Przedzieraj się przez trawy płowe,
Aż po jesieni owoc złoty,
Nim cię dosięgnie mrok zimowy,
Nim ostry śnieg wykłuje oczy.
Patrz w niebo, chmury światłem tak opite,
Aż się przelewa ponad brzegiem
I na te sine co zszywają
Oba żywioły drobnym ściegiem.
Chmur kawaleria, plamy impresji,
Miłość i walka, światła i cienia,
Niech pochwalone na wieki będzie
Ciągle trwające dzieło stworzenia.
Już wieczór dnia i wieczór lata,
Czekam tęsknoty żurawi głosu,
Co zamknie złotą okładką
Księgę letniego eposu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz