patrzeć na to co w nich można znaleźć. Szczególnie "apokaliptyczna" sceneria pojawia się po wezbraniu wód czy powodziach, kiedy to w tzw. "chochole powodziowym" wyróżnić można masę gumowego i plastikowego badziewia wyniesionego falą na korony krzewów czy nawet drzew.
Pozdrawiam,
Artur Ziaja
O kruhelskich marmurach i wapieniach już pisałem klik. Ten sam link jest zresztą w tekście postu. O alabastrze z Łopuszki tylko czytałem, może kiedyś będzie okazja odwiedzić i coś skrobnąć - temat interesujący bardzo. Co do śmieci to niestety jest dokładnie tak jak Pan pisze. A w tym konkretnym przypadku sterta starego sprzętu elektronicznego (monitory, odbiorniki TV) wygląda tragicznie.
Interesującym i chyba nie w pełni opracowanym zagadnieniem jest występowanie "Na Pogórzu" wysięków solnych, na bazie których w wielu miejscach produkowano znaczne ilości soli. Tak zwane żupy ruskie były drugim co do wielkości ośrodkiem - po wielicko bocheńskich - produkcji soli w dawnej Polsce. Solca, Tyrawa Solna, Góry Słonne, Skład Solny, Stara Sól (po stronie ukraińskiej) - to miejscowości, w których nazwach fakt powyższy znalazl odzwierciedlenie. W Lacku (obecnie Solanowatka) koło Dobromila była duża kopalnia soli, w której jeszcze przed II wojną wykorzystywano tamtejsze solanki. Obecnie jest to miejsce martyrologii polskiej i ukraińskiej ze względu na zbrodnie popełnione tam latem 1941 r. przez wycofujących się Sowietów. Poszukuję wszelkich materiałów dot. technologicznego procesu produkcji soli w Lacku. Będę wdzięczny za jakiekolwiek wskazówki w tym zakresie.
Pozdrawiam,
Artur Ziaja
Interesowałem się tym zagadnieniem usiłując znaleźć jakieś dane na temat lokalizacji słonych źródeł w Sólcy i "Na Opalonym" klik. Niestety niewiele znalazłem na ten temat oprócz tego, że źródła w zachodniej części regionu zasypano jeszcze za czasów austriackich. A tzw. żupy sanockie to podobno już Jagiełło zamykał. W książce Władysława Kucharskiego "Sanok i sanocka ziemia w dobie Piastów i Jagiellonów : monografia historyczna" wydanej we Lwowie w 1905 r. wyczytać możemy:"Jagiełło w Sanoku, w kościele farnym bierze ślub z Elżbietą Pielecką i zapewne dlatego powiększył uposażenie tego Kościoła . Uposażenie to, świadczące o opiekuńczej troskliwości Jagiełły nad sprawami kościoła, zawiera dokument z r. 1431. datowany w Krakowie pod dniem 21. marca. W dokumencie tym Władysław Jagiełło kościołowi parafialnemu pod wezwaniem św. Michała Archanioła w Sanoku nadaje za pewne dochody z żup sanockich takie same dochody z żup przemyskich. Wówczas dowiadujemy się po raz pierwszy o istnieniu żup sanockich, które jednak nie opłacały się widocznie, kiedy z niewiadomych nam bliżej powodów Jagiełło każe je zniszczyć »extinguere, suffocare et anichilare"; wówczas też właściwie dowiadujemy się, że rektor t. j. proboszcz sanocki pobierał z sanockich salin »sex grossis monete comunis" i jedno wiadro soli corocznie."
Co do Lacka i żup ruskich/przemyskich myślę, że powinno się coś znaleźć bo była to kopalnie użytkowana stosunkowo niedawno. Tutaj pytanie czy szuka Pan opisu technologii wydobycia w XIX wieku czy też czasów późniejszych? Jeśli chodzi o czasy dawne to polecam szczegółowe opisy ks. Siarczyńskiego kilk. Lacko wspomina też Szajnocha kilk: "Istnienie warzelnictwa soli w Galicyi zaznaczonem było przez jeden drewniany model saliny w Dolinie, figurujący z urzędu na każdej wystawie, i przez stos topek soli warzonej czyli hurmanów, nadesłanych przez salinę w Lacku koło DobromiIa. Po tych dwóch przedmiotach trudnoby się było komuś, GaIieyi zupełnie niemającemu domyśleć, że Galicya posiada 9 wielkich warzelni soli (Drohobycz, Lacko, Stebnik, Dolina, Bolechów, Kałusz, Delatyn, Łanczyn, Kossów) produkujących rocznie (r. 1886) 455.215 centn. metr. warzonki."
