Strony

sobota, 12 maja 2012

Piwonie w Kamieńcu Podolskim


Wyjechawszy po południu z Chreptiowa, jechali do wieczora, następnie całą noc i drugiego dnia, również po południu, ujrzeli już wyniosłe skały kamienieckie. Na ich widok, a także na widok baszt i rondeli fortecznych zdobiących szczyty skał wielka otucha wstąpiła im zaraz w serca. Albowiem wydawało się niepodobnym, aby jaka inna ręka prócz boskiej mogła zburzyć to orle gniazdo na szczycie otoczonych pętlicą rzeki wiszarów uwite. Dzień był letni i cudny; wieże kościołów i cerkwi wyglądające spoza wiszarów świeciły jak olbrzymie świece; spokój, pogoda i wesołość unosiły się nad jasną krainą.

Model twierdzy w Kamieńcu Podolskim prezentowany w Google Earth opracowany przez Bubus, Belizarius
— Baśka — rzekł Zagłoba — nieraz już poganie gryźli te mury i zawsze połamali sobie na nich zęby! Ha! ile razy sam widziałem, jak umykali stąd trzymając się za pyski, bo ich bolały. Da Pan Bóg, że i teraz tak będzie!
— Pewnie, że tak! — odpowiedziała rozpromieniona Baśka.
— A to przecie był tu już jeden ich cesarz, Osman. Było to, pamiętam jak dziś, w roku 1621. Przyjeżdża, jucha, owo właśnie z tamtej strony Smotrycza, od Chocimia; wybałuszył ślepie, otworzył gębę, patrzy, patrzy— i wreszcie pyta: "A tę twierdzę (powiada) kto tak obwarował?" "Pan Bóg!" — odpowie wezyr. "To niechże ją Pan Bóg zdobywa, bo ja nie głupi !" I zaraz się wrócił.
Kanion rzeki Smotrycz opasującej Kamieniec Podolski
— Ba, prędko nawet wracali ! — wtrącił pan Muszalski.
— Wracali prędko — odrzekł pan Zagłoba — bośmy ich kopiami w słabiznę ekscytowali, a mnie potem rycerstwo na rękach przed pana Lubomirskiego przyniosło.
— Toś waćpan był pod Chocimiem? — spytał łucznik niezrównany.— Wierzyć mi się nie chce, jak pomyślę, gdzieś waćpan nie był i czegoś nie dokazał!
Pan Zagłoba uraził się nieco i odrzekł:
— Nie tylkom był, ale i ranę-m otrzymał, którą waćpanu ad oculos, jeśliś tak ciekaw, zaraz sprezentować mogę, ale na stronie, bo wobec pani Wołodyjowskiej chlubić mi się nią nie wypada.
Słynny łucznik wnet poznał, iż z niego zadrwiono, że jednak nie czuł się na siłach iść o lepszą z dowcipem pana Zagłoby, więc nie dopytywał więcej i zwrócił rozmowę.
 — To, co waćpaństwo mówicie, to prawda — rzekł — jak człek z daleka i słyszy ludzkie gadania: "Kamieniec nie opatrzon, Kamieniec upadnie"— to i strach bierze, a jak Kamieniec zobaczy, dalibóg, otucha wstępuje.
...

