Kapliczka w Nowej Wsi Czudeckiej – Pogórze Strzyżowskie
Ponad cmentarzem w Nowej Wsi Czudeckiej, w cieniu kilku lip stoi niepozorna kapliczka, dziś odnowiona, kryta blachą, z lastrikowym postumentem. Przypomina mi ona zawsze opowieść taty, który twierdził, że "figura" ta powstała na pamiątkę krwawych wydarzeń rabacji galicyjskiej w 1846 roku. Po wymordowaniu szlachty w Pstrągowej, czerń pod wodzą Stacha, syna Jakuba Szeli miała ruszyć na dwór Czudecki. Na jej spotkanie z kościoła pod wezwaniem św. Trójcy, wyszła procesja z Najświętszym Sakramentem. Rezuny miały się ulęknąć Boskiego majestatu i zaprzestać dalszego pochodu. W miejscu cudownego powstrzymania buntowników postawiono kapliczkę. Tyle mówi tatowa opowieść. Jak w każdej legendzie jest w niej ziarnko prawdy.
Z wojskowej mapy austriackiej z 1870 roku wynika, że tędy właśnie (działem wodnym a nie doliną jak dzisiaj) przebiegała droga łącząca Pstrągową i Czudec. Na mapie zaznaczono też kapliczkę, tak więc wiadomo, że istniała już wtedy. Jak natomiast było z cudownym zatrzymaniem pochodu bandy chłopów?
Według profesora Mariana Złotka proboszcz czudeckiej parafii Jan Tytus Hibl (1839-1879) czynnie przyczynił się do zatrzymania rabacji chłopskiej u granic parafii od strony Pstrągowej, czym ochronił Czudec i dwór przed zniszczeniem (Oliwińska-Wacko Anna, Złotek Marian 2002: Czudec dziedzictwo wiary).
Ksiądz Stefan Dembiński w swojej kronice – „Rok 1846: kronika dworów szlacheckich zebrana na pięćdziesięcioletnią rocznicę smutnych wypadków lutego” wydanej w 1896 roku tak opisuje te straszne wydarzenia:
Ksiądz Stefan Dembiński w swojej kronice – „Rok 1846: kronika dworów szlacheckich zebrana na pięćdziesięcioletnią rocznicę smutnych wypadków lutego” wydanej w 1896 roku tak opisuje te straszne wydarzenia:
Pstrągowa (wieś w Tarnowskiem na granicy Rzeszowskiego, wielka obszarem, rodzajem była kollokacyi, gdy na dziewięciu folwarkach dużo mieszkało szlachty, pomiędzy którą najwięcej znanymi byli Łazowscy i Teofil Wasilewski właściciel Markuszowy).
Antoni Łazowski oficer wojsk polskich, ojciec czterech synów i dwu córek, dowiedziawszy się, że czerniawa chłopska zbliża się do Pstrągowy, wyjechał z synami, Aleksandrem, Józefem i Henrykiem do Rzeszowa. Starosta rzeszowski Lederer nie pozwolił mu zostać w mieście, zmusił opuścić miasto, i popchnął w ten sposób nieszczęśliwych w ręce krwiożerczej czerni. Wzbraniającego się wyjechać, kazał Lederer przez landsdragonów z miasta wyprowadzić. Wypędzony w ten sposób przybył do Czudca i prosił mieszczan o przytułek, lecz ci obawiając się zemsty chłopów i napadu na miasteczko, odmówili schronienia. Pędzony zewsząd puścił się ku Pstrągowy, i o pół mili ode wsi w czystem stanął polu, Synowie Aleksander i Józef poszli na zwiady, lecz zaraz na granicy przez chłopów złapani zostali, Stojący temczasem w polu ojciec darmo powrotu synów wyglądał, a wtedy trzeci syn Henryk, górnik ze szkoły w Szemnic poszedł też by zobaczyć co się z braćmi dzieje, i również w ręce chłopstwa się