Strony

sobota, 25 czerwca 2011

Zofia Kossak

"Sprawiedliwa wśród Narodów Świata" czy antysemitka?
"Sprawiedliwy wśród Narodów Świata" to odznaczenie, które Izraelski Instytut Pamięci Narodowej, Yad Vashem (po hebrajsku "pomnik i imię") nadaje tym, którzy ratowali od zagłady Żydów. Na każdym medalu widnieje motto pochodzące z Talmudu "Kto ratuje jedno życie - ratuje cały świat". Jest to najwyższej rangi odznaczenie, jakim Państwo Izrael honoruje obcokrajowców. Do tej pory otrzymało je ponad 17 000 osób na całym świecie w tym ponad 5 000 Polaków. W liczbie tej znalazła się także znana pisarka Zofia Kossak (1890-1968) autorka wspaniałej trylogii poświęconej wyprawom krzyżowym ("Krzyżowcy", "Król trędowaty", "Bez oręża") oraz wielu innych książek historycznych m.in.: "Pożoga", "Błogosławiona wina", "Złota wolność", "Suknia Dejaniry". Jej książki wypełnia miłość Boga, bliźniego i ojczyzny, a prawdziwość promowanych postaw potwierdza jej życie. Podczas okupacji była zaangażowana w sprawę walki o wolność. W latach 1939-1941 współredagowała pismo podziemne "Polska żyje", a od 1942 redagowała "Prawdę"-czasopismo katolickiego Frontu Odrodzenia Polski, którego była współzałożycielką. W 1943 została aresztowana i za działalność konspiratorską skazana na śmierć. Więziona była w Oświęcimiu i na Pawiaku. Uwolniona dzięki staraniom podziemia, w 1944 uczestniczyła w powstaniu warszawskim. Po wojnie do 1957 przebywała na emigracji, w Anglii. Po powrocie do kraju przeciwstawiała się cenzurze, świadectwem czego może być sygnowanie przez nią tzw. "listu 34"; pierwszego zbiorowego protestu przeciwko dyskryminacyjnej polityce kulturalnej władz PRL. Bezkompromisowo sprzeciwiała się walce komunistów z Kościołem. Demonstracyjnie odrzuciła proponowaną jej Nagrodę Państwową I stopnia, stwierdzając w liście otwartym skierowanym do władz PRL, iż: "rozdźwięk między lekceważeniem przez władze państwowe uczuć religijnych - z równoczesnym przyznaniem przez te władze nagrody literackiej jest tak wielki, że zdaje się być omyłką, nieporozumieniem".

Medal "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata" pisarka otrzymała za działalność w Radzie (początkowo Komitecie) Pomocy Żydom ("Żegota"). Bezpośrednim impulsem do powstania tej organizacji, była wydana przez nią w 1942 roku odezwa zatytułowana "Protest". Pisarka apelowała w niej do Polaków o czynne przeciwstawienie się zbrodniom hitlerowców wobec Żydów: "...Ogólna liczba zabitych Żydów przenosi już milion, a cyfra ta powiększa się z każdym dniem. Giną wszyscy. Bogacze i ubodzy, starce, kobiety, mężczyźni, młodzież, niemowlęta, katolicy umierający z Imieniem Jezusa i Maryi, równie jak starozakonni. Wszyscy zawinili tym, ze się urodzili w narodzie żydowskim, skazanym na zagładę przez Hitlera. Świat patrzy na te zbrodnię, straszliwszą niż wszystko, co widziały dzieje - i milczy. Rzeź milionów bezbronnych ludzi dokonywa się wśród powszechnego, złowrogiego milczenia. Milczą kaci, nie chełpią się tym, co czynią. Nie zabierają głosu Anglia ani Ameryka, milczy nawet wpływowe międzynarodowe żydostwo, tak dawniej przeczulone na każdą krzywdę swoich. Milczą i Polacy. Polscy polityczni przyjaciele Żydów ograniczają się do notatek dziennikarskich, polscy przeciwnicy Żydów objawiają brak zainteresowania dla sprawy im obcej. Ginący Żydzi otoczeni są przez samych umywających ręce Piłatów. Tego milczenia dłużej tolerować nie można. Jakiekolwiek są jego pobudki - jest ono nikczemne. Kto milczy w obliczu mordu - staje się wspólnikiem mordercy. Kto nie potępia - ten przyzwala".
Powyższe słowa były często znane i cytowane jako świadectwo postawy Polaków wobec zbrodniczej działalności Niemców. Ostatnio jednak przypomniano sobie (!?) o dalszej części "Protestu": "Zabieramy przeto głos my, katolicy-Polacy. Uczucia nasze względem Żydów nie uległy zmianie. Nie przestajemy uważać ich za politycznych, gospodarczych i ideowych wrogów Polski. Co więcej, zdajemy sobie sprawę z tego, iż nienawidzą nas oni więcej niż Niemców, że czynią nas odpowiedzialnymi za swoje nieszczęście. Dlaczego, na jakiej podstawie - to pozostaje tajemnica duszy żydowskiej, niemniej jest faktem nieustannie potwierdzanym. Świadomość tych uczuć jednak nie zwalnia nas z obowiązku potępienia zbrodni. Nie chcemy być Piłatami. Nie mamy możności czynnie przeciwdziałać morderstwom niemieckim, nie możemy nic poradzić, nikogo uratować - lecz protestujemy z głębi serc przejętych litością, oburzeniem i grozą. Protestu tego domaga się od nas Bóg, Bóg, który nie pozwolił zabijać. Protestujemy równocześnie jako Polacy. Nie wierzymy, by Polska odnieść mogła korzyść z okrucieństw niemieckich. Przeciwnie. W upartym milczeniu międzynarodowego żydostwa, w zabiegach propagandy niemieckiej usiłującej już teraz zrzucić odium za rzeź Żydów na Litwinów i... Polaków, wyczuwamy planowanie wrogiej dla nas akcji. Wiemy również, jak trujący bywa posiew zbrodni. Przymusowe uczestnictwo narodu polskiego w krwawym widowisku spełniającym się na ziemiach polskich może snadnie wyhodować zobojętnienie na krzywdę, sadyzm i ponad wszystko groźne przekonanie, że wolno mordować bliźnich bezkarnie". Te słowa jedni czytają obecnie z satysfakcją, drudzy z pewnym zażenowaniem, inni jeszcze odbierają je jako potwierdzenie "typowego" dla Polaków antysemityzmu.

Wypowiedzi tej nie można oceniać w oderwaniu od późniejszej działalności członków "Żegoty", którzy z narażeniem życia swojego i bliskich uratowali ponad 100 tys. Żydów. Należy ją również umieścić w odpowiednim kontekście historycznym. Poprzedzające wojnę dwudziestolecie było okresem, w którym odradzające się państwo było nie tylko polem współpracy wielu grup społecznych i narodowościowych, ale także areną wielu konfliktów między nimi. Liczne partie polityczne spierały się o kształt i przyszłość Polski, debatując także o problemie mniejszości. Zofia Kossak nie była związana z żadną organizacją lecz wydaje się, że dość bliski był jej program głoszony przez Narodową Demokrację. Ksiądz Andrzej Zwoliński tak charakteryzuje ten ruch: "Siłą liczebną endecji były masy patriotyczne chłopów, robotników, inteligencji, arystokracji, księży. Dzięki swym założeniom odnajdywała się ona blisko Kościoła, a w katolicyzmie widziała siłę jednoczącą naród. Endecja występowała zdecydowanie przeciw marksizmowi, komunizmowi i masonerii, a jednocześnie odcinała się od haseł liberalizmu ekonomicznego... Upraszczając, można mówić o dwóch koncepcjach nacjonalizmu, które miały miejsce w świadomości Polaków. Były to: nacjonalizm etnocentryczny, według niego państwo to naród, co wyrażało się w haśle "Polska dla Polaków", oraz koncepcja "jagiellońska", federalistyczna, która widziała Polskę jako państwo wielu narodowości z dominacją czynnika polskiego". Z biegiem czasu lider endecji Roman Dmowski złagodził skrajnie radykalne poglądy, wzywając do odrzucenia egoizmu narodowego i wskazywał na potrzebę budowania państwa zgodnie z duchem chrześcijańskim. Podkreślano przy tym, że umiłowanie własnego narodu, czyli patriotyzm, powinien być wolny od wszelkich wrogich uczuć względem innych narodów.
