Strony

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Orli Kamień bez orłów?


W dawnych czasach, gdy Sanok nie tylko królewskie nosił miano, ale był również królów i ich małżonek siedzibą, na Białej Górze wznosiła się skała potężna. Królowała nad miastem jak wieża strażnicza, a nad jej szczytem krążyły dumne orły, których kilka par stale zamieszkiwało na urwistych zboczach. Z tego względu była ona „Orlą Skałą” zwana. U stóp skalnego wierchu rozpościerała się puszcza pradawna, bukowa siedziba zwierza wszelakiego. Królowie odwiedzający Sanok chętni urządzali w niej łowy, a pod strzałami władców gęsto padały kraśne jelenie, a nawet mocarne niedźwiedzie. W topolowych łęgach nad brzegiem Sanu w majowe noce zwykł król Jagiełło z młodą żoną Sonką błądzić, w tęskne pienia słowików zasłuchany. Mieszczanom żyło się dostatnio, gdyż zaopatrzenie dworu dostarczało okazji godziwego zarobku.


Orle Skały
 Wzbogaconym mieszczanom zamarzyły się jednak szlacheckie przywileje i aby je pozyskać umyślili sobie większe profity z przyległych posiadłości czerpać. Potężne skalisko na łomy kamienne zamienić, aby okazałe kamienice wznieść, a miasto murem obronnym otoczyć. Buki wiekowe na potaż spopielać i jako opał w warzelniach soli używać. Jodły strzeliste ku Sanowi obalać coby czołny i tramnice do komiąg robić. Słone źródła, od których okoliczne góry nazwano, ujęto w kamienne kręgi, aby łacniej solanki dobywać.
Kadzie warzelnicze ogrzewane nieustannie gorejącymi paleniskami dymiły wśród gór na kształt czeluści piekielnych otwartych. Dwanaście tysięcy beczek soli spławiano co roku do Wielkopolski i Ziemi Dobrzyńskiej. Długie sznury tratew ciągnęły Sanem wiedzione przez oryli ku Gdańskowi. Jak rosła zamożność rajców i piękno miasta, tak malał obszar pralasu i potężniała wyrwa uczyniona w Orlej Skale.
i Orli Kamień
Po śmierci Zygmunta Starego lato okrutnie mokre nastało. Jakby niebo otwarło swe upusty i potop nowy miał ludzi grzesznych, a chciwych wytracić. San toczył wysoko brunatne wody i zbałwanioną falą o brzeg skalisty w Międzybrodziu uderzał. Woda sięgała nawet murów nowych otaczających wzgórze miejskie, dziś Górą Parkową nazywane. Mieszczanie zadufani w swym dobrobycie sen mieli spokojny i nie przeczuwali bliskiej klęski. A ta jak zawsze niespodzianie nadeszła. Pewnej nocy huk okrutny dał się słyszeć - to runęły podmyte miejskie mury i znaczna część kamieniczek na stokach zbudowana. Zwaliła się również skalna orla wieżyca, której fundamenty kamieniołom naruszył, a woda spływająca wartko z bezleśnych stoków do reszty podmyła. Kamienne gruzy rozsypały się po wzgórzach okolicznych jako liche pamiątki dawnej potęgi skalnej. Orły skrzydlate - stróże i opiekuny miasta królewskiego z ochrypłym skwirzeniem na południe ku Beskidowi uleciały. Miasto nigdy nie odzyskało już pierwotnej wspaniałości pozbawione opieki tych ptaków królewskich. Nie pomógł nawet herbowny wąż ukoronowany, którym obdarowała gród Bona Sforza. Jako, że nulla calamitas sola, ogniste żywioły wsparły w dziele zniszczenia klęski wodne. Potężny pożar zniszczył miasto niemal doszczętnie – ocalał jedynie kościół franciszkanów i pięć domów.
Widok na Sanok z Orlich Skał
Dziś wędrowiec przemierzając lesiste znów grzbiety Gór Słonnych napotyka co krok resztki dawnej Orlej Skały, które nieuki ostańcami piaskowcowymi zowią. Jeśli zbłądzicie kiedyś w te strony przysiądźcie chwilę na Orlich Skałach wznoszących się nad królewskim miastem, które przez chciwość nadmierną wspaniałość swą utraciło i przywołajcie na pamięć, ku przestrodze te opowieści dawne. Popatrzcie też na niebo może uda wam się dostrzec orły, które po wielu wiekach w Góry Słonne powróciły, chociaż gnieżdżą się nie na złomach skalnych, lecz w koronach wyniosłych jodeł.

3 komentarze:

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Bardzo przyjemna trasa, nawet na niedzielne wędrówki, sporo lat temu często tam bywałam, potem zejście do Lisznej albo Olchowiec; historia Orlich Skał ciekawa, a warzenie soli skończyło się pewnie w czasach zaborów, kiedy to austriacy zasypali wszystkie źródła solankowe, te pogórzańskie też; pozdrawiam serdecznie.

Stanisław Kucharzyk pisze...

Legenda trochę primaaprilisowa ;-) ale trochę prawdy też zwiera.

Stanisław Kucharzyk pisze...

Bliższa prawdzie historia Sanoka opisana jest przez Władysława Kucharskiego w książce "Sanok i sanocka ziemia w dobie Piastów i Jagiellonów : monografia historyczna" wydanej we Lwowie w 1905 r. W księdze tej wyczytać możemy:"Jagiełło w Sanoku, w kościele farnym bierze ślub z Elżbietą Pielecką i zapewne dlatego powiększył uposażenie tego Kościoła . Uposażenie to, świadczące o opiekuńczej troskliwości Jagiełły nad sprawami kościoła, zawiera dokument z r. 1431. datowany w Krakowie pod dniem 21. marca. W dokumencie tym Władysław Jagiełło kościołowi parafialnemu pod wezwaniem św. Michała Archanioła w Sanoku nadaje za pewne dochody z żup sanockich takie same dochody z żup przemyskich. Wówczas dowiadujemy się po raz pierwszy o istnieniu żup sanockich, które jednak nie opłacały się widocznie, kiedy z niewiadomych nam bliżej powodów Jagiełło każe je zniszczyć »extinguere, suffocare et anichilare"; wówczas też właściwie dowiadujemy się, że rektor t. j. proboszcz sanocki pobierał z sanockich salin »sex grossis monete comunis" i jedno wiadro soli corocznie."