8 grudnia minęła 21. rocznica śmierci Tadeusza Kantora słynnego Wielopolanina, a tym samym sławnego Pogórzanina. Pamiętam pierwszą i ostatnią obejrzaną sztukę „Wielopole, Wielopole” w Teatrze Telewizji w 1984 roku. Przed czarno-białym telewizorem marki Atol zasiadła wówczas cała nasza rodzina zachęcona rosnącą sławą ziomka. Komentarze po spektaklu były różne, mama zareagowała dobrotliwą kpiną, tata chyba zasnął. Mnie bulwersował zgrzebny turpizm sztuki i mocno nudziła forma wypowiedzi. Kukły, osobliwe rekwizyty, powtarzające się monotonnie sceny i porażająca brzydota ludzi i scenografii. Faktyczny Teatr Śmierci. I chociaż Kantor „wielkim dramaturgiem był”, osobiście dzieła tego prekursora performansów mnie nie zachwycają. Dla mnie jest to sztuka dysfunkcjonalna, to znaczy nie pobudza ani do refleksji nad kondycją ludzkiego losu, ani tym bardziej nie daje szansy na zachwyt nad aktem twórczym autora. Théophile Gautier twierdził że „Prawdziwie piękne jest jedynie to, co nie służy do niczego. Cokolwiek jest użyteczne, jest brzydkie.” Kantor poszedł krok dalej, jego sztuka nie jest ani użyteczna, ani piękna. Może z jednym wyjątkiem. Jak się wydaje była to swoista autoterapia dramaturga i reżysera. Niektórzy twierdzą także, że „psychologicznej terapii grupowej typu gestalt” podczas spektakli byli poddawani również widzowie. Może faktycznie Europie i światu od czasu do czasu potrzebny jest emetyk?
Na pewno Kantor nie był osobowością przeciętną. Fotografie Leszka Dziedzica przedstawiają człowieka ogarniętego pasją, żeby nie powiedzieć obsesją. Pisze o nim: „Kantor zafascynował mnie bogactwem swej osobowości. Budził szacunek i podziw, ale nie onieśmielał gdyż, jak każdy z prawdziwie wielkich twórców, dbał nie o swą osobę, a o swoją pracę i realizacji swych idei był bez reszty oddany. Stąd też ta jego dbałość o każdy szczegół, czy dotyczyło to drobnych choćby rekwizytów, czy gry aktorskiej, światła, dźwięku, a więc wszystkiego tego, co decyduje o ostatecznym wyniku. Jego obecność na scenie była, więc tego konsekwencją i była to obecność niezbędna. To nie tylko sprawa atmosfery, jaką przez to stwarzał - On w każdym kolejnym występie zespołu był aktywnym kreatorem i, raz jeszcze przeżywając swe wizje, wzbogacał całość o warstwę tych właśnie swoich wewnętrznych napięć i przeżyć. Być może wkroczyłem w obszar metafizyki, lecz przecież jego spektakle nie były "graniem" tej czy innej "sztuki" - to były misteria.” (Leszek Dziedzic, wstęp do katalogu wystawy fotografii do spektakli Niech sczezną artyści i Wielopole, Wielopole Tadeusza Kantora).
Leszek Dziedzic |
Tu słówko o fotografiku, który dokumentował autorski teatr Kantora od 1982 roku. To również Pogórzanin chociaż o znacznie mniejszej sławie. Od zawsze fascynowały mnie jego fotografie drzew i pogórskich krajobrazów z okolic Czudca. Podziwiałem oryginalne spojrzenie na te same drzewa i budynki, na które ja również patrzyłem. Świeżość wyrazu była dla mnie inspiracją dla odkrywania w najbliższym otoczeniu rzeczy pięknych. Mistrzowskie operowanie światłem, niekiedy poprzez głębokie kontrasty, niekiedy przez miękkie rozmycie, pozostawia długo w pamięci te czarno-białe fotogramy. Niestety nowych zdjęć już nie będzie artysta zmarł 17 sierpnia 2010 roku.
Do jednej z ostatnich swych wystaw napisał taki komentarz:
„Kiedyś, przed laty wymyśliłem sobie „Czucz”, dla określenia swego osobistego obszaru miłości i uważałem się za odkrywcę, aby nieco później z radością znaleźć potwierdzenie swych przeczuć, że wszystko, co najlepsze wynika z aktu twórczego Boga, i to zarówno w Piśmie Świętym jak i u Platona. W pierwszym rozdziale „Genesis” kilkakrotnie powtarza się zdanie: „…i widział Bóg, że to było dobre.”, gdy patrzył na kolejne swe dzieła i pewien jestem, że uśmiechał się z radością., bo wszak z miłości robił to wszystko. A cóż nam pozostaje?