Oceniając antysemityzm endecji ksiądz Zwoliński pisze: "Wzrost tendencji nacjonalistycznych w Polsce, przy niechęci do społeczności żydowskiej, dał w efekcie szeroko rozpowszechniony antysemityzm. W większości był to antysemityzm bierny, który wyrażał się jedynie w społecznych nastrojach... Antysemityzm endecji nie przybrał nigdy postaci rewolucyjnej. Polegał raczej na bojkocie ekonomicznym bez fizycznej przemocy i pogromów, które zgodnie z duchem nauki Kościoła potępiano".
Zarówno autorka "Protestu" jak i ruch narodowy zwracał uwagę na konieczności obrony dóbr duchowych przed Żydami, którzy wchodząc na teren twórczości literackiej i sztuki wprowadzali swój, niepolski element. Wskazywano, także że to ustrój kapitalistyczny stwarza możliwości spekulacji i dobrej koniunktury dla Żydów. Dowodzono, że przy dowolnie przeprowadzonych obliczeniach, większość kapitału polskiej gospodarki jest w rękach żydowskich. Prasa katolicka pisała wówczas: "Wielkie bagno nieuczciwego handlu musi być w Polsce osuszone, a duch zysku, jako celu wszelkiej produkcji, zdemaskowany jako wytwór szatana. Lekarstwem na Żydów - renesans myśli katolickiej". Jako inne akceptowane środki proponowano również akcję bojkotowania sklepów żydowskich.
Tak więc precyzując stosunek endecji do Żydów należy zwrócić uwagę, że antysemityzm ten nie miał zabarwień religijnych czy rasowych, lecz odnosił się do sfery społeczno-politycznej oraz kulturalnej. W przypadku Zofii Kossak doszły jeszcze przeżycia związane z okupacją Wołynia przez Armię Czerwoną w czasie wojny polsko-bolszewickiej i entuzjastycznym stosunkiem wielu Żydów do sowieckiego komunizmu.
Oczywiście poglądy poszczególnych osób czy partii politycznych mogą być dalekie od prawdy. Trudno jednak dzisiaj osobie nie będącej historykiem oceniać realia stosunków polsko-żydowskich z okresu międzywojennego i nie zamierzam tego czynić. Zwłaszcza, że sami historycy przyznają, że mało jest opracowań dotyczących tego tematu.
Nie chcę także oceniać stosunku Zofii Kossak do Żydów, trudno zresztą oceniać czyjeś uczucia. Według Katechizmu Kościoła Katolickiego "Uczucia same w sobie nie są ani dobre, ani złe. Nabierają one wartości moralnej w takiej mierze, w jakiej faktycznie zależą od rozumu i od woli" (1767):... "Uczucia są moralnie dobre, gdy przyczyniają się do dobrego działania; w przeciwnym razie - są moralnie złe" (1768).
Wydaje mi się jednak, że jej osoba broni się sama. Mówią jej czyny: za swoją działalność podziemną została skazana na śmierć i tylko dzięki akcji podziemia uniknęła losu 2 tys. Polaków, którzy zginęli właśnie za pomoc Żydom. Mówią także jej książki. Na kartach jej powieści sylwetki wyznawców religii mojżeszowej pojawiają się jako część polskiego społeczeństwa. Dobry ich przegląd możemy znaleźć w powieści "Dziedzictwo" opisującej okres powstania styczniowego. Są to osoby różne: od spekulujących kasą powstańczą "ludzi interesu", do bohaterskich żołnierzy i kurierów. Często zresztą jak to u ludzi bywa, cechy pozytywne i negatywne są mocno wymieszane.
Czy jednak poglądy Zofii Kossak są zgodne z dzisiejszą nauką Kościoła? W Liście Rady Episkopatu Polski do spraw Dialogu Religijnego z okazji Wielkiego Jubileuszu Roku 2000 czytamy: "Trzeba również skutecznie przezwyciężać wszelkie przejawy antyżydowskości, antyjudaizmu (czyli niechęci wyrosłej z fałszywie rozumianej nauki Kościoła) i antysemityzmu (tj. nienawiści zrodzonej z pobudek narodowościowych, lub rasowych), jakie miały i jeszcze mają miejsce wśród chrześcijan. Oczekujemy, że z równą determinacją przezwyciężany będzie antypolonizm". Jan Paweł II pouczał nas, że "Oświęcim mówi, iż antysemityzm jest wielkim grzechem przeciw ludzkości. Mówi, że wielkim grzechem przeciw ludzkości jest wszelka nienawiść rasowa, która niechybnie prowadzi do podeptania człowieczeństwa... Nie ma innej drogi, do radykalnego przezwyciężenia owych postaw... jak tylko przykazanie miłości bliźniego aż do miłości nieprzyjaciół włącznie".
