Strony

środa, 24 listopada 2021

O bieszczadzkich bukach, duńskich beczkach i syberyjskim maśle

Widok na lasy bukowe w dolinach pod Haliczem, Rozypańcem i Kińczykiem Bukowskim (w tle)

Turyści odwiedzający dolinę górnego Sanu, mogą zobaczyć wiele interesujących śladów po wsiach niegdyś tu istniejących. Na stronach internetowych, przewodnikach czy wreszcie tablicach informacyjnych BdPN, mogą też wyczytać sporo ciekawych, chociaż niekiedy nieco pomieszanych informacji o tychże śladach. Jednocześnie (lub prawie jednocześnie) miały tu funkcjonować tartaki wodne, karczmy, młyny i zakład produkcji beczek zatrudniający w najlepszych czasach około 500 osób. Drewno do Beczkarni dowożono kolejką leśną i długości 7 km, sięgającą głęboko w głąb doliny potoku Halicz trzema odnogami. W Bukowcu, skąd dziś zaczynamy wędrówki do Grobu Hrabiny czy beniowskiej lipy, jeszcze w latach trzydziestych XX wieku miano produkować potaż, o czym miałaby świadczyć wielka żeliwna kadź przytransportowana z Potaszni.

Tablica informacyjna BdPN na Bukowcu

Historia gospodarcza regionu jest od dawna badana (patrz: "Bojkowszczyzna Zachodnia - wczoraj, dziś i jutro" czy "Stosunki gospodarcze we wsiach Bukowiec i Beniowa…") jednak materiały źródłowe są skąpe, miejscowa ludność wysiedlona, a ślady terenowe skwapliwie pokrywa „lawa bujnej karpackiej roślinności”. W tej sytuacji cennym uzupełnieniem stają publikacje prasowe z epoki, coraz liczniej udostępniane w różnych bibliotekach cyfrowych.
Widok z Rozsypańca na dolinę potoku Halicz z zaznaczonymi trasami kolejki leśnej
B - Beczkarnia w Bukowcu, P - Potasznia
W 1907 roku bieszczadzki leśnik i znawca galicyjskich lasów Jan Kosina, widząc skutki powstania nowych linii kolejowych wieścił : Zdaje, się jednak, że niezbyt długo bawić się będą wichry splątanemi koronami buków. Nieubłagany, zimno rachujący realizm nie bawi się w idealne potrzeby, to też przyjdzie koniec i tym borom pierwotnym, jak przyszedł dla borów szpilkowych. Rozwój środków komunikacyjnych, wysokie ceny drewna tak użytkowego jak opałowego, poruszą martwe kapitały, ażeby za ich pomocą ożywić dotąd ciche lasy, lecz niestety nie wesołym odgłosem życia, lecz ponurym pomrukiem śmierci. 
Bieszczadzkie buczyny o charakterze pierwotnym
W 1911 roku tenże autor dodaje: 
Przed nie bardzo dawnym czasem, uważaliśmy zwłaszcza u nas w kraju, buka za kopciuszka między drzewami leśnemi, a nie ujmując mu sławy jako drewnu opałowemu i pochodzącemu z niego węglowi, mieliśmy do niego żal, że zajął tak znaczne obszary przedgórza i niższych gór, jak n.p. Beskidy, a żal ten zmniejszał się w stosunku odwrotnym do ilości przymięszanej doń jodły. Gorączka eksploatacyjna objęła właścicieli, kupców i pośredników w stosunku do drzew szpilkowych, w miarę rozwoju środków komunikacyjnych wyrastały jak z podziemi wielogatrowe tartaki i pełną siłą pary przerabiały surowiec na półfabrykaty, cieszące się jeszcze jakiemi takiemi względami pruskiej polityki cłowej. Jako niedobitki pozostały buki w lasach mieszanych i dziś jeszcze znaczne przestrzenie litych drzewostanów bukowych. W rozwoju przemysłu, mającego za cel zużytkowania różnorodnego surowca, znalazł się i zbyt na buka, jako drewno użytkowe. Były chwile wielkich nadziei, a pozostały proroctwa świetnej przyszłości. Przemysł potrzebujący buka jako surowca był i jest w porównaniu z przemysłem zużytkowywującym inne gatunki drzew, dość ograniczonym - zapasy, a zatem i podaż znaczna, a więc i cena jednostkowa nizka. Pierwotne różowe nadzieje to bladły - lasu bukowego nie poszukuje jeszcze dotychczas kupiec, lecz właściciel poszukuje kupca na las - to znów się poprawiły, a dzisiaj przepowiadają wtajemniczeni, że  w niedalekiej przyszłości buk znów zajmie nie poślednie miejsce w ogólnym handlu drewnem.
Resztki zabudowań w południowej części Beczkarni
Kosina wskazał również szereg nowych zastosowań drewno bukowego użytkowanego dotychczas głównie na opał oraz do produkcji potażu i węgla drzewnego, a to:
- progi kolejowe impregnowane;
- toczone pręty i łatki rżnięte na meble gięte;
- deski parzone na podłogi, schody i fryzy;
- deski i deseczki na różnego rodzaju skrzynki i opakowania („Tavolette" do handlu z Triestem, „Decimali”i „Testoni”);
-subbie, gonty, ryskale, szprychy do kół, itp. 
Buki bez twardzieli ale dość sękate
Kosina wspomina wreszcie iż: Na masło wycina się dęgi bukowe piłami cylindrowemi a zbyt takich beczułek ogranicza się do Syberyi i Danii. W 1907 roku buka na materiał do mebli giętych i okłady do szczotek przerabiano w Cisnej, zaś na beczułki na masło przeznaczone dla Syberii, w Żubraczem, gdzie były godne widzenia są urządzenia tartaczne do fabrykacyi tych beczułek służące.