Otóż uważam, że odnaleźć spokój i ciszę, uzyskać prawdziwie dobry kontakt z dziełami Stwórcy, począwszy od drzewa przydrożnego, aż do człowieka, jeżeli tylko potrafimy spojrzeć mu prosto w oczy, szczerze i życzliwie. To jest nasza, szansa na wejście w Obszar Miłości, który kiedyś nazwałem sobie „Czucz”.
Kościół czudecki na fotografii Leszka Dziedzica |
Każdemu dane jest gdzieś miejsce, ku któremu dąży by złożyć tam wszystkie swe tęsknoty i oddać mu całą swą miłość. Miejsce to zrazu nierozpoznane a zaledwie przeczuwane było jednakże zawsze przedmiotem mych poszukiwań. Bywało nawet i tak, że znajdując się w nim, nie uświadamiałem sobie tego. Teraz znam już jego Imię i mogę świadomie do niego wracać. To jest fascynujące. Czasami stykam się z nim również i poza jego obszarem przez barwę z nagła rozświetloną, przez kształt jakże mi bliski, przez muzykę, fest to bowiem miejsce będące samym życiem, życiem prawdziwym, a więc i nie kończącym się nigdy. Stąd też tyle w nim światła i zieleni i kwiatów wszechbarwnych i śpiewu ptaków i głosów dzieci. I pewny jestem, że każdy miejsce swe znaleźć może, byle — choć czasem w niepokoju ducha będąc — nie tracił nadziei i szukał drogi do niego z wiarą a cierpliwie.
... i mojej (te przeklęte druty ;-) |
Zanim powiesz: „marzycielstwo”, „fantazje” albo „bzdury”, spytaj lepiej sam siebie, czy koniecznie chcesz żyć w smutku i przygnębieniu, żałośnie i jałowo, A może warto spróbować? Życzę Ci z całego serca udanych prób, a póki co oglądnij fotografie zrobione podczas podziwiania jakże pięknego w swej prostocie pejzażu polskiego, dzięki któremu odkryłem swój „Czucz”.
Czucz to obecnie Czudec, leży nad rzeką Wisłok, 20 km od Rzeszowa jadąc w kierunku Jasła. Z woli króla Władysława Jagiełły stanowiony jako miasto na prawie magdeburskim w roku 1427 był przez wieki kwitnącym ośrodkiem handlu, rzemiosła i rolnictwa. W XVIII wieku właściciel Czudca – Józef Grabieński wybudował tu pokaźny, trójnawowy kościół z bocznymi kaplicami w stylu barokowym, pod wezwaniem Trójcy Świętej, z daleka widoczny i doskonale utrzymany do dnia dzisiejszego dzięki ofiarności społeczeństwa."
Czudec i Wielopole. Teatr Życia i Teatr Śmierci. Jakże one nieodległe...
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Źródła fotografii i tekstu Leszka Dziedzica:
6 komentarzy:
Dzięki za przypomnienie Kantora. Musimy przyznać, że zupełnie inaczej zaczęliśmy rozumieć Jego metafory, kiedy zamieszkaliśmy tak blisko Wielopola. To niezwykłe ziemia. Wielopole, już kiedyś się na naszym blogu pojawiło, ale doczeka się na pewno przynajmniej jeszcze jednego wpisu. O Zamku, który zniknął. :D
I musimy się do jednej bardzo wstydliwej rzeczy przyznać. O Czudczu bardzo wiele czytaliśmy, setki razy Czudecz się mijało i zawsze z żalem, że nie ma czasu się zatrzymać. :( Teraz, kiedy wiemy, że z Czudcza tacy fajni pasjonaci jak Ty wychodzą, musimy to koniecznie nadrobić.
Pzdr.
Go i Rado
Go i Rado! Bardzo proszę o prawidłową odmianę nazwy miejscowości (z Czudca, w Czudcu), bo się mieszkańcy obrażą. Ja się nie obrażam, gdyż jestem tylko dawnym parafianinem Świętej Trójcy.
Przepraszamy, niech nam Mieszkańcy wybaczą, mamy ogromną słabość do smakowitych archaizmów.
Pzdr.
To jeśli ma być starożytnie to raczej "z Czucza" i "w Czuczu". Przynajmniej tak mówił dziadek
Ok. Kupujemy. Będzie Czucz! :D Pzdr.
Acz, prawidła rozwoju języka, który naturalnie dąży do uproszczeń w mowie potocznej, wskazują, że jeżeli pierwotnie był "Czudecz", (bądź "Czudec") to forma "Czucz" powstała później przez redukcję "d".
Trudno przypuścić, żeby mogło być odwrotnie.
Pzdr.
Prześlij komentarz