Obrońca chrześcijaństwa czy też częściej sprzymierzeniec Turków i Tatarów?
Dnia 16 sierpnia nadciągnął chan z ordą i Doroszeńko ze swymi Kozaki. Obaj zalegli ogromną przestrzeń na polach od Orynina. Sufankaz-aga wezwał tegoż dnia pana Myśliszewskiego na rozmowę i radził, by się miasto poddało, bo jeśli to bez zwłoki uczyni, może uzyskaé kondycje tak łaskawe, o jakich w dziejach oblężeń nie słyszano. Ksiądz biskup ciekawy był dowiedzieć się o tych łaskach, lecz zakrzyknięto na niego w radzie i posłano odpowiedź odmowną.
Dnia 18 sierpnia poczęli nadciągać Turcy, a z nimi sam cesarz. Szli jako morze niezmierzone. Piechota polachska, janczary, spahy. Każdy pasza prowadził wojska swego paszaliku: więc szli mieszkańce Europy, Azji, Afryki. Za nimi ciągnął tabor olbrzymi z ładownymi wozami zaprzężonymi w muły i bawoły. Mrowie to stubarwne w rozlicznych zbrojach i ubiorach ciągnęło się bez końca. Od świtu do nocy, bez przestanku, wchodzili, przenosili się z miejsca na miejsce, rozstawiali wojska, kręcili się po polach, ustawiali namioty, które taką przestrzeń zaległy, że z wież i najwyższych miejsc Kamieńca wcale nie było można dojrzeć wolnego od płócien pola. 
Droga do fortecy od strony starej części miasta. Po obu stronach drogi zakrętasy rzeki Smotrycz
Ludziom zdało się, że śniegi spadły i całą okolicę pokryły. Rozstawianie taboru odbywało się przy huku strzelb, albowiem zasłaniający tę robotę oddział janczarów nie przestawał ku murom strzelać; z murów zaś odpowia— dano nieustającym ogniem działowym. Grzmiało echo po skałach, dymy unosiły się ku górze i zakryły błękit niebieski. Do wieczora Kamieniec był tak zamknięty, że chyba jedne gołębie mogły się zeń wydostać. Ogień ucichł dopiero, gdy pierwsze gwiazdy błysnęły na niebie.
Ranny szlachcic - fragment figuralnej inscenizacji w baszcie zamkowej
Przez kilka następnych dni ogień z murów i do murów trwał ciągle z wielką dla oblegających szkodą; skoro tylko większa kupa janczarów zebrała się na doniosłość strzału, wnet biały dym wykwitał na murze, kule padały między janczarów, oni zaś rozpraszali się jako stado wróbli, gdy ktoś z guldynki przygarść drobnego śrutu między nie wypuści. Turcy przy tym nie wiedząc widocznie, iż na obu zamkach i w samym mieście są dalekonośne działa, porozbijali zbyt blisko namioty. Za radą małego rycerza pozwolono im to uczynić — i dopiero gdy z nadejściem chwili spoczynku żołnierze chroniąc się przed upałem napełnili ich wnętrza, mury ozwały się nieustającym grzmotem. Powstał popłoch: kule rozrywały płótna i drągi raziły żołnierzy, rozrzucały ostre okruchy skał. Janczarowie cofali się w zamieszaniu i nieładzie, krzycząc wielkimi głosami, i w ucieczce przewracali dalsze namioty, roznosząc wszędy trwogę. Na tak pomieszanych wypadł pan Wołodyjowski z jazdą i siekł, póki potężne hufy jazdy nie przyszły im w pomoc. Ketling kierował głównie tym ogniem, a obok niego lacki wójt Cyprian największych naczynił między pogany spustoszeń. Sam on pochylał się nad każdym działem, sam lont przykładał; następnie przykrywszy oczy ręką, patrzył na skutek strzału i radował się w sercu, że tak pożytecznie pracuje.
Dolny zamek
Lecz i Turcy kopali aprosze, sypali szańce i zaciągali na nie ciężkie działa. Zanim jednak bić z nich poczęli, podjechał pod wały poseł turecki i zatknąwszy na trzcinową dzidę pismo cesarskie, ukazał je oblężonym. Wysłani dragoni porwali natychmiast czausza i przywiedli go na zamek. Cesarz wzywał miasto do poddania, wynosząc pod niebiosa potęgę swą i łaskawość. "Wojsko moje (pisał) może być z liśćmi na drzewie i z piaskiem nadmorskim porównane. Spojrzyjcie nocą w niebo i gdy ujrzycie gwiazdy nieprzeliczone, tedy wzbudźcie strach w sercach i powiedzcie jeden drugiemu: Oto jest potęga wiernych! Ale iżem jest nad inne króle król łaskawy i wnuk prawdziwego Boga, przeto od Boga swoje sprawy poczynam. Wiedzcie, iż człeka hardego nienawidzę, wy tedy, nie sprzeciwiając się woli mojej, miasto wasze poddajcie. Chcecieli ze mną uporem iść, wszyscy pod mieczem zginiecie, a przeciw mnie żaden głos ludzki wznieść się nie ośmieli."
Namyślano się długo, jaki dać na owo pismo respons — i odrzucono niepolityczną radę pana Zagłoby, aby psu ogon uciąć i takowy w odpowiedzi odesłać. Wysłano wreszcie sprawnego człeka Jurycę, umiejącego dobrze język turecki, z listem, który brzmiał, jak następuje:
"Cesarza gniewać nie chcemy, ale i słuchać go nie mamy obowiązku, bośmy nie jemu, jeno naszemu panu przysięgali. Kamieńca nie damy, gdyż nas przysięga wiąże twierdzy i kościołów do śmierci bronić."
...
— Jakie kondycje?
— Miasto nie będzie rabowane, mieszkańcom życie i mienie zapewnione. Każden, kto nie zechce zostać, ma prawo wyjść i udać się, gdzie mu się będzie podobało.
— A Kamieniec i Podole?
Komisarze pospuszczali głowy:
— Na sułtana... po wieki wieków!...
Minaret przy katedrze Św. Piotra i Pawła dobudowany przez Turków po zdobyciu Kamieńca.
Po odzyskaniu miasta w 1699, zgodnie z traktatem pokojowym, minaret z półksiężycem 
pozostał, ustawiono jednak na nim figurę Matki Boskiej.
Po czym komisarze odeszli nie ku mostowi, bo tam już tłumy ludu zawaliły drogę, ale w bok, przez południową bramę. Zeszedłszy na dół, siedli w czółno, którym aż do Lackiej bramy mieli dojechać. W nizinie leżącej między opokami wzdłuż rzeki zaczęli się już pokazywać janczarowie. Z miasta napływały coraz większe fale ludu i zajęły plac naprzeciw starego mostu. Wielu chciało biec na zamek, lecz wychodzące regimenta powstrzymały ich z rozkazu małego rycerza.
Ów sprawiwszy wojsko przywołał pana Muszalskiego i rzekł mu :
— Stary przyjacielu, oddajże mi jedną przysługę: idź zaraz do żony mojej i powiedz jej ode mnie...
Tu głos uwiązł na chwilę w gardle małemu rycerzowi.
— I powiedz jej ode mnie: Nic to! — dodał prędko.
Łucznik odszedł. Za nim wychodziło powoli wojsko. Wołodyjowski siadł na konia i czuwał nad wymarszem. Zamek opróżniał się, ale marudnie, z przyczyny zawadzającego gruzu i złamów.
Ketling zbliżył się do małego rycerza.
— Schodzę! — rzekł zaciskając zęby.
— Idź, jeno zwlecz, póki wojsko nie wyjdzie... Idź!...
Tu wzięli się w ramiona i przez pewien czas tak trwali. Oczy obydwom błyszczały nadzwyczajnym światłem... Ketling skoczył wreszcie w kierunku lochów...
Wołodyjowski zaś zdjął hełm z głowy; chwilę spoglądał jeszcze na tę ruinę, na to pole chwały swojej, na gruzy, trupy, odłamy murów, na wał i na działa, następnie podniósłszy oczy w górę, począł się modlić...
Pomnik pułkownika Jerzego Wołodyjowskiego, rotmistrza w twierdzy Kamieniec Podolski.
Zginął 26 sierpnia 1672 w wybuchu bezpośrednio po kapitulacji twierdzy.
Okoliczności wybuchu prochów nie są jasne - być może był to przypadek.
Wolę jednak wierzyć, że było jak w książce...
Ostatnie jego słowa były:
— Daj jej, Panie, moc, by zaś cierpliwie to zniosła, daj jej spokój!...
Ach!... Ketling pospieszył się, nie czekając nawet na wyjście regimentów, bo w tej chwili zakołysały się bastiony, huk straszliwy targnął powietrzem: blanki, wieże, ściany, ludzie, konie, działa, żywi i umarli, masy ziemi— wszystko to porwane w górę płomieniem, pomieszane, zbite jakby w jeden straszliwy ładunek, wyleciało w powietrze...
Tak zginął Wołodyjowski, Hektor Kamieniecki, pierwszy żołnierz Rzeczypospolitej.
Krzewiaste piwonie przy pomniku Hektora Kamienieckiego. Trochę zmarnowane po deszczu.

4 komentarze:

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

O, zawsze ta scena, od dziecka, wyciskała mi łzy z oczu; sama twierdza imponująca, można rzeczywiście połamać sobie na niej zęby przy zdobywaniu: nie dane nam jeszcze było tam dojechać; a obecnie strach przekraczać granicę, ostatnio była w przyjaznym Krościenku 9-godzinna kolejka, bo strajk włoski polskich celników; chyba kwitnąca Dolina Narcyzów w Chuście przejdzie nam koło nosa, a szkoda;
te krzewiaste piwonie to moje cichutkie marzenie; pozdrawiam serdecznie.

Anonimowy pisze...

Robi wrażenie:)
Pozdrawiam jw

Stanisław Kucharzyk pisze...

Mario Dolinę Narcyzów warto zobaczyć. Ja byłem w okolicy jak już przekwitły, ale ten sam gatunek narcyza widziałem wówczas kwitnący znacznie wyżej, na połoninach. Wgląda prawie jak ten nasz, tylko zamiast czerwonej koroneczki w środku ma żółtą (zresztą niektóre ogródkowe mają dokładnie tak samo). Ale tam ilość przede wszystkim robi wrażenie
jw - dzięki za miłe odwiedziny. Owszem robi wrażenie, jak ktoś nie widział na własne oczy to trudno mu sobie wyobrazić jakie jest faktyczne położenie tego zamku broniącego wejścia na rodzaj "wyspy" otoczonej Smotryczem

Go i Rado Barłowscy pisze...

Potęga!

Pzdr.