"Wąwóz Wodospad"
Ciężkowice
Legend o Skamieniałym Mieście w Ciężkowicach jest chyba tyle ile skał w rezerwacie. Tutaj prezentuję dwie. Starszą wersję poetycką Feliksa Piaseckiego z 1861 roku i nowszą spisaną prozą przez Seweryna Udzielę w 1926 roku.
Skały Ciężkowickie
Ucichła wrzawa i prace ustały,
Na szczytach góry stanął zamek świeży -
Wspaniałe kształty przegląda w szkle Białej,
A grzbiet ogromny dumnie w niebo jeży.
U stóp mu kręte wiją się ulice
I świątyń Pańskich połyskują szczyty,
Gród ten obronny zwie się Ciężkowice
A w zamku mieszka rycerz znakomity.
Z obcego kraju zawitał w te strony
I gród założył i zamek zbudował,
A chociaż mlekiem włos ma pobielony,
Młodzieńczą przecie czerstwość sił zachował.
Od lat niedawnych dopiero tu gości,
Lecz musiał przybyć ze skarby wielkimi,
Bo w swą posiadłość garnie włość do włości
I zawsze gotów więcej nabyć ziemi.
Chociaż majątek zgarnął okazały,
To przecież smutek sępi stare czoło,
Bo cudze mienie z tamtej strony Białej
Obszernych włości przerzyna mu koło.
Na próżno gońców wysyła na zwiady,
Za jaką cenę mógłby Kąśną zgodzić
Daremny zachód – bo w żadne układy
Rycerz z Rożnowa nie chce z nim wchodzić.
Dlatego nieraz, gdy w dzień biały konno
Obcy nasz rycerz próg zamku przechodzi
I splata smutnie na piersiach ramiona
I wzrok posępny ku Kąśnej zawodzi.
Raz, gdy tak duma – coś zatętni z dala
I tuman kurzu od Kąśnej się toczy
A wśród kurzawy jeździec cały w stali
Pędzi na zamek, co rumak wyskoczy.
I na dziedziniec wpada bez tchu prawie
I skacze z konia i schyla przyłbicę,
A rycerz widzi w pokornej postawie
Przed sobą wielkiej urody dziewicę.
„Dzięki Ci Władco Wszechmogący świata”
Woła dziewica głosem niewinności –
„Żeś mnie wybawił z rąk mojego kata”
„I skrył pod tarczę polskiej gościnności”.
„Z objęć rodziców, z cichego ustronia”
„Wyrwał mię rycerz z Rożnowa nikczemnie”
„A kiedy nie mógł wydrzeć kwiatu życia”
„Dręczył okrutnie – by zgiąć upór we mnie”.
„Bóg się zlitował nad losem sieroty”
„ I nie dozwolił upaść niewinności”
„Dziś już bezpieczną jestem od sromoty”
„Kiedym pod strażą polskiej gościnności”.
Rycerz z stron obcych spojrzał litościwie
I podniósł z ziemi klęczącą dziewicę
I ostrym kordem wstrząsnąwszy gniewliwie,
Jak do przysięgi wyciągnął prawicę.
Wtem coś zatętni i zabrzęknie w dali
I tuman kurzu od Kąśny się toczy
A wśród kurzawy jeździec cały w stali
Pędzi na zamek, co rumak wyskoczy.
I na dziedziniec wpada bez tchu prawie
I skacze z konia i o kord uderza
A pan Ciężkowic w zuchwałej postawie
Widzi przed sobą z Rożnowa rycerza.
„Ha! – tutaj zbiegłaś? – tu twoje schronienie?”
Zuchwały Rożen z wściekłością zawoła:
„Zwróć ją natychmiast, inaczej twe ziemie”
„Ogniem i mieczem spustoszę dokoła!”
Na to sędziwy rycerz wstrząsł się cały,
Jak lew zraniony, gdy wściekłość nim miota,
Usta mu groźbą straszliwą zadrgały
I silną dłonią chęć zemsty szamota.
Co widząc Rożen inną broń obiera,
W miłą łagodność przystraja swe lice
I ślady gniewu uśmiechem zaciera
I przyjacielską podaje prawicę:
„Rycerzu! przebacz! Wielu słów tu szkoda”.
„Puśćmy w niepamięć porywczości winę”
„Uderz w dłoń moją, niechaj stanie zgoda”
„Daje ci Kąśną w zamian za dziewczynę!”
Tu obcy rycerz spojrzał na dziewicę,
Lecz go jej prośba już ująć nie zdoła
Bo dłoń podniósłszy w podaną prawicę
Uderza silnie i „Zgoda” – zawoła.
„Zgoda!” – gdy rycerz powtórzył z Rożnowa
Dziewica z jękiem boleści skonała
I naraz cisza nastała grobowa
I dwóch rycerzy skamieniały ciała.
Bóg skarał głośno prawo gościnności
Bo gdzie się wznosił zamek okazały
I gród stał – dzisiaj w olbrzymiej wielkości
W dziwacznych kształtach sterczą nagie skały.
(Feliks Piasecki 1861 rok)
CIĘŻKOWICE
Płynie rzeka Biała z daleka, gdzieś od granicy węgierskiej, ze wsi Bieliczny, kędy orły przeglądają się w jej zwierciadle kryształowem, a dziki i wilki gaszą pragnienie w wodzie krynicznej. Płynie Biała wśród gór wysokich, przeskakując z kamienia na kamień, omija sioła ruskie, aż pod Chełmem wysokim napotyka pierwszą wieś polską, polskie śpiewy i lud polski i nie rozstaje się z niemi aż do ujścia swego pod Tarnowem. Płynie wartko popod Grybów, Bobowę i Ciężkowice, pomrukując, niby to echa wieków minionych unosząc na fali.
A ileż to wieków minęło, jak Biała woda płynie i płynie? He wypadków zdarzyło się nad jej brzegami, ile przemknęło zdarzeń i utonęło w fali zapomnienia? Nawet wieść gminna, ta arka przymierza między dawnemi a nowemi laty, zdołała przechować tylko skruchy tragedij dziejowych, bo wszystko zatarł czas siwobrody...
A całkiem inaczej było tu dawniej! W Przylasku, po prawym brzegu rzeki, w gaju brzozowym piętrzą się teraz skały rozrzucone to pojedynczo, to grupami, niby domy wielkie i małe.
Kamień nazwany Cichowiec, z krzyżem na szczycie, znosi się między niemi, jakby kościół ogromny, to znowu druga skała, niby zamek wysoki.
Cicho tu dzisiaj, jak w grobowisku wielkiem, tylko wiatr szeleści gałęziami brzozowemi; ale dawniej przed lat tysiącem był tu ruch wielki, wrzało życie i płynęło korytem szerokiem. Stało tu miasto duże i bogate.
Pan zamku i miasta, bogaty dziedzic włości okolicznych, rycerz dzielny i znamienity, panował tu niepodzielnie i rządził niezawsze mądrze, często brutalnie i gwałtownie. Nie cierpiał innej woli, innego zdania obok siebie; wszystko musiało mu ulegać w pokorze, bo inaczej kazał porywać ludzi i więzić w lochach podziemnych, grabić ich mienie, lub wieszać przed bramami kamiennemi zamku.
W gronie towarzyszy, jak sam, dzikich i gwałtownych w czasie pokoju polował dni całe, a noce przepędzał na hulance, pijatyce i rozpuście.
Biedni poddani, uciskani srogo, jęczeli w ciężkiej niedoli, płakali łzami krwawe mi, dopraszając się zmiłowania. Ale Bóg jeden łzy ich widział i liczył, lecz w nieprzebranem miłosierdziu Swojem wyglądał upamiętania się dziedzica.
Często pan zamku wyprowadzał rycerstwo swoje na grody i dwory sąsiadów i staczał boje krwawe, łupił, rabował, palił wokoło i dopuszczał się okrucieństw wszelakich, a z powrotem w swoim zamku silnym śmiał się dziko z łez i niedoli nieszczęśliwych.
Miał żonę piękną, jak rzadko, ale lekceważona przez męża, zaniedbana później, prześladowana w końcu, przeniosła się tam, gdzie złość ludzka zamknięty ma przystęp na zawsze. Została po niej tylko córka jedna, jedynaczka, cud-dziewica, jakiej na próżno szukałbyś w okolicy całej, w kraju dalekim.
Po śmierci żony rycerz szukał małżonki nowej wokoło, ale nie mógł jej znaleźć nigdzie, bo go znali wszędzie i drżeli przed nim wszędzie. Kipiał gniewem i dyszał zemstą, gdy swatowie wracali raz za razem zniczem, - pił i hulał jeszcze namiętniej, a poddanych uciskał jeszcze okrutniej.
Wreszcie gdy już zabiegi wszystkie okazały się marne, aby panią nową wprowadzić na zamek, oświadczył rycerz córce swojej, że się z nią ożeni i kazał sposobić wszystko, co potrzeba na wesele świetne i wspaniałe. Przerażona dziewczyna, znając dobrze ojca dzikiego, wołała o ratunek do Boga, bo z innej strony pomoc przybyć nie mogła.