dostał. Rozpacz, że synowie nie wracają, powiodła ojca ku granicy Pstrągowy. Kiedy go chłopstwo porwało i na miejsce zaprowadziło, gdzie synowie pomordowani leżeli, wymógł na oprawcach, że mu się wyspowiadać pozwolili. Zaprowadzono go do kościoła i przywołano plebana ks. Modłę, który po odbytej spowiedzi wydał Łazowskiego chłopom, mówiąc: "teraz go sobie weźcie!" Ksiądz Modła niespokojny jako sąsiad i znany w okolicy z niemoralnego życia, albo zwątpił o wpływie przedstawień w obronie Łazowskiego, albo też rad, że się świadka swego życia pozbędzie, zaniedbał obowiązku bronienia bliźniego, i nie przemówiwszy ani słowa ze stanowiska kapłana i człowieka, wydał starca chłopom, Gdy chłopstwo suknie z niego zdzierało, prosił Łazowski by mu pozwolili pożegnać żonę i córki, Oprawcy wzięli go za uszy i w koszuli zaprowadzili do żony. Straszna była to dla rodziny chwila. Żałując mu i tych chwil paru, zawołali oprawcy: "dość tych szlochów", wzięli ofiarę za uszy i wyprowadzili na dziedziniec. Tu prosił ich starzec, by jeżeli ma ginąć, ginął od kuli, gdyż mogliby być odpowiedzialni, gdyby go jako oficera inaczej zamordowali. Na to odezwał się Strzemeski, który z synami Szeli hordzie tej przywodził: "dobrze, niech ginie z mej fuzyi", poczem chłopstwu rozstąpić się kazał a starcowi przyklęknąć, Łazowski szczęśliwy, że tą śmiercią ginie, obnażył piersi, i błagał Strzemeskiego by dobrze mierzył. Nieszczęśliwe niewiasty odarte ze wszystkiego W koszulach tylko pozostały. Chcąc do szczętu wytępić tę rodzinę, wysłali rabusie po czwartego syna do Rzeszowa, by go sprowadzić, że wszakże pani Misiągewiczowa listu od rodziców zażądała, nie pojechał chłopak, i w ten sposób ocalał. Z synów Łazowskiego przerznęli jednego piłą, drugiemu nogi kosami, jakoby kosząc poobcinali, zanim go dobili. Ciała Łazowskich ułożono na wozie tak, iż na wierzchu usadowiono trupa ojca, włożywszy mu fajkę do ust. Zginęli w Pstrągowy w dniach 23 i 24 lutego: Paweł Iskrewicz lat ekonom na Sadowszczyźnie, Antoni Łazowski właściciel Okopu lat 58, ożeniony z Ewą Haczewską, Aleksander Łazowski syn lat 26, Józef Łazowski syn lat 24, Henryk Łazowski lat 22, Józef Kazimierz Bełdowski właściciel Bełdowszczyzny lat 38, Teofil Tymowski syn Stanisława i Praksedy z Jordanów, gorzelnik lat 22, Wiewiórowski Ignacy szlachcic lat 54, Stetkiewicz Feliks, ożeniony ze Zwolską, właściciel Żychowszczyzny lat 58, Koszewski Józef, mandataryusz i dzierżawca Podbrzezia.
Dokazywały tu bandy Szeli, które sprzedawszy żydom co poprzednio zrabowały i pijąc na umór przez noc całą, nad ranem rzuciły się na ciche dworki szlacheckie.
…
Po drodze w Czudcu spotkaliśmy niezwykły ruch na gościńcu, a zatrzymawszy się przed domem mandataryusza, kazaliśmy go z miasteczka dokąd się był schronił sprowadzić, i od niego dowiedzieliśmy się że możebnem było dostać się jeszcze do Rzeszowa, W Czudcu we dworze zastaliśmy na poły żywą guwernantkę, sami państwo Nyczowie wyjechali byli już z domu, i zabraliśmy ją, by odwieść do aptekarza Hybla, którego była krewną.