Według mnie Zofia Kossak kroczyła ową drogą. Tak więc na tytułowe pytanie należy odpowiedzieć, że przede wszystkim była ona chrześcijanką potrafiącą dla miłości bliźniego wznieść się ponad własne uczucia i przekonania. Pozostaje jednak ważniejsze pytanie, które dotyczy nas wszystkich, tolerancyjnych Europejczyków początku XXI wieku: "Czy w chwili próby kruszec naszych wartości okazałby się równie cenny?"




Dłuższy czas po napisaniu powyższego tekstu dzięki inicjatywie skanowania i udostępniania starych publikacji przez biblioteki cyfrowe odnalazłem nader interesujący artykuł Zofii Kossak zatytułowany "Najpilniejsza sprawa", który zamieszczam poniżej. Materiał drukowany był przez Prosto z Mostu. Tygodnik literacko-artystyczny w numerze 42 z niedzieli 27 września 1936 roku. Wynika z niego jasno, że Zofię Kossak w świetle dzisiejszych definicji śmiało można by nazwać antysemitką - a więc "Sprawiedliwa wśród Narodów Świata" i antysemitka...

Spośród referatów, wygłoszonych w czasie dwudniowych obrad Kongresu ku czci Piotra Skargi w Domu Katolickim w Warszawie, wyjątkowo gorące przyjęcie ze strony publiczności spotkało odczyt p. Czesława Polkowskiego, viceprezesa Centralnego Komitetu Akademickiej Pielgrzymki na Jasną Górę. Spontaniczne oklaski przerywały kilkakrotnie wywody młodego mówcy.
Oklaski te były nadzwyczaj charakterystyczne. Odnosiły się do tych ustępów przemówienia, które poświęcone były sprawie, żydowskiej.
Mówca traktował tę kwestię z młodzieńczą bezwzględnością, znaną zresztą z ogólnej linii jego obozu. Nazywał otwarcie Żydów „wrzodem, który należy wyciąć", przeprowadził tezę, że młodzież akademicka, będąca szczerze i gorąco religijną, musi właśnie dlatego nienawidzieć Żydów. Powołał się w tej dziedzinie na autorytet Patrona Kongresu, wielkiego proroka, Skargi, na koniec zapewnił publiczność, że młodzież polska dokona usunięcia Żydów bez gwałtu, „bez użycia pałek".
Oklaski, podkreślające uznanie dla każdej z powyższych enuncjacji nie pochodziły z pochopnych, zapalczywych rąk młodzieńczych. Klaskały dłonie ludzi dojrzałych, inteligencji, która przyszła posłuchać poważnych odczytów. Między młodym, pełnym zapału mówcą, a szeregami starszych panów i starszych pań, nawiązały się magnetyczne nici porozumienia. Wyrażano mu pełne uznanie. Wprawdzie w loży, zajętej przez najwyższych Dostojników polskiego Kościoła, purpura i fiolety szeleściły powściągliwie i hamująco — (najsłuszniej! czyż stałym klasycznym miejscem schronienia dla Żydów w czasach średniowiecznych pogromów, nie były pałace i zamki biskupie? Stanowisko Kościoła jest jedno tylko i zmianom nie ulega) — lecz tłum zebrany na sali nie zwracał na to uwagi. Oklaskiwał nadal gorąco. Objaw symptomatyczny i godny zapamiętania.
Przed niedawnym czasem na Śląsku miało miejsce następujące zajście, posiadające też swoją, analogiczną wymowę:
Do wagonu III kl. na linii Bielsko-Cieszyn, pełnego pasażerów różnego stanu i pokroju, wsiadł góral z Żywca obładowany górą drobnych wyrobów drewnianych, wiezionych na sprzedaż. Łyżki, chochle, zabawki, wałki do ciasta, kopystki, piętrzyły się na jego plecach. Był tłok. W tłoku przyciśnięto górala do okna. Łyżki i kopystki wygniotły szybę, która wyleciała z brzękiem. Rozpacz górala. Żywiecczyzna słynie z ubóstwa. Zarobił na targu kilkadziesiąt groszy, a szyba kosztuje siedem złotych. Skąd je weźmie? Konduktor zabierze mu towar, a i tak nie starczy. O sakramencka dolo!
