Strony

piątek, 7 listopada 2025

Asawuła z pod Pacławia

Wizyta cesarza w Gmachu Sejmu Krajowego we Lwowie
z cyklu "Podróż inspekcyjna cesarza Franciszka Józefa I po Galicji we wrześniu 1880 r."
autor Henryk Rodakowski (1823-1894)

Kolejny materiał o Tyszkowkich to satyryczny portret ze zbioru "Album fotograficzne" autorstwa Kalasantego Kruka, czyli Kazimierza  Chłędowskiego. Ten cykl felietonów powstał w latach 60-tych XIX wieku. Czy rozpoznacie, o którym Tyszkowskim opowiada?
Bodaj to być systematykiem! układać sobie naprzód plany, kombinować, rozkładać, stawiać piramidę myśli, działów i poddziałów, jak niemiecki uczony. Gdybym był systematykiem, nie byłbym obecnie w kolizji i nie myślałbym o tém, w jaki sposób przed czytelnikami usprawiedliwić to, że serję drugą albumu, która ma być zbiorem fotografji pozasejmowych, zaczynam fotografją sejmową. Ale cóż! gdy pisałem część pierwszą, wiele osób zrazu nie przyszło mi na pamięć i dopiero powoli wychodziły z tyczącemi się ich szczegółami przy końcu pierwszéj serji, gdzie ostatnie litery abecadła miały figurować, nie wypadało jakoś z Asawułą wychodzić; pp. jak Szef sztabu, Szkolnicki jakoś prędzéj koło litery Z. mogli się pomieścić, ale Asawułę kłaść obok Zaklętego posła to już za wielki grzech przeciw abecadłu. Ztąd więc Asawuła rozpoczyna drugą serję.

Asawuła więc jest posłem, a nazywa się Asawułą, gdyż ród swój z kozaczych wywodzi tradycji, a nadto niejeden rys w nim przypomina twarde progi Dniepru. Ojcowie Asawuły w sanockich osiedli górach, tutaj się rozgościli i już od dawna sanocką stworzyli rodzinę. Asawuła też kocha swoje sanockie góry, swoje knieje, w których myśliwską trąbką zwołuje dwunastu zbrojnych strzelców i kilkadziesiąt smyczy dobrze tresowanych psów gończych. Często bywa, że Asawuła na kilka tygodni w ukochane wybiera się lasy, na koniu, ze zgrają strzelców za sobą, wyjeżdża on z domu, barania czapka w tył zasadzona wyłysiałe u góry odkrywa czoło, wzrok jeszcze na podwórzu, a już zdaje się ścigać przynajmniéj lisa.

Asawuła chodził do jakichś tam szkół i uczył się różnych rzeczy, ale w miejskiém życiu się nie rozmiłował, nie smakuje mu miejska niewola; ma on swoje przywiązane, co mu daje zdrowie i siły.. wiatr jednak niecnota zrzucił dach z lichego dworku, ścian także już nie można było naprawiać, Asawuła więc przeniósł się do porządnego piętrowego dworu.

Myślicie jednak, że się tam rozgospodarował z komfortem?  gdzież tam, urządził sobie dwa pokoje na dole, które mu służyły za sypialnię, jadalnię, kancelarję, pokój recepcyjny itd. Łóżka naturalnie nie było, bo myśliwi na łóżkach nie sypiają, sofa je zastępuje; na środku wielki stół, w kątach strzelby, fajki, żelaziwa, chomonta, kawałki skór i łańcuszków; na ścianie wszystkie znakomitości, co gdziekolwiek za wolność walczyły, począwszy od Washingtona i Kościuszki, a skończywszy na Garibaldim i Abdelkaderze.

Zimową porą Asawuła siedzi sobie w kożuszku, pali wyborne cygara, bo ma ich zapas nie mały; a jeśli ma gościa, to piwnica nie powstydzi się doskonałém winem, które ma bukiet i kolor jakich mało.

Asawuła ma doskonałego kucharzą nic to jednak nie przeszkadza, że wyborne obiady prezentują się na wielkim stole w pokoju, w którym w kącie skóry i powrozy.

Razu pewnego jeden Niemiec starosta posłyszał o dobrym kucharzu, o starém winie i wyszukanych cygarach Asawuły, i jakimś sposobem wprosił się na objadek... Asawuła zmiarkował, o co Niemcowi chodziło; kazał więc dać cienki rosołek z kartoflami, chudą sztukę mięsa i poczęstował Niemca piwem od arendarza. Gdy zaś po czarnéj kawie pan starosta dotknął się ustami kieliszka, w którym oczywiście figurowała chasse-cafée, spotkał się z prostą kartoflanką z gorzelni, z prawdziwym liquer aux ziemniaque i skrzywił niemiłosiernie ustami, przez pół godziny mówiąc: brr...

Jest tam w okolicy miasteczko małe, sławne z szewców, którzy na wszystkie jarmarki chłopskich dostarczają butów; otóż szewcy jak zwykle odważni zajechali sobie do dworskiego lasu, nabrali drzewa i daléj do domu. Asawuła się na czas dowiedział i w pogoń ze swymi strzelcami; szewcy chcieli opór stawiać, Asawuła jednak z pałaszem na koniu pokiereszował kilku szewców, kilku pobił na kwaśne jabłko i przywrócił wkrótce poszanowanie własności.

Chłopów traktuje Asawuła z góry, z nahajką po kozacku; ale chłopi go lubią, bo na przednowku znajdują w nim prawdziwego dobrodzieja; wybrali go też posłem. Zapłata za zasługi także u Asawuły jeszcze inna, aniżeli w reszcie ucywilizowanego świata.

-Cóż ci pan płaci? pytał się ktoś ulubionego sługę Asawuły, Semka.
-A... nic - proszę pana.
-Jak to nic?
-Jużcić nic... bo ja zasług nie dostaję, ale pan mi dał grunt i chałupę, a gdybym miał odejść, to pewnie by mi dał więcej.

Asawuła ma dobre serce. Będąc raz w jakimś urzędzie i widząc wychudłych piszczyków, jak ręce zacierali, kazał im zaraz posłać furę drzewa i kaszy hreczanéj, a przez kilka dni chodził w złym humorze, pomrukując sobie: „Te Niemcy.. każą robić a jeść nie dają...!"

Asawuła dosiadając zawsze tylko konia, nie bardzo był rad projektowanéj przez jego góry kolei, to też z razu się krzywił na pp. przedsiębiorców; widząc jednak, że nie poradzi, przystąpił sam do spółki, ruszył małą część swych obligacji i pojechał do Wiednia...

Wracającego do domu Asawułę witała nadworna jego muzyka, którą sobie zrekrutował z szewców z powyższego miasteczka. Muzyka wpadła wszakże na zły koncept i na powitanie zagrała mu hymn państwowy austrjacki (tak przynajmniej złe opowiadają języki). Asawuła od tego czasu stracił serce do swojéj naiwnéj muzyki - muzyka popadła w niełaskę.

Podobnie jak z koleją, Asawuła rad nie rad musi się oswajać z innemi nowacjami na tym teraźniejszym przewrotnym świecie. Asawuła nawet toleruje dziennikarzy, a że w swoim rodzaju jest demokrata, chce nieposyłania do rady państwa i jest posłem włościańskim a więc ludowym, zostaje przeto w stosunkach z „organkiem lwowskim." Powiadają nawet o jakiejś subwencyjce ale to tylko ludzkie gadania.

W stolicy można często widywać, jak satellici z małego dzienniczka krążą około téj gwiazdy, która swoją łysiną rzuca blask na porosłe czupryny i brody głów, które nie łysieją. Wszakże i Horacy śnił o swoim mecenasie, dlaczegóżby poczciwy dzienniczek nie wzdychał do jakiego takiego Tusculum! Tém bardziej, że zasady w polityce z radą państwa na wielu punktach się spotykają.

Asawuła wiernym jest w sejmie swemu charakterowi włościańskiego posła, głosuje zwykle z chłopami, w sprawie ruskiéj posuwa się dosyć daleko, a często nawet bryluje nowemi projektami ustawodawczemi, np. projektem do zniesienia propinacji. O ile w borach swoich i kniejach Asawuła głośnym, o tyle spokojnym jest wśród sejmu, wśród miasta, wśród ludzi. Nie odzywa się niepotrzebnie, a jeśli mówi, to krótko i węzłowato byle swoją myśl wypowiedzieć. Czém Asawuła góruje nad wymokłymi śmiertelnikami teraźniejszych czasów, to tym zdrowym rozsądkiem i trzeźwą myślą, któréj nie dają książki, ale którą znaleźć można tylko w swobodném życiu dalekiém od wszelkich systemów i teorji.

W duszy i w sercu Asawuła jest despotą, ponieważ jednak uczucia tego do teraźniejszéj polityki zastósować nie można, więc rad nie rad jest radykałem. Dusza bowiem mająca w sobie cokolwiek despotycznych skłonności, nigdy nie zdoła się zgodzić z rozlazłém autonomiczno-liberalném życiem, ona musi koniecznie kogoś za łeb trzymać... w takiéj lub owakiéj formie.

Gdyby Asawuła żył przed stu laty, byłby podobnym do p. Kaniowskiego, dzisiaj nie ma dla takich ludzi powietrza. Asawuła za późno się urodził, a że jeszcze młody, będzie się biedak musiał trapić kolejami, telegrafami, dziennikarzami i t. d.it. d. a kto wie czy mu kiedy jaka ekspropriacja według §. 365 kodeksu cywilnego nie zabierze ulubionych kniei. Hej! hej! mocny Boże! świat się do góry nogami przewraca!

Brak komentarzy: