Strony

niedziela, 21 czerwca 2020

Rezerwat Jelenia Karpackiego

Współczesna hodowla zagrodowa jelenia w Bieszczadach
Wędrując po Pogórzu Przemyskim nie tylko w realu, ale równie często palcem po mapie w okolicach nieistniejącej wsi Borysławka potykałem się o napis „Rez. Jelenia Karpackiego”. Oczywiście kojarzyłem go automatycznie z Państwem Arłamowskim.

Rezerwat Jelenia Karpackiego na starej mapie topograficznej w skali 1:10 000.
Chociaż Internety bzdurnie piszą, że STREFA W2, to „lokalizacja, której na próżno było szukać na polskich mapach w latach 70 i 80 XX wieku” to przecież trudno ukryć obszar kilkudziesięciu tysięcy hektarów.
Rezerwat Jelenia Karpackiego na starej mapie topograficznej w skali 1:25 000
Oficjalnie nazywano to Ośrodkiem Łowieckim „Bory Polskie” w Arłamowie. Teren ogrodzony 120 km płotem obejmował nie tylko Borysławkę, ale także: Arłamów, Sopotnik, Paportno, Trójcę, Łomną, Krajną, Jamną Górną, Jamna Dolną, Grąziową, Kwaszeniną, Trzcianiec oraz części wsi: Jureczkowa, Leszczyny, Nowosielce Kozickie, Wojtkowa, Wojtkówka, Posada Rybotycka  i Makowa.
Widok w dolinę Wiaru z polany na Borysławce
Sąsiadujące z ogrodzeniem wsie gmin Fredropol, Bircza i Ustrzyki Dolne zostały objęte „pasem ochronnym” wyłączonym z odstrzałów prowadzonych przez zwykłe koła łowieckie.  Drogi dojazdowe zagrodzone były szlabanami i pilnowane przez żołnierzy  Nadwiślańskich Jednostek Wojskowych Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.
Sarna przy lizawce z solą
Na początku lat siedemdziesiątych wybudowano kilka luksusowo wyposażonych „chałup” na Trójcy, hotel w Arłamowie, lotnisko w Krajnej,  wylano asfaltem drogi leśne i postawiono liczne urządzenia łowieckie. W związku z organizacją ośrodka likwidowano spółdzielnie produkcyjne i PGRy w Trzciańcu, Trójcy, Grąziowej, Łodzince i Kwaszeninie.
"Zostało trochę betonu" - "wylewka" przy drodze z Posady Rybotyckiej na Borysławkę
Chociaż Ośrodek w Arłamowie powstał jeszcze za Gomułki, to w ówczesnych gazetach trudno znaleźć jakieś wspominki o tym obiekcie. Z pewnością jednak czerwonej władzy nie zależało na propagowaniu informacji o wielkopańskich rozrywkach skromnych przecież przywódców demoludów. Pierwsze szersze informacje dotarły do społeczeństwa podczas  festiwalu Solidarności. W styczniu 1981 roku „Nowiny – dziennik Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej” opublikował artykuł Justyny Woś „Dziki i ludzie". Autorka opisywała tam żale ludzi z okolicznych wiosek, którym prominencka zwierzyna niszczyła zboża i ziemniaki.
No i co człowiek? Łyso ci?
Rolnicy skarżyli się na plenum  KW w Przemyślu, pisali do Urzędu Rady Ministrów,  mówili nie tylko o szkodach, ale też strachu o własne życie:
Dzika zabić nie wolno! – krzyczy – ale dzik człowieka dziabnąć może. O rok temu w Makowej rzuciło się na chłopa, szablami mu kichy na wierzch wywaliło i poszedł chłop do ziemi.
Szczególnie aktywnie wypowiadali się mieszkańcy Wojtkowej i Woli Korzenieckiej. W różnych publikacjach można spotkać informację że ogrodzenie było szczelne, a nawet zaopatrzone od strony zewnętrznej w ziemne pochylnie dzięki, którym zwierzyna mogła się dostać do środka, ale wyjść już nie mogła.
Lotnisko w Krajnej stan sprzed 10 lat
Rolnicy twierdzili, że ogrodzenie szczelne nie było, a od lotniska w Krajnej, aż do Rybotycz była 5 kilometrowa przerwa.  Zwierzyna gromadnie wychodziła na pola i czyniła szkody - z 23 wsi gminy Fredropol aż 19 było intensywnie niszczonych przez zwierzynę leśną. Co znamienne artykuł nie operował żadnymi personaliami ludzi z PZPR – nie pojawia się w nim nawet nazwisko zarządcy Kazimierza Doskoczyńskiego. Solidarnościowe bibuły były mniej powściągliwe.
Rycina z gazetki federacji robotników, rolników i innych grup zawodowych Bieszczadów 
NSZZ "Solidarność" >Bieszczadnik< - źródło: "Bieszczady w PRL-u 3" Krzysztofa Potaczały
W lutym 1988 roku „Nowiny – dziennik Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej” piórem Edmunda Gajewskiego w artykule „Piąty na 5” (wywiad z nadleśniczym z Birczy Tadeuszem Łokajem) pożałował wcześniejszych comingout-ów  i oskarżał mieszkańców Wojtkowej o pieniactwo i kłótliwość, zaś Birczan o nadmierną roszczeniowość i pisanie anonimów. Artykuł ten wspomina już wprost wybryki płk. Doskoczyńskiego, ale wyraźnie łagodzi obraz czerwonego watażki, przedstawiając go jako dobrego organizatora i gospodarza, ale surowego dla podwładnych z czego miały wynikać różne plotki i pomówienia.
Droga z Posady Rybotyckiej na Borysławkę
Co ciekawe inż. Łokaj wspomina, że 70 procent jedlin w nadleśnictwie jest porażonych przez emisje pyłów przemysłowych i grozi im zagłada puentując wypowiedź słowami  Ernesta Jones’a  (sic!): „Panowanie, jakie uzyskał człowiek nad przyrodą, przewyższa jego panowanie nad sobą
Budynki popegeerowskie w Posadzie Rybotyckiej
W marcu 1990 roku „Nowiny” już bez plakietki PZPR w artykule ”Arłamów bez tajemnic”  znowuż Justyny Woś odsłaniają jakąś cząstkę (myślę, że daleko niepełną) mroków przeszłości. Ośrodek URM wciąż jeszcze wówczas działał i aby się tam dostać trzeba było mieć przepustkę z Warszawy. Nadal funkcjonowała „siatka” i posterunki na wjazdach do strefy „wewnętrznej”, a kierownikiem był płk. Jan Noga z MONu. Nadal funkcjonowały polowania dewizowe i rządowe, ale organizowane już przez Nadleśnictwo Bircza.
Wsie przynależne (całkowicie lub częściowo) do  Państwa Arłamowskiego
Dopiero w 1991 roku (chociaż większość źródeł mówi o 1989 roku) ośrodek rządowy uległ likwidacji, a majątek przekazano Gminie Ustrzyki Dolne, która sprzedała arłamowski hotel w 1996 roku, a Trójcę w 2010 roku.
Współczesna Trójca 
Najdłużej z Państwa Arłamowskiego bo do 1999 roku ostało się Wojskowe Gospodarstwo Rolne MSW w Kwaszeninie, po którym teren przejęła Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa.
Nowy Arłamów
A komuna? Jak to komuna - żyje  w nas.

10 komentarzy:

Bikers-Tarnów pisze...

Świetne - Niby o Arłamowie słyszałem, a tak dobrego opisu jeszcze nie czytałem. Można przyjąć że działanie ośrodka miało dla drzewostanu skutki równie opłakane jak dla Puszczy Białowieskiej "carskie łowisko"?

Stanisław Kucharzyk pisze...

Według oficjalnych wypowiedzi: "W połowie lat sześćdziesiątych na terenie nadleśnictw Bircza, Wojtkowa i Nowe Sady zaczęto tworzyć łowiecki ośrodek rządowy, istniejący do 1982 r., którego obecność miała negatywny wpływ na gospodarkę leśną tych terenów. W Arłamowie wybudowano pałac myśliwski wraz z zapleczem gospodarczym i socjalnym. Ogrodzono około 20 tys. [ha] lasów. Długość ogrodzenia (z siatki stalowej) wynosiła 120 km. Z okolicznych lasów zwabiano zwierzynę stosując dokarmianie i instalując w ogrodzeniu system tzw. skoczni, pozwalający na przedostanie się jej do środka, a uniemożliwiający wydostanie się na zewnątrz. Utrzymywano bardzo wysoki stan zwierzyny płowej, której obecność spowodowała szkody o katastrofalnym rozmiarze. Okresowa inwentaryzacja szkód wyrządzonych przez zwierzynę w lasach Nadleśnictwa Bircza, przeprowadzona w 1990 r. wykazała, że 57 % upraw i młodników było uszkodzonych w znacznym stopniu." Jakichś szczegółowych badań tam nie prowadziłem - ale jakieś katastrofy tam nie widzę obecnie okres funkcjonowania ośrodka był dość krótki niecałe 20 lat (w sensie zagrodzonej powierzchni) - w życiu drzewostanu to nie jest dużo.

Stanisław Kucharzyk pisze...

W początku lat 90-tych przeprowadzono znaczne odstrzały i zredukowano populację. Od tego czasu szkody są znacznie mniejsze. Wg PUL z 2007 roku: "Należy podkreślić, że rozmiar szkód w uprawach i młodnikach jest znaczny, chociaż zdecydowanie obejmuje on przedział uszkodzeń do 20% (szkody gospodarczo znośne). Brak uszkodzeń w przedziale powyżej 50% wynika z faktu zaliczenia odnowień podokapowych słabej jakości do podszytu. Szkody w uprawach na powierzchniach otwartych, w zasadzie występują w granicach do 10%, większe uszkodzenia występują w odnowieniach podokapowych wynoszące w granicach 25% (uszkodzone zaliczono do podszytu oraz uwzględniono w projektowanej powierzchni odnowień)."

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Słyszeliśmy nieraz w naszej wiosce legendy o przeogromnych stadach jeleni i saren, jakie wychodziły na łąki po zamknięciu "państwa arłamowskiego" i rozszczelnieniu ogrodzenia; ponoć przez Horodżenne miały swoją ścieżkę, którędy się przemieszczały; być może coś w tym jest, bo do tej pory w lutym ruszają tam poszukiwacze zrzutów poroża:-)
Naście lat temu mąż jeździł prawie codziennie doglądać budowy w Łobozewie, pod Braniowem wychodziły takie stada na łąki, że nieliczni przejeżdżający zatrzymywali się i patrzyli.
Teraz z rzadka widuję jelenie, wczoraj w ulewie wyszły 2 sztuki na popas, a strzały słyszę wieczorami, nowa ambona pod "bawełnianym zamkiem", druga na łąkach na linii Kopystańka-Koniusza; ... "Emisje pyłów przemysłowych" ... no, no, zakładów ci tu było :-)
P.s. Jak wiesz, podglądam Twego fb i odbiegam w tej chwili od tematu:-)
Na jednym ze zdjęć pokazałeś skarpę z kwitnącymi szałwiami, a w głębi ... no przecież, przystanek w Makowej; co się nakombinowałam, z której strony zrobione było zdjęcie, aż wreszcie mnie oświeciło: z łąki między Wiarem a przystankiem:-) pozdrawiam serdecznie.

Stanisław Kucharzyk pisze...

Skarpa jest pod drogą Rybotycze-Huwniki, tuż poniżej Twojej krzyżówki na Gruszową przy cmentarzu.

Anonimowy pisze...

"A komuna? Jak to komuna - żyje w nas."

Problem jest frapujący - ale naprzód precyzyjnie go zdefiniujmy. Pytanie brzmi, czy istnienie "państwa arłamowskiego" ( ośrodek rządowy plus obszar do niego przyległy ) bardziej wpłynęło na degradację przyrody, czy...odwrotnie na jej konserwację??? Doświadczenia z innych obszarów ( strefa buforowa między jedną i drugą Koreą, obszar nad Morawą na pograniczu słowacko - austriackim będący kiedyś zakazanym pograniczem, poligony wojskowe, czy obszary będące do dyspozycji wojska) wskazują dosyć jednoznacznie na to, iż ograniczenie aktywności człowieka na danym terenie sprzyja istotnie konserwacji i ekspansji przyrody. Zresztą w przypadku tego typu "rezerwuarów" zwierzyny leśnej, utrzymywanej w wielu miejscach onegdaj przez bogatych arystokratów - bardzo często podkreślano/podkreśla się aspekt "ochroniarski" istnienia takich obszarów. Nie wiem więc czy przypadkiem przy ocenie arłamowskiego fenomenu nie występuje pewna tendencyjność oceny związana z jego komunistyczną genezą? Wypada podkreślić, iż na części dawnego "państwa arłamowskiego" winien już dawno temu zaistnieć Turnicki Park Narodowy - który to fakt tylko akcentuje przyrodnicze znaczenie i wyjątkowość tych terenów. Warto przy okazji, tytułem dygresji, podnieść problem antropopresji na tych jakże cennych z punktu widzenia przyrodniczego terenach - związanej z powstaniem ogromnego ośrodka rekreacyjnego w Arłamowie oraz wygenerowanego tym faktem znacznego przyrostu ruchu turystycznego. Czy były jakieś badania prowadzone w tym względzie?


