Strony

niedziela, 10 stycznia 2016

Hitler, Stalin i kok-sagiz

Prawie rok temu pisałem tutaj o nowowiejskim dworze i rodzinie Wiktorów. Nie tak dawno udało mi się zdobyć i przeczytać doskonały memuar profesora Andrzeja Wiktora - „Życie z przyrodą w tle”. Sięgnąłem po książkę zachęcony bliską mi proweniencją Autora (również pochodzę z Nowej Wsi Czudeckiej tyle, że ja chłop z chłopów jestem , a on pan z panów). Znalazłem natomiast nie tylko bardzo miłe i ciekawe wspomnienia z rodzinnych stron, bliskich również mojemu sercu, ale nader ciekawą literaturę o charakterze przyrodniczo-podróżniczym. Jest to także ciekawy dokument kariery zawodowej naukowca w czasach PRL. Jedyny zarzut, który chciałbym wnieść do tego udanego dzieła to to, że powinno być przynajmniej trzy albo cztero tomowe. Wątki nowogwinejskie i chińskie  nadają się bez wątpienia na osobną książkę. 
Z tegoż tomu pozwalam sobie zamieścić tutaj interesujący dla botanika passus dotyczący realiów okupacyjnych:
Niemcy wymyślali coraz to nowe ograniczenia, nakazy i zakazy. Przykładem były nie tylko różne rekwizycje. Ojcu nakazano np. uprawiać koksagiz. Była to jakaś roślina podobna do mniszka lekarskiego, mająca korzeń bogaty w mleczko. Z tego soku podobno można było robić gumę, surowiec strategiczny, potrzebny Niemcom. Roślina ta pochodzi bodajże z Kaukazu i nasz klimat jej nie służy. Odmowa wykonania polecenia byłaby sabotażem i w najlepszym przypadku groziła za to utrata majątku lub narzucenie administratora niemieckiego. Takim administratorem zwykle bywał jakiś Volksdeutsch, a wiadomo czym to się kończyło. Zawsze znalazła się kanalia, przez Polaków uznawana za zdrajcę, a przez Niemców za człowieka niepewnego. Taki Volksdeutsch, chcąc zdobyć zaufanie swoich mocodawców i uzyskać profity, był nadgorliwy i tym samym bardziej niebezpieczny niż wielu Niemców. Koksagiz rosnąć nie chciał, sezon wegetacji w naszych okolicach był dla niego zbyt krótki. Ojciec, doświadczony rolnik, wpadł na pomysł i wysiał roślinę w prymitywnych inspektach, a później kazał przeflancować na eksperymentalne pole. Koksagiz ładnie się rozwinął i nawet zakwitł, tyle że oberwany przy flancowaniu korzeń palowy już się nie wykształcał, a w jego miejscu pojawiał się rachityczny pęczek korzonków przybyszowych. Roślina rosła, ale na uzyskanie kauczukowego mleczka trudno było liczyć. Wpadające znienacka kontrole z niemieckiego wydziału rolnictwa stwierdziły ewenement koksagiz w Nowej Wsi rośnie. 

Dwór Wiktorów w Nowej Wsi
Któregoś słonecznego dnia nad dworem zatoczył koło mały samolot na szczudłowatych kołach, tak zwany Storch (po niemiecku bocian) i usiadł na pobliskiej łące. Sensacja. Pobiegliśmy z kolegami mniemając, że Niemcowi przydarzyła się jakaś awaria. Z samolotu wytoczył się już niemłody oficer. Miał trochę inny mundur niż używany w znanych mi formacjach wojskowych, ale jak każdy generał, na spodniach miał czerwone lampasy i na naramiennikach złote „precle". W tym czasie już dobrze się wyznawałem na wojskowych stopniach. Generał kazał się zaprowadzić do Gutsbesitzer'a to znaczy właściciela majątku. Zaprzęgnięto konia i ów dygnitarz wraz z ojcem pojechał oglądać koksagiz. Obejrzał pole. Wyrwał jedną roślinę, później drugą i dokładnie ją oglądnął. Korzenia palowego nie było. Popatrzył na ojca i pyta; przeflancowane? Nie było, co gadać widać, że znał się na rzeczy. Ojciec przytaknął i stwierdził: kazali uprawiać, a roślina rosnąć nie chciała, więc kazałem przeflancować. Generał więcej nie pytał. Wsiadł do bryczki i kazał się odwieść do samolotu. Ojciec w rozmowie wyraził opinię, że obaj wiedzą, iż z całego eksperymentu gumy nie będzie. Zapytał, gdzie w tym jest jakikolwiek sens? I tu stała się rzecz niebywała. Niemiec przyjrzał się ojcu i powiedział: „a myśli pan, że jeśli trochę ludzi zajmujących się tym procederem przeżyje wojnę, to nie ma znaczenia"? Opowiadał mi to mój ojciec jako jeden z nielicznych zaobserwowanych przykładów, że wśród Niemców trafiali się czasem także nie naziści. W dodatku mający odwagę wypowiedzieć wobec Polaka taki pogląd jaki powyżej opisałem. Później o akcji koksagiz więcej nie słyszałem. 
A to nasz zwykły-niezwykły mniszek pospolity, który skupia podobno coś koło tysiąca gatunków ;-)
Mniszek kok-sagiz (Taraxacum kok-saghyz ) to bliski krewny naszych mniszków zwanych popularnie dmuchawcami. W stanie dzikim rośnie w Azji Środkowej w Kirgistanie, południowo-wschodnim Kazachstanie oraz w zachodnich krańcach Chin. Oba totalitarne reżimy hitlerowski i stalinowski gwałtownie potrzebując kauczuku do celów wojennych chwytały się różnych środków. 
Historię niemieckiego mniszka opowiedział profesor Wiktor. Historia mniszka radzieckiego rozpoczęła się w 1930 roku kiedy to ukraiński botanik Michaił Kotow rozpoczął poszukiwania wśród gatunków sowieckiej flory roślin o właściwościach kauczukodajnych. Okazało się, że najlepiej się do tego nadaje kok-sagiz, który w warunkach naturalnych w Azji Środkowej, wykazywał w korzeniach zawartość do 14% gumy. Od 1933 roku, na specjalne zamówienie rządu rozpoczęto w europejskiej części ZSRR hodowlę Taraxacum kok-saghyz na skalę przemysłową. Niestety w tych odmiennych od naturalnych warunkach ilość kauczuku spadała do 6%. Jednak ponieważ hasło armaty zamiast masła w wersji guma zamiast mąki w tym gorącym okresie było obowiązujące, stale poszerzano uprawy mniszka kosztem tradycyjnych upraw ukraińskich czarnoziemów. W efekcie w 1954 roku (kiedy to rozpoczęto produkcję kauczuku syntetycznego) kok-sagiz porastał ponad 7 tys. ha. Kołchoźnicy nienawidzili tych upraw gdyż były bardzo pracochłonne i nie dawały widocznych korzyści. 
Kołchoźnica z rejonu żytomierskiego sprawdza jakość korzeni kok-sagizu 1950 rok: źródło: http://cripo.com.ua/print.php?sect_id=5&aid=199505
Do podrzeszowskiej wsi kok-sagyz, ale już na mniejszą skalę wrócił w latach pięćdziesiątych za sprawą zapalonego ogrodnika i dyrektora czudeckiego liceum Władysława Woroszyńskiego. W przyszkolnym ogródku miczurinowskim rosły takie egzotyczne rośliny jak: ryż, sorgo, dynia oleista i pomidory argentyńskie. Wydawałoby się, że definitywny koniec kauczukodajnego mniszka nastąpił w latach 60. ubiegłego wieku, kiedy to szkolny ogródek zarósł chwastami, a później przyjechały spychacze i ogród zamienił się w kort tenisowy.
Jednak całkiem niedawno mniszek kok-sagyz wrócił do łask. Ponieważ kauczuk naturalny ma dużo lepsze właściwości w zakresie oporów toczenia i właściwości poślizgowych niż kauczuk syntetyczny, znów poszukuje się alternatyw dla drogiego brazylijskiego kauczukowca (Hevea brasiliensis). Badania w tym zakresie prowadzą spółki Sumitomo Rubber Industries, jak też Continental AG.

13 komentarzy:

makroman pisze...

Rewelacyjna historia! Przeczytałem z zapartym tchem. Nawet nie miałem pojęcia o istnieniu takiej rośliny, ani o związanych z nią perypetiach. Ciekawe czy uda mi się znaleźć opis procesu technologicznego przeróbki korzenia i pozyskiwania kauczuku.

Kolejny przy tym raz przekonałem się że osoby które w szkołach uczone były Łaciny (czyli przedwojenna, wojenna i tuż powojenna inteligencja) piszą, stylem pięknym, potoczystym i barwnym...

Stanisław Kucharzyk pisze...

Przed wojną Andrzeja Wiktora i braci użyła niemiecka guwernantka (represjonowana zresztą przez swoich bo wyszła za Polaka).
Co do technologii pozyskania gumy z mniszka to taki schemat znalazłem bardzo skomplikowanie to nie wygląda http://media.cleveland.com/metro/photo/11588993-large.jpg
1. maceracja gorąca wodą
2. mielenie
3. jeszcze raz do wody coby kauczuk wypłynął na powierzchnię
4. zbieranie kauczuku z powierzchni wody i oczyszczanie

Stanisław Kucharzyk pisze...

