Strony

niedziela, 10 maja 2015

Gotycka szkoła na wyspie albo do czego służy art. 9ty?

Ciekaw jestem o czym pomyśleliście czytając powyższy tytuł? Może o słynnym powieściowym Hogwarcie szkolącym czarodziejów? W istocie rzecz będzie o tzw. pipidówce - małej wiejskiej szkole zbudowanej w Nowej Wsi Czudeckiej w 1911 roku przez, jak powszechnie mówiono, cesarza Franciszka Józefa I.  Do tej alma mater uczęszczali moi dziadkowie, rodzice, a wreszcie w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku również i ja sam.
W istocie szkoła powstała dzięki "krajowemu funduszowi pożyczkowemu na budowę szkół" uchwalonemu 12 marca 1907 r. przez Sejm Krajowy galicyjski w wysokości 10 000 000 koron. Pożyczka ta zapewniła powstanie do 1912 roku (kiedy to się wyczerpała)  kilkuset szkół ludowych w całej Galicji. Podobnie jak sporo gmachów użyteczności publicznej na przełomie XIX i XX wieku, także i ta szkoła wybudowana została w stylu nawiązującym do neogotyku. Świadczy o tym nie tylko bryła z czerwonej cegły, ale także takie detale jak: metalowa wieżyczka na szkolną sygnaturkę naśladująca gotyckie pinakle oraz blendy czyli ślepe okna na ścianie północnej.
Oczywiście sam budynek to zaledwie rozwiązanie części szkolnego problemu - kolejnym była kadra nauczycielska. Za c.k, czasów częste były przypadki szkół, w których liczba uczniów wynosiła po 200 - 300, a uczył tylko jeden nauczyciel. Podobnie było w szkole nowowiejskiej, gdzie w okresie austriackim uczył samotnie Józef Wiśniowski, w okresie międzywojennym wspomagany przez jedną nauczycielkę.
Kierownik szkoły Józef Wiśniowski w otoczeniu wychowanków (wśród nich mój Tato - uczeń klasy pierwszej)
Nauczyciele wówczas (podobnie jak i dziś) łatwo nie mieli o czym świadczy następująca relacja z sąsiedniego Czudca, obrazująca stosunki nauczycielsko-polityczne w roku 1897.
Niewola nauczycieli ludowych albo do czego służy art. 9ty? 
Lud wiejski się skarży, że nauczycielstwo przy wyborach spełnia roję pańskich fagasów, albo neutralnie się zachowuje, a tylko bardzo nieliczne w nauczycielstwie jednostki idą ręka w rękę z ludem. Postępowanie takie nauczycielstwa budzi rozgoryczenie między uświadomionem włościaństwem, a na zgromadzeniach ludowych odzywają się głosy, że "nauczyciele nie zasługują na polepszenie im płacy, ponieważ z panami trzymają". Stąd błędne koło powstaje, bo nauczycielstwo rozgorycza się do ludu, mieniąc go niewdzięcznym, a lud nieświadomy rzeczy uderza na nauczycielstwo. Pierwsi nie mają racyi, żądając od ludu zrozumienia labiryntu intryg "sterników politycznych kraju, do których niewątpliwie dr. Bobrzyński należy, drudzy sądzą pochopnie, nie zdając sobie sprawy z istotnego stanu rzeczy. Przy głębszem zastanowieniu dopiero i nauczyciele i lud przyznać muszą, że są ofiarą jednego gracza-wroga, tj. kliki rządzącej. Dlatego to stronnictwo ludowe, nie gorsząc się ani głosem jednych, ani drugich, dąży do tego, aby należycie uposażone nauczycielstwo mogło być wychowawcą nie tylko dzieci, ale wszystkiego ludu, aby mogło kierować nie tylko nauką czytania i pisania w szkole, ale całem życiem polityczno-społecznem gminy. 
Pewnie, że gdyby nauczycielstwo murem stanęło solidarnie, to nawet w dzisiejszych warunkach niktby mu oprzeć się nie zdołał. Ale tak nie jest i zdaje się nie wnet będzie. Internaty seminarzyckie i cały system szkolny pracują nad tem wytrwale. A bohaterem nie każdy być chce i umie, aby w obecnych warunkach na stanowisku nauczyciela ludowego czuć się niezależnym. Jaskrawy dowód, że tak jest, zaprodukował poseł dr. Winkowski, żarliwy rzecznik spraw nauczycielstwa, na posiedzeniu Rady państwa z 25 z. m. w interpelacyi do ministra oświaty wniesionej, która opiewa dosłownie: 
"Interpelacya posła dr. Winkowskiego i tow. do JE. ministra wyznań i oświaty, w sprawie nieuzasadnionego prześladowania nauczycieli ludowych, życzliwych ludowi w Galicyi, przez władze szkolne. 
„Jest to rzeczą powszechnie znaną" że lud wiejski w Galicyi, znajduje się jeszcze zawsze na bardzo niskim stopniu tak ekonomicznego, jak i umysłowego i wogóle kulturnego rozwoju. Jest przeto obowiązkiem każdego, troskliwego o dobro tego kraju obywatela, ze wszystkich sił starać się o to, aby lud wiejski w Galicyi z tej niedoli ekonomicznej i umysłowej podnieść Nauczycielstwo ludowe ma również prawo i obowiązek do spełnienia powyższych zadań się przyczyniać nie tylko przez świadomą celu naukę w szkole, lecz także działalnością pozaszkolną, przyświecając przykładem dojrzałym członkom gminy, służąc im radą i pomocą w miarę sposobności. .
„Tymczasem w Galicyi jest inaczej. Ci nauczyciele ludowi, którzy pracują we wskazanym wyżej kierunku i stąd zażywają sympatyi wśród ludu, bywają prześladowani przez przełożone władze szkolne. Z licznych  dowodów tych prześladowań, możnaby stworzyć obszerne dzieło o męczeństwie nauczycielstwa. Oto jeden przykład: W miasteczku Czudcu pow. Strzyżów był przez 18 lat nauczycielem stałym i kierownikiem szkoły p. Tomasz Krzyś, posiadający egzamin wydziałowy i wszystkie kwalifikacye jak najlepsze. Ogółem służył p. Krzyś 23 lat w zawodzie nauczycielskim bez najmniejszej nagany przeciwnie, ku uznaniu przełożonych. Frekwencya dziatwy była jak najlepsza, bez przymusu i bez egzekucyi, wzrosła za kierownictwa p. Krzysia ze 160 zapisanych dzieci szkolnych na 320, za jego też staraniem powiększono liczbę nauczycieli tej szkoły do 4. Zarówno dziatwa szkolna, jak dorośli już wychowankowie p. Krzysia i ogół ludności otaczał kierownika szkoły wdzięcznością i poważaniem. 
Równie wydatną była działalność p. Krzysia poza szkołą dla dobra gminy. On dał pobudkę do założenia czytelni ludowej w Czudcu i sam ją prowadził, on przyczynił się głównie do utworzenia Kółka rolniczego i otwarcia sklepu kółkowego, który ma obrotu rocznego do 30 tysięcy złr. i przez lustratorów Zarządu głównego za wzorowo prowadzony uznany został.
Świeżo zachęcił Tomasz Krzyś okolicznych włościan do zawiązania spółki mleczarskiej dla wzorowej produkcyi i handlu masła. Potrzebne ku temu maszyny wyjednał p. Krzyś u skarbu państwa i niezadługo już będzie mleczarnia w ruchu. 
Aby włościanie, chcący swe budynki ubezpieczyć, nie potrzebowali chodzić daleko do miasta powiatowego, postarał się p. Krzyś o utworzenie ajencyi asekuracyjnej na miejscu, którą prowadzi p. Krzysiowa, przysparzając przytem pp. Krzysiom skromnego dochodu, przez co umożliwionem im zostało kształcenie dzieci w szkołach średnich; obecnie jeden z ich synów uczęszcza na wydział prawny uniw. lwowskiego, drugi do gimnazyum, a trzeci jest jeszcze w szkole ludowej. Przy nędznych poborach nauczycieli ludowych w Galicyi tylko nadzwyczajną zapobiegliwością i wytrwałą pracą zdobył sobie p. Krzyś w Czudcu znośne warunki bytu. 
Przy nądwyrężonem silnie zdrowiu tak długoletnią pracą zawodową jak i pracą pozaszkolną, tylko w ustalonych warunkach bytu w Czudcu mógł był p. Krzyś jeszcze dalej pracować. Niestety, niezbadane są zrządzenia... kliki stańczykowskiej. Zasłużony ten nauczyciel jakby piorunem został rażony rozporządzeniem Rady Szkolnej krajowej we Lwowie z 3. października 1897 l. 23680, mocą którego bez żądania interesowanego, a w drodze urzędowej, rzekomo "ze względów służbowych", przeniesiono p. Krzysia na inną posadę, do Bukowska pow. Sanok. Wprawdzie i w Bukowsku miałby p. Krzyś pobierać dotychczasową płacę w kwocie 500 złr., przyrzeczono mu nawet 500 złr. na koszta przeniesienia, niemniej jednak przeniesienie to równa się zupełnemu zrujnowaniu tegoż. Wiadoma to rzecz, czem jest przerzucenie do odległej miejscowości człowieka, obarczonego rodziną i wyrzucenie go z uporządkowanych warunków, stworzonych w czasie 23-1etniego pobytu na jednem miejscu. Każdy wie, że równa się to zniszczeniu egzystencyi rodziny. Tylko bardzo ważnymi względami możnaby krok ten Rady Szkolnej usprawiedliwić. Posłuchajmy tymczasem, co mówi opinia publiczna o przyczynach przeniesienia w tym wypadku. 
Ruch ludowy, ujawniający się w ostatnich latach w całej Galicyi, "wywołany nędzą i do niemożliwości posuniętym uciskiem ze strony klas rej wiodących w kraju, nie ominął też i Czudca. Mieszczanie j włościanie okoliczni, przyszedłszy do poznania przyczyn swej niedoli i swych praw politycznych, rozpisywali się o tem w piśmie ludowem „Przyjaciel Ludu" i skarżyli się tam szczególnie na to, że zwierzyna leśna, z dóbr obszarnika Wiktora wielkie szkody im wyrządza w zasiewach polnych a Wiktor wzbrania się wynagradzać te szkody. Przytem z nabytego poczucia własnej godności, przestali włościanie darzyć p. Wiktora uniżonymi pokłonami, zwłaszcza gdy tenże przy użyciu najhaniebniejszych środków, wydarł ludowi mandat poselski. P. Wiktor jak i inni towarzysze z kliki stańczykowskiej, nie chciał uwierzyć, że ten ruch ludowy i te objawy samoświadomości ludu są naturalnem następstwem podniesionej oświaty i nędzy. Objawy te i skargi przypisywał p. Wiktor robocie "agitatorów postronnych ''', szukał więc za tym agitatorem, ale nadaremnie. 
P. Krzyś trzymał się zdala od pracy politycznej, zajęty wyłącznie szkołą i pracą nad ekonomicznem podniesieniem ludu. Zdarzyło się jednak niedługo przed wyborami do Rady państwa, że przybył do Czudca sekretarz polskiego stronnictwa ludowego, Stapiński i znając skądinąd p. Krzysia, wstąpił do niego. To wystarczyło do rzucenia podejrzenia na p. Krzysia, iż on jest owym długo poszukiwanym agitatorem. Oczywiście doszło to i do p. Wiktora i wina p. Krzysia była zdecydowaną. Klika stańczykowska w Galicyi posługuje się najwstrętniejszymi i najniegodziwszymi środkami w walce przeciw rzeczywistym czy domniemanym swoim przeciwnikom, niszczy egzystencye, bezwzględnie rujnuje i w nędzę wtrąca każdego, kto się ośmieli nie być ich sługą. Jak tedy mówią w Czudcu, porozumiał się p. Wiktor z wiceprezydentem galic. Rady Szkolnej krajowej, dr. Bobrzyńskim, filarem partyi stańczykowskiej, przedstawił mu p. Krzysiaka jako podżegacza i złego człowieka i tak przeniesienie "ze względów służbowych" zostało zadecydowanem, bez dochodzenia dyscyplinarnego, bez żadnego wogóle dochodzenia. 
Zważywszy, że przez takie postąpienie zniszczono nie tylko egzystencyę zasłużonego nauczyciela, ale także pozbawiono ludność Czudca doradcy i współpracownika w sprawach ekonomicznych, co wysoce ubliża powadze c. k. władzy, Zapytują podpisani: 
1) Jakie to „względy służbowe” skłoniły Rad Szkolną kraj. do przeniesienia p. Krzysia; 
2) czy p. minister byłby skłonnym, w razie gdyby takich "uzasadnionych względów nie było, zarządzić, aby owe przymusowe przeniesienie p. Krzysia wstrzymano" . 
Niestety, glos to wołającego na puszczy, dr. Bobrzyński ma ustaloną sławę pod tym względem, że na takie zbawienne napomnienia zatwardziałe ma serce. Oby nadeszła już w tym wypadku chwila upamiętania. 
Tak pisze "Kurjer Lwowski" w numerze 338. Z naszej strony apelujemy do wiceprezydenta Rady Szk. kraj. p. Bobrzyńskiego, aby wydany przez niego krzywdzący dekret przeniesienia zawczasu cofnąć zechciał, inaczej wprowadzić może do grobu p. Krzysia, który od lat kilku cierpi na rozstrój nerwowy, a nadto w marcu b. r. przeszedł ciężkie zapalenie mózgu. (źródło: Szkolnictwo : organ nauczycieli ludowych. 1897, R. 7, nr 35).
Fragment mapy katastralnej z 1894 r - zaznaczona na czerwono szkoła powstała 17 lat później
Na koniec słówko wyjaśnienie dlaczegóż to szkoła na wyspie. Otóż jeszcze za moich lat szkolnych szkoła istotnie na wyspie stała, gdyż otoczona była od strony południowej przez rzeczkę Pstrągówkę, a od strony północnej przez Młynówkę. „Młynówka” dostarczająca wodę do młyna, oddzielona była od głównego nurtu Pstrągówki przez specjalnie w tym celu wybudowany jaz. Jaz ten był kilkumetrową drewniano-ziemną kaskadą, która funkcjonowała do początku lat osiemdziesiątych XX stulecia. Wówczas to potężna powódź w ciągu jednej nocy pogłębiła koryto Pstrągówki i w konsekwencji odcięła i osuszyła Młynówkę. Jaz w latach swej świetności był miejscem przyciągającym młodych wędkarzy, którzy z zapałem odławiali tu ślizy, strzeble i pstrągi wielkości palcowej ;-). Jak wyglądał jaz możecie zobaczyć na prezentacji przygotowanej przez młodzież z gimnazjum w Czudcu klik.
Tak więc dziś szkoła na wyspie nie stoi, co więcej łączy się przewiązką z nowym, głównym budynkiem Szkoły Podstawowej im. ks. Jana Twardowskiego w Nowej Wsi, zdegradowana do roli sali gimnastycznej.
Koryto dawnej Młynówki wyznaczone przez zamierające głowiaste wierzby. Dziś stoi na nim nowy budynek szkolny.
Młyn pozbawiony wodnego zasilania, przez czas jakiś funkcjonował dzięki energii elektrycznej i istnieje do dzisiaj jako zabytek. Ten ciekawy obiekt wybudowany na gruntach tabularnych, w pierwszym okresie był wykorzystywany do mielenia gipsu. Na mapach katastralnych (około 1894 rok) jest zaznaczony jeszcze jako drewniany budynek z kołem młyńskim. 
Na początku wieku XX drewniany młyn zastąpił budynek murowany. Sprzedany przez właścicielkę okolicznych wiosek Aleksandrę Uznańską (1867-1936) młynarzowi Stanisławowi Siucie z Przedmieścia Czudeckiego z zastrzeżeniem że: „nie wolno tego młyna sprzedać Żydowi, dopiero po 20-tu latach od nabycia”. Dopiero po interwencja syna, który racjonalnie zwrócił uwagę, że "Siuta nie będzie właścicielem przez 20 lata skoro nie może dysponować swoim majątkiem" pani Aleksandra wycofała swoją klauzulę.
Aleja lipowa prowadząca do zabytkowego młyna