Na Śląsku ludzie są dobrzy. Ktoś rzuca myśl, by złożyć się na biedaka. Sypią się raźno groszaki. Nikt nie odmawia współudziału w akcji.
Odmawia, owszem, jeden. Żyd, zamożny, zadowolony. Jedyny w wagonie. (Bo dzieje się to na Śląsku. W okolicy Warszawy, Krakowa, Łodzi, czy Sosnowca, stosunek mógłby zajść odwrotny: jeden chrześcijanin na cały wagon Żydów).
Odmawia stanowczo. Zasadniczo. Nie chodzi mu o te dziesięć groszy, ale nie widzi powodu, dla którego miałby się składać na głupiego chłopa. Czy on mu kazał wybijać szybę? Czy on mu radził brać takie wielkie naręcza drzewa na plecy? Czy jest jego znajomym? Nie da i koniec. Kwestujący obchodzi ozeźlony i obiecuje zemstę.
Niezależnie od tej odmowy, siedem złotych zostaje szybko zebrane i wręczone góralowi. Nadchodzi konduktor. Na widok rozbitej szyby pyta groźnie: Kto to zrobił?
Nim winowajca zdążył otworzyć usta, poprzedni kwestarz wskazuje na Żyda: — To on. — To on! — powtarza chórem cały wagon.
— To on! Przesiadł się potem, ale widzieliśmy wszyscy! To on!
Zaskoczony, oszołomiony Żyd zaprzecza, krzyczy, tupie, charczę, miota się, przysięga, szaleje, pieni, wygraża, prosi. Daremnie. Wszyscy świadczą przeciw niemu, nikt za nim. I Żyd musi zapłacić siedem złotych za szybę. Cóż stąd, że się wypiera, skoro tylu ludzi widziało, że to on?
Na najbliższym przystanku półprzytomny z wściekłości, wzywający klątwy Bożej na
wszystkich gojów, opuszcza wagon. Historia dalszego ciągu nie posiada.
Ściśle autentyczne to zajście, mogące niejednemu wydać się komiczną groteską, „dobrym kawałem", było w gruncie rzeczy głęboko tragicznie. Nie tylko dlatego, że kilkudziesięciu ludzi dało fałszywe świadectwo, lecz że w naszym skłóconym społeczeństwie podobna odruchowa, nieuplanowana jednomyślność wszystkich warstw, możliwa jest jedynie gdy chodzi o... Żyda.
Zdarzała się dawniej za czasów niewoli, dziś niezmiernie trudno ją osiągnąć. Chyba, że właśnie... Żyd...
Jeżeli do tragicznych wypadków ostatniego roku, do Przytyku, Mińska i.t.d. dołączymy fakt pierwszy: reakcję inteligencji, fakt drugi: wyżej wskazaną solidarną jednomyślność, jeżeli dodamy jeszcze znany z pism, list nauczycielki Żydówki, skierowany do Gustawa Morcinka — przyznać należy, że są to wszystko objawy ostrzegawcze, poważne, groźne i charakterystyczne.
Pomimo nich, sprawa żydowska nie jest u nas dostatecznie rozważana. Pozytywny lub negatywny stosunek do niej wybucha doraźnie i znowu przygasa. Cechuje go bezplanowość. Ogół głośno narzeka, ale po cichu kupuje nadal u Żydów, bo taniej. Kto omija sklepy żydowskie, każe się podziwiać jako bohater. Poza tym całe starsze społeczeństwo (złożywszy beztrosko ręce na podołku, pozostawia rozwiązanie straszliwego problemu młodzieży. Niech się z nim młodzież upora.
I młodzież rozwiązuje go jak umie i może. Działa w najlepszej chęci. Gorąco, szczerze i okrutnie. Inaczej nie potrafi. Obiektywizm, sprawiedliwość, rozwaga, — to atrybuty ludzi starszych, nigdy młodości.