Kurier Galicyjski z dn. 16-31 stycznia 2009 r., str. 12-13.: "salina Lacko. Leżała ona w powiecie dobromilskim, przy drodze z Sambora do Przemyśla. Założona została w pierwszej połowie XVI w. i zarządzana była przez rodziny Herburtów, Czuryłów, Krasińskich i Lubomirskich, od której w 1775 r. wykupił ją rząd austriacki. Co ciekawe, z tej saliny sprzedawano sól, warzoną w zachodnich powiatach Galicji, aż po Tarnów. Kopalnia posiadała pod koniec zaborów 3 szyby, zatrudniała prawie 90 osób. Lacko jako jedna z nielicznych salin nie leżała na trasie kolejowej, a stacja w Dobromilu oddalona była o 6 km. "
Konkretny przegląd obszernej literatury można znaleźć w artykule "Geologia salinarna i górnicze tradycje: kopalnie w Kałuszu i Stebniku" klik
"Tutaj pytanie czy szuka Pan opisu technologii wydobycia w XIX wieku czy też czasów późniejszych?"
Bardziej 19 - wieczna technologia mnie interesuje. Sedno sprawy jest w tym, iż nie mam solidnego wykształcenia i doświadczenia technicznego - stąd problemy ze zrozumieniem określonych procesów technologicznych. Nie tak dawno miałem okazję być na terenie dawnej kopalni w Lacku. Zastanowiło mnie, iż są tam zauważalne do dnia dzisiejszego szyby. Jeden z nich miał podobno ok. 100 metrów głebokości. Jeżeli założymy, iż w Lacku warzono sól, czyli odparowywano solankę bogatą w sole mineralne (sól warzona), to skąd te szyby? Szyby kojarzą się z wydobywaniem soli kamiennej (halityt) w typowych kopalniach takich jak w Bochni, Wieliczce czy Kłodawie.
Nie jest wykluczonym, iż tak głębokie szyby drążono ze względu na znajdujące się na określonej głębokości zasoby wód solankowych, które następnie wydobywano na powierzchnię i tutaj poddawano procesowi solowarstwa. Ale to jest tylko dywagacja laika.
Artur Ziaja
Po dzisiejszej, wielkiej wodzie skarpa fliszowa w Huwnikach będzie jeszcze bardziej odsłonięta ... ale może też zasypać ją osuwająca się ziemia; słyszałam o słonych wypływach w lesie koło Fredropola, gdzieś bardziej na północ od Łysej Góry - "Zjawlinija", może miejscowi coś wiedzą; zawsze byłam ciekawa wyglądu skały diatomitowej, wyobrażałam sobie, że niby ma być porowata, skoro wchłania zanieczyszczenia, a jak widać na zdjęciach, wcale nie; pozdrawiam serdecznie.
Ks. Siarczyński w artykule wyżej cytowanym rzecze: "Gdzie się zdroje słone dobywają, tam pospolicie studnie tej głębokości kopią, aż surowica, czyli solna posoka przyzwoitey słoności stopień okaże. Ten się poznaje za pomocą Solomierza…
Studnie jedne są płytsze, drugie głębsze podług położenia swojego, w niższem od 15 do 30 sążni, w wyższem od 50 do 80, a czasem i sta sążni, jak w Suminie głębokie studnie bywają."
Sążeń to ok. 1,8 metra.
Mario te pory to takie raczej mikro bo tworzą je te szkieleciki okrzemek. Zresztą diatomity też bywają różne jedna mniej drugie bardziej zwarte. Te nasze birczańskie bardziej zwarte bo mają sporo domieszek (30%). A całkiem luźna jest tzw. ziemia okrzemkowa.
Dziękuję za wyjaśnienie. Tak więc owe "szyby górnicze" z Lacka to de facto studnie głębokie na kilkadziesiąt sążni, o których pisze Ks. Siarczyński.
"Po dzisiejszej, wielkiej wodzie skarpa fliszowa w Huwnikach będzie jeszcze bardziej odsłonięta ... ale może też zasypać ją osuwająca się ziemia".