Widok na Beczkarnię w okresie międzywojennym
Fotografia z miejsca gdzie pod górą Byczok tor kolejowy zbliża się do Sanu klik>

Podobny pomysł na wykorzystanie dziewiczych drzewostanów bukowych położonych pod połoninami Kińczyka Bukowkiego, Rozsypańca i Halicza, zrodził się w głowie przedsiębiorcy drzewnego Hipolita Frommera. Był on udziałowcem jawnej spółki handlowej „Bracia Rubinstein i Frommer”, która była ówczesnym właścicielem majątku Bukowiec-Beniowa. Oprócz Frommera, założoną 1 stycznia 1904 roku spółkę, tworzyli dwaj lwowscy Żydzi Rafał i Zygfryd Rubinstein. 
Dzisiejszy widok na Beczkarnię i górę Byczok (po lewej był dwór Rubinsteinów)
Spółka ta w kooperacji z budapesztańskimi przemysłowcami, prowadziła już jeden trzygatrowy tartak w Beniowej, przerabiający głównie drewno jodłowe i świerkowe z niżej położonych lasów majątku. W 1908 roku czas przyszedł na dotąd nieeksploatowane lasy bukowe z wyższych położeń. W tym celu w lipcu 1908 powołano kolejną spółkę akcyjną z kapitałem duńskim o nazwie „Rinir” z siedzibą w Kopenhadze, zarejestrowaną w Okręgowym Wydziale c. k. Sądu Gospodarczego w Samborze 10 października 1908 r. Nazwa spółki była prawdopodobnie akronimem od pierwszych liter nazwisk udziałowców - fabrykantów i hurtowników z Kopenhagi (A. Rindom, John Jakobsen, Holger Noack, C. Th. W. Jacoby, D. Restorff). Dyrektorem oddziału produkcyjnego Bukowcu został Duńczyk Sophus Troels Holten Andersen (1881-1927), który zamieszkał na miejscu wraz z żoną Michaelą Ulrikke Elenorą z d. Friis (1884-1967). W Bukowcu 12 maja 1909 roku urodziła się ich córka Bodil. Ciekaw jestem czy Michaela czuła się równie egzotycznie w domu pod Haliczem, jak jej rówieśniczka i rodaczka Karen Blixen w farmie u stóp gór Ngong?
Tutaj kolejka przekraczała San i wyjeżdżała z Beczkarni
W celu dostarczania surowca do zakładu w Bukowcu w kwietniu 1908 roku rozpoczęto budowę wąskotorowej kolejki leśnej typu bośniackiego. Jej trasa i budowa była uzgodniona z władzami austriackimi. Prowadzona była również częściowo przez grunty włościan (zgodnie paragrafem 24 Ustawy lasowej z dnia 3 grudnia 1852 roku „Każdy właściciel gruntu obowiązanym jest dopuścić wyprowadzenia płodów leśnych przez swoje grunta, jeżeli inną drogą albo wcale nie; albo tylko z niestosownymi kosztami, z lasu wydalone i dalej przesłane być nie mogą.”). Na początku dochodziło na tym polu do różnych niesnasek. 
Dwór Rubinsteinów w północnej części Beczkarni lata 30-ste XX wieku
Gazety donosiły: W Beniowej Rubinstein i Frommer, spiesząc się ze zwożeniem drzewa do tartaku, wybrali najkrótszą drogę przez chłopskie grunta. Dnia 11 b. m. (lipiec 1908) zaprotestował przeciw temu jeden z chłopów, zabraniając stanowczo przejeżdżać przez swe pole. Jednak na drugi dzień właściciele tartaku i dworu puścili znów wozy tą samą drogą, niszcząc i tak nędzne zasiewy chłopskie. Na zagrożonych gruntach zebrała się gromada chłopów i oświadczyła, że nie przepuści ani jednego wozu. Wówczas wystąpiło sześciu leśniczych ze strzelbami. Chłopi mimo to nie ustąpili i zatrzymali próżne wozy, jadące z tartaku, oraz napełnione drzewem, wracające z lasu. Wówczas trzech leśniczych zdjęło fuzye z ramion i zmierzyło do chłopów…
Dawny nasyp kolejki ze współczesną drogą leśną, przecinający szlak z Bukowca do Beniowej
W końcu jednak Fommerowi udało się dogadać z lokalną społecznością, a nawet w 1910 roku dał fundusze na budowę nowej cerkwi. Po początkowych perturbacjach budowę kolejki powierzono firmie Rössemann & Kühnemann z przedstawicielstwem we Lwowie (Julius Weiß). Budową kierował inżynier S.  Felberbaum z Budapesztu. 
Nasyp kolejki przecinającej prawobrzeżny dopływ potoku Halicz, przed wjazdem na łąki Bukowca.
Istniejący niegdyś przepust został wypreparowany przez wodę tworząc szczerbę w nasypie
Nadzór kolejowy wymusił wprowadzenie odpowiednich środków bezpieczeństwa w postaci znaków ostrzegawczych „Uwaga na pociąg” w języku niemieckim oraz w językach narodowych umieszczonych na krzyżówkach z lokalnymi drogami. Maksymalna dopuszczalna prędkość została ograniczona do 10 km/h na podjazdach oraz 8 km/h na zjazdach. Mimo sprzeciwu konkurencji, która usiłowała u władz austriackich zablokować powstanie kolejki, w 1909 roku szyny dotarły do Potaszni. Składy obsługiwała lokomotywa parowa Ct 40 PS (Pfeerdestarke – 40 KM).
Trasa kolejki wciąż czytelna na łąkach Bukowca mimo rekultywacji z lat 80-tych.
W Potaszni leżały jeszcze dwie stare kadzie do produkcji potażu, ale puste od  trzydziestu lat, gdyż około roku 1880 zaprzestano tu produkcji tego surowca. Tak więc opowieści o tym, że kolejka woziła potaż należy między bajki włożyć. 
Druga kadź z Potaszni w Plenerowym Muzeum Wypału Węgla Drzewnego
Od 1908 roku funkcjonował tu zakład do maszynowego rozdrabniania i wiązania drewna opałowego, którego fundamenty o wymiarach 15 x 16 m zachowały się do tej pory. Z 
badań Mieczysława Darochy wynika, że kolejka przejeżdżała przez środek tego obiektu. W pierwotnym założeniu zakład miał zagospodarowywać odpady pozrębowe i gałęzie. Po odpowiednim rozdrobnieniu i spakowaniu resztki te miały służyć jako tani opał, którego potrzebowały galicyjskie miasta i miasteczka.
Trasa kolejki leśnej Beczkarnia - Potasznia wraz z trzema odnogami do eksploatacji buczyn
Funkcjonowanie Beczkarni możemy poznać dzięki relacjom z wycieczki naukowej zorganizowanej w ramach walnego posiedzenia Galicyjskiego Towarzystwa Leśnego w dniu 25 sierpnia 1908 roku. Fabryka była w ruchu, więc uczestnicy mieli sposobność śledzić cały proces wyrobu klepek, od przerzynania surowca, aż do wykończenia klepek i pokryw. W założeniach roczny przerób miał wynosić około 10 tys. m³ drewna bukowego, zarówno pni jak też grubszych konarów. Surowiec chociaż wyrabiany w krótki kawałki, musiał być dobrej jakości - bezsęczny i z niewielkim udziałem twardzieli. W efekcie tylko 60% drewna nadawało się na beczki, a odrzuty sprzedawano w cenie opału np. do Lwowa. Fabryka jak pisano „podziw wywołała tak swem wzorowem urządzeniem  jako też najnowszą konstrukcyą maszyn specyalnych, do tego  celu służących”. „Kilkanaście przyrządów maszynowych, na pozór niezwykle prostych, umieszczonych jest w niedużej hali. Sztuczna suszarnia dostarcza wyschniętych deszczułek, które, przechodząc z jednej maszyny do drugiej, ociosane, przystosowane ściśle do siebie, opuszczają w dwudziestu minutach fabrykę jako silne wiązanki, gotowe do spojenia ich w beczułkę. Wyroby te eksportuje firma do Syberyi. Tam klepki i denka galicyjskie zbijają w beczułki i po napełnieniu ich masłem wysyłają na targi dońskie i angielskie. Fabryka zatrudnia stu robotników.
Nie zachował się bardziej szczegółowy opis tej produkcji, lecz z pewnością był on zbliżony do przedstawionego na filmie systemu (warto włączyć polskie napisy), stosowanego w holenderskim przedsiębiorstwie bednarskim w 1919 roku. Z tym, że nie kończył się wykonaniem gotowych beczek, a jedynie przygotowaniem klepek i denek. Bardziej ekonomiczny był transport spakowanych półfabrykatów i składanie beczek już na miejscu na Syberii. Podobno beczki z Bukowca mieściły po 50 kg masła.
Bilans z 1910 roku spółki Rinir i oddziału produkcyjnego Beczkarnia
Jaka była relacja miedzy kopenhaską spółką „Rinir” a zakładem produkcji beczek w Bukowcu? Z bilansu za rok 1910 wynika, że Kopenhaga zajmowała się głównie spedycją i sprzedażą klepek. Dokument ujawnia, że bieszczadzki oddział był „na minusie”, chociaż spółka matka wykazywała zysk. Nie umiem powiedzieć z czego to mogło wynikać, być może z relacji systemów podatkowych i  celnych oraz kreatywnej księgowości. Faktem jest, że w 1912 roku ogłoszono upadłość zakładu w Bukowcu. Pozostały majątek najwyraźniej przejęli „Bracia Rubinstein i H. Frommer”, którzy w jakimś zakresie kontynuowali produkcję do pierwszej wojny światowej.
Notka ze Skorowidza przemysłowo-handlowego Królestwa Galicyi z 1913 roku
Narobiła ona trochę zamieszania dając asumpt do informacji o 500 robotnikach zatrudnionych w Beczkarni 
Wpis dotyczy w istocie dwóch różnych obiektów w Sokolikach (skrót PFa.- protokołowana firma.)
Jesienią 1914 r., niedługo po wybuchu wojny, trasa kolejki leśnej Bukowiec-Potasznia została zniszczona podczas pierwszego najazdu wojsk rosyjskich. Fabryka klepek również została zrujnowana. Po odparciu Rosjan i oszacowaniu szkód w lipcu 1915 r. Ministerstwo Wojny odmówiło odbudowy trasy, ponieważ uznano, że nie ma ona znaczenia militarnego. Według niektórych źródeł w okresie międzywojennym kolejki leśnej w dolinie Halicza już nie odbudowano. Jedynie wywiady prowadzone przez Zygmunta Rygla z potomkami właścicieli sugerują, że funkcjonowała jeszcze w latach 30-tych ubiegłego wieku. Chociaż po I wojnie światowej do produkcji beczek już nie powrócono, nazwa Beczkarnia na trwale wpisała się w toponimię Bieszczadów, stając się najpierw nazwą folwarku Rubinsteinów, a po pojawieniu się granicy na Sanie, nazwą kawałka lasu nad Sanem ujętym w Państwowym Rejestrze Nazw Geograficznych (PRNG).
