Niedaleko Lipnicy Murowanej przy drodze prowadzącej w kierunku Gdowa i Wieliczki na zboczach góry Paprotna (441 m n.p.m.), wznosi się klika potężnych ostańców piaskowca istebniańskiego. Ludzie od dawna od dawna interesowali się tymi niezwykłymi tworami przyrody, przypisując ich powstanie jak to często bywało diabelskim siłom. Zachwycał się nimi także pogórski poeta Kazimierz Brodziński (1791-1835).
Dzisiaj twórca raczej mało znany, chociaż z pewnością wiele osób zna przynajmniej jeden z jego wierszy:
Upadnij na kolana, ludu, czcią przejęty,
Uwielbiaj swego Pana: Święty, Święty, Święty.
...
Urodzony w pobliskiej Królówce, młodość spędził w Lipnicy włócząc się po okolicy, uciekając z domu gdzie piekło robiła młoda macocha. Szukał spokoju i natchnienia wśród wzgórz, lasów, jarów.
Ale wzór i nauka zapału nie wzbudzi,
Jeżeli martwy żyjesz wśród żyjących ludzi
Bez życia twór twój będzie jeżeli zamknięty
Z martwych tylko ksiąg czerpiesz wzory i ponęty
Porzuć zmarłych spólnictwo stawaj z sercem drżącem
Przy naturze kwitnącej przy sercu bijącem
Jeźli nigdy rannego nie uprzedzasz gońca
Byś czekał u bram złotych wschodzącego słońca
Gdy szumu wojsk powietrznych nie zna ucho twoje
Jak niewidzialne morzom lasom niosą boje
Jeźli nigdy nie dumasz nad bystrym potokiem
Co ze skał kręto w jary ucieka przed okiem
Próżno będziesz natury malarzem się głosił
I udaną miłością jej chwałę wynosił
Wzrok w sercu czytający pierwsza wieszczów cecha
Niech na wieki krainę ułudy zaniecha
Kto nie zna krain prawdy komu obce serce
W którem świat niezbadany ukrył się w iskierce
Poeta pisze: Lipnica Murowana, jak wszystkie okolice w górach, ma nader piękne położenie. Dworek, w którym ojciec mój mieszkał, leżał w dolinie otoczonej rzeką niewielką, która z góry spadając, za każdym deszczem wzbierała, a po kamienistym łożu z podnóża gór i skał płynąc, szum wielki wydawała. Chaty, rozrzucone po górach między sadami, czarujący w jesieni dawały widok: ku wschodowi od dworku była za podwórzem i stawem rozległa łąka, na której mała krynica, zarośnięta krzewem i wzniosłymi ziołami różnej barwy, była siedliskiem ptactwa i motylów. Młyn wodny za tą łąką napełniał łoskotem tę cichą dolinę, a rozległe za nim trawniki, rzędami wierzb wysadzone, napełniały się mnóstwem dzieci wiejskich, których piszczałki i śpiewanie rozweselały powabną ciszę owego miejsca.
Pobok rozciągały się pasma gór coraz wyższych, a w pogodny ranek wzniesione ku niebu Karpaty zdawały się być granicą ziemi. Droga. grzbietem gór idąca, piękny czyniła widok przeciągających wozów. Za polami piękny las jodłowy, który się w nizinie gubił. Po drugiej stronie dworu dwa dęby nadzwyczajnej wielkości panowały całej osadzie. O kilkanaście staj widać na wzniesieniu miasteczko Murowaną Lipnicę z trzema starożytnemi kościołami, ku któremu droga wierzbami wysadzona i ścieżka przez piękną łąkę i cmentarz idąca.
Wędrując po okolicy nie mógł nie zaglądać na Paprotną. Chcąc uczcić pamięć poety i gorącego patrioty w 1938 roku z inicjatywy działaczy bocheńskiego oddziału Towarzystwa Tatrzańskiego powołano tu rezerwat nazwany "Kamieniami Brodzińskiego".
Po drugiej wojnie światowej rangę miejsca nieco zdegradowano, przyznając mu status pomnika przyrody. Dziś skałki trochę stracił walor krajiobrazowy, gdyż okoliczne drzewa mocno podrosły i rozległy niegdyś widok na okolicę dostępny jest tylko z wierzchołka największego "kamienia".
Na pewno uroku nie dodają też śmieci licznie pozostawiane przez turystów i wciąż nowe napisy na skałkach. Cóż chyba nie każdy usłyszał od rodziców "Nazwisko głupie... na każdym słupie" albo jak kto woli "Nomina stultorum leguntur ubique locorum." Wandale nie darowali też tablicy informującej o budowie i genezie powstania skał, postawionej przez specjalistów z AGH w ramach projektu Małopolski Szlak Geoturystyczny. Jej szczątki walają się przy jednej ze skałek.
