Strony

piątek, 15 lipca 2016

Herburt i Onufry


Dobromil to dziś zakonserwowana w czasie galicyjska mieścina na ukraińsko-polskim pograniczu niegdyś rozsławiona dzięki rodowi Herburtów. Krajobraz zwieńczony dwoma wzgórzami  w masywie tzw. Wilczej Jamy - pierwsze z ruinami zamku nosi miano Herburt (lub Radycz  - 554 m n.p.m.), na zboczach sąsiedniego wzniesienia, zwanego Mniszą Górą, ulokował się klasztor Bazylianów p.w.  święty Onufrego męczennika.
Oddajmy jednak głos niezrównanemu prekursorowi polskich krajoznawców i etnografów Żegocie Pauli (1814-1895): Niemasz w całej dawnej Polsce krainy, któraby w więcej ciekawości obfitowała, jak dotąd jeszcze nieznane podgórze karpackie...
Jeden z zachowanych śladów polskich w Dobromilu
Tutaj to ciekawy wędrowiec, prawie za każdym krokiem napotyka wnet zabytki sztuki, przypominające mu drogie dzieje ojczyste, wnet szczególniejsze piękności samej przyrody‚ ujmujące swemi tysięcznymi wdziękami. 
Jedną z takowych okolic, zalecającą się historycznemi wspomnieniami, jako też i ładnem swem położeniem, jest dobromilski monaster OO. Bazylijanów. 
Ratusz w Dobromilu
Samo miasteczko Dobromii, na granicy obwodu sanockiego, w Galicyi leżące, niegdyś pod opieką Herburtow zamożne, dziś zaś znacznie podupadłe, wsławiło się już z początkiem XVII. wieku, drukarnią Jana Szeligi, która pierwsze wydała na jaw dzieła naszych historyków: Kadłubka, Długosza, Orzechowskiego, Herburta. 
Zachowany budynek drukarni
Pół mili za miasteczkiem, w ustroniu dzikiem i prawdziwie nabożnem i pustelniczemu życiu odpowiednim, znajduje się ów monaster, w którym obecnie 15 zakonników uniackich, reguły ś. Bazylego mieszka. 
Do szczupłego murowanego kościoła, przypierają nieco obszerniejsze zabudowania klasztorne. Ciemne krużganki takowych, przyozdobione są dawnemi obrazami, między którymi kilka ciekawych popiersi polskich się znajduje, mianowicie: Jana Szczęsnego Herburta i Jana Lwa Herburta, ostatniego potomka tej rodziny; miał on w zakonie tutejszym życie swe zakończyć. 
Św. Onufry pustelnik
Biblioteka klasztorna, posiada przeszło 700 dzieł starych, powiększej części ascetycznej treści, kilka ciekawych rękopisów i do 70 ksiąg ruskich. 
Monaster pierwotnie drewniany, stał dawniej na górze, lasem porosłej, wznoszącej się nad klasztorem dzisiejszym; założył go wraz z kościołkiem św. Mikołaja ojciec Anastazy. r. 1613. na mocy przywileju Jana Szczęsnego Herburta, starosty mościckiego i sądowowiszniańskiego. 
Jeden z nielicznych zachowanych fresków na sklepieniu - reszta niestety zniszczona kompletnie
Jednakże z powodu niedogodnego położenia i trudnego przystępu, został r. 1731., pod Hegumenem Gerwazym Pasławskim na dół przeniesiony, i za przyczynieniem się Hegumena M. Haliczkowicza, rozszerzony i wymurowany.
Monaster ten, celujący niegdyś wzorowemi swemi szkołami, wspierali dobrodziejstwy takze Albrecht Krasiński, kasztelan Czehowski r. 1663. i Stanisław na Jaworze Jaworski, miecznik kijowski r. 1740. i Stanisław Bratkowski, dziedzic Żurawna. 
Od południa spoglądają na klasztór i na okolicę rozwaliny, niegdyś możnego grodu Herburtów. Leżą one już na gruncie wsi Tarnawa na dość wyniosłej górze. Osobliwsza budowa zamku tego, do którego kręta koło góry prowadzi droga, na szczególną zasługuje uwagę. Główna część mieszkalna, dosyć obszernie zbudowana, jest w kształcie półkola; widać w niej jeszcze potrójne sklepienia, okna i warowne strzelnice, które mimo niszczącego czasu, dotąd przetrwały. Tylna część zamku, przeznaczona na dziedziniec i stajnie, obwiedziona murem, tworzącym trójkąt, kończyła się basztą, dziś już całkiem zburzona. 