Więc wyczerpała się już cierpliwość Pańska, miarka nieprawości rycerza przepełniła się i nadszedł dzień sądu. Gdy goście zasiedli do uczty weselnej, gdy rycerz obok córki swojej zajął miejsce za stołem, jako państwo młodzi, zerwała się na świecie burza straszna, chmury czarne zawisły nad zamkiem, noc ciemną rozświecały błyskawice światłem olśniewającem, a grom za gromem spadał na zamek i na miasto całe.
Na drugi dzień zorza poranna zaróżowiła niebios sklepienie, pierzchły ciemności nocne, ale zamku nie było już, ni miasta, rycerza, ni jego towarzyszów, ludzi ni zwierząt. Wszystko przepadło, tylko skały zimne, skały ciężkie, ciche skały zaległy okolicę martwą.
Skamieniało miasto wielkie i stoi kamienne rod Ciężkowicami po dzień dzisiejszy na przestrogę ludziom i ku ich zbudowaniu.
Gdybyś tam pod temi skałami kopał i chciał czynić poszukiwania, znalazłbyś ślady liczne dawnego gospodarstwa mieszkańców grodu zatraconego, natrafić mógłbyś nawet na kobietę dojącą krowę, dalej napotkałbyś wojsko śpiące, nie małe, które przebudzi się wtedy dopiero, gdy walka sroga wrzeć będzie na świecie całym.
Tuż nieopodal miasta kamiennego pobudowała się na wzgórzu osada nowa, Ciężkowice. Kiedy? Nikt o tem nie wie, jak nikt nie wie, kiedy skamieniało miasto poprzednie. To tylko pewnem, że w pierwszej połowie XIII wieku było własnością Wydźgi kasztelana sądeckiego, który je odsprzedał 1243 roku. Władysław Łokietek obdarzył osadę tę prawem magdeburskiem, a w r. 1336 Kazimierz Wielki wymurował kościół gotycki w miejsce dawniejszego kościoła drewnianego. Obok kościoła stał dwór starościński, bo Ciężkowice razem z wioskami Boguniowice, Tursko, Bugaj, Kipszna i Ostrusza tworzyły za dawnych czasów starostwo niegrodowe.
W XV i XVI wieku słynęły Ciężkowice tkactwem, a szczególnej wyrobem sukna dobrego, którem prowadziły handel z Węgrami. W końcu XVII wieku papież Innocenty XI obdarował kościół tutejszy cudownym obrazem Pana Jezusa. W roku 1830 spaliła się połowa miasta, a w roku 1893 runęła wieża kościelna i część kościoła powaliła się w gruzy.
Taka jest historja tego miasteczka starożytnego.
Źródło:
Z podań i dziejów ziemi bieckiej : z 4 ilustracjami – Udziela, Seweryn (1857-1937) Kraków 1926
A ileż to wieków minęło, jak Biała woda płynie i płynie? He wypadków zdarzyło się nad jej brzegami, ile przemknęło zdarzeń i utonęło w fali zapomnienia? Nawet wieść gminna, ta arka przymierza między dawnemi a nowemi laty, zdołała przechować tylko skruchy tragedij dziejowych, bo wszystko zatarł czas siwobrody...
A całkiem inaczej było tu dawniej! W Przylasku, po prawym brzegu rzeki, w gaju brzozowym piętrzą się teraz skały rozrzucone to pojedynczo, to grupami, niby domy wielkie i małe.
Kamień nazwany Cichowiec, z krzyżem na szczycie, znosi się między niemi, jakby kościół ogromny, to znowu druga skała, niby zamek wysoki.
Cicho tu dzisiaj, jak w grobowisku wielkiem, tylko wiatr szeleści gałęziami brzozowemi; ale dawniej przed lat tysiącem był tu ruch wielki, wrzało życie i płynęło korytem szerokiem. Stało tu miasto duże i bogate.
Pan zamku i miasta, bogaty dziedzic włości okolicznych, rycerz dzielny i znamienity, panował tu niepodzielnie i rządził niezawsze mądrze, często brutalnie i gwałtownie. Nie cierpiał innej woli, innego zdania obok siebie; wszystko musiało mu ulegać w pokorze, bo inaczej kazał porywać ludzi i więzić w lochach podziemnych, grabić ich mienie, lub wieszać przed bramami kamiennemi zamku.
W gronie towarzyszy, jak sam, dzikich i gwałtownych w czasie pokoju polował dni całe, a noce przepędzał na hulance, pijatyce i rozpuście.
Biedni poddani, uciskani srogo, jęczeli w ciężkiej niedoli, płakali łzami krwawe mi, dopraszając się zmiłowania. Ale Bóg jeden łzy ich widział i liczył, lecz w nieprzebranem miłosierdziu Swojem wyglądał upamiętania się dziedzica.
Często pan zamku wyprowadzał rycerstwo swoje na grody i dwory sąsiadów i staczał boje krwawe, łupił, rabował, palił wokoło i dopuszczał się okrucieństw wszelakich, a z powrotem w swoim zamku silnym śmiał się dziko z łez i niedoli nieszczęśliwych.
Miał żonę piękną, jak rzadko, ale lekceważona przez męża, zaniedbana później, prześladowana w końcu, przeniosła się tam, gdzie złość ludzka zamknięty ma przystęp na zawsze. Została po niej tylko córka jedna, jedynaczka, cud-dziewica, jakiej na próżno szukałbyś w okolicy całej, w kraju dalekim.
Po śmierci żony rycerz szukał małżonki nowej wokoło, ale nie mógł jej znaleźć nigdzie, bo go znali wszędzie i drżeli przed nim wszędzie. Kipiał gniewem i dyszał zemstą, gdy swatowie wracali raz za razem zniczem, - pił i hulał jeszcze namiętniej, a poddanych uciskał jeszcze okrutniej.
Wreszcie gdy już zabiegi wszystkie okazały się marne, aby panią nową wprowadzić na zamek, oświadczył rycerz córce swojej, że się z nią ożeni i kazał sposobić wszystko, co potrzeba na wesele świetne i wspaniałe. Przerażona dziewczyna, znając dobrze ojca dzikiego, wołała o ratunek do Boga, bo z innej strony pomoc przybyć nie mogła.
Więc wyczerpała się już cierpliwość Pańska, miarka nieprawości rycerza przepełniła się i nadszedł dzień sądu. Gdy goście zasiedli do uczty weselnej, gdy rycerz obok córki swojej zajął miejsce za stołem, jako państwo młodzi, zerwała się na świecie burza straszna, chmury czarne zawisły nad zamkiem, noc ciemną rozświecały błyskawice światłem olśniewającem, a grom za gromem spadał na zamek i na miasto całe.
Na drugi dzień zorza poranna zaróżowiła niebios sklepienie, pierzchły ciemności nocne, ale zamku nie było już, ni miasta, rycerza, ni jego towarzyszów, ludzi ni zwierząt. Wszystko przepadło, tylko skały zimne, skały ciężkie, ciche skały zaległy okolicę martwą.
Skamieniało miasto wielkie i stoi kamienne rod Ciężkowicami po dzień dzisiejszy na przestrogę ludziom i ku ich zbudowaniu.
Gdybyś tam pod temi skałami kopał i chciał czynić poszukiwania, znalazłbyś ślady liczne dawnego gospodarstwa mieszkańców grodu zatraconego, natrafić mógłbyś nawet na kobietę dojącą krowę, dalej napotkałbyś wojsko śpiące, nie małe, które przebudzi się wtedy dopiero, gdy walka sroga wrzeć będzie na świecie całym.
Tuż nieopodal miasta kamiennego pobudowała się na wzgórzu osada nowa, Ciężkowice. Kiedy? Nikt o tem nie wie, jak nikt nie wie, kiedy skamieniało miasto poprzednie. To tylko pewnem, że w pierwszej połowie XIII wieku było własnością Wydźgi kasztelana sądeckiego, który je odsprzedał 1243 roku. Władysław Łokietek obdarzył osadę tę prawem magdeburskiem, a w r. 1336 Kazimierz Wielki wymurował kościół gotycki w miejsce dawniejszego kościoła drewnianego. Obok kościoła stał dwór starościński, bo Ciężkowice razem z wioskami Boguniowice, Tursko, Bugaj, Kipszna i Ostrusza tworzyły za dawnych czasów starostwo niegrodowe.
W XV i XVI wieku słynęły Ciężkowice tkactwem, a szczególnej wyrobem sukna dobrego, którem prowadziły handel z Węgrami. W końcu XVII wieku papież Innocenty XI obdarował kościół tutejszy cudownym obrazem Pana Jezusa. W roku 1830 spaliła się połowa miasta, a w roku 1893 runęła wieża kościelna i część kościoła powaliła się w gruzy.
Taka jest historja tego miasteczka starożytnego.
Źródło:
Z podań i dziejów ziemi bieckiej : z 4 ilustracjami – Udziela, Seweryn (1857-1937) Kraków 1926
2 komentarze:
Fajne i ciekawe :)))) Byłem i widziałem :)
:-)
Prześlij komentarz