autor: Albert Anker |
Za Wisłokiem w tym Zamkowym Lasku tam właściwe te wilki były. Tam drwale robili drzewo w lesie. Tam były takie bidne tylko, ludzie, którzy się tylko tym trudnili. A ich kobity... Tam było pore domów za tym Wisłokiem, pore tylko domów było. Bo tam była bida, po kowołeczku, tak pomiędzy las miały domy, po pore zagonów, tam na cebulke, tam na jakieś jarzyny. Ale te kobity ładowały obiod i nosiły tym swoim mężom do lasu. No, a tu jedna kobita tak zanosiła. A potem przynosiły drzewo, gałęzie i poliły, no zima, lato.
Było to wtenczos w lecie ta kobita zładowała obiod i dała
dzieciom. Miała Jagusie taką i Kasię. Ta Kasia była starszo, a ta Jagusia była
młodszo. Tako malutko jeszcze była. Ugotowała im kasze i dała im na progu i
drewniane łyżki. Nie było łyżek żelaznych, tylko drewniane. I te dzieci se
jadły na progu te kasze, a matka poszła z obiadem do tego drwala, do tego ojca
tam do lasu. No, nie wiedziała, co się stało jak potem powrocała usłyszała z
daleka krzyk ty starszej Kasi. I przylatuje tak bliży, rzuco te gałęzie, a ta
Kasia jej mówi, że "mamusiu bo Jagnisie taki wielgi pies przylecioł i
porwoł". Tak ta czym prędzej... bo ona już wiedział gdzie ta wilczyca
miała te wilki. Tam dwoje wilcząt było pod takiem krzywym drzewem. I wiele
tchu, wiedziała, że to chyba ta wilczyca porwała to dziecko i leciała tam do
tego gniozda, gdzie te wilczynta były. No i ta wilczyca już to dziecko
zaniesła, z tą drewniana łyżką. To dziecko trzymało te łyżke w rynce i tak go
zaniesła do tych wilcząt. I rzuciła i nie mówiła mu nic. Rzuciła tak, ani go
nie skaliczyła, wcale. I zostawiła i znów poleciała ta wilczyca dali. A tak
matka widzi, leci i widzi już z daleka, że to dziecko tam siedzi, a te
wilczynta, sie krynco koło niego. A to dziecko odgoniało tom łyżkom te
wilczynta. "A pódziesz, a pódziesz" – godo i odganiało. I ta matka
już go dopadła i chyciła, z takim bólem, z takom trwogom. I zaniesła te Agnisie
do domu. Tak ta legenda głosi. Ten Sanecki mówił, że tak było, a on mioł
105 lot.
Dziadek wspomina tu opowieść zasłyszaną od Saneckiego w
okresie międzywojennym. Nawet przy swoich 105 latach starzec ów, mógł pamiętać
co najwyżej pierwszą połowę XIX wieku. Czy wówczas były na Pogórzu wilki?
Szczerze wątpię. Wydaje mi się jednak, że mógł on pamiętać dawne opowieści o
wydarzeniach, które miały miejsce stulecie wcześniej. Pewnie gdy chodził paść
krowy straszono go opowieściami o prawdziwych wilczych napaściach z końca XVIII
wieku odnotowanych nie tylko w ludzkiej pamięci, ale także w czudeckich
księgach parafialnych. Skrupulatny badacz archiwów ksiądz Władysław Gwoździcki
w swojej wiekopomnej książce "Dzieje miasteczka i parafii Czudec"
pisze:
"Nie mniej znamienną klęską była plaga wilków, które
całymi stadami nachodziły wsie porywając cielęta, zgryzając dzieci a nawet
dorosłych. O wielkości tej plagi niech świadczy fakt, że władze austriackie w
lipcu 1788 roku rozpisały nagrodę w wysokości 1 czerwonego złotego za każdego
zabitego wilka. W metrykach parafialnych Czudca dość często występuje wzmianka
o tej pladze:
31.VIII.1771 zmarł Wawrzyniec Jodłowski z Wyżnego pożarty
przez wilka
15.VIII.1772 zmarła Regina Ziobro lat 5 pożarta przez wilka
19.VII.1772 zmarła Agata Ziobro lat 5 pożarta przez wilka
Plaga ta powtarzała się w latach 1775-1776
6.VII.1775 zmarła Teresa Ruszała z Woli lat 18 przez wilki
pożarta
25.VIII.1775 zmarła Teresa Gwożdzicka z Przedmieścia lat 12
przez wilki pożarta
25.VIII.1775 zmarł Sebastian Banaś z Nowej Wsi przez wilki
pożarty
20.VIII.1776 zmarł Wojciech Flaga lat 15 z Czudca po Wielkim
Jubileuszu zjedzony przez wilki na polu pasąc konie i silnie zasnąwszy
31.VIII.1776 zmarł Grzegorz Solecki lat 11 po Wielkim
Jubileuszu z dopustu Bożego zjedzony przez wilki na polu pasąc konie i silnie
zasnąwszy
15.V.1769 zmarła Zofia żona Wojciecha Pęcaka z Woli, powiła
trojaki."
W tym ostatnim przypadku nie wiem dlaczego ten przypadek
śmierci matki trojaczków został wilkom przypisany. Może to artefakt, a może coś
tam w księdze sugerowało winę wilczego plemienia?
Co ciekawe w tym samym czasie (1773 rok) w pobliskiej
Hermanowej, położonej w odległości 13 km od Czudca również stwierdzono
śmiertelny atak wilków na młodą dziewczynę. W "Kronice parafii
Tyczyn"t. 1 na s. 7, ks Leopold Olcyngier zapisał "żarłoczne, dzikie
wilki (grasujące w tym roku), pożarły i pozbawiły życie Agnieszkę Jabczakównę
lat 18 ze wsi Hermanowa pasącą bydło". Źródło to cytuje w swojej
fabularyzowanej opowieści Wilki w Hermanowej Zbigniew Trześniowski. Można
przepuszczać, że za śmierć Jabczakówny odpowiada ta sama wataha, która działała
w okolicach Czudca.
Faktem jest, że koniec XVIII wieku to nie był dobry czas dla
Pogórza. Zaiste "dies irae et calamitatis”. Wkrótce po przejęciu przez
austriackiego zaborcę całą Galicję nawiedziły zarazy (cholera), pomory bydła,
nieurodzaje. Licholecia były na tyle trudne, że w niektórych górskich wioskach
dochodziło do masowego wymierania ludności, a nawet odnotowano przypadki
kanibalizmu.
źródło: http://www.wildsentry.org/WolfAttack.html |
Zastanawiam się czasami, czy dziś jest również możliwy atak
wilka na ludzi. Według specjalistów człowiek nie jest naturalną ofiarą wilków.
Do ataków na człowieka dochodzi wówczas gdy: zwierzę jest chore na wściekliznę
lub mało jest naturalnych ofiar, a stosunkowo dużo wilków. Musi też zaistnieć
czynnik redukujący naturalny lęk wilka przed ludźmi, na przykład poprzez
kontakt z dużą ilością trupów jak podczas I wojny światowej w Karpatach. No i oczywiście
same ofiary muszą być w miarę dostępne, nie chronione różnymi barierami, słabe. Wilki znakomicie potrafią ocenić
zdolności obronne potencjalnej zdobyczy i w przypadku ataku na ludzi
najczęściej wybierały dzieci i kobiety. Czy powyższe czynniki można dziś uznać
za spełnione, a jeśli tak to w jakich okolicznościach?
Mimo całkowitej ochrony i braku odstrzału wilk czuje respekt
przed człowiekiem, gdyż najczęściej widzi go w hałasujących pojazdach, a jeśli
w lesie to często z wyjącą pilarką na zrębie. Poza tym wcale nie zapomina o
huku wystrzałów i kulkach świszczących nad głową, gdyż polują na niego sąsiedzi
- Ukraińcy i Słowacy.
Naturalnych ofiar też w Karpatach raczej nie brakuje - jeleni i dzików
wszędzie dostatek. A jeśli tych brakuje to są jeszcze owce, chociaż ich pogłowie sukcesywnie spada.
Poza tym - gdzie gdzieś szukać tych samotnych pastereczek.
Na elektrycznego pastucha raczej zapolować się nie da ;-)
Jedyna potencjalna sytuacja, wilczego ataku na ludzi, która
mi się nasuwa to właśnie Pogórze Karpackie, gdzie migrują młode osobniki, które
nie znalazły miejsca w górach. Młode niedoświadczone, niestrzelane, bez
większych doświadczeń z człowiekiem. Wygnańcy na chudych w zwierzynę terenach
(nie mówię tu o Pogórzu Przemyskim, ale o zachodniej części regionu). Nie daj
Boże aby się zsynatropizowały, wyjadały pachnące człowiekiem resztki w
śmietnikach i na wysypiskach, albo polowały wyłącznie na zwierzęta hodowlane.
Obecnie migracja z gór na pogórze nie jest zbyt duża, gdyż mimo ochrony jakoś
te wilczyska słabo się rozmnażają. Może za często na Słowację biegają ;-)
Wychodzi na to, że naszymi baranami i odszkodowaniami dla rolników hodujemy
słowackim myśliwym zwierzynę łowną.
Tak więc na razie zsynatropizowanych wilków w rejonach o
dużym zaludnieniu i małej ilości zwierzyny łownej, jeszcze u nas nie ma. Ale
jeśli się pojawią to strzeżcie się Czerwone Kapturki, a może raczej Czerwone
Nosy, gdyż pewnie ta grupa społeczna może być potencjalnie narażona z uwagi na parę
różnych czynników...
źródło: Internet - niestety nie ustaliłem autora |
13 komentarzy:
!
Bardzo poruszający wpis i niesamowite obrazy!
Fascynujący wpis! Wilki, (wiem to z relacji ludzi praktycznie żyjących w lesie) coraz częściej nie boją się ludzi.
Trzy, lub cztery wilki, od kilku lat mieszkają w krzakach niedaleko Szklar. Przerażające. Zapędzają się za psami gospodarskimi nawet do naszej Kosztowej. W sąsiedniej Laskówce zeżarły dwa lata temu 5 psów.
Pzdr.
Obrazy niestety nie moje. Ale chętnie przyznaję rację, że poruszające. Szczerze mówiąc do tego wpisu natchnął mnie również Twój styczniowy wpis http://na27stronie.blogspot.com/2012/01/uwolnic-wilka.html
Nie wiem czy można to nazwać przerażającym zjawiskiem, że te drapieżniki zjadają nasze burki. Taka jest ich wilcza natura. Rozumiem jednak, że to może być osobista tragedia kogoś komu zginął ulubieniec. Natomiast byłoby przerażające gdybyśmy dopuścili do zbytniego "oswojenia" wilków, bo wówczas o tragedię nietrudno. Chcąc chronić wilka trzeba mu dać w miarę dziki, lesisty i duży obszar. Gdy pojawia się na terenach w przeważającej mierze polnych zaczynają się liczne konflikty człowiekiem i tam według mnie trzeba chronić interes ludzi. Pewnie, że można stosować różne formy zabezpieczenia zwierząt gospodarskich, ale gdy dzikiej zwierzyny w regionie jest mało, a wilki są, to prawie na pewno szkody w gospodarstwach będą. Ważne jest według mnie mądre strefowanie ochrony. Tylko gdzie wyznaczyć granice między tymi strefami wpływów?
A jeśli chodzi o psy to chyba smakują im wyjątkowo. Potrafią nawet z łańcucha zabrać.
Opowiadała mi zielarka, że w niedalekiej Koniuszy, kilka lat temu, wilki zabiły sporo owiec; kiedy zimą zostawiałam dla lisów kurzęcze resztki albo kości, to fachmani od rurek mówili, że rankiem, na śniegu były ślady dużych łap, może były i u nas? pozdrawiam.
Myślę, że na razie wilki nie upadły jeszcze tak nisko aby kurze kości obgryzać. Szczególnie koło Twojej chatki gdzie jelenie po podwórku chodzą. Na pewno były to lisy, których jest teraz bardzo dużo.
Czyli chatka bezpieczna;)
Na razie
Biegam po tych lasach i widuję wilki.Widuję często. W okolicach Bonarówki,Węglówki,na Kiczorze małej,na suchej górze i nie tylko.sprawdź w źródłach.
Co tu sprawdzać? Post jest sprzed pięciu lat, w tym okresie liczebność wilków według danych GUS na terenie woj. podkarpackiego wzrosła podobno dwa razy. Kto wie może już po Rzeszowie biegają?
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
A biegają ..biegają..info z 2023
Czyli po 10 latach moje wizje się realizują niestety
Prześlij komentarz