Tu nad bramą był kiedyś herb Herburtów
Duża brama gotycka prowadzi z przodu do zamku, nad nią w kamieniu wykuty herb rodziny Herburtów do pół wytarty napis: „Obrona w ...” co pokazuje, iż zamek więcej dla obrony, jak dla przepychu służył.
Tak wygląda herb Herburtów
z kościoła p.w. Przemienia Pańskiego w Dobromilu (kiedyś więcej o tej świątyni bo warto)
Zamek ten wymurował w XVI. wieku Jan Herburta z Fulsztyna, sekretarz królewski, podkomorzy przemyski i starosta sanocki sławny ze swego zbioru praw polskich; zdobiły go wtedy rozmaite malowidła i napisy, jak to widać ze starego opisu tych malowideł umieszczonych w Pamiętniku sandomirskim T. II. str. 297. 
Po bezpotomnym zejściu Herburtów, dostał się Czuryłłom, a później rodzinie Krasińskich. W drugiej połowie XVIII. wieku, przemieszkiwała w nim Franciszka Krasińska, sławna ze swej piękności i nieszczęść,  zaślubiona potajemnie r. 1761. Karolowi, xsięciu kurlandzkiemu, synowi Augusta III., króla polskiego, której czułe przygody znana nasza autorka, p. Klementyna z Tańskich Hoffmanowa pięknym piórem opisała. Zamek Herburtów, przetrwał liczne burze w wojnie kozackiej, szwedzkiej, siedmiogrodzkiej; dotąd jeszcze żyje w uściech ludu tamtejszego podanie, jak się załoga nieraz mężnie broniła, rzucając z murów zamkowych kamienie belki i proso wrzące na drapiących się wrogów. 
Największego jednak zniszczenia doznał roku 1684., gdy A. Białogłowska, starościna Liska, Bazylijanom dobromilskim do budowy klasztoru pozwoliła wybierać kamienie z murów. Jednakże, podług powieści ludu, strzeże dotąd gruzów duch, czasami się pokazujący, a niejeden śmiałek przypłacił złamaniem karku, gorliwość swoją przy rozbieraniu murów. 
Na górze ostrokręgowego kształtu, między klasztorem a zamkiem leżące, dziś gęstym lasem porosłej, miał dawniej drewniany stać zameczek. Nie mogę tu jeszcze pominąć gminnego podania o tej górze, wiążącego się ściśle z dziejami Herburtów i opowiadającego przyczynę  w poetyczną szatę ustrojonego wygaśnięcia owej dawnej rodziny. 
rysunek Władysława Łuszczkiewicza 1890/1896
Każdy, umierający Herburt, tak prawi lud tamtejszy, przemieniał się w siwego orła, i obierał na skałach zamkowi przyległej góry mieszkanie, gdzie gnieżdżąc się, młode swe wywodził pisklęta. Dopóki orły się gnieździły i dopóki je szanowano, dopóty sprzyjało szczęście Herburtom. Lecz zniszczył go naraz jeden niebaczny potomek Herburtów, który nie pomnąc na oddawaną cześć tymże orłom, ośmielił się ubić jednego z nich ze strzelby. Powróciwszy z polowania do domu, dowiedział się, że w chwili zabicia orła, skonał jego mały synek, którego całkiem zdrowego jeszcze w domu zostawił. Od tego to czasu uciekło szczęście i dostatek od Herburtów, a ich rodzina wygasła z powodu zabicia orla, na owym bezdzietnym śmiałku. 
Lebiodka, przytulia właściwa i przytulia pospolita na dobromilskiej skarpie
Na koniec  pięknego opis Pauliego krótka refleksja - zamek Heburtów i klasztor Onufrego dzieli w przestrzenni nieco ponad kilometr. Klasztor bazylianów niejako wyrósł z cegieł polskiego zamku. W tym klasztorze polski hrabia  Roman Maria Aleksander Szeptycki w 1888 roku stał się mnichem  obrządku bizantyjsko-ukraińskiego Andrejem Szeptyckim. 