Reklama majątku Bukowiec-Beniowa z 1938 roku
Skąd wziął się w ogóle pomysł aby w dalekich Bieszczadach produkować beczki na syberyjskie masło? Po pierwsze beczka przez kilka wieków była uniwersalnym opakowaniem na produkty płynne i sypkie, spełniając rolę dzisiejszych europalet. Wózków widłowych nie było, a pojedynczy człowiek mógł stosunkowo łatwo przetoczyć nawet ciężką beczkę odwracając ją na bok. Po drugie kluczowe było otwarcie regionu na handel międzynarodowy przez linię kolejową Sambor-Czop przez Sianki w 1905 roku. Syberii analogiczną możliwość dała Kolej Transsyberyjska budowana w latach 1891–1916. O ile bogactwem Bieszczadów było drewno, o tyle produktem eksportowym południowej Syberii w końcu XIX wieku stało się masło. Mimo, że kraina ta kojarzy się z tundrą i tajgą, jednak południowa część jest zasobna w rozległe areały terenów pastwiskowych. Dzięki pomysłom i staraniom wizjonera i organizatora Nikołaja Wasiliewicza Wierieszczagina, indywidualni hodowcy bydła zrzeszeni w mleczarskich kooperatywach, stali się jednym z czołowych dostawców masła na europejskie rynki. 
Pokaz wyrobu masła na wszechrosyjskiej wystawie rolniczej w końcu XIX wieku
źródło: https://vologdaexpo.gov35.ru/molochnyy-forum/nagrada/o-n-v-vereshchagine/
W 1875 roku do Europy trafił pierwszy tysiąc beczułek syberyjskiego masła, a w 1897 r. wartość eksportu masła wynosiła już 5 mln rubli. W 1902 r. za Uralem działało co najmniej 2 tysiące mleczarni, z których wyeksportowano około 30 000 ton produktu za kwotę 25 mln rubli. Pięć lat później eksport wzrósł do 44 mln. rubli, a w 1914 roku do 70 mln rubli. W walce o światowe rynki zagraniczne Wiereszczagin podjął wiele starań. Zorganizował transport specjalnymi wagonami-lodowniami, magazyny chłodnicze działały na prawie wszystkich dużych stacjach Kolei Transsyberyjskiej. Rosyjskie masło dominowało na brytyjskim rynku przez całe dziesięć lat od 1895 do 1905 roku. Później prym zaczęli dzierżyć mleczarze z Australii i Nowej Zelandii. 
Syberyjskie masło w beczkach przygotowane do transportu kolejowego-
źródło: https://vologdaexpo.gov35.ru/molochnyy-forum/nagrada/o-n-v-vereshchagine/
Ponieważ Brytyjczycy kupowali masło w bukowych beczkach, Wiereszczagin załatwił u cara bezcłowy import bukowych klepek na beczki. Import był konieczny gdyż buk nie występuje w Rosji, a karpackie lasy dostarczały w miarę tani surowiec. Za czasów sowieckich syberyjskie masło straciło prymat w rosyjskim eksporcie, a priorytet uzyskały ropa naftowa (przez jakiś czas również przewożona w drewnianych beczkach), a później gaz ziemny. I tak jest до сих пор.
Wpis poświęcam pamięci kolegi Adama Lenia zmarłego 14 listopada 2021 r, zaangażowanego w restaurację krzyży na cmentarzu z I wojny światowej na Bukowcu.  