Wielka woda przyspieszająca erodowanie zbocza w stosunkowo krótkim czasie geologicznym doprowadzi do skaptowania wód Solinki pod miejscowością Solinka przez należącą do zlewiska M. Czarnego Udavę słowacką. Kaptaż to zadziwiający fenomen z pogranicza geologii i hydrologii, a gdy jeszcze do tego występuje on na wododziale kontynentalnym, to tym większe jego znaczenie.
Artur Ziaja
A propos kaptażu. Czytałem kiedyś słowacką tablicę edukacyjną w terenie. Język niby podobny więc jakoś idzie. Nagle sformułowanie "Říční pirátství" piractwo rzeczne kie licho? Dopiero po dłuższej chwili z kontekstu zrozumiałem, że chodzi o kaptaż ;-) Chociaż w zasadzie źródłosłów polski jest analogiczny.
Czy ów słowacki "teren" był właśnie obszarem źródliskowym Udavy na zboczach Czerenina, gdzie w 1939 r. był trójstyk polsko - węgiersko - słowacki, a potem - niestety - węgiersko - słowacko - niemiecki? Do tej pory leży tam w krzakach słup graniczny z 1940 r. z inicjałami S (Slovensko), M(Magyarorsag) i D(Deutschland).
Capio, capere, cepi, captum - stąd się chyba wszystko zaczęło i dlatego ów źródłosłów jest wspólny.
Artur Ziaja
Na pewno w tym rejonie ale to była jakaś miejscowość dalej od granicy. Chyba Nová Sedlica.
Innym, równie ciekawym co kaptaż, fenomenem hydrologicznym jest bifurkacja. Wieś Wiszenka (12-15 km na południe od Mościsk, Ukraina) leży na terenie Wyżyny Krukienickiej, będącej częścią Płaskowyżu Sańsko - Dniestrzańskiego (jego pozostały fragment: Płaskowyż Chyrowski, muska swoim fragmentem terytorium Polski tworząc charakterystyczne wzgórza mioceńskie między Jaksmanicami a Łuczycami), który z kolei wchodzi w skład Przedgórza Karpat Wschodnich. Ten przydługi wstęp był po to aby wykazać, iż Wiszenka leży - w jakimś sensie - "Na Pogórzu". Spod Wiszenki wypływa potok o tej samej nazwie, który daje początek rzece Wisznia, wpadającej do Sanu pod Radymnem. Popełniłem kiedyś tekst na temat okolic Rudek pod Samborem, z którego wykrajam poniższy fragment, dotyczący zjawiska zasygnalizowanego na samym wstępie:
"Okazuje się bowiem, że potok Wiszenka mający swój obszar źródliskowy na terenie wsi o tej samej nazwie, położonej kilkanaście kilometrów na południe od Mościsk, po wpłynięciu za wsią Wistowice w granice Rudek dzieli się na dwie odnogi, z których jedna skręca na północ i po opłynięciu Beńkowej Wiszni – już pod nazwą Wiszni – zdąża ku granicy z Polską, którą przekracza w pobliżu wsi Kalników i zaraz potem oddaje swe wody ukrainne Sanowi niedaleko od Radymna, stanowiąc jeden z jego większych prawych dopływów. Z kolei druga, mniejsza odnoga, zwraca się na południe ku Nowosiółkom Gościnnym gdzie przyjmuje dopływ w postaci cieku wodnego o nazwie Łączny i już znacznie pokaźniejsza w rozmiarach dąży ku pobliskiemu Dniestrowi. Wniosek z powyższych faktów jest taki, iż wody z obszaru zakreślonego granicami administracyjnymi Rudek płyną do dwóch mórz, co oznacza, iż miejscowość usytuowana jest z zegarmistrzowską wręcz precyzyjnością na kontynentalnym wododziale bałtycko – czarnomorskim: granicy zlewisk M. Czarnego i M. Bałtyckiego.Co więcej na podstawie owych faktów można pokusić się o postawienie bardzo śmiałej w swej wymowie konkluzji, a mianowicie, iż na obszarze Rudek zachodzi bardzo rzadkie hydrograficzne zjawisko bifurkacji, to jest rozdwojenia się cieku wodnego, który – poprzez zaistnienie tego fenomenu – staje się sui generis łącznikiem pomiędzy dorzeczami rzek czy też jak w tym wypadku zlewiskami mórz!!! Bifurkująca w Rudkach Wiszenka – to brzmi tak nieprawdopodobnie i sensacyjnie, że rozważania na ten temat – jako że nie jestem profesjonalnym hydrologiem - podaję w formule roboczej hipotezy, nie stanowczego faktu, zachęcając gorąco profesjonalistów do zgłębienia tego problemu".
