Strony

piątek, 22 sierpnia 2014

Samopiąt w Trzcinnicy albo co nowego w Karpackiej Troi

Otwarty w 2011 roku skansen Karpacka Troja odwiedziliśmy dwukrotnie w 2012 roku o czym pisałem w postach Samoczwart w Trzcinnicy i Samoszóst w Trzcinnicy. Po dwóch latach warto sprawdzić co się zmieniło. Na pierwszy rzut oka niewiele. Na lewo od jeziorka chaty osady średniowiecznej, na prawo z epoki brązu, a w tle gwarne namioty pasjonatów-rekonstuktorów, którzy tłumnie zjechali na czwarty sierpniowy festiwal "Dwa oblicza" pod hasłem "Droga życia woja".
Lecz po spojrzeniu w kierunku dawnego grodziska widzimy potężną zmianę, wysoka na kilkadziesiąt metrów wieża widokowa, z której panoramę, prezentuję tutaj klik>. Można też klikając tutaj zobaczyć na kamerce, co aktualnie widać z platformy.
Nowy, chociaż bardzo stary i potężny jest zdeponowany pod daszkiem pień jaworu. Chociaż tak wiekowy i tak na pewno nie pamięta początków średniowiecznego grodu Trzcinnicy, nie mówiąc już o osadzie z epoki brązu.
W namiotowej osadzie mnóstwo nowych rzemieślników i stosik. Tutaj produkty z poroży i rogów.
Oczywiście produkcja na miejscu, ciekawe tylko jak nazywa się rzemieślnik tworzący z takich materiałów?
Tutaj przynajmniej wiem do kogo trafiliśmy - to warsztat powroźnika. Można poćwiczyć skręcanie szura.
A tu produkcja krajek i innych włóczkowych cudów idzie na całego.
Takie piękne gustowne laleczki, na brzozowych polanach.
Szwaczka pracowicie szyjąca gustowne lniane torby.
Wikingowie są także tutaj, ale zamiast rabować handlują szkłem artystycznym.
A kowale i płatnerze rozpalają paleniska...
dmuchają miechami,
rozgrzewając do czerwoności hełmy
i umba (takie coś wystające w środku tarczy woja).
Aż się iskry z węgla drzewnego sypią.
A potem walą odpowiednim młotkiem, na odpowiednim kowadle, w odpowiedni sposób.
Podobnego sprzętu używają też odlewnicy.
Ale efekty ich pracy subtelniejsze, raczej dla białek nie dla wojów.
Chociaż niewiasty dzielnie sekundują w pracy swoim mężom, to woje pozostają tu wojami i raczej nie stroją się w biżuterię.
Kupić, nie kupić pozachwycać się można.
Tego zaś rzemieślnika możemy chyba nazwać snycerzem. Oprócz dłut i młotków...
...ma do dyspozycji taka oto sprytną tokarkę, napędzaną giętkim drągiem ze sznurem i uruchamianą pedałem z deski.
Spod jego dłuta wychodzą nie tylko takie miski i łyżki...
dzięki którym dzielni woje mogą spożyć strawę.
Strawę ważoną w kociołkach albo pieczoną na ruszcie nad ogniskiem.
A na deser miodowniczek w kształcie ślężańskiego niedźwiedzia.
Po takim posiłku można się wsiąść za bary...
nie tylko  z przeciwnościami losu.
A w końcu stoczyć tradycyjną  bitwę w obronie grodu. Po prawej obrońcy...
po lewej napastnicy.
Szeregi coraz bliżej, komu zwycięstwo pisane?
Szczęk oręża, świst strzał i po trzykrotnym natarciu gród obroniony. Do następnego razu...

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

"Nowy, chociaż bardzo stary i potężny jest zdeponowany pod daszkiem pień jaworu".
Pozostaje mieć nadzieję, że ów pomnikowy jawor nie padł ofairą piły motorowej, w trakcie prac nad rozbudową "Karpackiej Troi"?

Pozdrawiam,

Artur Ziaja

Stanisław Kucharzyk pisze...

No nie takiego barbarzyństwa nie popełniono. Jawor padł ze starości powalony przez wiatr w parku w Igołomii koło Krakowa klik

Anonimowy pisze...

"Jawor padł ze starości powalony przez wiatr w parku w Igołomii koło Krakowa".

Odetchnąłem z ulgą. Pozostaje więc tylko zastanowić się czy aby przypadkiem zaistniała sytuacja nie jest typowym "wyjęciem z kontekstu"? W końcu Igołomia bardziej kojarzy się z Puszczą Niepołomicką niż Karpacką. Czy przy pniu pomnikowego jawora umieszczono stosowną informację o jego pochodzeniu?

Pozdrawiam,

AZ

Stanisław Kucharzyk pisze...

Tabliczki nie ma żadnej, ale może jeszcze uzupełnią ten brak.