Najciekawszy jest wpis na dole schematu: naukowcy wierzą że z 1 akra (0,4 ha) upraw ruskiego mniszka (tak go nazywają) można wyprodukować 250 opon samochodowych!!!

makroman pisze...

Zbyt pięknie żeby było prawdziwe... chciało by się rzec. Faktycznie proces tani i wydajny. Półprodukt o 95% czystości - brzmi jak bajka dla każdego technologa.

Anonimowy pisze...

"Historię niemieckiego mniszka opowiedział profesor Wiktor".

Niemcy wynieśli koncepcję ersatzu - w myśl zasady iż potrzeba jest matką wynalazków - na bardzo wysoki poziom. Innym przykładem sięgnięcia po roślinny substytut, są uprawy - na dużą skalę - pokrzywy w Niemczech pierwszowojennych, które miały zastąpić braki bawełny spowodowane blokadą nałożoną na Niemcy przez Wielką Brytanię. W końcowym okresie wojny ok. 80 % munduru niemieckiego żołnierza utkanych było z włókien pokrzywy. Właściwości jak wyżej włókien pokrzywowych zostały odkryte znacznie wcześniej - przez plemiona germanskie, wśród których tkanie okryć wierzchnich z pokrzywy było bardzo rozpowszechnione. Andersen nawiązał do tej właściwości pokrzywy w przypowieści o siostrze, co to utkała z pokrzyw koszule dla swoich wielu braci.
Co do naszego mniszka - domniemywam, iż w białym mleczku sączącym się z łodygi po jej urwaniu, jest także podwyższona zawartość lateksu?


Pozdrawiam,

Artur Ziaja


Stanisław Kucharzyk pisze...

Generalnie wszystkie gatunki mniszka wydzielają sok mleczny z lateksem. Różnice są tylko w ilości. Ponadto jest duża zmienność "wewnątrzgatunkowa" ze względu na rozmnażanie apomiktyczne. Stąd te tysiące drobnych gatunków, możliwe że zróżnicowanych również pod kątem mleczka i lateksu. Podobno głównym problemem nie jest jednak ilość lateksu tylko szybka polimeryzacja ("zastyganie") lateksu- patrz http://kopalniawiedzy.pl/mniszek-kok-sagiz-Taraxacum-kok-saghyz-lateks-kauczuk-guma,8407

Unknown pisze...

Dziękuję za kolejny świetny tekst. Znowu się czegoś dowiedziałem. Życzę duzo zdrowia i nieustającego zapału do odkrywania tejemnic regionu!

Stanisław Kucharzyk pisze...

Dziękuję za ciepłe słowo. Zapraszam serdecznie do zaglądania

Adam z Lutczy pisze...

Kok-sagiz był uprawiany w wielu miejscowościach na podkarpaciu w czasie II wojny światowej.
Moja mama jako młoda dziewczyna jeszcze dziecko chodziła plewić z chwastów uprawy tej
rośliny na pola zarządzane przez niemieckiego zarządcę majątku pożydowskiego w Lutczy .
Więc artykuł opisujący uprawy tej rośliny w tych okolicach jest prawdziwy co wiem z
opowiadań mojej żyjącej mamy.

Adam z Lutczy pisze...

Historia opisana tutaj w artykule jest jak najbardziej prawdziwa ,bo podobną słyszałem od
mojej mamy która jako młoda dziewczyna jeszcze dziecko chodziła plewić z chwastów
uprawy kok-sagizu. Roślina ta była uprawiana na polach pożydowskich w czasie II wojny
światowej zarządzanych przez niemieckiego zarządcę Manca w Lutczy.

Stanisław Kucharzyk pisze...

Dziękuję za wizytę i ciekawe informacje uzupełniające. Pozdrawiam serdecznie

Anonimowy pisze...

Relacja więźnia KL Auschwitz Józefa nr obozowy 61615
Auschwitz w 1942 roku" w pobliżu cieplarni przeprowadzono doświadczenia alimatyzacji nasion kok-sagizu.widzialem jak w lecie wysiewali nasiona tej rośliny w inspektach i mimo upałów inspekty odkrywano lodem na który nasypywano warstwę trocin."
Jak widać Niemcy już wtedy chcieli wyprodukować kauczuk

Anonimowy pisze...

Moja mama , która ma 93 lata pamięta jak w 1943 roku, podczas okupacji, dzieci powyżej 3 klasy, w ramach zajęć szkolnych sądziły ta roślinę (sadzonki). Na polecenie Niemców sadzili je. Na żydowskiej działce sadzili i opiekowali się nimi. W Kroscienku nad Dunajcem w Pieninach.Gdy ułatwiała sobie pracę oderwała po głowie (sądząc po kilka sadzonek naraz).
Ok