Nie jest wykluczone, iż owa bifurkacja jest fenomenem sztucznym, wygenerowanym przez człowieka poprzez ingerencję w bieg nurtu Wiszenki. Tym niemniej nawet taka bifurkacja jest zjawiskiem nadal zasługującym na najwyższą uwagę.
Artur Ziaja
Faktycznie jest to zjawisko zasługujące na uwagę, ale chyba jednak ręką człowieka uczynione. Na mapach Liesganiga z 1824 roku klik Wiszenka i Wisznia nie mają połączenia. Wiszenka dopływa sobie do Rudek, tu przyjmuje rzeczkę z północy wypływającą od Hoszan i płynie sobie dalej do Dniestru (tak jak dziś mniejsza odnoga). Czyli później coś się działo i tu pomocny jest znowu ks. Sierakowski klik, który pisze, że w latach 1846-1849 i późniejszych trwają tu szeroko zakrojone prace melioracyjne, w tym przekopywanie znacznych kanałów. Prace prowadzone są pod kierunkiem inż. Kutschery. Prawdopodobnie dzięki tym pracom na mapie WIG z międzywojnia klik widzimy w rejonie Rudek sytuację przez Pana opisaną. Wydaje mi się, że sztuczny przekop pojawił się na odcinku Dubaniowice-Jatwięgi.
Popatrzyłem jeszcze na mapę Spezialkarte der österreichisch-ungarischen Monarchie 1:75.000 und der im Maßstabe 1:75.000 vorhandenen Auslandsblätter i wycofuję się z akapitu "Wydaje mi się, że sztuczny przekop pojawił się na odcinku Dubaniowice-Jatwięgi." chyba jednak Liesganig coś namieszał. Odcinek Wiszni między Rudkami a Jatwięgami wygląda na naturalną rzekę (dużo meandrów). Natomiast odcinek w kierunku od Rudek w kierunku Dniestru jest tam nazwany Wiszeńka i jest wyraźnie wyprostowany i zaznaczony zębatą linią (tak jak rowy melioracyjne), a poniżej dopływu cieku Łączny nosi nazwę "Rów graniczny" klik
Zgadzam się z wersją przedstawioną w pańskiej drugiej wypowiedzi. Posiadam mapę sztabową Rudek i okolic z 1896 r (manewry kawalerii), co prawda dwusetkę ale bardzo klarowną, która jota w jotę koresponduje z mapą wskazaną w pańskiej drugiej wypowiedzi. Mapa z 1824 r., jakkolwiek bardzo ciekawa, jest mniej klarowna. Proszę zwrócić uwage, iż na niej rzeka Wisznia w swym górnym biegu zatraca się zupełnie. Jest dopiero wyraźnie uchwytna od okolic Sadowej Wiszni. Teza, iż bifurkację uzyskano poprzez sztuczny przekop podczas prac prowadzonych w celu podsuszenia tzw. Błot Samborskich (Dniestrzańskich), jest jak najbardziej prawdopodobna. Przy okazji, proszę zwrócić uwagę, iż "bifurkujaca" Wiszenka (Rów Graniczny) wpada (na tej dokładniejszej mapie) do Dniestru tuż obok Strwiąża.
AZ
Jest to dygresja nie na temat, jednakże z Huwnik tytułowych do Borysławki - o przysłowiowy rzut kamieniem.
Podrzucam Panu link do tekstu traktującego o wartościach niematerialnych byłej wsi Borysławka:
http://krajobraz.kulturowy.us.edu.pl/publikacje.artykuly/niematerialne/affek.pdf
Znajdzie Pan też ów tekst wpisując w wyszukiwarce hasło: "Wartości krajobrazu opuszczonego przez ludność na przykładzie byłej rusińskiej wsi Borysławka".
Pozdrawiam,
AZ
Borysławka to wieś z sąsiedzkiego zaprzyjaźnionego bloga Joanny Wilguckiej klik. Nazbierała już sporo ciekawych ułomków historii.
Prześlij komentarz