...
Czudec naszła czerń, która łupiła i mordowała w Pstrągowy, niespodziewanie wszakże spotkała się tu z oporem należycie zorganizowanym, na którego czele stał wójt miejscowy Śmiałowski. Obrona mogła być zacięta, bo na linii bojowej stanęły i kobiety, uzbrojone w ożogi i wrzącą wodę. Dzielnego Śmiałowskiego wynagrodził p. Nycz, nadając mu na równiach kawał ziemi, w miejscu gdzie teraz stacya kolei żelaznej. (Śmiałowskiego nagrodził też cesarz przyznając mu tzw. mały medal i 100 zł, co jest o tyle dziwne, że zwykle nagrody dostawali nie obrońcy ale mordercy szlachty, także sam Jakub Szela - obdarowany wielkim złotym medalem i gospodarstwem na Bukowinie).
Po drodze w Czudcu spotkaliśmy niezwykły ruch na gościńcu, a zatrzymawszy się przed domem mandataryusza, kazaliśmy go z miasteczka dokąd się był schronił sprowadzić, i od niego dowiedzieliśmy się że możebnem było dostać się jeszcze do Rzeszowa, W Czudcu we dworze zastaliśmy na poły żywą guwernantkę, sami państwo Nyczowie wyjechali byli już z domu, i zabraliśmy ją, by odwieść do aptekarza Hybla, którego była krewną.
...
Czudec naszła czerń, która łupiła i mordowała w Pstrągowy, niespodziewanie wszakże spotkała się tu z oporem należycie zorganizowanym, na którego czele stał wójt miejscowy Śmiałowski. Obrona mogła być zacięta, bo na linii bojowej stanęły i kobiety, uzbrojone w ożogi i wrzącą wodę. Dzielnego Śmiałowskiego wynagrodził p. Nycz, nadając mu na równiach kawał ziemi, w miejscu gdzie teraz stacya kolei żelaznej. (Śmiałowskiego nagrodził też cesarz przyznając mu tzw. mały medal i 100 zł, co jest o tyle dziwne, że zwykle nagrody dostawali nie obrońcy ale mordercy szlachty, także sam Jakub Szela - obdarowany wielkim złotym medalem i gospodarstwem na Bukowinie).
Czerń odparta w Czudcu mordowała w niedalekiej Godowy, a spotkała równie energiczny opór w Połomyi, gdzie wójt Mikołaj Bosak i podwójci Ignacy Półchłopek, Połomyję wystąpieniem dzielnem obronili, tak, że napastnicy zostawiając w spokoju Połomyję, Niebylec i Baryczkę, na Lutczę i Domaradz uderzyli, i w Sanockie wtargnęli.
Relację księdza Dembińskiego potwierdza Kazimierz Ostaszewki-Barański w książce „Krwawy rok: opowiadanie historyczne”
Zbrodnie sprzed półtorej wieku mogą szokować, ale czy dzisiejszy świat jest bardziej normalny? Czytam: Brytyjscy naukowcy stworzyli już 150 zwierzęco-ludzkich hybryd. Są to zarodki, zawierające ludzki i zwierzęcy materiał genetyczny – informuje brytyjski dziennik „Daily Mail”. Zarodki były „niszczone” w ciągu 14 dni od ich powstania, tak jak wymagają tego przepisy. Widocznie nie dość jeszcze bestii na świecie, trzeba niedobór uzupełnić. Zastanawiam się tylko kto tu utracił człowieczeństwo - nieszczęsne embriony, którym wymieniono część genów, czy też eksperymentujący i mordujący naukowcy?
2 komentarze:
Piękna. Szkoda, że tyle ich zginęło z polskiego krajobrazu,
Franciszek Kotula pisał, że miejsce (kapliczka, krzyż, drzewo) żyje dopóki, dopóty trwa pamięć o faktach, legendach z nim związanych.
Prześlij komentarz