Patrzy na te poczynania Chrystus coraz bardziej Frasobliwy. Co myśli o nas?
A co myśli sobie dziś o nas Kazimierz Brodziński, który prawie dwa stulecia temu promując sielsko-słowiańsko-polski mesjanizm tak pisał w dobie powstania listopadowego:
"Kiedy apostoł wiary Chrystusa pierwszy raz stąpił na ziemię Piasta, ujrzał dziewicę, przy skromnym ołtarzu ogień strzegącą. „Cóż to jest za ogień, którego pilnujesz?” – zapytał. „Jest to ogień z nieba – rzekła dziewica – dawnym ojcom naszym spuszczony; płomień z niego rozniecili po tysiącznych ołtarzach osad, na które się rozkrzewili; u tych ołtarzy zajmują ogień na uczty gościnne, zapalają pochodnie ślubne i stosy pogrzebne; stąd na ofiary, za żniwa w pokoju i za zwycięstwa po wojnie; bo mówią: Z tym ogniem żyć, z tym ogniem ku niebu wracać nam trzeba”. – Wtedy westchnął apostoł i rzekł natchniony: „To jest lud najczystszy do przyjęcia ognia niewidomego, jaki mu niosę. Natchnę go duchem piersi moich; on będzie sławnym, dla ludzkości w Chrystusie cierpiącym i kiedyś szczęśliwym zachowawcą ognia boskiego”. Zgasł powoli niewidzialny ogień ołtarzów, a boski i niewidomy zajął piersi każdego z ludu. I naród cały żył odtąd jednym duchem, a ten duch był jemu tylko właściwy."
Ten Boży Duch musiał w gorzeć w nim faktycznie mocno, skoro w galicyjskiej szkole gimnazjalnej, gdzie prawie wszystkie przedmioty wykładano po niemiecku, dokonał takiego odkrycia na temat otchłani (limbus puerorum):
"Gdy najniższej normalnej klasie, jedynie tylko naukę religii
po polsku wykładano, rozumiałem przecie cokolwiek, czegom się uczył. Lecz
właśnie to na złe mi wyszło. Gdy nam dano rozdział o Otchłani w której dusze bez chrztu zmarłych cierpią,
ucząc się w polu dumałem długo, czy to jest prawdą, czy to sprawiedliwie?
Przyszedłem na lekcyę z mocnem oburzeniem, i z chęcią wynurzenia katechecie
moich wątpliwości, szczęśliwy, że na jego lekcyi wolno było mówić po polsku - z
zadziwieniem kolegów, bo nigdy nie było wolno odzywać się bez rozkazu. Ksiądz
katecheta słuchał cierpliwie, zmierzył spojrzeniem, z którego doświadczeni koledzy
źle mi wróżyli, i nic nie odpowiedział, a ja w dobrej wierze obchodziłem przez
parę dni mój tryumf.
Razu jednego spostrzegliśmy w szkole nadzwyczajne zebranie
się profesorów, na których czele rektor po długiej mowie mnie, który się: ledwo
domyślać mogłem, o co rzecz idzie, wywołał na środek. Otrzymałem chłostę,
poczem zapisałem się własnoręcznie w czarną książkę jako bluźnierca, - pióro i
kałamarz, których dotknąłem się, wrzucone zostały do wody, i jako heretyk siedziałem
przez trzy miesiące na lekcyach w osobnem miejscu. Ten wypadek zrobił mnie
ponurym i cichym, tem więcej, że po nim od niewyrozumiałych uczniów długo
cierpiałem prześladowanie. Do nauk mało miałem ochoty, natomiast skłonniejszy
byłem do dumania, mianowicie w rzeczach religijnych; przejmowałem się błogą sercu
miłością Boga, stojąc zawsze przy swojem, że niewinnych nie potępia na wieki."
Watykańska Międzynarodowa Komisja Teologiczna stwierdziła, iż jest nadzieja na zbawienie dla zmarłych bez chrztu dzieci dopiero w 2007 roku.
źródła: Kazimierza Brodzińskiego "Wspomnienia mojej młodości"; Mowa o narodowości Polaków; O Poezyi - Ułamek poematuWatykańska Międzynarodowa Komisja Teologiczna stwierdziła, iż jest nadzieja na zbawienie dla zmarłych bez chrztu dzieci dopiero w 2007 roku.
2 komentarze:
To barbarzyństwo, co zrobili z tym młodym chłopcem, jego wrażliwą duszą; nowe komisje, nowe prawa i przykazania, a On z góry i tak wszystko widzi; te kamienie to świetne miejsce krajobrazowe, nie dziwię się, że Kazimierz znalazł tam swoją "świątynię dumania"; pozdrawiam serdecznie.
Cóż taka była wówczas szkoła. Chłosta i szykany na porządku dziennym. Dzisiaj z kolei mamy chyba przegięcie w drugą stronę.
Prześlij komentarz