Jak głosi współczesna tablica tu wstąpił na ciernistą drogę służby Bogu i Ukrainie przyszyły arcybiskup metropolii lwowskiej i halickiej. Jego brat - Stanisław był polskim generałem, dowódcą armii Wojska Polskiego w wojnie polsko-bolszewickiej i ministrem spraw wojskowych II Rzeczypospolitej. 
16 lipca 2015 papież Franciszek zatwierdził dekret o heroiczności cnót Sługi Bożego Andrzeja Szeptyckiego. Należy tu przypomnieć, że proces beatyfikacji metropolity Szeptyckiego został wcześniej dwukrotnie zablokowany przez kardynała Stefana Wyszyńskiego, głównie z powodu działalności politycznej arcybiskupa (między innymi dwuznacznego stosunku do działalności Dywizji "Hałyczyna" i UPA). Onufry i Herburt - niby bliskie, a takie odległe. 

11 komentarzy:

#thejulietta pisze...

"Należy tu przypomnieć, że proces beatyfikacji metropolity Szeptyckiego został wcześniej dwukrotnie zablokowany przez kardynała Stefana Wyszyńskiego, głównie z powodu działalności politycznej arcybiskupa (między innymi dwuznacznego stosunku do działalności Dywizji "Hałyczyna" i UPA)".

Szeptycki wstępując do Bazylianów nie był już - jak Pan pisze - "polskim" hrabią. Przed tym aktem dokonał bowiem mentalnego wyboru innej nacji - to jest powrócił do narodowości swoich antenatów, czyli ruskiej - ukraińskiej.

Ten dwuznaczny stosunek do UPA czy dywizji "Hałyczyna" - jako zarzut wobec Szeptyckiego - jawić się może jako dowód na nieznajomość materii ze strony Wyszyńskiego bądź też - co bardziej prawdopodobne - jako przykład braku empatii i zdolności spojrzenia na problem w kontekście innym niż perspektywa polska. W opinii Wyszyńskiego przewina Szeptyckiego polega na tym, iż nie odciął się i nie potępił ukraińskiego ruchu narodowego o charakterze - także - antypolskim. Jednakże zważywszy na aspiracje polityczne Ukraińców oraz fakt utożsamienia się metropolity z interesami narodowymi tejże nacji - zarzut taki wydaje się być niedojrzały i małostkowy. Warto natomiast bezwzględnie podkreślić, iż Szeptycki stanowczo potępiał wszelkie przejawy gwałtów relacjach ukraińsko - polskich prezentując swój pogląd także w formie stosownych listów pasterskich (List "Nie zabijaj"). Jeżeli jeszcze dodamy do tego jego list - protest do Himmlera w sprawie eksterminacji Żydów oraz jego zaangażowanie w ratowanie Żydów - heroizm jego postawy jest niewątpliwy i nie znajduje odpowiednika wśród purpuratów katolickich całej ówczesnej okupowanej Europy.

Pozdrawiam,

Artur Ziaja

Stanisław Kucharzyk pisze...

W sumie to Ukraińcy napisali na swojej tablicy a nie ja, że graf Roman stał się bratem Andrijem. Kiedy ta decyzja faktycznie miała u niego miejsce nie wiem. Bardzo trudno jest oceniać biskupa Szeptyckiego. Jako persona i jako duchowny z pewnością był dobrym człowiekiem, może nawet świętym. Niestety faktem jest, że był również politykiem i tu trzeba powiedzieć, że albo naiwnym albo wyrachowanym.

Anonimowy pisze...

"Niestety faktem jest, że był również politykiem i tu trzeba powiedzieć, że albo naiwnym albo wyrachowanym".

Szeptycki usiłował w warunkach arcytrudnych wcielać w życie ukraińską ideę narodową, przy odwoływaniu się do pryncypiów chrześcijańskich. Niech Pan sobie policzy jak wiele razy zmieniała się władza we Lwowie w okresie jego 44 - letniego władztwa na górze świętojurskiej? Jego trud skazany był na porażkę. Nie był w stanie sprostać wyzwaniom stawianym przez historię. Jednakże ani razu nie splamił się pogwałceniem dekalogu, którego przestrzegania heroicznie bronił. A do tego - jak dobry pasterz - był ciągle ze swoim narodem. Jak na jego tle prezentuje się np. kardynał Hlond? A czy któryś z polskich purpuratów (szczególnie chodzi mi tutaj o abp Sapiehę) zaapelował do swoich wiernych o przestrzeganie przykazania "Nie zabijaj" w odniesieniu do - na przykład - Żydów?

Pozdrawiam,

AZ

Anonimowy pisze...

"W sumie to Ukraińcy napisali na swojej tablicy a nie ja, że graf Roman stał się bratem Andrijem".

Ale nie jest na niej napisane, że był on polskim "grafem". Szeptycki podjął swoją decyzje po długich przemyśleniach. W chwili gdy wstępował na furtę Bazylianów - był on już po "mentalnej konwersji" na narodowość ukraińską.

Pozdrawiam,

AZ

Stanisław Kucharzyk pisze...

Tak polscy biskupi również apelowali i pomagali klik. Akurat kardynał Hlond tutaj nie jest faktycznie świetlaną postacią.

Stanisław Kucharzyk pisze...

Pisząc o tym przekroczeniu furty i konwersji potraktowałem to jako pewien symbol, nie jako nawrócenie pod Damaszkiem. Na pewno ma Pan rację, że decyzja była podjęta dużo wcześniej. Co do oceny działań Biskupa Szeptyckiego to temat jest bardzo trudny i na pewno mnie przerasta. Myślę, że warto byłoby poczytać w całości pracę Johna Himki "Chrześcijaństwo i radykalny nacjonalizm: Metropolita Szeptycki i ruch Bandery". Fragmenty są tutaj: klik .

Stanisław Kucharzyk pisze...

Całość pracy jest dostępna tutaj (niestety po angielsku):
https://www.academia.edu/2489745/_Christianity_and_Radical_Nationalism_Metropolitan_Andrei_Sheptytsky_and_the_Bandera_Movement._?auto=download

makroman pisze...

Niezwykle ciekawy materiał.
Także nie sile się na oceny Szeptyckiego - na pewno Wyszyński miał swoje powody by blokować pewne względem Szeptyckiego zachody w Watykanie - być może nigdy ich nie poznamy, ale nie sądzę by akurat małostkowość była cechą opisująca działania Prymasa tysiąclecia...

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Bardzo chcieliśmy tam kiedyś dotrzeć, do ruin Herburtów i do klasztoru, nawet braliśmy pod uwagę otwarte przejście w Malhowicach-Niżankowicach w któryś weekend, ale co, na rowerach nie jeździmy, samochodów nie puszczają, to i plany odwlekły się w niewiadomą, a nam wystarcza na razie spojrzenie od nas na Wilczą Jamę:-) pozdrawiam.

Stanisław Kucharzyk pisze...

To są bardzo drażliwe sprawy i delikatne - http://www.bibula.com/?p=16165

Stanisław Kucharzyk pisze...

Zawsze można przez Krościenko. Ostatnio nie ma tłoku przy okazji herbatka w Ustrzykach :-)