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

"W istocie rzecz będzie o tzw. pipidówce - małej wiejskiej szkole zbudowanej w Nowej Wsi Czudeckiej.."

W tym zanczeniu "pipidówka" jawi się jako rodzaj wiejskiej szkoły - co jest jej nietypowym desygnatem, bo zazwyczaj oznacza małą prowincjonalną miejscowość.
Neogotycka bryła szkoła ma swój - niewątpliwie - swoisty urok, emanując wokół gotyckim nastrojem, w dychu gotyckich powieści grozy Poe, Lovecrafta czy "podgórskiego" Grabińskiego. Szkoda tylko że budynek nowej szkoły, w dużym stopniu niweluje ten efekt.

"Równie wydatną była działalność p. Krzysia poza szkołą dla dobra gminy. On dał pobudkę do założenia czytelni ludowej w Czudcu i sam ją prowadził, on przyczynił się głównie do utworzenia Kółka rolniczego i otwarcia sklepu kółkowego, który ma obrotu rocznego do 30 tysięcy złr. i przez lustratorów Zarządu głównego za wzorowo prowadzony uznany został. Świeżo zachęcił Tomasz Krzyś okolicznych włościan do zawiązania spółki mleczarskiej dla wzorowej produkcyi i handlu masła. Potrzebne ku temu maszyny wyjednał p. Krzyś u skarbu państwa i niezadługo już będzie mleczarnia w ruchu".

Słowem był ów nauczyciel budzicielem postaw obywatelskich u chlopów oraz incijatorem i organizatorem chłoposkiego ruchu spółdzielczego i samopomocowego. I jako taki - jak widać - naraził się chyba miejscowemu posiadaczowi ziemiskiemu majacemu wpływy. Ale - najpewniej - nie tylko jemu. Rodzący się ruch spółdzielczy w Galicji był solą w oku żydowskiej mniejszości, która widziała w nim przejaw walki ekonomicznej oraz zamach na jej podstawy ekonomicznego funkcjonowania i bytowania. Rzecz charakterystyczna, iż rok po powstaniu owej interpelacji, w 1898 r. doszło w Galicji w wielu miejscach do zamieszek antyżydowskich, których przyczyną był właśnie ów wzmagający się konflikt między Żydami chcącymi utrzymać swój monopol na "obsługę" ekonomiczno - finansową galicyjskiej wsi, a rodzącym się ruchem spółdzielczym i świadomoscią chłopów, którzy chcieli się wyrwać z owego jarzma. Co ciekawsze, właśnie w okolicach Czudca ( Frysztak) owe wystąpienia antyżydowskie przybrały największe rozmiary, z ofiarami śmiertelnymi po stronie chłopów - efektem brutalnie interweniującej policji.

Pozdrawiam,

Artur Ziaja


Lilka pisze...

hej, dziekuje Wam za wspaniale glosowanie! jak zawsze - niezawodna wschodnia Polska :) Pozdrawiam serdecznie!

Stanisław Kucharzyk pisze...

Owszem "pipidówka" według ogólnie przyjętego zwyczaju oznacza małą, prowincjonalną, zapyziałą miejscowość. Niemniej jednak sam dyrektor szkoły w moich czasach tak własnie z lubością nazywał naszą szkołę (stąd też pozwoliłem sobie takiego właśnie miana użyć).
Co do do tej konkretnej relacji nauczyciel-dwór to nie wiem czy ten artykuł jest tak do końca rzetelny - przedstawia tylko jedną stronę. Wiem na przykład na pewno że ojców założycieli wspominanej spółdzielni mleczarskiej było dwóch. Krzyś i właśnie Wiktor. Może na początku współpracowali, a potem się pożarli?
W samym Czudcu też były zamieszki antyżydowskie właśnie w 1898 roku, zainicjowane przez pracowników kolei.

Stanisław Kucharzyk pisze...

Poczuwam się jak najbardziej, chociaż synów pełnoletnich nie przekonałem do swojej opcji.

Lilka pisze...

to przynajmniej w drugiej turze! a jak nie dajesz rady z przekonywaniem, to podeślij ich do mnie ;) damy rade ;) ;) ;)

makroman pisze...

Ja od dziecka znam pipidówki jako małe ustronne miejscowości lub... miejsca (np samotny domek, na uboczu wsi), w takim kontekście używano tego słowa w moim domu rodzinnym.

Co do reszty to najszczersza prawda - tylko że przemilczana za czasów PRL chłopi buntować się mogli przeciw "panom" i "zaborcy" a nie przeciw Żydom i ich polityce gospodarczej.