Pozdrawiam,


Artur Ziaja

Stanisław Kucharzyk pisze...

Pyta Pan czy istnienie "państwa arłamowskiego" było degradacją przyrody, czy raczej sprzyjało jej ochronie. Myślę, że odpowiedź na to pytanie nie jest prosta głównie z powodu tego że
1.) wieloaspektowa jest sama przyroda,
2.) istnienie "państwa arłamowskiego" nie było w istocie rezerwatem pozbawionym wpływu człowieka, ale w niektórych aspektach działalnością znacznie ingerującą w środowisko (np. działalność spychaczy na terenach dawnych wsi - patrz Krajna - maska pośmiertna .
Z pewnością da się wyróżnić jakieś przyrodniczo pozytywne aspekty funkcjonowania Państwa Arłamowskiego np.:
- mniejsze cięcia w starodrzewiach bo goście chcieli mieć spokój;
- utrzymanie lub nawet odtworzenie cennych przyrodniczo terenów łąkowych i pastwiskowych, które na innych obszarach Pogórza zarosły lub zostały zalesione;
- utrzymanie starych sadów jako elementów wzbogacających "łowisko"
Elementy przyrodniczo negatywne:
-nadmierne podtrzymywane sztucznie, przegęszczenie populacji kopytnych;
-"rekultywacje" za pomocą spychaczy;
To oczywiście nie kompletne listy tylko jakiś zarys.

Stanisław Kucharzyk pisze...

Co do wpływy obecnego ośrodka Arłamów to samo powstanie jak to z dużymi inwestycjami bywa było z pewnością było znaczną ingerencją w środowisko jakoś tam opisaną
Environmental losses caused by development of a great recreation- residence centre, Arłamów Residence in the Turnickie Mts. (SE Poland) -case study
. Obecnie nie słyszałem o żadnych badaniach w tym kierunku. Kręcąc się koło ośrodka mam wrażenie jakby goście siedzieli głównie w środku korzystając z atrakcji wewnętrznych.

Stanisław Kucharzyk pisze...

A co do słowa "komuna" to nie tak dawno na tym blogu napisałem "Archetypiczne słowo-klucz „komuna” to dla mnie nie tylko sztandarowe idee: ateizm, antyklerykalizm, prorosyjskość, walka klas, ale także bolszewickie metody działania: zamordyzm, uniformizm, urawniłowka, działactwo, partyjniactwo, trybalizm, nachalna propaganda, zakłamanie i fałszowanie historii." W tym konkretnym przypadku takim klasycznym przeżytkiem "komuny" jest dla mnie PZŁ

Anonimowy pisze...

"W tym konkretnym przypadku takim klasycznym przeżytkiem "komuny" jest dla mnie PZŁ".

Jeżeli ma Pan na myśli Polski Związek Łowiecki - podzielam pańską opinię. Jednakże w chwili obecnej nie jest ta organizacja programowo ateistyczna, antyklerykalna czy prorosyjska - raczej na odwrót. Przy czym brak tu autentyzmu, zdecydowanie bardziej zauważalny jest koniunkturalizm i oportunizm. Są jak owe przysłowiowe kurki na wieży kościelnej, które tam patrzą gdzie wiatr wieje. Pamiętam z okresu wczesnego dzieciństwa następujące zdarzenie. Na podeście budki stojącej na działce mego ojca pod Przemyślem, umiejscowił się myśliwy i strzela do jakiegoś zwierza (lis, zając lub bażant) - mając za nic fakt, iż pogwałcił brutalnie czyjeś prawa własności. Minęło 40 lat, zmienił się całkowicie ustrój, zdawałoby się, iż "komuna" całkowicie zniknęła - a tu tymczasem szokując niespodzianka. Myśliwi nadal mają absurdalne i skandaliczne prawo do gwałcenia czyjejś własności podczas polowań. Czas z tym reliktem "komuny" jak najszybciej - i jak trzeba, nawet drastycznie - skończyć.


Pozdrawiam,


AZ