Strony

niedziela, 9 września 2012

Kamienie Brodzińskiego i limbus puerorum


Niedaleko Lipnicy Murowanej przy drodze prowadzącej w kierunku Gdowa i Wieliczki na zboczach góry Paprotna (441 m n.p.m.), wznosi się klika potężnych ostańców piaskowca istebniańskiego. Ludzie od dawna od dawna interesowali się tymi niezwykłymi tworami przyrody, przypisując ich powstanie jak to często bywało diabelskim siłom. Zachwycał się nimi także pogórski poeta Kazimierz Brodziński (1791-1835). 


Dzisiaj twórca raczej mało znany, chociaż z pewnością wiele osób zna przynajmniej jeden z jego wierszy:
Upadnij na kolana, ludu, czcią przejęty,
Uwielbiaj swego Pana: Święty, Święty, Święty.
...
Urodzony w pobliskiej Królówce, młodość spędził w Lipnicy włócząc się po okolicy, uciekając z domu gdzie piekło robiła młoda macocha. Szukał spokoju i natchnienia wśród wzgórz, lasów, jarów. 
Ale wzór i nauka zapału nie wzbudzi,
Jeżeli martwy żyjesz wśród żyjących ludzi 
Bez życia twór twój będzie jeżeli zamknięty 
Z martwych tylko ksiąg czerpiesz wzory i ponęty 
Porzuć zmarłych spólnictwo stawaj z sercem drżącem 
Przy naturze kwitnącej przy sercu bijącem 
Jeźli nigdy rannego nie uprzedzasz gońca 
Byś czekał u bram złotych wschodzącego słońca 
Gdy szumu wojsk powietrznych nie zna ucho twoje 
Jak niewidzialne morzom lasom niosą boje 
Jeźli nigdy nie dumasz nad bystrym potokiem 
Co ze skał kręto w jary ucieka przed okiem 
Próżno będziesz natury malarzem się głosił
I udaną miłością jej chwałę wynosił 
Wzrok w sercu czytający pierwsza wieszczów cecha 
Niech na wieki krainę ułudy zaniecha
Kto nie zna krain prawdy komu obce serce 
W którem świat niezbadany ukrył się w iskierce 


Poeta pisze: Lipnica Murowana, jak wszystkie okolice w górach, ma nader piękne położenie. Dworek, w którym ojciec mój mieszkał, leżał w dolinie otoczonej rzeką niewielką, która z góry spadając, za każdym deszczem wzbierała, a po kamienistym łożu z podnóża gór i skał płynąc, szum wielki wydawała. Chaty, rozrzucone po górach między sadami, czarujący w jesieni dawały widok: ku wschodowi od dworku była za podwórzem i stawem rozległa łąka, na której mała krynica, zarośnięta krzewem i wzniosłymi ziołami różnej barwy, była siedliskiem ptactwa i motylów. Młyn wodny za tą łąką napełniał łoskotem tę cichą dolinę, a rozległe za nim trawniki, rzędami wierzb wysadzone, napełniały się mnóstwem dzieci wiejskich, których piszczałki i śpiewanie rozweselały powabną ciszę owego miejsca.
Pobok rozciągały się pasma gór coraz wyższych, a w pogodny ranek wzniesione ku niebu Karpaty zdawały się być granicą ziemi. Droga. grzbietem gór idąca, piękny czyniła widok przeciągających wozów. Za polami piękny las jodłowy, który się w nizinie gubił. Po drugiej stronie dworu  dwa dęby nadzwyczajnej wielkości panowały całej osadzie. O kilkanaście staj widać na wzniesieniu miasteczko Murowaną Lipnicę z trzema starożytnemi kościołami, ku któremu droga wierzbami wysadzona i ścieżka przez piękną łąkę i cmentarz idąca. 
Wędrując po okolicy nie mógł nie zaglądać na Paprotną. Chcąc uczcić pamięć poety i gorącego patrioty w 1938 roku z inicjatywy działaczy bocheńskiego oddziału Towarzystwa Tatrzańskiego powołano tu rezerwat nazwany "Kamieniami Brodzińskiego".

Po drugiej wojnie światowej rangę miejsca nieco zdegradowano, przyznając mu status pomnika przyrody. Dziś skałki trochę stracił walor krajiobrazowy, gdyż okoliczne drzewa mocno podrosły i rozległy niegdyś widok na okolicę dostępny jest tylko z wierzchołka największego "kamienia".
Na pewno uroku nie dodają też śmieci licznie pozostawiane przez turystów i  wciąż nowe napisy na skałkach. Cóż chyba nie każdy usłyszał od rodziców "Nazwisko głupie... na każdym słupie" albo jak kto woli "Nomina stultorum leguntur ubique locorum." Wandale nie darowali też  tablicy informującej o budowie i genezie powstania skał, postawionej  przez specjalistów z AGH w ramach projektu Małopolski Szlak Geoturystyczny. Jej szczątki walają się przy jednej ze skałek. 
Patrzy na te poczynania Chrystus coraz bardziej Frasobliwy. Co myśli o nas?
A co myśli sobie dziś o nas Kazimierz Brodziński, który prawie dwa stulecia temu promując sielsko-słowiańsko-polski mesjanizm tak pisał w dobie powstania listopadowego:
"Kiedy apostoł wiary Chrystusa pierwszy raz stąpił na ziemię Piasta, ujrzał dziewicę, przy skrom­nym ołtarzu ogień strzegącą. „Cóż to jest za ogień, którego pilnujesz?” – zapytał. „Jest to ogień z nieba – rzekła dziewica – dawnym ojcom naszym spuszczony; płomień z niego rozniecili po tysiącznych ołtarzach osad, na które się rozkrzewili; u tych ołtarzy zajmują ogień na uczty goś­cinne, zapalają pochodnie ślubne i stosy pogrzebne; stąd na ofiary, za żniwa w pokoju i za zwycięstwa po wojnie; bo mówią: Z tym og­niem żyć, z tym ogniem ku niebu wra­cać nam trzeba”. – Wtedy westchnął apostoł i rzekł natchniony: „To jest lud najczystszy do przyjęcia ognia niewidomego, jaki mu niosę. Natchnę go duchem piersi moich; on będzie sław­nym, dla ludzkości w Chrystusie cierpiącym i kie­dyś szczęśliwym zachowawcą ognia boskiego”. Zgasł powoli niewidzialny ogień ołtarzów, a boski i niewidomy zajął piersi każdego z ludu. I naród cały żył odtąd jednym duchem, a ten duch był jemu tylko właściwy."
Ten Boży Duch musiał w gorzeć w nim faktycznie mocno, skoro w galicyjskiej szkole gimnazjalnej, gdzie prawie wszystkie przedmioty wykładano po niemiecku, dokonał takiego odkrycia na temat otchłani (limbus puerorum):
"Gdy najniższej normalnej klasie, jedynie tylko naukę religii po polsku wykładano, rozumiałem przecie cokolwiek, czegom się uczył. Lecz właśnie to na złe mi wyszło. Gdy nam dano rozdział o Otchłani  w której dusze bez chrztu zmarłych cierpią, ucząc się w polu dumałem długo, czy to jest prawdą, czy to sprawiedliwie? Przyszedłem na lekcyę z mocnem oburzeniem, i z chęcią wynurzenia katechecie moich wątpliwości, szczęśliwy, że na jego lekcyi wolno było mówić po polsku - z zadziwieniem kolegów, bo nigdy nie było wolno odzywać się bez rozkazu. Ksiądz katecheta słuchał cierpliwie, zmierzył spojrzeniem, z którego doświadczeni koledzy źle mi wróżyli, i nic nie odpowiedział, a ja w dobrej wierze obchodziłem przez parę dni mój tryumf.
Razu jednego spostrzegliśmy w szkole nadzwyczajne zebranie się profesorów, na których czele rektor po długiej mowie mnie, który się: ledwo domyślać mogłem, o co rzecz idzie, wywołał na środek. Otrzymałem chłostę, poczem zapisałem się własnoręcznie w czarną książkę jako bluźnierca, - pióro i kałamarz, których dotknąłem się, wrzucone zostały do wody, i jako heretyk siedziałem przez trzy miesiące na lekcyach w osobnem miejscu. Ten wypadek zrobił mnie ponurym i cichym, tem więcej, że po nim od niewyrozumiałych uczniów długo cierpiałem prześladowanie. Do nauk mało miałem ochoty, natomiast skłonniejszy byłem do dumania, mianowicie w rzeczach religijnych; przejmowałem się błogą sercu miłością Boga, stojąc zawsze przy swojem, że niewinnych nie potępia na wieki."
Watykańska Międzynarodowa Komisja Teologiczna stwierdziła, iż jest nadzieja na zbawienie dla zmarłych bez chrztu dzieci dopiero w 2007 roku.
źródła: Kazimierza Brodzińskiego "Wspomnienia mojej młodości"; Mowa o narodowości Polaków; O Poezyi - Ułamek poematu

2 komentarze:

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

To barbarzyństwo, co zrobili z tym młodym chłopcem, jego wrażliwą duszą; nowe komisje, nowe prawa i przykazania, a On z góry i tak wszystko widzi; te kamienie to świetne miejsce krajobrazowe, nie dziwię się, że Kazimierz znalazł tam swoją "świątynię dumania"; pozdrawiam serdecznie.

Stanisław Kucharzyk pisze...

Cóż taka była wówczas szkoła. Chłosta i szykany na porządku dziennym. Dzisiaj z kolei mamy chyba przegięcie w drugą stronę.