Strony

wtorek, 9 sierpnia 2022

Wapienie z Niechobrza i czudecki wapiennik

W 1932 roku Józef Gołąb (1904-1968) polski geolog i hydrogeolog, w swojej pracy „Przyczynki do znajomości geologji okolic Niechobrza" odnotował: Niechobrz, wieś leżąca 18 km w kierunku SW od Rzeszowa w dolinie potoku tej samej nazwy, z dawna znana była z występowania utworów mioceńskich w postaci iłów i piasków, a przede wszystkiem wapieni, używanych od dawna do wypalania wapna. Świadczą o tem liczne prymitywne wapienniki, rozrzucone po całej okolicy, a skupione w miejscach, gdzie wapień występujący na powierzchni, najłatwiejszy był do odbudowy

Wapienie z Niechobrza (pomarańczowe plamy z zaznaczonymi kamieniołomami)
 i czudecki wapiennik (w czerwonej elipsie) w Atlasie geologicznym Galicji

Wapienie w tej okolicy były wydobywane co najmniej od XIX wieku i chociaż do mojej rodzinnej wsi to zaledwie rzut beretem i zdarzyło mi się na piechotę do Niechobrza chodzić, to o tych wapieniach dowiedziałem się stosunkowo  niedawno. Szukałem wtedy informacji o nieodległym Olimpowie, gdzie występują podobne formacje skalne.

Dowiedziawszy się o tym ewenemencie, zaciekawiłem się czy wapieniom owym towarzyszy jakaś specyficzna roślinność kalcyfilna. Ponadto ciekaw byłem śladów starego, czudeckiego wapiennika, wykorzystującego niechobrzańskie pokłady. W 1898 roku Głos Rzeszowski donosił  o nim: Jak wiadomo jest w Czudcu wapiennik, gdzie pracuje tak zaprzęgiem jak pieszo dosyć robotników, w kamieniołomach znów, które są w naszej gminie w Niechobrzu, pracuje również dosyć robotników. Na dzisiejsze ciężkie czasy, jest to bardzo dobrze iż lud biedny może coś zarobić, gdyby nie pewne „ale”. Tem ,,ale” jest, że fabryka. w której lud nasz pracuje, jest własnością Żydów Münza, Wellacha i Spki, a tem samym cały zarząd spoczywa w rękach żydowskich. Panowie ci dawno już zaprowadzili zwyczaj wypłacania robotnika w niedzielę rano każdego tygodnia i tym sposobem demoralizują lud, który czekając na pieniądze w kościele być nie może. Na domiar złego wypłata odbywa się w szynku braci Wallachów. No i jakże tu nie uledz pokusie, kiedy czekając na kilka szóstek, trzeba się cały czas napawać zapachem wódki i rumu co bardzo drażniąco działa, a przytem ,,z roboty w kamieniu okropnie gnaty bolą”.

Obecnie większość dawnych łomów zarosła drzewami, a ostatni kamieniołom czynny jeszcze w XX wieku, zarasta teraz, chociaż tutaj strome odsłonięcie fliszowe długo jeszcze sukcesji nie ulegnie. 

Chociaż buł litotamniowych nadal tam nie brakuje, roślin wapieniolubnych nie spotkałem, a z ciekawszych jedynie goździk kosmaty i czosnek zielonawy. 

"Buły litotamniowe"

Nieco owocniejsze okazały się okolice Krzyża Jubileuszowego gdzie przed II wojną były trzy łomy, na mapie Gołąba ulokowane przy wzgórzu oznaczonego kotą 369.


Na sąsiednim ściernisku rósł obficie jeden z ładniejszych wapieniolubnych gatunków, to jest ostróżeczka polna, a przy ogniskowej wiacie sierpnica pospolita. 

Ostróżeczka polna Consolida regalis
Sierpnica pospolita Falcaria vulgaris 

Gleba pokryta odłamkami wapieni wyglądała prawie jak rędzina.

Skierowałem się następnie w stronę śladów wapiennika,  które opisał prof. Antonii Lubelczyk i tu przypomniałem sobie o pełnym tytule jego artykułu „Nowe odkrycia kurhanów oraz wapiennika na Pogórzu Strzyżowskim”. I masz przy drodze pojawia się tablica informacyjna szlaku rowerowego "W poszukiwaniu kurhanów". 

Na tablicy zaś enigmatyczna informacja:

Zniesmaczony tablicowym wpisem zacząłem szukać w okolicy, ale zamiast kurhanów w pobliskim lesie natknąłem się na ładne stanowisko lilii złotogłów i kłokoczki południowej. 

Owocująca lilia złotogłów na tle kłokoczkowego liścia

Potem dopiero w pracy prof. Lubelczyka dokopałem się, że kurhany KCS są po drugiej stronie potoku, przy drodze biegnącej przez  grzbiet  rozdzielający Przedmieście Czudeckie, Niechobrz i Wolę Zgłobieńską.

Ślady KCS na Podkarpaciu wg Pelisiak A. 2018.Centrum i peryferia osadnictwa w neolicie
i wczesnej epoce brązu na wschodnim Podkarpaciu i we wschodniej części polskich Karpat

O samym wapienniku Profesor pisał: wspomniany wcześniej tajemniczy obiekt z rozciągniętą warstwą zaprawy, oznaczony jako Przedmieście Czudeckie stan. 15 (AZP 105-75/54). Znajduje się on po prawej stronie drogi prowadzącej z Czudca do Niechobrza, około 1 km od cmentarza w Czudcu. W profilu skarpy widoczne są liczne białe i różowe smugi, sprawiające wrażenie naturalnego, warstwowego układu. Okazało się jednak, że te białe i różowe smugi to niewątpliwie zaprawa lub wapno z drobnymi kamieniami, okruchami cegły i drobnymi węgielkami drzewnymi. 

Znalazłem dokładnie tak jak opisał prof. Lubelczyk
Znaleziono również sporo mocno przepalonego i zeszkliwionego żużla oraz prawdopodobnie fragment stopionego kafla. Podobną strukturę stwierdzono również w licznych wykrotach w obrębie całego wzniesienia na przestrzeni około 1 ha. Od samego początku sądziłem, że jest to pozostałość po jakimś nowożytnym obiekcie gospodarczym, więc sięgnąłem do monografii powiatu strzyżowskiego (Studia nad dziejami Strzyżowa i okolic, 1980) i opracowania konserwatorskiego gminy Czudec (J. Malczewski 1999). W obu jednak pozycjach nie znalazłem żadnych informacji odnośnie istnienia tutaj jakiegoś obiektu przemysłowego lub nawet folwarku. Dopiero po analizie tzw. mapy Miega z lat 1779-1782 i mapy austriackiej z roku 1880, okazało się, że w tym miejscu znajdował się wapiennik. Nie dotarłem jednak do informacji do kiedy on tutaj funkcjonował. 
Jak wskazałem wyżej Głos Rzeszowski garść informacji na ten temat przynosi.

Według Skorowidzu przemysłowo-handlowego królestwa Galicyi z 1906 roku, na Przedmieściu Czudeckim wapiennik nadal funkcjonował jako firma protokołowana i był własnością Szymona Münza, Tobiasza Münza i Berla Wallacha Wolfa. Co ciekawe w samym Czudcu funkcjonowały wówczas mniejsze (firma nieprotokołowana) "wapienniki miejskie".
Z kolei wg Skorowidzu z 1912 roku wapiennik Przedmieścia Czudeckiego stał się własnością braci Münz i spółki, a o miejskich wapiennikach brak jest danych. W okresie międzywojennym pojawia się informacja o Stanisławie Żółkiewiczu - właścicielu cegielni i wapiennika w Czudcu (chyba raczej nie w starej lokalizacji).
Reklama z czasopisma Rola z 1930 r (podobne w 1931 i 1932 r.)


6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

"Na dzisiejsze ciężkie czasy, jest to bardzo dobrze iż lud biedny może coś zarobić, gdyby nie pewne „ale”. Tem ,,ale” jest, że fabryka. w której lud nasz pracuje, jest własnością Żydów Münza, Wellacha i Spki, a tem samym cały zarząd spoczywa w rękach żydowskich. Panowie ci dawno już zaprowadzili zwyczaj wypłacania robotnika w niedzielę rano każdego tygodnia i tym sposobem demoralizują lud, który czekając na pieniądze w kościele być nie może. Na domiar złego wypłata odbywa się w szynku braci Wallachów. No i jakże tu nie uledz pokusie, kiedy czekając na kilka szóstek, trzeba się cały czas napawać zapachem wódki i rumu co bardzo drażniąco działa, a przytem ,,z roboty w kamieniu okropnie gnaty bolą”.

W szynku owym od razu przepijano sporą część zapłaty albo i całą. Bardzo często pito też "na borg", na poczet....przyszłej zapłaty - ze skutkami tragicznymi dla pijących. O patologii jak wyżej świetnie pisał niejaki Jan Słomka, wójt Dzikowa w "Pamiętniku Włościanina". A oto jego fragment:
"... był jeszcze zwyczaj, że karczmarze jeździli po kolędzie, każdy wstępował do »swoich gospodarzy«, którzy u niego byli stałymi gośćmi, to jest pili. Po Dzikowie jeździł najwięcej Salomon Szrajber z Tarnobrzega. Wszedłszy do izby zaczynał od życzenia: Daj Boże szczęście, żeby się tu powodziło, iżby wszyscy byli zdrowi, pieniądze mieli i żeby tu niczego nie brakowało - przychodzę tu z kolędą. I od razu nalewał do kieliszka wódkę, którą miał z sobą, a więcej było na wozie, i częstował po kolei wszystkich obecnych, poczynając od gospodarza i gospodyni, dawał po kieliszku dzieciom pomijając tylko najmniejsze, sługom, a nieobecnych kazał przywoływać, dogadując przytem:Jak szanuję stół, to i stołowe nogi, ja tu wszystkich chcę potraktować, bo ten dom szanuję, niech go pamiętają wszyscy, żem tu był po kolędzie. Gospodarzowi i gospodyni nalewał jeszcze po drugim i trzecim kieliszku i zachęcał:;Pijcie, pijcie, niech wam będzie na zdrowie, ja wam nie żałuję, a gdzie spodziewał się lepszej kolędy, zostawiał jeszcze mniejszą lub większą flaszkę wódki. Za to gospodarz dawał mu znowu od siebie kolędę, zazwyczaj ćwierć lub pół korca jakiegoś ziarna: żyta, jęczmienia, pszenicy, owsa, czego miał więcej, a znowu gospodyni dawała od siebie jaja, kaszę jaglaną, kurę, słowem, coś ze swego kobiecego gospodarstwa. Gdy tak całą wieś objechał, to wszyscy mniej lub więcej byli wódką zamroczeni, tylko on był trzeźwy i wywoził ze wsi dobry wóz ziarna".

Nic dodać nic ująć - wnioski nasuwają się same. Rzecz ciekawa - iż z kolei fragment przez Pana przytoczony z prasy rzeszowskiej - pochodzi z 1898 roku. Rok wcześniej w Galicji miały miejsce wypadki, o których jakże skromne i jakże.... tendencyjne info w Wikipedii tak powiada: "Pogromy Żydów w Galicji w 1897 roku – wystąpienia antysemickie, które miały miejsce latem 1897 w sześciu powiatach Galicji Zachodniej.
O inspirowanie tych wystąpień Walentyna Najdus-Smolar oskarżyła narodowych demokratów oraz „stojałowszczyków”. Pogromy rozpoczęły się od ataków na żydowskich karczmarzy.
Namiestnik Galicji Leon Jan Piniński wykorzystał pogromy do rozprawienia się z galicyjskim ruchem robotniczym. Wprowadzono stan wyjątkowy w 33 powiatach Galicji, rozwiązano stowarzyszenia robotnicze, zamknięto część gazet. Podobne wystąpienia antyżydowskie miały miejsce również w latach następnych, zazwyczaj podczas jarmarków. Jednym z największych był pogrom w Zabłotowie w roku 1903."

Proszę zwrócić uwagę, iż wypadki owe rozpoczęły się od "ataków na żydowskich karczmarzy".


Pozdrawiam,


AZ

Stanisław Kucharzyk pisze...

Na pewno nie był to okres spokojny. 16 czerwca 1898 miały przecież miejsce "Krwawe nieszpory w Frysztaku" (żandarmi zabili 6 włościan) i rozruchy w całym powiecie jasielskim. W tym kontekście Kurier Lwowski wspomina tez Czudec: "Aresztowania w Jaśle nie ustają. Co godzina przybywaj nowi więźniowie. Kazamaty kryminału jasielskiego już zapełnione, gdzie się po mieszczą nowi przybysze, niewiadomo. W kazamatach siedzi już oko o 300 ludzi. W Czuczu aresztowano dziś dwóch parobków, którzy przybyli tu a z Dębicy w celu wzniecenia „ entuzjazmu wyborczego” według recepty ks. Stojałowskiego."

Maciej Majewski pisze...

Na obszarach gdzie skały węglanowe nie są powszechne, to takie odsłonięcia były (a czasem dalej są) jak żyła złota. Podobna sytuacja zaszła na Dolnym Śląsku i w rejonie Sudetów, gdzie skał węglanowych jest niewiele i ludzie żadnemu odsłonięciu nie przepuścili. Wapienniki wyrastały nawet przy takich odsłonięciach skał jak erlany, które powstały w zasadzie przez metamorfizm np. zwapnionego mułu, a nie wapienia. Jednak i tak wypalano co się dało.

Mapa Gołąba dobrze przedstawia takie "mikrozagłębie", gdzie korzystano z okazji dopóki nie rozwinął się przemysł i transport. I dzięki za wydobycie z odmętów internetu pracy Józefa Gołąba. Mapy z takich prac (bez względu na wiek) potrafią więcej pokazać odnośnie danego terenu i nie chodzi tu tylko o inna skalę niż w przypadku nowego kartowania map PIG.

Stanisław Kucharzyk pisze...

Koszty transporty wydaje się tu kluczowym problemem. Długie łańcuchy dostaw to dziś norma. A wtedy wystarczyła furmanka i kolej

Beskidnick pisze...

jak zawsze świetny materiał i to pod każdym względem, historycznym, geologicznym i botanicznym.

Treść tablicy wskazuje na rozpaczliwą niewiedzę samych jej twórców - Już kilka razy się spotkałem z sytuacją że w stosownym urzędzie rozpisuje się projekt, sięga po finansowanie a gdy przyjdzie faza wykonawcza to brak merytorycznych konkretów - wtedy trzeba albo sięgać po fachowców albo... rozpaczliwie improwizować, jak w tym wypadku.

Stanisław Kucharzyk pisze...

Dzięki za wizytę. Nie wiem co do końca myśleć o tej tablicy bo nawet w pobliżu kopców nie jest zlokalizowana. Ale na lidarze ładnie te kopce widać jak się wie gdzie szukać.