7 komentarzy:

Beskidnick pisze...

Jak zwykle ciekawy i świetnie udokumentowany materiał.
Tak na marginesie muszę zauważyć, w kontekście tej drogi wywozu drzew z lasu, że władze bardzo chętnie wydawały prawa pozwalające na krzywdę maluczkich w imię jakiegoś (załóżmy hipotetycznie) większego dobra.

Unknown pisze...

Stasiu, dziękuję i gratuluję. Ożywa, dzięki Tobie, górny San sprzed lat.

Stanisław Kucharzyk pisze...

Dziękuję za słowa zachęty

Stanisław Kucharzyk pisze...

Władze stały (i stoją) po stronie bardziej zamożnych, w tym przypadku interwencja chłopów u starosty w Turce skończyła się wyrzuceniem ich z urzędu.

Unknown pisze...

Stanisławie! Gratuluję artykułu. Tu jeszcze trochę informacji z późniejszego okresu: http://ziemia.pttk.pl/Ziemia/Ziemia_NR_17_1926.pdf
Pozdrawiam
Wojciech Wesołkin

Stanisław Kucharzyk pisze...

Dziękuję za miłe odwiedziny i wskazany artykuł. Artykuł Stanisława Pawłowskiego z 1926 roku jest mi znany. Pisze on o lesie kilkanaście lat temu wyciętym i nieodnowionym i że kolejka nie próżnowała (więc trudno powiedzieć czy w trakcie jego wycieczki była czynna). Kolejne informacje przynoszą relacje Kuczery z 1931 (wycieczka na Halicz z Tarnawy niestety nie przez Bukowiec) i przewodnik Gąsiorowskiego z 1933, który opisuje szlak niebieski na Halicz wzdłuż starego nieużywanego toru kolejki leśnej. Gąsiorowski wspomina o leśniczówce p. Goldreicha (być może na Potaszni, bo na WIGówce nie widzę gdzie indziej oznaczenia gajówki) gdzie można zanocować. Na Wigówce na Potaszni jest oznaczony tylko ten jeden budynek, tak jakby zakładu maszynowego przygotowania drewna opałowego już nie było.

Stanisław Kucharzyk pisze...

Appendix -
Już po zakończeniu tekstu trafiłem na duńskie źródło prezentujące kwestie relacji między Duńczykami a Syberią. Pojawiają się tam dwa nazwiska udziałowców spółki Rinir - Th. W. Jacoby i Holger Noack, którzy na potrzeby handlu masłem założyli spółkę Dansk sibirisk Eksportselskab. Nie znam duńskiego, ale dzięki tłumaczowi Google: krótki ale ciekawy dodatek:
Jeszcze przed 1900 r. powstały w Danii, które zajmowały się handlem, eksportem i importem na Syberię i Rosję, głównie jednak z myślą o handlu masłem syberyjskim. Były to Companies Det Siberiske Kompagni (dyrektor Hjerl-Hansen), Dansk Siberisk Eksportselskab (dyrektorzy Th. W. Jacoby i Holger Noack) oraz Smøreksportfirmaet Th. Lund & Petersen (właściciel Grosserer Groes Petersen), który później dla części swojej działalności przeniósł się do Russian-Asian Co. Te trzy firmy i ich liderzy byli duńskimi pionierami na Syberii. Założyli biura handlowe z duńskim kierownictwem i duńskimi urzędnikami w prawie wszystkich, większych miastach zachodniej Syberii, a dzięki corocznym wizytom kontrolnym szefów firm zintensyfikowano i rozszerzono działalność. Biznes maślarski tych firm prowadzony był w taki sposób, że biura na Syberii skupowały masło na wolnym rynku, wysyłały je do portu zachodnio-rosyjskiego, zazwyczaj do Windawy, gdzie dostępne były chłodnie, a stamtąd eksportowały do pozostałych portów Europy. Obok handlu z masłem, który oczywiście przez lata bardzo się rozwinął firmy duńskie prowadziły- import i eksport wszystkich innych możliwych artykułów na dużą skalę.
W pierwszych latach I wojny światowej interesy toczyły się dość spokojnie; ale od jesieni 1915 r. handel masłem został całkowicie wstrzymany. Rosyjski rząd zmonopolizował handel masłem i scedował na jedno a później dwa stowarzyszenia konsumentów, które otrzymały wyłączne prawo do kupowania masła syberyjskiego. Masło mogło być wtedy sprzedawane tylko w granicach Rosji, a nie eksportowane. We wrześniu 1915 duńskie firmy musiały zaprzestać handlu masłem. Nie mogły eksportować, nie mogły nawet przez swoje oddziały kupować masła i sprzedawać go w samej Rosji. Stanęły więc w obliczu sytuacji, w której musiały zamknąć swoje sklepy.