W postawieniu problemu żydowskiego przez młodzież, uderza przede wszystkim zasadniczy błąd: uparte traktowanie kwestii żydowskiej jako sprawy religijnej. — Jestem katolikiem, więc muszę walczyć z żydowstwem, — gdy w rzeczywistości, sprawa ta należy wyłącznie do kategoryj rasowo-narodowo-ekonomicznych. Zachodzi jeden z rzadkich wypadków, gdzie stanowisko katolika i Polaka nie pokrywają się ze sobą wcale.
Stosunek katolika do Żyda może być wyłącznie taki:
Żyd jest przede wszystkim człowiekiem, odkupionym Najświętszą Krwią Chrystusa Pana. Jest moim bliźnim. Nie jest chrześcijaninem. Moim obowiązkiem jest nawrócić go i przywieść do prawdziwej wiary. Z chwilą gdy to nastąpi, nie wolno mi mieć w stosunku do niego żadnych uprzedzeń, staje się moim bratem.
Był okres w naszych dziejach, że społeczeństwo zajmowało podobne stanowisko. Za czasów Piotra Skargi, na którego nieostrożnie powoływał się p. Polkowski. Istniało nawet wówczas (swoiście co prawda pojęte) apostolstwo wśród żydów. Pobożne małżonki magnatów wykupywały (czasem, gdy rodzice sprzedać nie chcieli, wykradały) dzieci żydowskie, chrzciły i wychowywały. Rodzice chrzestni udzielali małym neofitom swego nazwiska.
Nie ulega wątpliwości, że Żydzi mogą być dobrymi katolikami. Akcja Katolicka wśród nich mogłaby dać wielkie rezultaty. Wystarczy przypomnieć wspaniałe postacie braci Ratisbonne, — zakon Panien Syjońskich, Żydów katolickich na Węgrzech i w Austrii. Osobiście znam parę Żydówek, które przeszły na naszą wiarę z najgłębszego przekonania. O jednej z nich ksiądz, który ją chrzcił, mówił, że nie spotkał wśród chrześcijan równie pięknej duszy. Ale...
Ale tu się właśnie zaczyna tragiczna rozbieżność. Przypuśćmy, że staje się cud, wielki cud, pewnego pięknego dnia wszyscy nasi polscy Żydzi stają się katolikami. Przemieniają bóżnice na kościoły. Zniesione są mykwy, chedery i ubój rytualny. Zimą całe Nalewki śpieszą na roraty.
Powiedzmy szczerze i otwarcie: Kto, prócz duchowieństwa i nielicznych jednostek, radowałby się tym cudem? Kto by się czuł szczęśliwy? Czy p. Polkowski i jego obóz?
Możemy z całą pewnością oświadczyć, że nie.
Bo o ile z punktu widzenia katolickiego problem żydowski przestał by z tą chwilą istnieć, — o tyle z punktu widzenia polskiego nie uległby znaczniejszej zmianie.
Wprawdzie przyjęcie chrześcijaństwa musiałoby zmienić psychikę żydowską, odrodzić ją moralnie i przeorać, ale nie odmieniłoby rasy.
Bądźmy szczerzy, przede wszystkim szczerzy. Wiara żydowska jest nam w gruncie rzeczy obojętna. Groteskowa, ponura, ale obojętna. Gdyby Żydów było mało, chodzilibyśmy oglądać synagogi z tym samym życzliwym zaciekawieniem, z jakim chodzimy do karaimskiej ,,kinesy". Ale to nie o wiarę chodzi, o rasę.
Żydzi są nam tak straszliwie obcy, obcy i niemili, bo są innej rasy. Drażnią nas i rażą wszystkie ich cechy. Wschodnia zapalczywość, kłótliwość, specyficzny rodzaj umysłu, oprawa oczu, kształt uszu, zmrużenie powiek, linia warg, wszystko. W rodzinach mieszanych węszymy podejrzliwe ślady tych cech do trzeciego, czwartego pokolenia i dalej.
A na to religia wpływu mieć nie może.
Co więcej, nie ulega wątpliwości, że katolicki żywioł narzuciłby swoje cechy psychice polskiej, wytworzył nową narodowość. Może ta narodowość miałaby duże walory, ale nie byłaby polską. Przestalibyśmy istnieć, jako Polacy. Pozostałaby nazwa, zmieniłaby się istota nazwy.
I dlatego rozwiązanie radosne dla katolika, nie uradowałoby Polaka.
Do Żyda neofity nie zwracamy się ze słowami: bracie! — Mówimy o nim pogardliwie: wychrzta.
Toteż nazywanie sprawy żydowskiej problemem religijnym jest grzechem. Należy mówić: walczę z Żydem o prawo bytu na swojej własnej ziemi, walczyć muszę, bo ginę, — ale nie: walczę, bo jestem katolikiem.
Bóg w Swej wszechwiedzy znajdzie zapewne dla naszych win antyżydowskich okoliczności łagodzące, powoływanie się jednak na autorytet świętych nie jest właściwe, jest nawet bluźniercze.
Młodzież polska musi walczyć z zalewem żydowskim, pomimo, a nie z powodu swego odrodzenia religijnego. Żydzi są dla nas istotnym i strasznym niebezpieczeństwem, rosnącym z każdym dniem. Obsiedli nas, jak jemioła próchniejące drzewo. Młodzież polska, wchodząca w życie, znajduje się w położeniu bez wyjścia. Gdzie spojrzy, tam już zajął miejsce sprytniejszy, ruchliwszy, bezwzględniejszy Żyd. Zajęte są przez nich wszystkie dziedziny, wszystkie placówki. Stwarza się położenie niemożliwe do zniesienia. I społeczeństwo choć tak na ogół bierne, czuje to. Dlatego przemówienie p. Polkowskiego witały oklaski, dlatego hasło: na Żyda! napotyka jednomyślność, w innych okolicznościach nie znaną.
Lecz gdzie są środki zaradcze?
Bojkot ekonomiczny? Oręż, którego ostrze się starło. Środek skuteczny, gdy Żydzi mieli dokąd iść. Emigrowali z Poznańskiego, zamieniając ubogą prowincję na bogaty Berlin, — ale dziś?
Nie znaczy to wcale, by bojkotu zaniechać, przeciwnie, stosować go należy energicznie i nareszcie konsekwentnie. Tylko, że nie można spodziewać się po nim skutków doraźnych.
P. Polkowski zapewniał słuchaczy, że nie będzie się używać pałek. Pomimo powagi miejsca, | miałem ochotę wstać i zapytać: Za pozwoleniem! Nie pałkami? j Więc czym? Kijem, czy toporem? Jakim sposobem „wycięcie wrzodu" da się dokonać, bez użycia siły? Czy ktokolwiek wyobraża sobie, że Żydzi nie będą się bronić? Że, nie mając możności emigracji, a pozbawieni swych warsztatów, swych zarobków, wymrą cicho, dadzą się zagłodzić, popełnią zbiorowe samobójstwo? Wszak będą walczyć, walczyć o swoje ludzkie prawo do istnienia. Ta walka podsycana nienawiścią rasową ze strony polskiej, specyficzną zajadłością i zawziętością ze strony drugiej, może być straszna. Zblednie wobec niej Hiszpania. Nie wiem, czy ktokolwiek byłby na tyle lekkomyślny lub zuchwały, by twierdzić, że kraj to wytrzyma.
Więc sytuacja pozornie bez wyjścia.
Ale sytuacje bez wyjścia nie istnieją na świecie. Rozwiązanie uczciwe, a skuteczne, musi się znaleźć, tylko go trzeba poszukać. Trzeba sobie uświadomić jego konieczność. O. Jan Rostworowski w zakończeniu obrad Kongresu słusznie zaznaczył, że sprawa ta nie da się rozstrzygnąć w granicach jednego państwa, że jest przede wszystkim problemem europejskim i musi być załatwiona na terenie międzynarodowym. Ale stworzyć odnośną koncepcję, przeprowadzić jej wykonanie, powinien jeden naród. Ten, który jest najbardziej zagrożony, najbardziej zainteresowany, — my.
Przemyślenie gruntowne tego problemu, rzucenie planu rozwiązującego zagadnienie żydowskie jest obecnie najpilniejszą, najważniejszą sprawą. Powinien zająć się nią każdy polityk, socjolog, historyk, ekonomista, literat, całe społeczeństwo. Nic nie jest bardziej naglące.
Znalezienie rozwiązania, przy którym:
Uratowana byłaby nasza duchowa integralność narodowa, lecz uszanowany bliźni.

Brak komentarzy: